Za jakie grzechy, dobry Boże? The Inquisitor – recenzja gry

Mężczyzna stoi na tle wielkiego budynku

Niewiele jest gier, o których wypowiadam się negatywnie. Zazwyczaj staram się szukać dobrych stron, nawet jeśli tytuł jest naprawdę kiepski. Jednak przejście The Inquisitor było istną drogą przez męki.

Każdy z nas ma taki tytuł, na który czekał przez bardzo długi czas. Miesiącami śledził nowinki, oglądał wszystkie zwiastuny. W moim przypadku było to The Inquisitor. Powodem tej ekscytacji była miłość do średniowiecznych klimatów. Tak więc kiedy przeczytałam pierwsze doniesienia o planach wydania produkcji na podstawie twórczości Jacka Piekary, to moje serce zabiło mocniej. Natomiast po pierwszych zwiastunach mózg odmówił mi posłuszeństwa, a na oczach pojawiły się różowe okulary. Taki stan rzeczy utrzymywał się aż do premiery, która miała miejsce 8 lutego tego roku. To właśnie wtedy odpaliłam tę grę i początkowy entuzjazm szybko przerodził się w ogromne rozczarowanie. Dlatego właśnie ta recenzja pokaże Wam przede wszystkim wady The Inquisitor, choć udało mi się znaleźć też kilka pozytywów.

Dla jasności nie miałam okazji przeczytać Cyklu Inkwizytorskiego. Dlatego w swojej recenzji będę głównie opierać się na wydarzeniach zawartych w grze, a nie książkach. Choć muszę przyznać, iż świat stworzony przez Jacka Piekarę mnie zaintrygował i być może za jakiś czas postanowię nadrobić zaległości. Jedyne co mnie przed tym powstrzymuje, to mocno kontrowersyjne wypowiedzi polskiego pisarza, na które można natrafić w jego mediach społecznościowych. Zazwyczaj staram się oddzielać postawę autora od jego dzieła, jednak w tym przypadku jest bardzo ciężko to zrobić. Transfobiczne oraz antyfeministyczne treści publikowane m.in. na Twitterze to coś z czym absolutnie się nie zgadzam i właśnie z tego powodu mocno zastanawiam się nad lekturą Inkwizytora.

Jednak grze postanowiłam dać szansę. Dlaczego? Otóż mam świadomość tego, iż to nie Piekara jest autorem produkcji The Inquisitor, co lekko mnie uspokoiło i skłoniło do sięgnięcia po ten tytuł. Niestety już na samym początku przygody growa adaptacja zderzyła mnie z sytuacją, która pozostawiła we mnie niesmak. Otóż podczas jednej z rozmów bohaterów kamera ostentacyjnie ukazała biust jednej z postaci, a w tle można było usłyszeć dwuznaczny komentarz. Na szczęście był to tylko jednorazowy wybryk.

Zawsze są jakieś pozytywy

Akcja gry The Inquisitor przenosi nas do alternatywnej wersji świata, w której Jezus Chrystus, zamiast umrzeć na krzyżu, schodzi z niego i karze swoich oprawców. W tym uniwersum Bóg jest mściwy, a jego nauki nakazują bezlitosne rozprawianie się z innowiercami oraz heretykami. Ręką boskiej sprawiedliwości są Inkwizytorzy – ludzie niezwykle gorliwi i oddani swojemu powołaniu, którzy krwawo rozprawiają się z grzesznikami. W tworze studia The Dust przyjdzie nam się wcielić w Mordimera Madderdina. Jest on również głównym bohaterem cyklu stworzonego przez Jacka Piekarę.

