Z roku na rok coraz gorzej? Relacja z Poznań Game Arena 2025

Kolaż z czterech zdjęć i logo PGA na środku. W lewym górnym rogu die postacie z wielkimi szarymi głowami przypominającymi księżyce z twarzami, w prawym górnym rogu niebieski batonik "Krypciarz" z VaultBoyem, W lewym dolnym rogu scena z grupą kilkunastu ludzi na niej, za nimi napis "Scena retro&geek" oraz tablica z wynikami w Deluxe Ski Jump 2.1. W prawym dolnym rogu ogromna hala pełna ludzi widziana z piętra.

Przeczytajcie naszą relację i dowiedzcie się, czego było na Poznań Game Arena za dużo, a czego stanowczo za mało.

To żadna tajemnica, że od kilku lat coraz bardziej zmniejsza się liczba produkcji niezależnych dostępnych do ogrania na PGA. Dla nas to jeden z głównych wyznaczników jakości targów, więc co roku jesteśmy trochę bardziej zawiedzione. Zobaczcie, czy w tegorocznej edycji Poznań Game Arena czymś nas pozytywnie zaskoczył, czy 2025 to flop, jakich mało.

Gdzie te gry? Na samym końcu

Pierwsze, co rzuciło nam się w oczy podczas przemierzania hal, to niewielka liczba produkcji do ogrania. Mówimy o tym praktycznie co roku, jednak ta edycja wyjątkowo negatywnie nas zaskoczyła. W jednej hali zgromadzono zarówno tytuły od dużych wydawców, jak i produkcje indie. Chyba nie musimy mówić, jaki robił się tam tłok, zwłaszcza w sobotę. Proporcje pół na pół nie były tym, co spodziewałyśmy się zobaczyć, bo indyki-niespodzianki od dawna są naszym ulubionym elementem PGA. Zwiększyła się za to liczba stoisk ze sprzętem komputerowym. Wystawił się chociażby Komputronik ze swoją serią sprzętu gamingowego. Niektóre aranżacje PC-tów były naprawdę ciekawe, ale nie napawa to optymizmem na przyszłe edycje targów.

Jeśli chodzi o duże stoiska, to też wydaje się, że wystawcy nieco się rozleniwili. Dekoracje przygotowane do Anno 117: Pax Romana przykuły wzrok, na stoisku CD PROJEKT RED można było znaleźć fajny motocykl z Cyberpunka czy ozdobić rzeczy motywami z gier Redów, ale to w sumie tyle. Zeszły rok oferował zdecydowanie więcej pod kątem atrakcji, tym razem w większości postawiono na liczbę komputerów kosztem jakości.

Merchu za dużo i nie do końca zadowalający

Smutno przechodziło się też przez hale z merchem do kupienia. Owszem, nie zabrakło kilku ciekawych marek i własnoręcznie zrobionych rzeczy, ale większość zdecydowanie stanowiła typowa tandeta z Chin. Słabej jakości kubki, figurki czy, oczywiście, body pillows z roznegliżowanymi kobietami. Coraz ciężej trafić na dobre produkty i aż chce się sparafrazować growego klasyka: „Nie pokazuj mi swoich towarów”. Nie są po prostu warte swojej ceny.

Nie zabrakło też różnych przekąsek. Tutaj prym wiodły słodycze, energetyki i drogie foodtrucki. Na jedzeniowej hali śmierdziało przepalonym tłuszczem, co razem z kolejkami zniechęcało do jedzenia. Dużo miejsca zajęło stoisko od Holy, na którym firma promowała swoje rozpuszczalne energetyki, rozdając darmowe próbki lub zapraszając do losowania gadżetów… które niekoniecznie mieli na stanie. Z naszego grona tylko Natalia spróbowała swoich sił przy ich kole fortuny, by po wygraniu shakera termicznego (dodam, że w piątek o godzinie 17, a przecież były jeszcze dwa dni targów) dowiedzieć się, że już ich nie mają i nie będą mieć, więc pozostaje jej tylko obejść się smakiem. Jedzeniowo cóż, raczej ciężko się spodziewać zdrowej żywności na tego typu eventach, ale kiedy woda kosztuje tyle co Coca-Cola, to mamy problem.

