Wycieczka po dwudziestowiecznej Warszawie. The Thaumaturge – recenzja gry

Dwóch mężczyzn stoi do siebie plecami

11 bit studios nie próżnuje. Na koncie wydawcy pojawił się kolejny świetny tytuł. Tym razem wybierzemy się do dwudziestowiecznej Warszawy. Jak prezentuje się stolica podczas zaborów? Tego dowiecie się z niniejszej recenzji The Thaumaturge.

11 bit studios bez wątpienia należy do grona moich ulubionych wydawców. Nie dość, że studio ma swoją siedzibę w Polsce, a jak wiadomo – swoich trzeba wspierać – to jeszcze na swoim koncie posiada całą gamę dobrych produkcji. Świetnymi tego przykładami są takie tytuły, jak South of the Circle czy The Invincible na podstawie twórczości Stanisława Lema. W związku z tym, kiedy tylko pojawiają się kolejne zapowiedzi nadchodzących dzieł warszawskiego przedsiębiorstwa, to od razu czekam na premierę jak na szpilkach. Jeśli wolicie obejrzeć filmową wersję tej recenzji, zajrzyjcie na nasz kanał na YouTube:

Najnowsze dzieło 11 bit studios powstało we współpracy z Fool’s Theory. Studio powstało stosunkowo niedawno, bo w 2015 roku. Jego założycielami są bardzo doświadczeni deweloperzy, którzy mieli okazję pracować m.in. w CD PROJEKT RED.

The Thaumaturge przenosi nas do początku dwudziestego wieku. Z pewnością spora część z Was kojarzy ten okres naszej historii głównie jako niespokojne czasy pod okupacją. Dla przypomnienia: w 1795 roku doszło do trzeciego rozbioru Polski, przez co nasz kraj zniknął z mapy Europy. Został on podzielony pomiędzy trzech zaborców – Prusy, Austrię oraz Imperium Rosyjskie. Po ponad stu latach w stolicy nadal panują niespokojne nastroje, a ruch oporu stara się walczyć z wrogiem wszelkimi możliwymi sposobami.

Większa część rozgrywki grze w The Thaumaturge toczy się na ulicach Warszawy, a głównym bohaterem opowieści jest Wiktor Szulski – syn filantropa oraz thaumaturga. Jednak co to dokładnie znaczy? Thaumaturgią określa się zdolność do czynienia cudów. Posiadacze tej mocy mogą odczytywać emocje, intencje oraz zamiary danej osoby na podstawie jej rzeczy osobistych. Ponadto są oni zdolni do manipulowania ludźmi, dzięki stworzeniom nazywanym salutorami. Są to demony inspirowane kulturą żydowską, słowiańską, bałkańską oraz arabską, które przyczepiają się do osób posiadających skazy – poszczególnej negatywnej cechy charakteru dominującej w osobowości danego człowieka. Te właśnie umiejętności protagonista odziedziczył po swoim ojcu.

Niestety relacje Wiktora z rodziną są oschłe. Tak naprawdę jedynie ze swoją siostrą Ligią ma on ciepłe stosunki. Mimo niechęci czy nawet nienawiści do ojca, główny bohater pojawia się w Warszawie, aby pójść na jego pogrzeb. Po śmierci Stanisław Szulski przepisuje w spadku swojemu synowi czarny grymuar. Jednak własność seniora rodu przepada, a główny bohater obiera sobie za cel odnalezienie go. Niestety to zadanie nie będzie takie łatwe. W trakcie rozgrywki poznamy mnóstwo postaci pobocznych, które będą wydawać się skore do pomocy. Jednak należy pamiętać, że nawet z pozoru przyjazna osoba może okazać się wrogiem, czego niejednokrotnie doświadczyłam podczas rozgrywki. Jeśli wolicie filmową wersję recenzji, zapraszamy do obejrzenia jej na naszym kanale na YouTube:

 

Wszyscy ludzie cara

Ten fragment tekstu zawiera spojlery. Jeżeli ktoś sam chce zapoznać się z tą grą, to polecam przejść do następnego działu.

Jako że gra The Thaumaturge bazuje na rzeczywistej historii Europy z początku dwudziestego wieku, nie mogło zabraknąć w niej postaci historycznych. Jedną z nich jest Grigorij Rasputin – rosyjski kaznodzieja i mistyk. Jego znajomość z Wiktorem rozpoczyna się na samym początku gry, kiedy główny bohater prosi jasnowidza o pomoc. Od tamtej pory między panami nawiązuje się nić porozumienia. Natomiast o tym, w jaki sposób zakończy się ta relacja decydujemy tylko my – gracze.

