Cyberpunk i koty – czy to mogło się udać? Ruda przybłęda podbiła serca graczek i graczy, w tym moje. Z jednej strony chciałabym, żeby wszyscy „w kota” zagrali, z drugiej – wiem, że nie każdemu się ta gra spodoba. Z tej recenzji Stray dowiecie się dlaczego.
Na Stray czekałam od pierwszych zapowiedzi. Prawdopodobnie dlatego, że jestem kociarą z krwi i kości, uwielbiam cyberpunkowy klimat i od lat pilnie śledzę scenę niezależną w grach. Kocham gry indie i ich twórców za kreatywność, rozwiązania przy niższym budżecie czy redefiniowanie gatunków. Tzw. indyki mają w sobie coś, czego nie ma wiele tytułów z segmentu AAA – dużo niepodyktowanej jedynie słupkami sprzedażowymi miłości do produkcji. Dlatego z wielką radością podzielę się z Wami moimi wrażeniami ze Stray, bo to jest jeden z tych tytułów, za które kocham indyczy świat.
Zacznę od tego, że moim zdaniem Stray wygrało marketingowo. Przyznam szczerze, że miałam obawy, że gra zostanie taką ukrytą perełką, przejdzie bez echa i zginie wśród innych produkcji. Nic bardziej mylnego. Marketing tego tytułu był świetny, co zaowocowało np. bardzo dobrymi wynikami sprzedaży na platformie Steam i tym, że wszyscy teraz grają „w kota”. Trzeba przyznać, że przyczyniły się do tego oczywiście: pomysł, główny bohater, który zawładnął sercami wszystkich miłośników kotów, współpraca i wsparcie Sony, które Stray dostało, ale też wykonanie.
Dla każdego coś pięknego!
Oprawa audiowizualna zachwyca. O rany, jak Stray niesamowicie wygląda! Naprawdę nic dziwnego, że zdjęcia z tej gry są teraz wszędzie. Chyba w żadnej produkcji nie zrobiłam tyle screenów co tutaj. Każda lokacja wygląda absolutnie fenomenalnie. Wydaje mi się, że twórcy doskonale zdawali sobie z tego sprawę i dlatego przygotowali parę naprawdę fotogenicznych miejsc. W najśliczniejszych z nich nasz bohater może kocim zwyczajem zwinąć się w kłębuszek i zasnąć. A gracz w tym czasie jedynie patrzy i się zachwyca.
Uważam, że brak trybu fotograficznego jest jakimś nieporozumieniem, bo ta gra jak żadna inna go potrzebuje. Muzyka również spełnia wszystkie oczekiwania. Wspaniale buduje nastrój i podkreśla ten brudny i zepsuty świat, do którego trafił nasz koci protagonista.
(Nie)zwykły (super)bohater kot
To, co urzekło mnie w tej grze, to fakt, że gramy kotem. Nie zwierzakiem, który udaje człowieka, czy takim z supermocami. Przemierzamy świat zwykłym, rudym mruczkiem, który robi dokładnie te rzeczy, co mój futrzak w domu. Może poza chodzeniem z super wypasionym plecakiem, który zawiera roboto-drona.
Pierwszą rzeczą, którą sprawdziłam w grze to to czy inne koty mi odmiaukują. Robią to. Chyba wtedy właśnie przepadłam i zakochałam się w Stray na amen. Tak, można też miauczeć w cutscenkach. I tak, jest specjalny przycisk odpowiedzialny za wydawanie dźwięków naszym kotkiem. Przyznaję się bez bicia, że go nadużywałam. Niech dowodem na to będzie fakt, że trofeum za miauknięcie sto razy wbiłam prawie na samym początku gry. Głosu rudzielcowi udzieliła prześliczna kotka Lala. Był to jej debiut w voice actingu i poradziła sobie z tym zadaniem naprawdę świetnie!
Kocie sprawy
Oprócz miauczenia w grze będziecie dużo drapać: dywany, drzwi, meble. W większości przypadków nie będzie to miało żadnego wpływu na fabułę, ale hej! przecież jesteśmy kotem. I tak jak na prawdziwego mruczka przystało, będziecie też zrzucać mnóstwo przedmiotów z wyżej położonych obiektów, bo tak. Pobawicie się zabawkami, schowacie w pudełkach, otrzecie się o nogi NPC-ów, napijecie się wody z kałuży, przebiegniecie po klawiaturze i wyślecie komuś jakieś losowe znaki. Założycie papierową torbę na głowę, będziecie zachowywać się jak królowa dramatu, gdy ktoś Wam spróbuje założyć plecak. No i oczywiście zaśniecie w wielu naprawdę dziwnych (i pięknych) miejscach. Chyba nie ma bardziej kociej w swojej mechanice i aktywnościach gry niż Stray.
