Sprawdziłam, jak zostać pogromczynią owadów w Smalland: Survive the Wilds i napisałam na ten temat recenzję. Czy było warto?
Smalland: Survive the Wilds to gra survivalowa od studia Merge Games, która trafiła do wczesnego dostępu na platformie Steam w marcu 2023 roku. Podczas rozgrywki wcielamy się w przedstawiciela smallfolków, istot wyglądających jak maleńcy ludzie z czułkami, a naszym celem jest przywrócenie porządku świata i ocalenie królowej. Aby to zrobić, opuszczamy bezpiecznie podziemia, ruszając na podbój rozległych krain oraz stawiając czoła ogromnym owadom i innym groźnym stworzeniom. Brzmi znajomo? Nawet jeśli, to ta recenzja pokaże, dlaczego Smalland: Survive the Wilds to gra, która swoim klimatem wciągnęła mnie na dobre.
Do biegu, gotowi, start!
Mówiąc krótko, świat gry nas nie rozpieszcza. Zaczynamy rozgrywkę szybko i intensywnie, w biegu chłonąc informacje z samouczka. Bo do ogarnięcia jest sporo – żywienie, budowanie, crafting, rodzaje broni, warunki atmosferyczne i wiele więcej. Nie wspominając już o czyhających na nasze życie przedstawicielach okolicznej fauny.
Już na początku warto ustalić priorytety i konsekwentnie odhaczać je z listy. Nie zapominajmy, że głównym celem gry jest tytułowe przetrwanie w dziczy i to na nim powinniśmy się skupić. Kluczowe jest zbudowanie bazy, która umożliwia nam rozwój oraz staje się bezpiecznym schronieniem. Jak zacząć? Skromnie. Na początku nie zdołamy zdziałać zbyt wiele, bo nasi pobratymcy nie kłopotali się zbytnio szkoleniem swojego wysłannika. Dzięki nim jedyne, co potrafimy, to związać kijki sznurkiem i udawać, że tak miało być.
Zdecydowanie bardziej przydatne od naszych rodaków okazują się posążki w kształcie sów, które spotykamy na swojej drodze. To właśnie one pełnią rolę samouczka, serwując garść naprawdę przydatnych porad. Podążając głównym szlakiem, bez problemu trafiamy na najważniejsze z nich, a wraz z upływem rozgrywki znajdziemy ich jeszcze sporo. Naprawdę warto zatrzymać się na moment, bo może się okazać, że pozornie prosta podpowiedź uratuje nam skórę. Dodatkowo po odkryciu trafiają one do naszego kodeksu, do którego możemy zajrzeć w każdym momencie gry.
DIY – zrób sobie smallfolka
Bardzo cieszy mnie fakt, że twórcy Smalland nie zaserwowali graczom gotowych grywalnych postaci, a postawili na kreator. Chociaż opcji nie mamy szalenie dużo, to wybór koloru skóry (od naturalnej po fantazyjną niebieską czy różową), czułków, elementów twarzy, włosów czy postury pozwala na przygotowanie całkiem porządnie spersonalizowanego bohatera. Myślę też, że w przyszłości gra ma duże szanse na otrzymanie aktualizacji czy modów urozmaicających wygląd smallfolków.
Stworzona przez nas postać ma okazję do noszenia kilku naprawdę efektownych pancerzy. Wykorzystując zwierzęta (a raczej ich części), jesteśmy w stanie wyprodukować je sami lub sięgnąć po pomoc napotkanych NPC-ów. Moimi ulubionymi zestawami okazały się zbroja pszczoły z całkiem szałowym irokezem oraz mroczny kostium pająka w iście superbohaterskim stylu. Poza pancerzami mamy również możliwość uzbrojenia się w skrzydła, dzięki czemu zyskujemy nie tylko zdolność do szybowania, lecz także wygląd niewątpliwie uroczej wróżki.