To właśnie bohaterowie, jak i fabuła bronią gry The Inquisitor. Mordimer Madderin może i nie jest zbyt ciekawy, ale ma jakiś charakter. Z pozoru szorstkie usposobienie burzyło się w niejednokrotnych ludzkich i żywych przejawach jego osobowości, dzięki czemu dało się go polubić. Jednak postacie poboczne okazują się dużo ciekawsze. Amelia – dziewczynka, którą poznajemy na samym początku rozgrywki – od razu wzbudziła moją sympatię. Pod pozorem małej cwanej złodziejki, kryła się oddana i lojalna przyjaciółka. Niejednokrotnie pomagała ona protagoniście w różnych sytuacjach. Z czasem relacja tych dwojga coraz bardziej się zacieśnia, a w późniejszych godzinach rozgrywki obydwoje zaczynają dbać o siebie nawzajem. Na tle średniowiecznego, brudnego krajobrazu wyróżnia się także Nontle. Jej charakterystyczny ubiór szybko zapadł mi w pamięć, tak jak i oschłe, żeby nie powiedzieć wredne, usposobienie. Początkowa niechęć przemieniła się w sympatię, a to za sprawą relacji z tytułowym Inkwizytorem.

Główny wątek, choć z początku ciekawy, z czasem stał się dość nużący i przewidywalny. Z intrygującej opowieści detektywistycznej zmieniła się ona w sztampową historię o ratowaniu świata przed zagładą, co lekko mnie rozczarowało. Wolałabym tutaj zobaczyć bardziej przyziemną tematykę, a nie kulty czy wampiry. Jakoś nie mogłam oprzeć się wrażeniu, iż te elementy nie pasują do świata przedstawionego, przez co ciężko było mi śledzić dalszy ciąg wydarzeń z zainteresowaniem. Mimo to fabuła w The Inquisitor jest dość spójna i logiczna, dzięki czemu w miarę przyjemnie się ją ogrywało.

Wehikuł czasu

Grafika w The Inquisitor od początku wzbudzała kontrowersje. I nic w tym dziwnego. Oprawa wizualna przypomina produkcje z lat 2005-2010. Mi osobiście to nie przeszkadzało, za to ścieżka dźwiękowa… mogłaby w tej grze w ogólnie nie istnieć. Tylko jeden utwór jest warty uwagi, reszta wypadła na jego tle blado i nie zapadła mi w pamięć.

Jako fance fantasy oraz historii bardzo podobał mi się klimat i lokacje przedstawione w The Inquisitor. Rynek wyglądał pięknie, nieco przypominał mi Novigrad z gry Wiedźmin 3: Dziki Gon. Reszta miejsc była interesująca na tyle, aby odbyć przyjemny spacer po Koenigstein, nawet jeśli grafika nie przypominała wielkich produkcji AAA. Ale nic więcej, lokacje nie wzbudziły we mnie ogromnych zachwytów.

Jeśli chodzi o kwestie techniczne, to The Inquisitor nie powala. Oprócz niewczytujących się tekstur można zauważyć znaczne spadki klatek. Dodatkowo postacie potrafiły się zbugować i ugrząźć w jednym miejscu, przez co stawały się łatwym celem do ubicia. To właśnie te problemy z optymalizacją są jednym z wielu gwoździ do trumny tego tytułu.

I am speed

Od czego by tu zacząć… Bez wątpienia jednym z najgorszych elementów gry The Inquisitor jest gameplay. Drewniany, męczący oraz bardzo powolny. Tak mogłabym go pokrótce opisać. Odniosłam wrażenie, iż mechanika walki była mocno inspirowana Wiedźminem 3. Studiu CD Projekt RED udało się stworzyć przyjemny system walki, mimo tego, że był dziecinnie prosty. Dzięki odpowiedniej dynamice oraz ciekawym rozwiązaniom bardzo przyjemnie grało się w przygody Geralta.

W produkcji studia The Dust tego zabrakło. Nierówne tempo walki wybitnie dawało mi w kość i jednokrotnie frustrowało. Zanim główny bohater wykonał jakikolwiek ruch, to przeciwnik zdążył prawie już go zabić. W czasie wykonywania ciosu przez Mordimera zdążyłabym na spokojnie zrobić zakupy, posprzątać w domu lub chociażby wynieść śmieci. Nawet podczas eksploracji odnosiłam wrażenie, że gra jest powolna jak mucha w smole. Animacje wlokły się w nieskończoność, a przebycie określonej trasy zajmowało o wiele więcej czasu niż można by przypuszczać.

