From Red Creek Valley with love. Zaginięcie Ethana Cartera – recenzja gry

Grafika przedstawia Ethana Cartera spacerującego po Red Creek Valley

Górskie miasteczko gdzieś na końcu świata. Wybitny detektyw. Zaginiony chłopiec. Tajemnica. Lubicie takie klimaty? Jeśli tak, to przeczytajcie moją recenzję Zaginięcia Ethana Cartera, by przekonać się, czy jest to gra dla Was.

The Astronauts ewidentnie zaskoczyło swoim debiutem niejednego gracza. Byli członkowie People Can Fly, odpowiedzialni m.in. za Bulletstorm, odeszli od przepełnionych akcją strzelanek, tworząc Zaginięcie Ethana Cartera, które postanowiłam dla Was zrecenzować. Gra dostępna jest w wersji na PC (m.in. na Steamie) czy konsole XBOX ONE i PS4. Mamy do czynienia z symulatorem chodzenia prowadzonym w pierwszej osobie, gdzie nie ma zbyt wiele rozgrywki. Jesteśmy raczej obserwatorami wydarzeń, zbieramy porozrzucane notatki czy zdjęcia, które tłumaczą fabułę, oraz rozwiązujemy zagadki. Twórcy ponadto inspirowali się twórczością Lovecrafta, pisząc historię, zatem mamy tu też nieco horroru, makabry czy niesamowitości. Zacna mieszanka.

Ostatnia sprawa detektywa

Wcielamy się w postać detektywa, Paula Prospero, który, jak sam mówi, ma za sobą dziesiątki, a nawet setki spraw. Natomiast ta, dla której pojawił się w Red Creek Valley, ma być jego ostatnią.

Od pewnego czasu śledczy otrzymywał listy od Ethana Cartera, w których poruszał on niepokojące kwestie związane ze swoimi bliskimi, a ponadto twierdził, że grozi mu niebezpieczeństwo. Kiedy korespondencja ustała, zaniepokojony Paul Prospero ruszył do miasteczka, z którego przychodziły listy. Na miejscu okazało, się, że chłopak zaginął. Wtedy detektyw podejmuje decyzję o rozwikłaniu zagadki. I faktycznie – z pozoru idylliczne Red Creek Valley, malowniczo położone wśród gór i jeziora, skrywa mroczną tajemnicę, a nieokreślone uczucie niepokoju jest tu wręcz namacalne.

To niezwykłe miejsce zasługuje na równie niezwykłego śledczego. Paul Prospero posiada nadprzyrodzony dar. Na podstawie odnalezionych śladów i pozostawionych przedmiotów potrafi odtworzyć chronologię zdarzeń, a tym samym przebieg zbrodni. 

Podróż bez przewodnika

Zaginięcie Ethana Cartera jest grą minimalistyczną w swoim wyrazie. