Jesteście ciekawi, jak Ninja Theory po siedmiu latach udało się ulepszyć każdy możliwy element pierwszej części? Czytając tę recenzję dowiecie się, czy Senua’s Saga: Hellblade 2 sprostał oczekiwaniom.
W 2017 roku dostaliśmy do rąk opowieść o młodej wojowniczce, która pogrążona w żalu po stracie ukochanego Dilliona zmierza do piekła, aby odzyskać jego duszę. Zmaga się nie tylko z mitycznymi kreaturami, ale również ze sobą, cierpi bowiem na psychozę. W tegorocznej odsłonie dziewczyna ma za zadanie powstrzymać krwawą tyranię niosącą śmierć niewinnym ludziom. Na szczęście tym razem może liczyć na wsparcie. Mam nadzieję, że moja recenzja odpowie Wam na pytanie czy Senua’s Saga: Hellblade 2 dorównała świetnej poprzedniczce. Jeśli wolicie obejrzeć filmową wersję tekstu, zajrzyjcie na nasz kanał na YouTube:
Piękno Unreal Engine 5
Hellblade 2 rozpoczyna się kilkuminutowym podsumowaniem losów bohaterki. Tuż po nim zostajemy świadkami sceny, w której związana i pochwycona przez handlarzy ludźmi Senua znajduje się na statku podczas sztormu. Akcja zagęszcza się, gdy łódź rozbija się i wszyscy trafiają do wody. Wynurzając się na skalistym brzegu, rozpoczynamy wędrówkę po urzekającej swym pięknem Islandii.
Tutaj zaczynają się czary. Twórcy odświeżyli każdy element produkcji względem poprzedniczki i udowodnili, że potrafią stworzyć tytuły na poziomie Uncharted 4. Momentami przejścia są tak płynne, że można przeoczyć moment, w którym gra „oddaje” nam stery. Wrażenie robi również rozmach, z jakim zrealizowano warstwę wizualną i brak cięć pomiędzy wyreżyserowanymi fragmentami a samym gameplayem.
Jest to jedna z pierwszych pozycji, która pokazuje takie możliwości silnika Unreal Engine 5. Ninja Theory wykreowało świat bogaty w najdrobniejsze detale. A dzięki wspomnianej wyżej technologii gra chodzi płynnie, posiada realistyczne oświetlenie i animacje postaci. Poziom grafiki jest tak wysoki, że bez zastanowienia oceniamy samą kreację aktorską, zapominając, że gramy, a nie oglądamy film. W immersji pomaga też brak cięć między cutscenkami.
Będąc amatorką wikingów i północnych krajobrazów, nie mogłam uwierzyć, jak realistycznie i przepięknie oddano Islandię. (a jeśli, tak jak ja, jesteście fanami produkcji z elementami mitologii, kliknijcie w nasze zestawienie gier, które pojawią się do końca tego roku). Surowy klimat wybrzeża, skorodowane skały i szczegółowe odbicia tworzyły niesamowite wrażenie. Efekty cząsteczkowe przyjemnie urozmaicają eksplorację. Ninja pokazali, że na tym polu mogą stawać w szranki z najlepszymi.
Koniecznie załóżcie słuchawki!
Wspomniałam wyżej o poziomie wizualnym. Teraz czas na audio. Jeśli odpalicie Hellblade 2 bez dobrego, przestrzennego nagłośnienia, to ostrzegam – będziecie grać w inną i znacznie gorszą pozycję. Udźwiękowienie robi naprawdę niesamowite wrażenie. Podstawą są szepczące i przekrzykujące się głosy wewnątrz głowy protagonistki, które są znanym atrybutem serii. Słowa krążą wokół nas, dają wskazówki, naśmiewają się i komentują nasze poczynania.
Źródeł dźwięku jest znacznie więcej. Są nim na przykład nasze kroki, których odgłosy wiernie oddaje rodzaj podłoża, po którym się poruszamy. A lokalizacji wprowadzono naprawdę dużo. Szczęk metalu również jest niezwykle satysfakcjonujący. Walkę wręcz czujemy całym sobą, gdy miecz świszczy nam koło ucha. Z kolei muzyka w grze to narzędzie budujące odpowiednie napięcie. Jest z nami obecna również podczas starć, gdzie dodaje klimatu swoimi mocnymi brzmieniami.
Parowanie, blokowanie, uskakiwanie
Czyli słów kilka o mechanice starć. W stosunku do jedynki jest ona uproszczona, ale zarazem bardziej satysfakcjonująca. W pierwszej części pojawiały się sytuacje, że zmuszeni byliśmy walczyć z kilkoma przeciwnikami na raz, tu zaś jest zupełnie inaczej. Za każdym razem zmagamy się z jednym wrogiem, jednak poziom starć jest bardziej emocjonujący również dzięki samej pracy kamery. Zdarzają się sytuacje, że skończywszy jedną potyczkę, nasza bohaterka, zipiąc z wysiłku, nagle wykonuje uskok i mierzy się z kolejną postacią.
