Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni. The Quarry – recenzja gry

Okładka gry The Quarry. Postacie przedstawione na tle lasu. Ma to miejsce podczas nocy. Nad lasem znajduje się duży księżyc w pełni.

Rozsiądź się wygodnie, upiecz kiełbaskę nad ogniskiem i zadbaj o to, żeby wszyscy opiekunowie przeżyli noc. Witamy na obozie letnim Hackett’s Quarry.

Studio Supermassive Games znałam wcześniej jedynie przez Until Dawn, do którego nadal często i chętnie wracam. Dlatego, gdy dowiedziałam się, że wydali nowy survival horror, klimatem przypominający moją ukochaną zimową grę, nie mogłam przejść obok tego tytułu obojętnie (i z tego samego powodu przyszło Wam czytać moją recenzję The Quarry). Jednak ta produkcja serwuje pewną zmianę klimatu już nie zima, a lato opowiada swoją straszną historię, podsuwając nam do prowadzenia kolejne postacie. Koncept pozostaje ten sam, trzeba za wszelką cenę starać się przeżyć aż do świtu. Jednak nie jest to takie proste, gdy drogę blokuje nam co chwilę stado wilkołaków, patrolujący las myśliwi i okrutna przeszłość, która nie zamierza opuścić granic Hackett’s Quarry. 

W ciągu ostatnich kilku lat gracze zaczęli zwracać coraz większą uwagę na gry z wyborami, takie gdzie całą rozgrywkę ogląda się jak film i podejmuje decyzję co do tego, jak nasza historia się potoczy. Zgodnie z tym trendem zaczęło powstawać coraz więcej produkcji w takim właśnie stylu i katalog dostępnych opcji poszerza się. Jedną z nich jest właśnie The Quarry, co twórcy dodatkowo podkreślili poprzez dodanie możliwości obejrzenia całej gry jak filmu. Możemy przy tym dostosować swój wybór odnośnie do tego, kto ma przeżyć, a kto nie dotrwa do końca nocy. Dodatkowo dostajemy do dyspozycji jeszcze kolejny tryb rozgrywki kanapowy co-op, dzięki któremu możemy pograć razem ze znajomymi. Jeśli chcecie poznać inne warte Waszej uwagi gry multiplayer z kooperacją lub rywalizacją, to koniecznie sprawdźcie pozycje z naszej top listy multiplayerów dostępnych w Game Passie.

Letnia przygoda ze śmiercią w tle

Pierwszymi bohaterami, których poznajemy, są Laura i Max, czyli dwoje opiekunów jadących nocą do obozu dzień przed jego oficjalnym rozpoczęciem. Po kilku problemach docierają na miejsce, gdzie zostają ofiarami ataku tajemniczej bestii i słuch o nich ginie. Na tym też kończy się prolog. Oczywiście nikt z pozostałych wychowawców nie ma pojęcia o tym, co się wydarzyło. Zamiast szukać poszlak, wolą narzekać na dodatkowe obowiązki, które spadły na nich przez nieobecność tej dwójki. Otwierający grę rozdział rozpoczyna się w dniu, w którym dzieci wyjeżdżają z obozu i wszyscy się żegnają. Opiekunowie też mają już wracać do domów, jednak okazuje się to nie takie proste, jak mogło się na początku wydawać. Wszyscy muszą pozostać na terenie obozu przez jedną dodatkową noc. Wtedy jeszcze nie wiedzą, że będzie to najgorsza noc, jaką było im kiedykolwiek dane przeżyć.

Jedna z bohaterek gry The Quarry stoi obok samochodu i na niego patrzy. Mówi: „Jeszcze jedna noc w tej dziczy mogłaby mnie chyba serio zabić”.

W trakcie gry sterujemy każdym z dziewięciorga wychowawców obozu Hackett’s Quarry. Tym, co bardzo mi się spodobało, była ich różnorodność charakterów. Od samego początku widoczne były też ich najważniejsze cechy, przez co szybko wybrałam sobie ulubieńców i postanowiłam zrobić wszystko, byle przeżyli tę noc. Sama rozgrywka, choć dość krótka, bo trwała tylko około 10 godzin, okazała się bardzo przyjemna. Jedynymi rzeczami, na które mogłam przez dłuższą część gry narzekać, były kamera i latarka. Sterowanie nimi okazywało się dość często oporne. Spodziewałam się raczej, że skoro występuje tu mało mechanik, to będą one dopracowane albo chociaż na takim poziomie, że ich wady nie będą się aż tak mocno rzucać w oczy. A skończyło się na ciągłym czekaniu, aż bohaterowie w końcu wyjdą do jaśniejszych pomieszczeń, wyłączą latarki w telefonach i dadzą mi nareszcie szansę na spokojne zwiedzenie lokacji, bez ciągłego narzekania pod nosem.

