Epickie walki i wielkie potwory. Final Fantasy 16 – recenzja gry

Ifryt i Fenisk z Final Fantasy 16

Są we mnie dwa wilki. Jeden żąda epickich starć, drugi zaś dobrej fabuły. Oba śpią teraz wysoce usatysfakcjonowane.

Final Fantasy 16 kusił. Trailery wyglądały jak złoto. Zachęcały eikonami (bóstwami występującymi w każdej części serii), które jakimś cudem przebijały swoim pięknem każdą poprzednią odsłonę. Mało wykorzystana dotychczas możliwość kierowania nimi, zdawała się lśnić. Pogłoski zaś wspominały mroczniejszą niż dotychczas, poważną fabułę. Jak jednak wyglądało to w praktyce?

Historia mroczna, acz łatwostrawna

Najnowsza odsłona Final Fantasy 16 ma świetny system, który ułatwia graczowi przyswojenie dość zawiłej politycznie historii. Podczas każdego przerywnika filmowego jesteśmy w stanie zapauzować grę, by przeczytać kawałek streszczenia na temat każdej postaci NPC, lokacji, czy frakcji w nim występujących. W hubie mamy również dostęp do drzewka powiązań postaci oraz mapy politycznej, która dynamicznie zmienia się wraz z rozgrywką.

Aktywna pauza z możliwością przeczytania informacji o bohaterach w cutscence

Czy w Finalu czuć jego azjatyckość? Nie do końca. Gra w dużej mierze stworzona jest na europejską modłę. Będzie epicko, neonowo i monologowo niczym w jRPGu. Sam świat oraz lokacje utrzymywane są jednak w mocno mrocznym klimacie, bliższym chociażby Dragon Age Origins. Nie uświadczymy też roznegliżowanych strojów na postaciach kobiecych. Wręcz przeciwnie. Wszystkie zbroje i stroje w grze zaimponowały mi detalem i realizmem. Widać kroje, szycia, brudy, niedoskonałości. Szczerze nie znam żadnego innego tytułu, który podchodził do nich aż tak dokładnie.

Piękność w brzydocie świata przedstawionego

Szykując się do wcielenia się w Clive’a należy pamiętać, że zanurzamy się w niezbyt przyjemną krainę. Pełną zdrad, nierówności, niesprawiedliwości, a nawet niewolnictwa. Większość postaci nie walczy w grze o marzenia, czy ambicje. Nie. Częściej jest to chęć przeżycia na własnych warunkach. Rozpaczliwa szamotanina o odrobinę wolności i niezależności.

Przechodząc przez lokacje podsłuchamy rozmowy nieinteraktywnych postaci, rysujące nam tragiczność tego świata w dość brutalny i bezpośredni sposób. Owszem, zdarzają się też bardziej humorystyczne wstawki, jednak w większości gra opowie nam jak bardzo jesteśmy w tym całym gównie po uszy.

Clive rozmyślający w świetle księżyca

Jak to jest być Dominantem, dobrze?

Niestety nie ma tak, że jest dobrze, albo nie dobrze. Los Dominantów jest podzielony niczym krainy, które dano nam zwiedzić podczas rozgrywki. Z jednej strony są oni potężnymi władcami magii, którzy nie potrzebują kryształów, by wykorzystywać aether (energię magiczną) i są w stanie przemienić się w istoty godne miana półbogów, z drugiej ludzie różnie reagują na odmieńców.

Wykazanie jakichkolwiek zdolności magicznych zazwyczaj kończy się otrzymaniem piętna i bycia skazanym na dożywotnie niewolnictwo. Jeśli jednak okażesz się Dominantem – najpewniej staniesz się polityczną zabawką, jeśli sam nie znajdziesz się przypadkiem u władzy. Czy to poprzez manipulację, urodzenie, czy wywalczenie sobie należytego miejsca.

Jill w pozycji bojowej - Final Fantasy 16

Jednak jako Dominant jestem wszechpotężny, nie?

Nie do końca, gdyż używanie swoich mocy wiąże się z dość nieprzyjemnymi efektami ubocznymi. Jakimi? Nie chcę zdradzać za wiele, by moja recenzja nie zawierała spoilerów. Zdradzę jednak, że w ciągu gry będziecie mieli możliwość wypróbowania mocy aż ośmiu różnych eikonów. W ich skład wchodzić będą: Ifryt, Feniks, Shiva, Garuda, Ramuh, Titan, Bahamut oraz Odin. Niemal każdy z nich (poza Ifrytem) posiada 5 różnych umiejętności. Jedna z nich jest możliwa do wykorzystywania bez ograniczeń, jeśli wybierzemy dane bóstwo jako jedno z 3 wchodzących w skład buildu. Kolejne 4 są aktywowanymi skillami, z czego jeden stanowi specjalny, posiadający długi czas odnowienia, ale szczególnie potężny i charakterystyczny atak, nastawiony na konkretny styl gry.

Achievement screenshot z kontrą Titana

Przykładowo korzystając z mocy Garudy jesteśmy w stanie przyzwać potężne tornado. Jako Feniks zadamy spore obrażenia, jednocześnie regenerując część zdrowia. Bahamut pozwoli nam na przyzwanie śmiercionośnego lasera, który unieruchamia nas na dłuższą chwilę w miejscu. Każde wydane doświadczenie jesteśmy w stanie w bezkosztowo zrefundować, więc można bawić się całym arsenałem bez obaw, że coś sknocimy. 

