Nigdy nie lubiłam określania gier mianem „interaktywnych filmów”. Gra to gra, a film to film i nie powinno się mylić tych pojęć. Jednak w przypadku She Sees Red, „gry”, której dotyczy ta recenzja, miałam niemałą zagwozdkę. I po namyśle stwierdzam, że chyba muszę się z tym nieszczęsnym określeniem przeprosić.
Pamiętacie, jak Netflix wypuścił specjalny, interaktywny odcinek serialu Czarne lustro, w którym można było samemu wybrać, jak dalej potoczy się fabuła? Część widzów uznała to za niesamowicie oryginalny i nowatorski pomysł. Natomiast dla graczy nie było to nic nowego. Przecież znali ten zabieg już od dawna i to na dużo głębszym poziomie. Moje rozważania na temat She Sees Red prowadzą głównie do jednego wniosku – tej specyficznej opowieści rzeczywiście bliżej jest do filmu niż do gry i prędzej porównałabym ją właśnie do interaktywnego odcinka Czarnego Lustra niż do Heavy Rain czy Detroit: Become Human. Jesteście ciekawi dlaczego? Odpowiedzi udzieli Wam moja recenzja She Sees Red.
Thriller klasy Rosja

She Sees Red to produkcja, w której występują aktorzy, a nie komputerowe postacie. Jest to więc pierwszy (choć niezbyt mocny) argument przemawiający za tym, że to film, a nie gra. Całość podzielono na sceny, które płynnie przechodzą jedna w drugą, więc początkowo bardzo trudno jest wychwycić, kiedy dana sekwencja się kończy.
Akcja (poza retrospekcjami) rozgrywa się w rosyjskim klubie nocnym o wdzięcznej nazwie „Raj”, gdzie dochodzi do brutalnego morderstwa. Główną bohaterką uczyniono policjantkę, która próbuje rozwikłać zagadkę i uchwycić sprawcę. Mamy więc do czynienia z całkiem klasycznym thrillerem z elementami kryminału – jest trup, jest rosyjska mafia, smutni panowie w garniturach i bystra protagonistka. Można by więc powiedzieć, że nic oryginalnego – i takie właśnie były moje pierwsze wrażenia z She Sees Red. W ostatecznym rozrachunku okazały się jednak dość mylne.

Wszystkie sceny nakręcono w języku rosyjskim, ale jeśli ma się takie życzenie, można wybrać angielski dubbing. Ja polecam jednak grać z oryginalną ścieżką dźwiękową, gdyż rodzimy język Dostojewskiego świetnie pasuje do klimatu całości. I wypada o wiele naturalniej.
Jaka jest zawartość filmu w grze?
Bardzo duża. Dość powiedzieć, że przez większość czasu gracz (widz?) po prostu ogląda kolejne sceny. Co jakiś czas pojawia się sekwencja, w której musimy wybrać pomiędzy dwiema opcjami. Jesteśmy przy tym ograniczeni czasowo i jeśli nie podejmiemy decyzji wystarczająco szybko, „gra” zrobi to za nas. Takich momentów jest jednak stosunkowo niewiele, przy czym naprawdę kluczowe są może trzy z nich.
To, co sprawia, że She Sees Red jest bardziej interaktywnym filmem niż pełnoprawną grą, to też to, że owe wybory możemy w zasadzie podejmować całkowicie losowo. Produkcja nie daje nam żadnych przesłanek, na podstawie których moglibyśmy stwierdzić, jaka decyzja byłaby bardziej korzystna, albo która jest właściwsza pod względem moralnym (moralność tutaj to zresztą w ogóle pojęcie względne, ale ten element She Sees Red omówię w dalszej części recenzji). Nie sposób też odnaleźć powiązania przyczynowo-skutkowe pomiędzy konkretnymi wyborami a ich następstwami.