Wilk, czarownica i stara klątwa

Jednak muszę przyznać, że zazwyczaj samouczki we wszystkich grach mnie nudziły i czekałam tylko, aż będzie można z nimi skończyć i nigdy więcej do nich nie wrócić. Jednak tutaj nie mogłam się doczekać, aż jakiś się pojawi. Przedstawione zostały w tak miły dla oka sposób, że nie da się o nich zapomnieć. Do dyspozycji mamy ich stosunkowo niewiele, bo gra też nie ma aż tylu mechanik wymagających tłumaczenia. Każdy samouczek ma formę krótkiego, animowanego, często dość zabawnego filmiku. Niektóre zdarzyło mi się oglądać nawet po kilka razy tylko i wyłącznie dlatego, że były tak ciekawie zrobione

Grafika przedstawia fragment samouczka gry The Quarry. Obok ogniska stoi postać z podpalonym butem i nogawką spodni. Na środku obrazka widnieje napis QTES, czyli skrót od quick time events.

W trakcie rozgrywki mamy możliwość odnalezienia całej masy wskazówek, pamiątek i kart tarota. Pozwala to na lepsze poznanie ukrytej w tle historii obozu i grasujących tam wilkołaków. Jeśli chodzi o wspomnianego tarota, to naprawdę bardzo przyjemnie się go zbierało. Nawet jak pozostałe znajdźki w większości mi umknęły, tak historię skończyłam ze wszystkimi kartami. Na koniec każdego rozdziału można było ich użyć i spojrzeć sobie delikatnie w przyszłość. Niezależnie od liczby zebranych kart pozwalano nam zawsze na użycie tylko jednej. A skąd było wiadomo, że rozdział się kończy? Otóż zastosowany został zabieg podobny do tego we wspomnianym przeze mnie wcześniej Until Dawn, tylko zamiast sesji terapeutycznej mamy do odbycia rozmowę z Elizą Vorez, czyli starszą panią mocno związaną z historią rodziny Hackett i ciążącą na niej klątwą. 

Widok ekwipunku postaci. Na grafice przedstawiona została jedna z kart tarota, która nazywa się „Głupiec".

Pop, Pop, Peanut Butter Butterpops!

Może i cała gra oparta jest na konwencji horroru, może czasem budzi strach i po plecach przechodzą ciarki, ale znajdziemy tam też bardzo dużo momentów humorystycznych. Jednak czułam, że z biegiem fabuły robiło się ich aż zbyt wiele. Na początku wszystko wyglądało jeszcze dobrze, poboczny wątek rywalizacji pomiędzy bohaterami o paczkę przekąsek Peanut Butter Butterpops wspominam bardzo miło. W czasie rozgrywki usłyszałam też piosenkę reklamową tej marki i przyznaję, długo nie mogła mi wyjść z głowy. Tylko takich elementów humorystycznych, które nie są jedynie powtarzanym w kółko żartem, było naprawdę mało.

Tym, co naprawdę przeszkadzało mi w rozgrywce, gdy pojawiały się kolejne fragmenty mające śmieszyć, była z daleka już widoczna klisza. Gra pokazała w wielu momentach zachowania typowe dla filmów grozy z nastolatkami w rolach głównych. Ciemny zakamarek? Zajrzyjmy tam! Chcesz się rozdzielić, mimo że możemy się już więcej nie zobaczyć? Czemu nie! Bywały momenty, że dostawaliśmy jak na tacy całe wyjaśnienia odnośnie kluczowych fabularnie kwestii, a bohaterowie dopiero w następnym lub jeszcze kolejnym rozdziale orientowali się (lub nie), o co tak naprawdę chodzi. Humor humorem, ale czasem naprawdę było tego za dużo. O ile takie małe smaczki jak rywalizacja o przekąskę mi się podobały, tak na koniec gry miałam już zwyczajnie dość kliszy.