Na początku gry sterowanie podczas potyczek może wydawać się skomplikowane. Twórcy umieścili nawet całą listę odpowiednich przycisków z boku ekranu. W praktyce do pokonania większości przeciwników (poza pewnym Francuzem z samouczka) wystarczyły dwa przyciski. Podobnie irytujące okazały się QTE, które, co prawda, czasami dobrze pasowały do niektórych czynności wykonywanych przez bohatera, lecz były powolne i niezbyt intuicyjne.

Bardzo mozolne sterowanie sprawiło, iż wszelkiego rodzaju starcia stały się dla mnie katorgą. Zdarzało się, że zarówno protagonista, jak i przeciwnicy mogli zaklinować się w ścianie, co psuło mi frajdę z potyczek. O ile jakąkolwiek miałam, ponieważ z tym bywało różnie. Starcia z bossami były jedynymi godnymi uwagi, choć unikalny system walki sprawiał, że bardzo często kończyły się one szybkim zgonem oraz coraz to bardziej narastającą frustracją.

Gwoździe do trumny

Jednym z ciekawych elementów dodanych do gry The Inquisitor jest Nieświat, kraina pełna niebezpieczeństw, dająca możliwość odczytywania wspomnień potrzebnych do popchnięcia fabuły dalej. Bardzo mi się tam podobało. Nawet sekwencje skradankowe, które w innych produkcjach działają mi na nerwy, tutaj mi nie przeszkadzały. Niezwykły klimat wylewał się z monitora, a ciągłe poczucie zagrożenia pobudzało do działania.

Jednak niezwykle łatwo było się zgubić w drodze do kolejnych pomniejszych lokacji, przez co traciłam sporo czasu na odszukanie ich. W późniejszych godzinach rozgrywki pojawia się nagle wielki miecz, który wyrasta znikąd i blokuje przejście przez most (i to nie bug). Aby się przez niego przedostać, musiałam czekać, aż on zniknie. Według mnie jest to niepotrzebny zabieg wywołujący dodatkową frustrację podczas rozgrywki.

W grze The Inquisitor natrafimy również na zagadki logiczne. I nie byłoby nic w tym złego, gdyby twórcy dawali do nich jakąkolwiek podpowiedź. Niby w takim układaniu elementów obrazka nie potrzebujemy pomocy, lecz w odgadywaniu szyfrów czy odpowiedniej sekwencji wciśnięcia danych elementów już tak. Wskazówki, jeśli jakieś w ogóle były, to okazywały się trudno dostępne. Dzięki temu produkcja studia The Dust jeszcze bardziej mnie do siebie zniechęciła.

Spacer wśród cierni finalne wrażenia z gry The Inquisitor

Cóż mogę powiedzieć… Przejście tej gry było dla mnie niezwykle ciężkim doświadczeniem. Tytuł borykał się z wieloma problemami, a największym z nich był system walkiJedynymi dobrymi elementami gry The Inquisitor to fabuła oraz postacie. Nawet Nieświat nie wydawał się aż tak kiepski, pomimo dodania do niego zbędnych elementów. Lecz i tutaj można doszukać się wielu wad – podróż po wspomnianej krainie utrudniały częste spadki klatek, a to przez przesadzone efekty świetlne obciążające grafikę. Przez to czasami trudno było pojąć, co dzieje się na ekranie.

The Inquisitor nie jest wart swojej ceny. Okropny system walki, kiczowate tekstury oraz problemy z optymalizacją to tylko początek listy wad tego tytułu. Niestety mocno zawiodłam się na grze studia The Dust. Wielka szkoda. Uniwersum stworzone przez Jacka Piekarę ma ogromny potencjał i chciałabym jeszcze kiedyś zobaczyć grę wideo osadzoną w tym świecie.

Jeśli chcecie zagrać w jakąś dobrą grę na podstawie polskich pisarzy, to prędzej sięgnijcie po The Invincible (recenzję znajdziecie na naszej stronie) od 11 bit studios. Natomiast The Inquisitor powinien poczekać na lepsze czasy albo chociaż na studio, które będzie umiało zrobić dobry gameplay.

Scroll to Top