Biedroneczki są w kropeczki
Wiecie jakie odgłosy wydają biedronki? Ja też nie. Ale wiem, jak słodko popiskują te obecne w grze. Pierwsze spotkanie tych uroczych owadów przypomniało mi o Grounded, gdzie przeurocze mszyce podskakiwały wesoło i dawały się oswajać. Choć w Smalland: Survive the Wilds również możemy zdobywać wiernych owadzich kompanów, cały proces przebiega w mniej sympatyczny sposób. Zanim przejdziemy do czynów, musimy odkryć „przepis” i stworzyć odpowiedni smakołyk, by w końcu… spuścić łomot obiektowi naszych zainteresowań. Na otarcie łez karmimy delikwenta przygotowanym poczęstunkiem. Może i mało wyszukane, ale ważne, że działa.
Wspomniana biedronka jest najmniej wymagającym do oswojenia stworzeniem dostępnym w grze od samego początku. Co ciekawe, na robaczkach nasze możliwości się nie kończą, bo pośród opcji znajdują się też gekon czy sikorka. Ta ostatnia stanowi niemałe wyzwanie, ale za to oferuje wyjątkowe korzyści. No właśnie – każdy towarzysz jest pomocny na swój własny sposób. Przykładowo, konik polny jest doskonałym skoczkiem, co ułatwia podróżowanie i przekraczanie rwących strumieni. Wspiera nas też w walce. Gekon wspina się po ścianach, co pomaga skrócić pokonywaną trasę. Urocza biedronka zostaje tragarzem, więc wracamy do bazy ze znacznie większą liczbą zapasów.
Przykry jest fakt, że nie możemy posiadać wielu zwierząt jednocześnie. Oznacza to, że kiedy postanawiamy przerzucić się z biedronki na konika polnego, musimy wypuścić poprzedniczkę na wolność. Szkoda. Wolałabym, by gra dawała możliwość przypisania kompanów do obozu lub budowania im zagród. Dzięki temu moglibyśmy testować ich funkcje oraz na tej postawie dobierać do charakteru kolejnych wypraw. Cóż, może kiedyś?
Mikrokosmos
Pisząc o stworzeniach w grze, warto wspomnieć, że dzielą się one na pasywne, neutralne i agresywne. Te pierwsze nawet się nie bronią, kiedy je atakujemy, a jedynie uciekają w popłochu. Drugie są spokojne do czasu, kiedy je sprowokujemy. Trzecie natomiast zdają się jedynie czekać na ofiarę, rzucając się wygłodniale, kiedy tylko mają nas w zasięgu wzroku.
Mieszkańcy lasu różnią się nie tylko temperamentem, lecz także podatnością na różne obrażenia, czy też efektami nakładanymi przez ich ataki. Aby więc efektywnie walczyć, powinniśmy nosić ze sobą kilka rodzajów wyposażenia. Obrażenia dzielą się na sieczne, obuchowe i kłute. Występują nie tylko osobno, ale też łączą się w specyficznych rodzajach broni. Możemy również podpalać swoich wrogów lub ich zatruwać, korzystając z dobrodziejstw natury.
Zdecydowanym plusem walki z napotkanymi stworzeniami jest jej poziom trudności. Nie wystarczy, że będziemy zadawać ciosy na oślep. Każde machnięcie bronią czy naciągnięcie cięciwy łuku kosztuje nas odpowiednią ilość wytrzymałości. Powinniśmy mieć to na uwadze, planując całą potyczkę, by móc zrobić unik lub uciec, kiedy przyjdzie taka potrzeba. Dobrą wiadomością jest również to, że w Smalland: Survive the Wilds walka nie staje się zbyt prosta wraz z naszymi postępami. Eksplorując odległe zakątki mapy, wpadamy nie tylko na nowych, lecz także dobrze znanych nam już wrogów na wyższych levelach. Dzięki temu gra wciąż rzuca nam wyzwanie, a my się nie nudzimy.
Pobiegnij za mną leśnych duktów szlakiem
Fani eksploracji nie będą się w grze nudzić, a recenzja Smalland: Survive the Wilds nie byłaby kompletna bez kilku słów o mapie świata. Zwłaszcza na początku łatwo jest zgubić się pośród bujnej roślinności, wielkich drzew i we wnętrzach jaskiń czy tuneli. Bo zwiedzamy nie tylko powierzchnię, lecz także podziemia. Czekają na nas wydrążone przez zwierzęta norki, naturalne skalne rozpadliny, a nawet tajemnicze grobowce. Te ostatnie, zamieszkane przez mało sympatyczne żyjątka, w tym pająki, są niezwykle klimatyczne.