Mimo wszystko zawsze coś się trafi…

W co grałyśmy

Scriptorium: Master of Manuscripts

To było stoisko, którego Kasika szukała od razu w piątek po wejściu na PGA. Scriptorium to gra twórców Inkulinati, czyli Yaza Games. Ma to być rekreacyjna gierka, w której będziemy projektować manuskrypty na zlecenie i ilustrować je. Brzmi jak świetna propozycja dla kogoś, kto jara się tematem, ale nie poradził sobie z poprzednią grą studia lub po prostu nie lubi karcianek.

W demie dostępnym na targach mogłyśmy wykonać jakieś zlecenia i zobaczyć system ich oceniania. Ciekawszą propozycją był jednak tryb sandboksowy, w którym można było puścić wodze fantazji! Gra posiada duży wybór członów, z których można złożyć ciekawe projekty. Jest oczywiście jajkoń, są różnorakie trąby i inne ozdobniki. Na plus zasługuje też istnienie systemu warstw, który działa całkiem sprawnie. Dzięki niemu można o wiele dokładniej dopracowywać swoje pomysły. Po zakończeniu dzieła był robiony screenshot, który można było później znaleźć na Discordzie studia. Gra nie ma jeszcze daty premiery, ale po demie widać, że prace są na dość zaawansowanym poziomie, więc trzymamy kciuki.

Valor Mortis

Żadna z naszej czwórki nie zjadła zębów na souslike’ach, niemniej i tak próbowałyśmy wystać w kolejce do polskiego Valor Mortis, bo lubimy wspierać rodzime produkcje. I tak, gdy w końcu w niedzielę Natalia miała się już poddać po staniu w kompletnie nieporuszającej się grupie przez pół godziny, deweloperzy sami zaprosili ją do środka na szybkie 15 minut z grą. Jak na osobę niedoświadczoną z soulslike’ami przystało, Natalia zginęła pięć razy w ciągu tego kwadransa. Mimo to, wyszła, mówiąc, że rozumie, dlaczego graczki i gracze tak się zainteresowali tym tytułem.

Nie da się bowiem zaprzeczyć, że gra, osadzona w epoce napoleońskiej, zdecydowanie ma swój klimat. Zwiastun nie oddaje go tak jak to demo. Powstajemy z martwych jako żołnierz służący w armii francuskiego cesarza i walczymy z różnorakimi monstrami (w tym urywku głównie z innymi nawiedzonymi wojownikami z Wiecznej Gwardii Napoleona), przemierzając lasy, mosty i pola bitwy pełne poległych. Wszystko to w pierwszej osobie. 

The Outer Worlds 2

Kolejka do zagrania w sequel kosmicznego RPG-a od Obsidian Entertainment już w piątek dość wolno się przesuwała. Dowiedziałyśmy się, że to dlatego, iż nie jest to żadne demo, tylko po prostu można usiąść i grać, ile się chce. Stanie w niej było więc dość ryzykowne, niemniej jednak udało się dość szybko zasiąść przy komputerze i rozpocząć rozgrywkę. Twórcy nie przygotowywali dema zapewne ze względu na to, że produkcja miała mieć swoją premierę w kolejnym tygodniu, jednak z tego powodu nie ograłyśmy za dużo. Gra okazała się ciekawa, prolog wciągający, więc szybko się stamtąd zwinęłyśmy, uznawszy, że zagramy na spokojnie po premierze w Xbox Game Passie. 

Stoisko było niewielkie, ale dali na nim szansę by zrobić sobie zdjęcie z wielką głową Moon Mana (trochę przerażająca była). Kolejną atrakcją było… założenie tychże głów do kolejnych fotek! Przednia zabawa, pozostaje tylko mieć nadzieję, że w The Outer Worlds 2 czeka nas co najmniej taka sama. Gra miała premierę 29 października i na razie zbiera raczej pozytywne recenzje.