W ramach ciekawostki dodam, że nad systemem walki czuwał designer znany z serii Devil May Cry – Ryota Suzuki. Wizualnie jest to dostrzegalne, jednak nie uświadczymy zaawansowanych kombosów na zwyczajnych atakach, a żonglowanie przeciwnikami w powietrzu będzie mocno zależeć od wybranych przez nas umiejętności. Najbardziej odpowiednia do tego zdecydowanie jest Garuda. Jednak miłośnicy parowania odnajdą się w rozgrywce zawierającej umiejętności defensywnego Titana, a perfekcyjne uniki zostaną wynagrodzone przez Bahamuta.

Drzewko umiejętności z Final Fantasy 16

Rozgrywka jest dynamiczna, ale czy trudna?

Final Fantasy 16 umożliwia graczowi dostosowanie trudności rozgrywki pod jego własne preferencje. Jeśli wydawanie komend Thorgalowi (twojemu wiernemu psiakowi) zdaje się być dla ciebie zbędnym komplikowaniem rozgrywki – śmiało możesz je zautomatyzować za pomocą amuletu i skupić się na prowadzeniu tylko jednej postaci. Dla gracza dostępne są 3 miejsca na akcesoria. Zamiast rozbudowywać nimi swoją obronę, czy atak możesz też zautomatyzować elementy rozgrywki, z którymi nie radzisz sobie najlepiej. Chciałbyś łatwiej unikać ataków – masz amulet spowolnienia czasu w momentach, gdy wróg za chwilę cię uderzy. Nadal jest za trudno? Może pełna automatyzacja uników? Nie ogarniasz umiejętności – gra może ich używać za Ciebie, jeśli jej na to pozwolisz (choć niekoniecznie w optymalny sposób).

Głaskanie psa Thorgala z gry Final Fantasy 16

Festiwal epickości

Czy kiedykolwiek, choćby za dzieciaka, wyobrażałeś sobie epickie starcia wielkich potworów? Niekończące się wielofazowe walki, pełne wybuchów, zniszczeń, kolorowych pocisków, laserów. Starcia, które bardzo szybko eskalowały w swojej skali do niewyobrażalnych rozmiarów. Niekoniecznie pełne realizmu, czasem absurdalne, ale zdecydowanie najlepsze w twoim jakże ambitnym, dziecięcym mózgu. Final da Ci właśnie to!

Gra jest jednym, wielkim festiwalem efektów specjalnych. Są przepiękne. Dbale wykonane. Pożałujesz, że nie masz jeszcze większego telewizora by widzieć więcej, a i bez tego twoja szczęka już dawno opadła na ziemię z zachwytu. Szczerze powiedziawszy niektóre walki z bossami sprawiły, że grałam, płacząc. Ale nie z racji poziomu trudności, czy frustracji, tylko tego jak prześwietnie to wyglądało. Ze spełnionego dziecięcego marzenia o wielkich walkach, przy których nędzne Godzille kulą ogon i idą się schować. A także trochę ze smutku. Bo wątpię, że znajdę drugą taką grę w najbliższych latach, gdyż Square Enix zdecydowanie przebija pod tym względem wszystkich. God of War był epicki, ale nie aż tak epicki. 

Było warto! Final Fantasy 16 – wrażenia po przejściu gry

Jeśli zainteresował Cię jakikolwiek aspekt Final Fantasy 16 ujęty w tej recenzji, śmiało ograj tą produkcję jak tylko będziesz miał okazję. Jest nieidealna, ale zdecydowanie warta ceny. Czemu uważam ją za nieidealną? Z paru powodów, które całokształtem nie zabiły moich dobrych wrażeń z rozgrywki, ale jednak pozostawiły delikatny niesmak.

Mój niedosyt wynikał głównie z dość nierównego poziomu trudności. Od połowy gry jedynie nieliczne stworzenia z aktywności opcjonalnych sprawiały mi jakiekolwiek problemy. Główne walki były epickie, ale niekoniecznie mocno wymagające. Raczej umiarkowane. Wzbudzały we mnie poczucie zagrożenia, ale przy użyciu kilku mikstur, którymi gra hojnie cię darzy przed każdym bossem, raczej nie umierałam zbyt często. Nie wiem jak wygląda pod tym względem nowa gra +, ale nawet w formie bez ułatwień jest raczej dość przyjemnie i odprężająco.

Odczułam także przesyt robiąc zadania poboczne. Początkowo otrzymujemy ich nie więcej jak 3, by wraz z postępem głównego wątku dostawać coraz więcej. Świat czeka na ratunek, a my nagle zostajemy chłopcem na posyłki, zasypanym ponad dwudziestoma zadaniami rozsianymi po wszystkich odkrytych dotychczas krainach. Co więcej za ich zrobienie dostałam osiągnięcie „świat poczeka”. Niby fajnie, bo wszystkie postaci mają dobrze napisane historie, a zadania są szybkie w wykonaniu i ciekawe, ale zdecydowanie wolałabym je dostawać bardziej równomiernie.

Bawiłam się mimo wszystko świetnie. Gra zarówno poruszyła zarówno moje wewnętrzne dziecko, jak i zadowoliła mroczną fabułą moje dorosłe ja. Zdecydowanie polecam wszystkim!

Scroll to Top