System potyczek został wyniesiony na kolejny poziom. Boty są naprawdę inteligentne. Blokują nasze ciosy, parują je i przed nimi uskakują. My zresztą tak samo. Kiedy już myślałam, że zrozumiałam styl walki przeciwnika, on zaskakiwał mnie kolejną, dynamiczną kombinacją zamachów. Czyli, mniej nudy, a więcej różnorodności.
Dodatkowym atutem jest ciężar wymierzanych ataków, które wyprowadzałam nie tylko klikając, a fizycznie rzucając się w tył i przód na fotelu. Naprawdę, niemal fizycznie czułam wagę uderzeń. Warto dodać, że grałam na padzie, więc haptyka robiła swoje. To dodawało starciu kolejnego, bardziej rzeczywistego wymiaru. W porównaniu do pierwszej części przeciwnicy mieli większy arsenał w zanadrzu. Miecze, topory, dzidy, a do tego czasem zaskakiwali nas dwiema broniami w ręku.
A dla tych, którzy lubią wychwytywać szczegóły, polecam przypatrzeć się, jak na modelach postaci pozostają ślady po cięciach mieczem. W toku walki nie widzimy jedynie coraz większego stopnia zakrwawienia, jak to często bywa w grach, a rany w konkretnych miejscach na ciele.
Wyględny? On jest boski…
Mowa tu o poziomie oddania szczegółów postaci. Jak wiemy, twórcy do zobrazowania mimiki używali tak zwanego Motion Capture, dzięki któremu widać każdy detal ciała. Technika ta polega na przechwytywaniu trójwymiarowych ruchów aktora i stosowaniu ich w grze.
Możemy podziwiać aktywności mięśni i żył, uwydatnienie zmarszczek, fakturę skóry, a nawet meszek na twarzy. Nie wspominając już o realistycznie płynących łzach, krwi czy pocie. Jak już napomknęłam, momentami tak zatracałam się w przedstawianych scenach, że skupiałam się na samej ocenie gry aktorskiej postaci, na ich emocjach i mimice.
Twórcy zdecydowanie są świadomi poziomu i rozmachu, z jakimi stworzyli modele postaci. Bawią się z nami kamerą, przybliżając, oddalając, prezentując sceny tak dokładne, że widzimy ruchy rzęs, spływający po postaciach brud czy ledwo widoczne bruzdy na policzkach. Włosy bohaterki również zachowują się zgodnie z zasadami fizyki, co jest od zawsze elementem przysparzającym twórcom gier wiele problemów.
Potrenujmy zmysły
Zagadki w Hellblade 2 nie stanowiły dużego zaskoczenia. System szukania i dopasowywania run w otoczeniu powiela się z tym prezentowanym w pierwszej części. Nowością była natomiast możliwość manipulacji terenem. Przykładowo, chcąc dostać się do jakiegoś zakamarka, czy to na wyspie, czy w jaskini, trzeba było użyć umiejętności skupienia, aby zmienić kształt otoczenia i przedostać się w odpowiednie miejsce. Tutaj mogę troszkę ponarzekać, bo niektóre łamigłówki naprawdę mi się dłużyły i równie dobrze mogło ich po prostu nie być.
Wiele było także zręcznościowych sekwencji, gdzie nasza bohaterka musiała unikać niebezpieczeństw w odpowiednim czasie. Jeśli chodzi o poziom trudności gry, uważam, że jest ona stosunkowo łatwa, w sam raz dla kogoś, kto chce skupić się na wątku głównym i po prostu poeksplorować świat.
Wracając na chwilę do filmowego podejścia, podobało mi się, to, że studio naprawdę wykorzystało potencjał specyfiki choroby Senui. Jak wiemy, bohaterka cierpi na psychozę, która oprócz słyszenia głosów objawia się również halucynacjami. Podczas naszej podróży kilkakrotnie możemy doświadczyć przepięknych wizji. Są one fragmentami zdarzeń z przeszłości i pomagają w zrozumieniu opowieści.
Moc kina akcji. Senua’s Saga: Hellblade 2 – finalne wrażenia
Sama fabuła Hellblade 2 nie jest może najbardziej wciągająca na świecie. Jednym spodoba się zakończenie, drugim pozostawi spory niedosyt. Dla mnie motyw tego, że Senua w końcu nie podróżuje sama i mimo duchowego roztrzęsienia zjednuje sobie przyjaciół, jest zadowalający. Może momentami nużące były zagadki, ale grafika, ścieżka dźwiękowa czy mechanika walki i eksploracji sprawiły, że gra na pewno trafi na listę moich ulubionych.
Oczywiście nie ma co się oszukiwać, jeśli ktoś nie jest fanem klimatów nordyckich oraz nie przekonała go historia dziewczyny zmagającej się z wewnętrznymi głosami, ta część też nie przypadnie mu do gustu. Cena również jest dość spora, zważywszy na to, że jest to pozycja na jeden, dwa wieczory. Jednak gra audiowizualnie jest zrealizowana na najwyższym poziomie i już zacieram ręce na myśl o tym, że więksi twórcy dopiero odkrywają taki potencjał drzemiący w UE5.
Recenzja gry Senua’s Saga: Hellblade 2 powstała dzięki uprzejmości Xboksa. Dziękujemy za zaufanie.