Dwie kobiety w maskach przypominających księżyc z twarzą i w kapeluszu. Kobieta po lewej ma koszulkę the Sims 2, po prawej czerwoną bluzę. Za nimi jest kosmiczny baner "The Outer Worlds 2"

Labyrinth City: Pierre the Maze Detective

Ta gra co prawda już wyszła – i to w 2021 roku – ale nie przeszkodziło to Kasice i Liosie w spróbowaniu swoich sił. Labyrinth City: Pierre the Maze Detective to przygodówka, w której jako tytułowy detektyw szukamy złodzieja. Żeby go odnaleźć, przyjdzie nam przemierzyć rozmaite lokacje pełne przeszkód.

Jak nietrudno się domyślić po tytule, mapy przypominają właśnie labirynty. Darjeeling postawił na drodze gracza lub graczki różnie wyglądające przeszkody. Raz nie pozwoli nam przejść tłum ludzi, innym razem sprytnie umiejscowiony karton czy samochód. Musimy więc przeanalizować każdą lokację i znaleźć wyjście. Przypomina to w pewnym sensie te zabawy z dzieciństwa, gdzie trzeba było narysować linię od punktu A do B, choć tutaj mówimy o znacznie dłuższej drodze do pokonania. Każdy poziom składa się z kilku etapów, gdzie po kolei docieramy do kolejnych postaci, by ostatecznie dopaść złodzieja który, nie uwierzycie, jakimś cudem ucieka dalej!

Tym, co urzeka od początku, jest grafika. Ręcznie rysowane mapy są po prostu przepiękne i bardzo zróżnicowane. Przemierzamy zarówno muzeum, jak i zatłoczoną ulicę czy port pełen statków.

Kobieta w słuchawkach siedzi przy komputerze, widzimy jej plecy. Przed nią na monitorze jest wyświetlany czerwono-biało-zielony obraz z gry. Przed nią kilka banerów, ale ten naprzeciwko kobiety przedstawia miasto i ma napis "Labirinth City: Pierre the Maze Detective".

Barkour

Czy jest tu ktoś, kto słysząc o grze z psem w roli głównej, nie przepycha się od razu łokciami, by w nią zagrać? Natalia już od samego wejścia na PGA mówiła, że musi znaleźć Barkour. Wszystko inne mogło poczekać, ale najpierw musiała pomóc psiemu agentowi wykonać jego misję. W grę najpierw wprowadza nas cutscenka, a następnie bardzo przyjemny tutorial. 

Gramy tu psem, który jest tajnym agentem. Właśnie otrzymał nową misję, od sukcesu której zależą losy świata. W tym celu musi skradać się, wabić przeciwników i zabijać ich… lub też próbować ich ominąć, między innymi za pomocą parkourowych sztuczek. Szybko okazało się jednak, że najwięcej frajdy sprawiało Natalii nie rozstrzeliwanie wrogów, a… branie ich bezwładnych ciał w psie zęby i zrzucanie w przepaść. Spróbujcie same i sami, jak tylko gra ukaże się na Steamie.

Osoba grająca na komputerze podczas targów gier. Na monitorze widać futurystyczny interfejs z neonowymi kolorami, postacią zaznaczoną na pomarańczowo i instrukcjami treningowymi. Na biurku klawiatura, myszka i kontroler.

Turbo Liar: Rust & Fast

Po zobaczeniu pędzącego po ekranie malucha Kasika musiała usiąść przy komputerze i wypróbować tę niecodzienną ścigankę. Szokiem było wprowadzenie w… fabułę. Oto Józek w czasach chyba dość współczesnych narzeka na życie i wspomina o tym, że „kiedyś to było”. „A jak było za komuny?”, pyta się syn. I Józek zaczyna opowiadać, a my wsiadamy do starego polskiego fiata i musimy pomóc mu uciec przed milicją. Akcja gry dzieje się w Bielsku-Białej. Grafika wygląda trochę topornie, ale gra nadrabia humorem. Na pochwałę zasługują dialogi bohaterów i humor. Autorzy z przymrużeniem oka przedstawiają Józka, który jest typowym przedstawicielem swojego pokolenia i tęsknoty za PRL-em, bo przecież „kiedyś to było”. Turbo Liar: Rust & Fast nie ma jeszcze ogłoszonej daty premiery.

