Nietypowe połączenie Dzikiego Zachodu i opowieści o wampirach sprawiło, że Evil West niezwykle mnie zaintrygował, a ta recenzja przedstawi Wam moje wrażenia z tej gry.
Po kolejnym przejściu mojej ulubionej gry, jaką jest Red Dead Redemption 2, chciałam znowu powrócić do klimatu Dzikiego Zachodu, który został tak pięknie przedstawiony w produkcji od Rockstar Games. Mój wybór padł na Evil Westa. Pomysł połączenia westernowego stylu z opowieściami o wampirach wydał mi się niesamowicie interesujący oraz oryginalny. Nie minęło dużo czasu, aż zaczęłam swoją przygodę z tym tytułem, a o moich wrażeniach przeczytacie w tej recenzji.
Evil West to dzieło naszego rodzimego studia – Flying Wild Hog. Od 22 listopada 2022 roku gra jest dostępna na konsolach PlayStation 4, PlayStation 5, Xbox One, Xbox Series X|S i komputerach osobistych.
Polski God of War?
Na początku tej recenzji chciałam omówić jedną kwestię. Otóż przed kupnem Evil Westa często w sieci napotkałam się opinie mówiące, że nasza polska gra przypomina God of War. Jednak ile jest w tym prawdy?
Już w pierwszych godzinach od rozpoczęcia swojej przygody z Evil West uderzyło mnie jego podobieństwo do tytułu od Sony. System ostrzegania przed przeciwnikami oraz wypadające „kamienie energii” sprawiły, iż nasza polska produkcja zaczęła przypominać mi ostatnią grę z Kratosem w roli głównej.
Kolejną rzeczą, która łączy te dwa tytuły jest to, że podczas rozgrywki musiałam nauczyć się żonglować różnymi typami oręża. Jednak w produkcji od studia Flying Wild Hog miałam obszerniejszy arsenał broni. Wobec tego w późniejszych etapach posiadałam w swoim ekwipunku m.in: rewolwer, strzelbę, miotacz ognia oraz wiele innych narzędzi do siania zniszczenia. Moim ulubieńcem bez wątpienia został pstrykacz. Pozwalał on tymczasowo sparaliżować wszystkich oponentów na arenie. Bardzo ułatwiało to grę i w krótkim czasie pozbywałam się pomniejszych przeciwników, dzięki czemu mogłam zająć się tymi, którzy sprawiali większe problemy.

I tutaj podobieństwa między tymi tytułami się kończą. Osobiście uważam, iż te produkcje może i nie są jednakowe, lecz sporo je łączy. Szczególnie w pierwszych godzinach rozgrywki nie mogłam pozbyć się wrażenia, że właśnie przechodzę nową przygodę Kratosa, tylko tym razem na Dzikim Zachodzie. Jednak im więcej czasu spędziłam przy Evil West, tym bardziej te odczucie zaczęło znikać, a pod koniec mojej przygody w niczym już nie przypominał hitu od Sony.
Z górki na pazurki
Najbardziej w Evil West urzekł mnie gameplay. Każdy z typów przeciwników wyróżniał się unikalnym atakiem specjalnym oraz sekwencją ciosów. A że poziom trudności był wyśrubowany często zdarzyło mi się zginąć, nim znalazłam sposób na jak najszybsze pokonanie oponenta. Uważam, iż to jeden z największych atutów tego tytułu, a walka sprawiała mi niesamowitą przyjemność.
Rozwój postaci w grze od studia Flying Wild Hog poprowadzono w bardzo dobry sposób. Dzięki zdobytym dolcom mogłam ulepszać swoje bronie. Natomiast punkty umiejętności, które przyznawano za każdy nowy poziom doświadczenia, wymieniałam na ulepszenie ataków specjalnych bądź poprawienie żywotności głównego bohatera. Wszystko było bardzo intuicyjne i proste do opanowania, dzięki czemu poprawianie statystyk postaci dawało sporą satysfakcję.