Podróżując po mapie, mamy okazję podziwiać naprawdę starannie zaprojektowany świat. Ogromnym plusem jest jego różnorodność. Przedzieramy się przez gęste kępy traw, by za moment wpaść na małą plażę przy rwącym strumieniu. Pokonując wiszącą nad wodą kłodę, możemy trafić na polanę porośniętą wysokimi grzybami, a tuż za rogiem czeka na nas rozległa pustynia opanowana przez mrówki. Co jeszcze możemy spotkać? Pozostałości po „gigantach”. Niszczejące przedmioty codziennego użytku czy ruiny ludzkich budowli.
Tym, co bardzo mnie ucieszyło, są pory roku. Czeka nas nie lada wyzwanie, bo spadająca temperatura stwarza duże zagrożenie życia. Każdy z sezonów trwa kilka dni i, jak można się spodziewać, cechuje się charakterystycznymi zjawiskami atmosferycznymi. Zimą musimy uważać na mróz, wiosną i latem zaś grożą nam niebezpieczne burze, do przetrwania których potrzebujemy schronienia. Świetny aspekt survivalowy, który utrudnia rozgrywkę, nie będąc jednocześnie nadmiernie męczącym.
Choć mapa już teraz jest dosyć rozległa, wygląda na to, że twórcy mają w planach jej rozszerzenie. Możemy odkryć, że w pobliżu głównego obszaru znajdują się dalsze, trudno dostępne tereny. Kiedy na nie wkraczamy, otrzymujemy komunikat o zagrożeniu ze strony powietrznego drapieżnika, ostrzegający przed… niechybną śmiercią. Czy spróbowałam, jak daleko uda mi się zajść po przekroczeniu granicy? Tak. Czy wystrzeliłam się przy pomocy katapulty, żeby oszukać system? Wielokrotnie. Czy mi się to udało. Absolutnie nie. Wielki jastrząb nie ma sobie równych. Pozostaje czekać na aktualizację!
Spadaj na drzewo
Moim ulubionym elementem rozgrywki, zaraz obok eksploracji, jest budowanie. Nierzadko w grach survivalowych zbieranie surowców niezbędnych do stawiania konstrukcji jest bardzo mozolne. W tym przypadku jest inaczej. Owszem, do stworzenia większych rozmiarów bazy potrzebujemy odpowiednio dużo materiału, jednak twórcy postarali się, by było to właściwie wyważone.
Wraz z rozwojem umiejętności nauczymy się tworzyć kolejno drewniane, kamienne i metalowe konstrukcje. Różnorodność elementów budowli pozwala na bardzo swobodne planowanie. Mamy kilka rodzajów fundamentów, ścian, podłóg, schodów, dachów i barierek, tak aby uniknąć powtarzania wciąż tych samych schematów. Kilkupiętrowa wieża? Oczywiście! Wielka sala z łączonych materiałów, otwarta klatka schodowa oraz półpiętra? Nie ma problemu. Dodatkowo gra oferuje możliwość rozmieszczania struktur niezależnie od postawionych już konstrukcji bądź przyciągania do najbliższej z nich, a także zaawansowaną rotację. Możemy skorzystać z tych opcji przy pomocy jednego kliknięcia.
Aby zacząć tworzyć przedmioty, a w tym bronie, pancerze czy produkty lecznicze, potrzebujemy warsztatu. Znajdziemy go w trybie budowania już na samym początku gry, a do wykonania zużyjemy niewielką ilość prostych do zdobycia materiałów. Sam crafting jest bardzo intuicyjny i szybki – produkcja przedmiotów trwa dokładnie tyle, co kliknięcie myszką. Zdecydowanie inaczej sytuacja wyglądała chociażby w grze Polylithic, gdzie zrobienie kilkudziesięciu strzał pochłaniało mnóstwo czasu i uwagi. Ponadto stół warsztatowy służy też do naprawiania i rozmontowywania niepotrzebnych rzeczy.