Egging On 

Niech Was nie zwiedzie urocza grafika i informacja, że poruszamy się… jajkiem. To cholernie trudna gra z zaskakująco trudnym sterowaniem. Już w samym demie można było zobaczyć, że jest pełna pułapek i ukrytej zawartości. Zresztą bardzo mili twórcy z Eggbounds, z którymi rozmawiałyśmy przy okazji ogrywania tej produkcji, potwierdzili – to nie ma być łatwa gra. Zresztą po zajrzeniu do karty na Steamie można zobaczyć, że wśród tagów pierwsze miejsce piastuje Trudne.

Co ciekawe, fizyka jajka została w jakiś sposób w Egging On zaimplementowana. Łącznie z przelewającym się w środku żółtkiem! Więc to, nomen omen, nie przelewki. Jajko może się stłuc, gdy spadniemy ze zbyt dużej wysokości, a naszym celem jest wspięcie się i wyskoczenie jak najwyżej. Produkcja jest bardzo precyzyjną platformówką, która srogo karze za każdy popełniony przez gracza błąd. Premierę miała 6 listopada.

Reanimal

Fajne to Little Nightmares IV Reanimal, takie trochę straszne, że Marqi zdarzyło się krzyknąć nawet, gdy nic się w sumie nie działo, ale klimat zadziałał. Rozrywka polega na kierowaniu działaniami dwójki małych dzieciaczków – chłopcem i dziewczynką – w maskach, które… no co robią? Wyglądają, jakby skądś uciekały, ale nic nie jest powiedziane wprost. Nie wypowiadają do siebie żadnych słów, a porozumiewają się ze sobą za pomocą gestów (co wygląda bardzo dobrze). Gra jest co-opem, w którym każdy kieruje jednym z dzieci, ale jeśli wszyscy Wasi przyjaciele zbyt się cykają, to możecie zagrać samodzielnie.

Wszystko spowija aura mroku, tajemniczości i beznadziei. Demo nie pokazało zbyt wiele, ale przedstawiło ogólny poziom zagadek i zrobiło smaka na dalszą rozgrywkę. Szykuje się ciężka i przygnębiająca gra, w której przynajmniej ani my, ani nasze dzieciaczki nie jesteśmy sami. A poza tym dostałyśmy fajne naklejki na stoisku.

Anno 117: Pax Romana 

W piątek, żeby nie stać potem w ogromnych kolejkach, Natalia i Liosa w pierwszej kolejności postanowiły ograć Anno 117: Pax Romana. To kolejna odsłona serii Anno, osadzona tym razem w realiach starożytnego Rzymu. Trzydziestominutowe demo pozwalało zapoznać się z najważniejszymi mechanikami i zobaczyć, na ile najnowsza odsłona będzie podobna do tych wcześniejszych.

Liosa ochoczo zabrała się do rozbudowywania swojej prowincji, stawiając jeden budynek za drugim i spełniając kolejne potrzeby mieszkańców. Całość wygląda bardzo czytelnie i raczej ciężko pogubić się podczas budowania. Spodobało jej się również to, jak poszczególne miejsca oddziałują na siebie. Karczmę czy targowisko warto umieścić obok domostw, by rosło zadowolenie, a kopalnie czy spalarnie drewna mogą wpływać negatywnie na zdrowie w innych budowlach dookoła. Do tego mamy specjalne pola wodne czy przy górach, ekskluzywne dla niektórych budynków. Czasami trzeba się więc nagłowić, żeby to wszystko miało ręce i nogi. I nie możemy oczywiście zapomnieć o drogach, żeby towar płynął nieprzerwanie do magazynu i potrzebujących surowców wytwórni.

Zaprezentowano także kilka wyborów, które władca będzie musiał podjąć w trakcie swoich rządów. Wersja zaprezentowana na targach nastawiła więc Liosę i Natalię optymistycznie, choć przy niektórych aspektach rozgrywki twórcy zastrzegli, że to jeszcze nie finalna wersja. Ciężko więc powiedzieć, jak bardzo efekt końcowy będzie się różnił.