Przykładowo: byłam w stanie określić, który z moich wyborów doprowadził do jakiego zakończenia (a są cztery). Ale dlaczego właśnie ten – to pozostaje zagadką, gdyż decyzja w żaden logiczny sposób nie wiązała się z konsekwencją. Tak jakby twórcy zupełnie losowo rozpisali ścieżki.
W wielu grach nie tylko nasze wybory wpływają na dalszą fabułę, ale też nasze umiejętności i sposób poprowadzenia niektórych sekwencji. Np. w Heavy Rain wiele zależało nie tylko od naszych świadomych decyzji, ale też od tego, czy np. uda nam się wygrać walkę albo znaleźć rozwiązanie zagadki. W She Sees Red tego nie uświadczymy – nie mamy żadnego udziału w potyczkach, możemy je tylko biernie obserwować. W prowadzeniu śledztwa też zresztą czynnie nie uczestniczymy, bo wszystkie wybory podejmujemy z perspektywy… mordercy, a nie tych, którzy go ścigają.
Układanka
Na początku mojej recenzji She Sees Red wspominałam, że moja pierwotna ocena tej produkcji była mylna. Bo rzeczywiście – początkowo cała historia wydała mi się sztampowa, irytowała mnie postać policjantki, która cały czas miała minę mówiącą „wiem to, czego ty nie wiesz”, a rosyjscy mafiosi byli do bólu schematyczni. Okazało się jednak, że żeby zrozumieć i poznać całą historię, trzeba tę „grę” przejść przynajmniej trzy razy, wypróbowując różne ścieżki. Jest to bowiem swego rodzaju układanka, którą na koniec trzeba złożyć w całość. Dlatego też, jeśli chcemy zobaczyć wszystkie sceny, jesteśmy niejako zmuszeni do podejmowania decyzji, z którymi możemy się nie zgadzać pod względem etycznym.

Nie ukrywam, że ten zabieg całkiem mi się podobał, bo sprawiał, że żadne zakończenie nie było alternatywną wersją tej samej historii, ale osobną częścią większej całości.
Po odkryciu kilku scenariuszy okazuje się też, że historia jest znacznie głębsza i bardziej niejednoznaczna, niż mogło się wydawać.
To nie jest film dla wrażliwych widzów
Muszę przyznać, że zaskoczyło mnie to, jak bardzo brutalna jest to produkcja. Sceny walk i morderstw były krwawe, naturalistyczne, czasem miałam wrażenie, że wręcz przeciągnięte w celu silniejszego zaszokowania widza. Jeśli chodzi o mnie – był jeden moment, gdy z ledwością przemogłam odruch odwrócenia wzroku. Mimo to nie uważam, by brutalność była wadą tej produkcji. Pokusiłabym się o stwierdzenie, że wręcz przeciwnie – podkreślała wagę podejmowanego tematu i dobrze budowała klimat.

She Sees Red – finalne wrażenia
Tak jak wspominałam od początku, She Sees Red to raczej film niż gra – zresztą filmem tę produkcję nazywają nawet sami twórcy. Jednorazowe przejście zajmuje około czterdziestu minut, natomiast aby poznać całość historii, potrzebne są przynajmniej trzy przejścia. Po drugim ukończeniu „gry” odblokowujemy opcję przewijania scen, które już widzieliśmy, co może znacznie przyspieszyć rozgrywkę.
She Sees Red jest produkcją w gruncie rzeczy ciekawą i świeżą. Przedstawiona w niej opowieść nie jest przesadnie rozbudowana, ale dzięki zastosowaniu zabiegu „układanki” zyskuje głębię i potrafi zaintrygować. Mimo wszystko mój kontakt z She Sees Red nazwałabym raczej ciekawym doświadczeniem filmowym niż ukończeniem gry.
Recenzja She Sees Red powstała dzięki uprzejmości sklepu GOG.com, w którym obecnie możecie nabyć grę w promocji, za 8,69 zł.