Wybory ze skutkiem (nie) natychmiastowym

Jak już wcześniej wspominałam, The Quarry jest oparte w głównej mierze na systemie wyborów, które gracz podejmuje w trakcie rozgrywki. Tak samo twórcy reklamowali ją tym, że dostępnych jest ponad sto możliwych zakończeń zależnych od tego, jak potoczy się gra. Jednak finalnie miałam wrażenie, że większość z moich decyzji nie ma żadnego znaczenia dla przebiegu fabuły. 

W pewnym momencie zaczęłam nawet sprawdzać w internecie, czy to, co mi wydaje się istotną decyzją, rzeczywiście nią jest. Jak się okazuje, na skutki części wyborów czekać musimy naprawdę bardzo długo. Ale też czasem coś, co wydaje się zupełnie nieznaczące, ma wielki wpływ na to, jak całość potoczy się dalej. Wydaje mi się też, że zaznaczenie tak dużej liczby zakończeń może wprowadzać w błąd. Często różnią się one naprawdę niewielką ilością elementów, zazwyczaj chodzi o to, kto przeżył, a kto nie. Faktycznych unikatowych zakończeń na pewno jest zdecydowanie mniej.

Zbliżenie na twarz rudowłosej bohaterki przed dokonaniem jednego z wyborów w grze.

Z lekkim rozczarowaniem spotkałam się, jeśli chodzi o grafikę, którą tak promowano. Realistyczności mieli dodać jej prawdziwi aktorzy i użyta przez producentów technika motion capture. Po części udało się osiągnąć zamierzone skutki – bardzo dobrze odwzorowane są budowa ciała i wygląd danej osoby. Jednak jest też kilka mankamentów, których nie mogę w tej recenzji The Quarry pominąć. W głównej mierze ucierpiały twarze. Miny, często nienaturalne i dziwne, zdecydowanie odstraszały. O ile reszta wyglądu bohaterów naprawdę nie była zła, tak przy kolejnych i częstych (zwłaszcza przy różnych wyborach) zbliżeniach na postać, aż trudno było uwierzyć w to, że prawdziwa osoba mogłaby tak wyglądać.

Co cię nie zabije, to cię wzmocni – finalne wrażenia z gry The Quarry

Z tymi słowami spotkamy się w czasie rozgrywki przynajmniej raz w każdym rozdziale. Główne hasło obozu letniego Hackett’s Quarry towarzyszy nam już od samego początku gry, więc także i w mojej recenzji The Quarry nie mogło go zabraknąć. Od bardzo długiego czasu czekałam na produkcję, która będzie właśnie w stylu Until Dawn, z systemem wyborów, które realnie będą miały wpływ na fabułę. Niekoniecznie jednak w taki sposób, jak pokazuje to Life is Strange (którego recenzję możecie przeczytać na naszym portalu). Potrzebowałam właśnie takiej lekkiej gry na kilka wakacyjnych wieczorów, tylko dalej utrzymanej w konwencji horroru. I w te wymagania The Quarry wpisuje się idealnie. 

Jednak fabuła sama w sobie dość mocno mnie zawiodła. Jeśli nie przeszkadza Wam, że część wydarzeń jest kompletnie niepotrzebna, bohaterowie czasem zachowują irracjonalnie i powtarzane są w kółko te same żarciki, które po czasie zaczynają bardziej denerwować niż bawić, to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby dać szansę tej produkcji. 

W czym mogę tę grę obronić, to finalna kreacja bohaterów. Na początku bardzo mocno obawiałam się tego, że będą oni jedynie chodzącym uosobieniem pojedynczych cech, losowymi postaciami bez żadnych charakterów, ale na szczęście tutaj się myliłam.

Podsumowując, bawiłam się całkiem dobrze, przechodząc kolejne rozdziały, jednak po tym wszystkim pozostał mi pewien niedosyt. Przez całą rozgrywkę liczyłam ciągle na więcej, na poznanie trochę obszerniejszej części życia bohaterów. Jednak jak na grę trwającą tylko około 10 godzin, to i tak zostało nam przekazane całkiem sporo. Zdania na ten temat też są mocno podzielone. Nie wykluczam, że jeszcze wrócę do tego tytułu, jednak raczej nie nastąpi to zbyt szybko.

Scroll to Top