Alt: Stoisko promujące grę „Anno 117: Pax Romana” na targach gier. Na pierwszym planie duża marmurowa rzeźba przedstawiająca rzymskiego boga morza Neptuna z trójzębem. W tle pejzaż śródziemnomorski i ściana z napisem informującym o premierze gry 13 listopada.

Mad bang bang 

Jest to ciekawa alternatywa dla klasycznych bijatyk, a dla wielu osób z pewnością okaże się zdrowym sposobem na rozładowanie stresu. Twórcy muszą jednak dopracować samouczek, bo naprawdę ciężko ogarnąć, za co odpowiada który dźwięk. Chociaż w sumie w trakcie pojedynku całość wygląda tak chaotycznie, że może to celowy zabieg. 

Zasadniczo rozgrywka polega na wykrzykiwaniu do mikrofonu swojego kombosa, którym musimy pokonać przeciwnika. Mamy kilkanaście sekund na wypowiedzenie głośno i wyraźnie, jakiego typu ataku czy efektu chcemy użyć, aby potem poleciał on przez planszę prosto w twarz oponenta. Możemy też się wstrzymać z wypuszczaniem zaklęć, by wystrzelić je w formie ostatecznej giga destrukcji jako jeden, ultymatywny atak. Można się pośmiać, powygłupiać, wypuścić bestię ze swojego wnętrza. 

Twórcy ewidentnie mieli bekę, gdy tworzyli ten tytuł, szczególnie że jeden z awatarów, którym można grać, nazywa się Twój Stary. Co zawsze kupuje Marqi. Sacrum kompletnie opuściło to memiczne dzieło, ale na pewno dało dużo frajdy zarówno nam, jak i odpowiedzialnym za tytuł devom. Ponadto widać w tej grze wielki potencjał dla streamerów. 

Dwie kobiety siedzące przy monitorze z wyświetlaną futurystycznie wyglądającą grą. Monitor stoi na stole z obrusem w kratę

Rune Ark

Klasyczne, smukłe match–3 w świecie fantasy, które w przyjemny sposób robi to, co gry z tego gatunku. Łączymy trzy (lub więcej) kolorowe kamyczki ze sobą i dostajemy atak. Cudownie proste, cudownie przyjemne. Aby dodać trochę różnorodności, gra jest jednocześnie dungeon crawlerem z losowo generowanymi lochami, w którym każda śmierć kończy się powrotem do punktu wyjścia (czyli początkowego zamku). 

Mamy tutaj fabułę, świat mrocznego fantasy, ładnie narysowane postacie i potwory, a do tego wzmacnianie swojej postaci. Z jakiegoś na pewno ważnego powodu zsyłają nas do podziemi, byśmy tam zmierzyli się ze wszelkiej maści złymi kreaturami. Walki polegają na łączeniu przynajmniej trzy kamyczki na planszy przed nami (co możemy robić w pionie, poziomie i po skosie) i nabijamy w ten sposób potężny atak, którym zabijamy potwora. Mamy też różne skille, które zużywają manę, ale np. nas leczą. W międzyczasie, gdy akurat przebywamy poza lochem, możemy sobie kupować bajery i gadać z postaciami fabularnymi. Gra ma elementy visual noveli i pozwala wybierać opcje dialogowe (a do tego twórcy obiecują, że gracz ma wpływ na fabułę), więc brzmi, jakby nie było sposobu, by się znudzić.

Flamecraft

Urokliwa produkcja o smokach to planszówka zaadaptowana na grę komputerową. Polega na przypisywaniu smoków-rzemieślników do pracy, zbieraniu jej efektów i nabijania punktów. Studio Monster Couch po raz kolejny daje nam piękną i przesłodko wyglądającą grę, od której aż bije spokojem i przaśnością. Smoki przydzielamy wedle wyuczonego zawodu, co w grze odzwierciedlają kolory magicznych stworzeń. Podczas tury możemy wybrać kartę ze smokiem (ich jest ograniczona liczba, chociaż możemy tworzyć nowe), rzucić zaklęcie, czy wejść do jednego ze sklepów i odebrać nowe przedmioty. Zasady były nieco skomplikowane jak na to, że na PGA jest dość gwarno, ale drugie podejście do sympatycznego dema na pewno by poskutkowało lepszą organizacją miasteczka smoków. W produkcję można grać samemu lub ze znajomymi, kompetytywnie albo dla czystej zabawy i satysfakcji naszej i smoków. Jej oprawa graficzna od razu zachęca do odpalenia lub zapoznania się z materiałem źródłowym.