Historia w grze jest prosta, acz urocza. Zaczyna się dość niewinnie, niemal sielankowo. Jednak chwilę później w dramatycznych okolicznościach kotek oddziela się od reszty swojej ferajny i trafia do miasta uwięzionego pod powierzchnią. Jak się możecie domyślać nasze zadanie jest zatem proste – wydostać się z powrotem. W międzyczasie wplątujemy się w większą i grubszą intrygę i zawieramy mnóstwo wspaniałych przyjaźni. W moim sercu specjalne miejsce ma robot Momo, ale nie powiem Wam dlaczego – musicie przekonać się sami.
Czy kot sobie poradzi? Czy wróci do swojej rodzinki? Oczywiście nie odpowiem Wam na te pytania, przyznam jedynie, że zakończenie pozostawia niedosyt. Niemniej świat wykreowany przez twórców jest absolutnie intrygujący i złożony, a odkrywanie kolejnych kawałków historii wciąga. Niekiedy łapią człowieka nawet małe wzruszki. Całość poprowadzona jest w taki sposób, że zależy nam na rudym kocie i jego przyjaciołach. Chcemy, żeby wszyscy dostali szczęśliwe zakończenie.
Coś dla fanów kotów, ale chyba już o tym wiecie
Dobrze, przejdźmy do sedna. Na początku tej recenzji napisałam, że moim zdaniem nie jest to gra dla każdego. Wyjaśnienie jest banalnie proste – jeśli nie lubicie kotów, nie macie czego tutaj szukać. Główny bohater i jego zachowania są największą atrakcją tej produkcji. Widać, że za tytuł odpowiedzialni są ludzie, którzy kochają te futrzaste zwierzaki.
Drugą rzeczą, która może się nie spodobać części graczy, jest fakt, że gra jest banalnie prosta. Żeby było jasne – nie jestem jakąś pro graczką, tytuł naprawdę nie stanowi dużego wyzwania. Poziom trudności oczywiście może też być dla niektórych zaletą. Jeśli szukacie czegoś, żeby się zrelaksować i nie przejmować niczym – Stray jest produkcją dla Was.
Nie mogę się jednak zgodzić się z opinią, że gra jest symulatorem chodzenia. Dla mnie to pełnoprawna przygodówka z elementami akcji, nastawiona na eksplorację. Po drodze rozwiążecie proste zagadki. Musicie też uważnie słuchać, co inne postaci mówią i jakie dają Wam zadania poboczne. Nie ma żadnego dzienniczka, nikt nie prowadzi tutaj za rękę. Są oczywiście wskazówki, ale część rzeczy musicie odkryć na własną łapkę. A muszę przyznać, że poruszanie się po tym świecie jest niesamowicie płynne i idealnie oddaje to z jaką gracją przemieszczają się koty.
No i trzecią rzeczą, która nie spodoba się wszystkim, jest długość rozgrywki. Grę skończyłam w mniej niż osiem godzin, a naprawdę lizałam ściany, zbierałam wszystkie znajdźki i robiłam zadania poboczne. Zostało mi jeszcze kilka osiągnięć do 100% i już wiem, że Stray na pewno spodoba się łowcom trofeów – wymaksowanie produkcji jest dość proste i nie zajmie Wam tak długo. W każdym razie czas rozgrywki mi nie przeszkadzał. Trochę mam ostatnio przesyt długich na miliony godzin, wielkich tytułów z otwartym światem, a krótka rozgrywka jest dla mnie raczej zaletą niż wadą. Wiem jednak, że nie wszyscy tego szukają.
Purrfekcyjna gra. Stray – ostateczne wrażenia
Chciałabym, żeby to dobrze wybrzmiało – uwielbiam tę produkcję. Szalenie mi się podobała. Jestem zachwycona. Zauroczyło mnie tutaj wszystko – od kreacji świata, przez historię, po głównego bohatera i postaci poboczne. Polecam ją wszystkim miłośnikom kotów i cyberpunka. Powiem tak – Stray może być moją prywatną najlepszą grą indie 2022. I trzymam za nią kciuki w sezonie nagród. Jednocześnie straszliwie się cieszę, że coraz więcej małych tytułów niezależnych trafia do szerszej publiki i są doceniane nie tylko przez krytyków, lecz także graczy. To naprawdę wspaniałe.
Jeśli kochacie koty i jeszcze nie mieliście okazji sprawdzić tej uroczej przygodówki – nie zatrzymuję Was dłużej. Sprawdźcie koniecznie. W Stray zagracie na PC (do kupienia na Steamie) konsolach PS5 i PS4 (znajdziecie ją w PlayStation Store i w ramach abonamentu PS Plus Premium i Extra). We wrześniu natomiast zostanie wydane w pudełku. Warto dać tej produkcji szansę. To jedna z tych gier, która zostanie z Wami na dłużej.
Redaktorka: Meeya