Pomimo początkowej sympatii do Rasputina wraz z rozwojem fabuły przestałam mu w pewnym momencie ufać. Jego „kółko wzajemnej adoracji”, jakie stworzył sobie w Warszawie coraz bardziej przypominało mi sektę, a płomienne przemowy wypowiadane przez kaznodzieję z czasem przestały mnie interesować.

Komitywa złożona z taumaturgów. Niezrealizowany plan Stanisława Szulskiego miał okazję się ziścić dzięki jego synowi. Wszyscy jej członkowie wzbudzili moje zaufanie oraz ciepłe emocje. Ponadto łączył ich z Wiktorem wspólny cel – walka o życie i niezależność osób z tymi samymi zdolnościami. W moim mniemaniu jest o to o wiele lepsze zakończenie wątku fabularnego i dzięki niemu zyskujemy znacznie więcej niż poprzez sympatyzowanie z Rasputinem.

Oczywiście w grze nie zabrakło postaci pobocznych. Najbardziej w pamięć zapadli mi Abaurycy oraz Wanda. Ten pierwszy jest kolegą Wiktora z czasów dzieciństwa. Ot taki poeta wcielający się w gangstera. Pod maską bezwzględnego przestępcy kryje się osoba o wrażliwym i pełnym ciepła sercu. Nie zawaha się pomóc kompanowi w potrzebie, wybaczając przy tym naprawdę wiele. Taki przyjaciel to prawdziwy skarb. Zaś Wanda walczy w ruchu oporu. Zawzięta i pewna siebie kobieta od razu przypada do gustu głównemu bohaterowi. Podobnie do Abaurycego zrobi dla swoich przyjaciół wszystko.

Sam Wiktor to też ciekawa postać. Jako thaumaturg ma swoją własną skazę, którą jest duma. I to widać na każdym kroku. Pycha oraz arogancja niejednokrotnie mogą wpędzić protagonistę w kłopoty, o ile wybierzemy odpowiednie opcje dialogowe. Mimo to naprawdę da się go polubić, a jego los nie był mi obojętny.

Piękno przedwojennej stolicy

The Thaumaturge bardzo mi się podobało pod kątem wizualnym. Oglądanie stolicy jeszcze sprzed drugiej wojny światowej, podczas której hitlerowcy zniszczyli od 60 do 80 procent miasta, niezwykle mi się podobało. A jako że pochodzę właśnie z Warszawy, to patrzenie na nazwy ulic, dzielnic oraz budynków wypełnionych polskimi napisami było dość ciekawym przeżyciem.

Oprócz moich osobistych sentymentów muszę przyznać, że twórcy stanęli na wysokości zadania i Warszawa w The Thaumaturge wygląda rewelacyjnie. Co prawda, nie obyło się bez pomniejszych problemów graficznych, takich jak wolniejsze ładowanie tekstur czy niewidoczne ściany. Mimo to grało się naprawdę przyjemnie, a przedwojenna stolica potrafi zachwycić.

To, co jeszcze zasługuje na uznanie, to ścieżka dźwiękowa. Soundtrack jest niezwykle przyjemny dla ucha i podkręca klimat produkcji. Wszystkie utwory do siebie pasują i łączą się w całość, sprawiając, że w The Thaumaturge gra się wyśmienicie.

Walka z demonami

The Thaumaturge to gra RPG z turowym systemem walki. Gameplay jest bardzo przyjemny. Co prawda, czasami trzeba się nagłowić nad tym, jak pokonać oponentów, lecz satysfakcja, jaką daje wygrana potyczki, jest tego warta.

Oczywiście na placu boju nie jesteśmy osamotnieni. Z biegiem fabuły zdobywamy kolejnych salutorów, którzy nam pomagają. Każdy z nich ma swoje unikatowe zdolności. Jednak przeciwnicy również dysponują całym wachlarzem umiejętności, odporności na obrażenia czy efektów pasywnych. I w tym momencie, cali na biało, wkraczają nasi pomocnicy w postaci demonów. Mogą one w łatwy sposób uśpić dodatkowe zdolności wroga, a obrażenia zadawane przez dany typ naszego przyjaciela z piekła rodem mogą w znacznym stopniu przechylić szalę zwycięstwa na naszą korzyść.