Above the Snow

Kolejna cozy gra, tym razem inspirowana Frostpunkiem. Jak można zrobić milusią wersję gry o wysyłaniu dzieci do kopalni i odmarzających kończynach? Cóż, twórcy Above the Snow podjęli się tego wyzwania, jednak jak bardzo to wszystko będzie przyjazne, dowiemy się najpewniej po premierze. Krótkie demo pokazywało początek gry, w którym uczymy się zbyt wielu mechanik na raz (ponownie głośne otoczenie nie pomaga), a także wprowadzenie do historii. Rozgrywka polega na prowadzeniu schroniska pośrodku niczego, a dookoła zima stulecia. Naszym zadaniem jest to, co w wielu city-builderach – zbierać zasoby, zarządzać nimi oraz ludźmi, dbać o bazę wypadową. W międzyczasie przeżywamy też przygotowaną przez twórców historię i poznajemy naszych bohaterów, co daje grze elementy visual novelowe. Pojawia się też uroczy piesek, który jest najwyraźniej gotowy ratować ofiary złej pogody w każdym momencie. 

Drewniana tablica stojąca na podłodze hali targowej. Widnieje na niej rysunek psa w stylu chalk art oraz napis „Pies w grze” z ostrzegawczymi trójkątami. W tle osoby siedzące i przechodzące obok stoiska.

Legacy of Valor

Odkąd Marqi skończyła Kingdom Come Deliverance II, została fanką średniowiecza i rycerzy. Dlatego gdy zobaczyła fajne stoisko ze sztucznym futerkiem na ławkach (mamy nadzieję, że było sztuczne!), od razu pobiegła zobaczyć, o co tyle broni białej. Szczególnie że cinematiki z tą grą wyglądają naprawdę dobrze i odbył się nawet panel dotyczący gry na naszej ulubionej scenie Retro&Geek. Zresztą na ulotce napisali, że jest świeżutko sfinansowana na Kickstarterze (nic dziwnego, przecież rycerze są superowi).

Czas z demem gry był zdecydowanie przydługi. W tak krótkim czasie nie za bardzo jesteśmy w stanie wczuć się w jakąś głębszą historię, ale sprawiała ona wrażenie po prostu historii o rycerzach. Wygląda póki co nie-za-ładnie, ale trochę niepokojące twarze naszych towarzyszy można jeszcze zdecydowanie poprawić. Bardziej martwiące było to, że większość zabawy polegała na pójściu z punktu A do punktu B. I była to zdecydowanie przydługa i nudna aktywność, niezmącona żadnym nawet najmniejszym wybijaczem z tej monotonii. 

Po przejściu 30 kilometrów na nogach, okazało się, że trzeba pójść pogadać z NPC-em w budynku. Niestety, nie znamy dalszej części dema, ponieważ drużyna głównego bohatera nie została jeszcze wyposażona w sztuczną inteligencję pozwalającą nie blokować przejścia. Tak Marqi utknęła na wieki w czeluściach budynku, zdradzona przez swoich braci w boju, którzy nigdy nie przestali stać w drzwiach. A zaczynanie od nowa nie miało sensu przez wspomniane 30 kilometrów spacerku. Rozumiemy, że to tylko demo i jeszcze sporo się wydarzy na drodze od niego do opublikowania pełnej gry, dlatego mimo wszystko trzymamy kciuki. W końcu rycerze są fajni, prawda? A do tego obiecywane jest budowanie własnej osady, a to prawie jak Simsy Średniowiecze.

Dwie kobiety siedzące przy monitorze z grą. Na monitorze mężczyzna i kociołek nad ogniem.

Do you even Forklift?