Choć możemy zamieszkać wszędzie, przypadkowe rozrzucanie małych chatek nie ma zbyt wiele sensu. Za cel powinniśmy obrać wielkie drzewa porośnięte hubami, które znajdziemy w wielu punktach na mapie. Każde z nich jest bezpieczną, wolną od insektów przystanią, idealną, by osiąść w niej na stałe. Wszystko, co musimy zrobić, aby zacząć budowę w koronie drzewa, to wspiąć się na nie i przejąć na własność. Po zdobyciu kolejnego drzewa możemy przenieść tam całą konstrukcję jednym kliknięciem. To świetna sprawa ułatwiająca eksplorację i przesuwanie osady na coraz to dalsze tereny.
Entomofobia – czy boicie się owadów?
Choć Smalland: Survive the Wilds prezentuje fantastyczny, fikcyjny świat, to jego elementy zostały przygotowane z zachowaniem realizmu. Owady poruszają się w naturalny sposób, wykonują charakterystyczne dla siebie czynności. Szczegółowo odwzorowane, poruszają czułkami, wysuwają skrzydełka czy kłapią szczękami. To powoduje, że co wrażliwsi gracze mogą mieć trudności ze stawieniem czoła wrogom, zwłaszcza takim jak pająki czy karaluchy.
W odróżnieniu od Grounded insekty w Smalland nie są tak uparte. Co to właściwie znaczy? A to, że nie ścigają nas przez pół mapy, tylko tracą zainteresowanie po dłuższej chwili gonitwy. To miła odmiana, dzięki której nie trzeba uważać, żeby wychylenie zza kamienia nie okazało się ogromnym (i ostatnim) błędem.
Do ciekawych należą również zachowania owadów. Przykładowo, mrówki atakują w grupie. Nie znaczy to jednak, że cały czas poruszają się razem. Po namierzeniu przeciwnika zwołują dwóch kolejnych towarzyszy, by zwiększyć swoje szanse. Minusem jest fakt, że liczba atakujących mrówek jest zawsze taka sama. Wydaje się to zbyt przewidywalne. Kiedy walczymy z pojedynczą mrówką, możemy być pewni, że za chwilę z krzaków wyskoczą jej pobratymcy.
Również cykl życia stworzeń nie umknął uwadze twórców. Nocą miejsce motyli zajmują ćmy, na niebie pojawiają się świetliki, a z najciemniejszych zakamarków wyłaniają się mroczne wersje dziennych insektów. Czyż „nocturnal ladybug” nie brzmi groźnie? I to jak! Takich przypadków jest sporo, a połączenie ich wrogiego nastawienia i przystosowania do życia po zmroku tworzy niebezpieczną kombinację.
Co jest natomiast zupełnym przeciwieństwem realizmu fauny? Odgłosy, które wydają zwierzęta. Przemierzając rozległe tereny, możemy przysłuchiwać się całej symfonii pisków, ryków i klekotania. Jaszczurki brzmią jak ogromne dinozaury, a żuki sapią niczym stary silnik. Chociaż kłóci się to z dosyć wiernym przedstawieniem świata, uważam, że wpisuje się w bądź co bądź fantastyczny klimat opowieści.
Gdzie się podziali giganci?
Fabuła gry Smalland: Survive the Wilds nie jest zbyt wiążąca. Oznacza to, że co prawda od początku rozgrywki znamy cel swojej misji, ale niekoniecznie musimy się na nim skupiać. Stanowi jedynie tło. Napotkani w grze NPC nawiązują niekiedy do głównego wątku, niemniej mają swoje własne sprawy. Czy mi to jakoś specjalnie przeszkadza? Nie. Choć nie znam jeszcze zakończenia historii, wcale mi się do tego nie spieszy. Czy tajemnica zniknięcia „gigantów” mogłaby zostać nieco rozwiana? Tak. Obecność elementów ze świata ludzi jest bardzo interesująca i myślę, że stopniowe odkrywanie ich losów nadałoby rozgrywce jeszcze większą wartość.