Kolejną rzeczą wyróżniającą Evil West na tle innych gier, jest możliwość włączenia trybu „Arachnofobia”. Oznacza to, że podczas przemierzania kopalni bądź podziemi nie musiałam oglądać ogromnych pająków pojawiających się w tych lokacjach. Jest to świetne rozwiązanie dla osób, które podobnie jak ja, nie przepadają za tymi stawonogami.
Piękny Dziki Zachód
Evil West może nie jest najpiękniejszą grą, lecz twórcy pomimo małego budżetu starali się nadać produkcji wyjątkową atmosferę. I to im się udało. Każda z lokacji, którą miałam przyjemność przemierzać podczas przechodzenia tego tytułu, posiadała swój urok i indywidualny charakter. Dodatkowo udźwiękowienie stoi na naprawdę wysokim poziomie i buduje niesamowity klimat.
Natomiast fabuła w grze nie powala na kolana. To dość banalna historia o ratowaniu świata przed złem. Jednak trzeba przyznać, że postacie, które poznałam podczas rozgrywki, jeszcze długo będę wspominać. Główny bohater – Jesse Rentier, mimo szorstkiego usposobienia od razu wzbudził moją sympatię. Pod maską niezadowolonego z życia samotnika dostrzegłam osobę, która aby ocalić najbliższych postawi na szali własne życie. Kreacja tej postaci poniekąd przypominała mi Geralta z serii Wiedźmin lub Arthura Morgana z Red Dead Redemption 2. Towarzysze Jesse’ego również skradli moje serce. Każdy z przyjaciół protagonisty posiadał swój indywidualny, mocno zarysowany charakter, dzięki czemu łatwo można ich polubić.

Za to główna antagonistka w grze – wampirzyca Felicity, wzbudza grozę od pierwszego spotkania. Kreacja tej postaci jest naprawdę niesamowita i, mimo dość mało oryginalnych motywacji, buduje klimat. Dzięki temu idealnie pasuje do świata, w jakim rozgrywa się akcja produkcji.
Wcześniej napisałam, że gameplay to największy atut najnowszego dzieła od Flying Wild Hog. Jednak i tutaj nie mogło się obejść bez drobnych niedociągnięć. Niekiedy da się wychwycić lekkie opóźnienia w sterowaniu. Nie byłby to duży problem, ale biorąc pod uwagę fakt, iż Evil West jest przede wszystkim grą zręcznościową, to trochę utrudniało przejście tego tytułu. Ponad to zauważyłam znaczne spadki klatek, szczególnie w późniejszych godzinach rozgrywki, kiedy było wielu przeciwników na arenie. Są to dość małe błędy, które występowały sporadycznie, lecz czasami przeszkadzały w ogrywaniu tej produkcji.
Wampiry i świry – finalne wrażenia z gry Evil West
Evil West ma wiele zalet, aczkolwiek posiada też sporo niedociągnięć. Sztampowa fabuła nie zachwyca i pomimo świetnie napisanych postaci nie wciągnęła mnie na tyle, żebym zapamiętała ją na dłużej. Dodatkowo tytuł boryka się z problemami technicznymi utrudniającymi ukończenie gry. Oprócz tego bardzo przeszkadzał mi drewniany i nienaturalny motion capture, przez który postacie niejednokrotnie wyglądały sztucznie.
Uważam, iż mimo to Evil West jest wart polecenia. Świetny gameplay potrafi wciągnąć tak bardzo, że nawet nie zauważyłam, kiedy pojawiły się napisy końcowe. Niestety rozgrywką nie mogłam nacieszyć się zbyt długo, ponieważ czas zabawy wynosi tylko 15 h. Jednak nic nie stoi na przeszkodzie, aby ponownie rozpocząć swoją przygodę i to z całym dotychczasowym wyposażeniem. Tytuł posiada bowiem tryb nowa gra plus. Za niedługo znów odwiedzę mroczne lokacje i przy okazji w brutalny sposób pozbędę się paru krwiopijców. A jeżeli Wy lubicie produkcje z lekkim dreszczykiem i ciekawym światem przedstawionym, to z pewnością Evil West przypadnie Wam do gustu.