Zabawny tytuł o Garage 5 zdecydowanie przyciąga uwagę. Ta prosta, humorystyczna gra polega na przenoszeniu pojazdów przy pomocy wózka widłowego. A jak wiadomo, posiadanie papierów na wózek widłowy to największe osiągnięcie, jakie można mieć. Mamy tutaj dostęp do kilku zagadek, które polegają na ustawieniu wskazanego samochodu we wskazane przez grę miejsce. Czasem pojawiają się utrudnienia np. w postaci bramek, które przepuszczają tylko pojazdy w określonych kolorach albo samochód ma alarm i musimy być delikatni. Wygląda to zabawnie, szczególnie gdy nie do końca delikatnie odkładamy gdzieś samochód. Na przykład wrzucając go do oceanu. Rozwiązania nie zawsze są oczywiste, przy czym niektóre zagadki możemy przechodzić na różne sposoby. 

Monitor wyświetlający menu gry pt. "Do you even forklift?", pod napisami widać samochody na parkingu.

Ale przecież coś tam nam się podobało

To nie jest tak, że na tegorocznym PGA wszystko było źle. Podobnie jak w zeszłym roku spędziłyśmy chwilę na stoisku Fallouta, gdzie odebrałyśmy wafelki Krypciarza oraz Krypciarę. Kasice bardzo spodobała się sesja zdjęciowa przy The Outer Worlds 2, podczas której mogła założyć prawdziwy hełm Moon Mana! Jak zwykle było też mnóstwo zakręconych ludzi, spotkałyśmy Dżedajkę i podbiłyśmy po panelu (pozdrawiamy!), kręciło się też sporo cosplayerów w dopracowanych strojach.

Dwie kobiety i mężczyzna w hali PGA 2025.

Finał Mistrzostw PGA w Deluxe Ski Jump 2.1. wywołał sporo emocji – niektóre z nas grały w tę produkcję od wczesnych lat dziecinnych, ale w życiu nie przyszłoby nam do głowy, że kiedyś będziemy kibicować zawodnikom grającym na telebimie na takim dużym wydarzeniu gamerskim. To było niezapomniane przeżycie, w dużej mierze za sprawą świetnego komentatora – Macieja Skomarowskiego. Małyszomania w swojej najlepszej postaci!

Grupą kilkunastu ludzi na niej, za nimi napis "Scena retro&geek" oraz tablica z wynikami w Deluxe Ski Jump 2.1.

Wybrałyśmy się też, jak co roku, na śniadanie Women in Games, organizowane w ramach Game Industry Conference. Wśród organizatorek była między innymi nasza Natalia. Nie zabrakło rozmów z wieloma inspirującymi kobietami, a wszystkie uczestniczki i uczestnicy otrzymali torebki z kosmetycznymi prezentami. Na miejscu był też fotograf, Bartłomiej Nowakowski, który robił chętnym zdjęcia portretowe. My zaś załapałyśmy się na grupowe zdjęcie w składzie Marqi, Liosa, Natalia, Justyna i Kasika. 

Jednakże tym, co zapisze się w naszej pamięci na dłużej, jesteście Wy – czytelniczki i czytelnicy Grajmerek. Dziękujemy za wszystkie zaczepienia, zbite piątki, rozmowy i miłe słowa. Jest nam niesamowicie miło, gdy słyszymy zarówno od twórczyń i twórców gier, jak i właśnie od naszej społeczności, że doceniacie naszą pracę. 

5 kobiet w rzędzie

Zawsze coś się znajdzie. Podsumowanie relacji z Poznań Game Arena 2025

Trochę zabrakło nam w tej gamingowej imprezie gamingu, ale zdecydowanie nie zabrakło ludzi. Najlepszą częścią PGA są właśnie jego uczestnicy, a tych w dalszym ciągu jest dużo (szczególnie w sobotę!). Każda okazja do integracji i rozmawiania między sobą o naszej ulubionej pasji jest warta jeżdżenia co roku do Poznania. W przyszłym roku liczymy na zdecydowanie więcej gierek do grania (zwłaszcza tych od twórców indie) i przynajmniej tyle samo przestrzeni do integracji, co teraz. Zresztą rok temu też na to liczyłyśmy.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top
Verified by MonsterInsights