Obok potencjalnej zagłady ludzkości w świecie Smalland rozgrywa się jeszcze jeden dramat: choroba królowej. Naszą misją jest zdobycie lekarstwa, a jeden z kroków obejmuje otwarcie niezwykle wytrzymałego sejfu z… łupiny orzecha. Przyznam szczerze, że w trakcie gry zupełnie zapomniałam o tej kwestii, niespiesznie zbierając jeżyny. To również potwierdza niewielkie znaczenie wątku fabularnego. Dla porównania w grze Grounded sprawa ma się inaczej, a fabuła stanowi jej nieodzowną część, istotną w kontekście progresu.
Fantazja jest od tego, aby bawić się na całego
Do mniej walecznych, za to bardziej zaangażowanych w niczym nieskrępowaną eksplorację – mam dla was świetną wiadomość! Na sam koniec recenzji Smalland: Survive the Wilds zachowałam coś ekstra. Gra umożliwia kilka bardzo fajnych ustawień, które możemy zmieniać przed każdym uruchomieniem istniejącego już świata. Zanim odpalimy rozgrywkę, mamy możliwość wybrania trybu single lub multiplayer. Następnie czeka na nas opcja peaceful mode, dzięki której wszystkie stworzenia w świecie stają się neutralne. Sprawia to, że odkrywanie mapy i zbieranie surowców jest prostsze, a przeciwnicy atakują tylko wtedy, kiedy to my ich zaczepiamy.
Aby uniknąć zszarganych nerwów, możemy też zadecydować o zatrzymywaniu ekwipunku po śmierci. Domyślnie w miejscu zgonu smallfolka pozostaje nagrobek. Po respawnie w łóżku (jeśli je mamy) lub w początkowym obszarze musimy wrócić do felernej lokalizacji, by odzyskać stracone przedmioty. Utrata wyposażenia po pokonaniu przez wrogów wydaje się naturalna, jednak ci mniej wytrwali lub przywiązani do swoich rzeczy mogą ucieszyć się dostępnością takiej opcji. Pozostałe ustawienia to zabawa czasem i liczbami. Mamy wpływ na długość pór roku, zadawane i otrzymywane przez przeciwników obrażenia. Możemy zmienić prędkość spadku staminy czy głodu, a także zminimalizować lub zwiększyć obrażenia od upadku. Jednym słowem, personalizacja.
Pracowita pszczółka. Smalland: Survive the Wilds – finalne wrażenia z gry
Recenzja Smalland: Survive the Wilds powstała po ponad trzydziestu godzinach spędzonych w grze. Mimo upływu czasu, odkrycia znacznej części mapy i rozwinięcia umiejętności, wciąż czuję, że mam co robić.
Jeśli chodzi o porównanie z Grounded, to Smalland już teraz otrzymuje ode mnie palmę pierwszeństwa. Przeważyły mniej bajkowa stylistyka, obecność zmiennych pór roku i warunków atmosferycznych, tryb budowania, realizm świata i owadów, a także grywalność. Samodzielna rozgrywka nie jest nużąca. Możliwość przełączania stworzonych światów z single do multiplayera nie zmusza nas do zaczynia gry wciąż od nowa. Możemy dzielić zabawę z przyjaciółmi, by potem znów udać się na wyprawę solo, zachowując bazę i zdobyte przedmioty.
Jeśli miałabym czegoś sobie życzyć, to byłoby to zagęszczenie fabuły. Trochę brakuje mi wyrazistości wątku w tle, a także wyjaśnienia historii świata. Napotkani podczas eksploracji NPC są fajnym dodatkiem, ale tak naprawdę cierpią na brak własnego charakteru. Podarowanie im innych kwestii dialogowych i odmiennego wyglądu nie wystarczy, by stanowili interesujące jednostki.
Pewnym jest, że moja przygoda w roli dzielnego smallfolka będzie wciąż trwać. Jako fanka gier survivalowych odnajduję się tu znakomicie, ciesząc się z tego, że system rozgrywki ma przysłowiowe ręce i nogi. Uważam, że Smalland: Survive the Wilds prezentuje świetnie wykorzystany potencjał. Co przyniesie przyszłość? Ciężko powiedzieć, jednak wiem, że z przyjemnością będę wracać do swojego wielkiego świata małych ludzi.
Recenzja gry powstała dzięki uprzejmości wydawcy Smalland: Survive the Wilds. Serdecznie dziękujemy Merge Games za udostępnienie klucza.