Podczas walki warto starannie przemyśleć swoją taktykę oraz wybrać tę, która najbardziej nam odpowiada. Osobiście dopiero pod koniec swojej przygody z The Thaumaturge odkryłam swój sposób na szybsze pozbywanie się wrogów. Jednak nie zawsze jeden patent będzie uniwersalny dla każdego starcia. Trzeba często lawirować i improwizować, aby osiągnąć sukces. Mimo dość prostej mechaniki oraz możliwości długiego zastanawiania się nad swoimi dalszymi krokami nieraz odczuwałam napięcie związane z konkretną potyczką i niepewność, czy uda mi się zwyciężyć.

Rozwój przede wszystkim

Wraz z postępem w fabule odblokowujemy punkty thaumaturgii. System rozwoju postaci jest niezwykle prosty i intuicyjny, dzięki czemu nie miałam problemów z ich rozdaniem. Możemy wydać je na umiejętności związane z pięcioma wymiarami. Oprócz ulepszania bohatera, odgrywają one ważną rolę w fabule.

Jeśli jeden z wymiarów będzie za mało rozwinięty, możemy mieć zablokowaną możliwość wybrania danej opcji dialogowej. Niekiedy okazuje się to kluczowe w postępie zarówno głównego wątku fabularnego, jak i zadań pobocznych. Niestety, ale przez swoją nieostrożność zaniedbałam odblokowywanie kolejnych poziomów. Dlatego właśnie podczas ogrywania drugiego zakończenia nie mogłam wybrać opcji, która doprowadziłaby do szczęśliwego finału tej historii. Jeśli macie więc zamiar zagrać w The Thaumaturge, to proszę nie popełniajcie mojego błędu.

Rodzinne sekrety – finalne wrażenia z gry The Thaumaturge

Nie ukrywam, iż nowa produkcja wydana przez 11 bit studios niezwykle mi się spodobała. Jest to głównie zasługa niesamowitego klimatu oraz fabuły bardzo mocno związanej z historią naszego kraju. Jednak niewątpliwie jest to produkcja opowiadająca głównie o trudnych relacjach ojca z synem. Stanisław Szulski z pozoru wydawał się oziębłą i krytyczną osobą. Mimo to na swój pokrętny sposób dbał o swoją rodzinę i robił wszystko, aby byli bezpieczni. Dopiero pod koniec rozgrywki wszystkie sekrety wychodzą na jaw, a wtedy nie wiadomo komu ufać. To do nas należy decyzja, jaki los spotka Wiktora. Mnogość możliwych zakończeń sprawia, że warto przejść ten tytuł więcej niż raz.

Jedyne, co mogę zarzucić The Thaumaturge, to mała ilość zadań pobocznych, przez co nie miałam zbyt wielu okazji, aby pozwiedzać przedwojenną Warszawę jeszcze dłużej. Oczywiście, jak w każdej grze, pojawiły się małe questy polegające na odwiedzaniu ciekawych miejsc czy wykonywaniu różnych aktywności. Bardzo ładnie musiało wyglądać to na papierze, ale chodzenie z kąta w kąt dla kilku punktów doświadczenia szybko mnie znużyło.

Nie mogę pominąć też braku polskiego dubbingu. Co prawda, są napisy, a aktorzy głosowi, mówiąc po angielsku, zrobili kawał niezłej roboty. Warto tu jednak zwrócić uwagę, że część z nich to Polacy, dzięki czemu wszelkie polskie nazwy wymawiają „po naszemu”. W ich kwestiach było czuć mnóstwo emocji i słychać, iż włożyli w swoje role serce. Co nie zmienia faktu, że wolałabym przejść tę grę z polskimi lektorami. Jednak niekiedy zdarzały się kwestie dialogowe w języku rosyjskim. Był to bardzo ciekawy zabieg, który jeszcze mocniej podkręcał klimat produkcji i pozwala bardziej wczuć się w świat wykreowany przez studio Fool’s Theory.

Mimo to polecam The Thaumaturge z całego serca. Szczególnie, jeśli lubicie wymagający i dający do myślenia gameplay. Osobiście bardzo wciągnęłam się w ten tytuł i z niecierpliwością czekam na kolejną perełkę, którą wyda 11 bit studios.

Recenzja gry The Thaumaturge powstała dzięki 11 bit studios. Dziękujemy serdecznie wydawcy za udostępnienie nam swojego najnowszego działa.

Scroll to Top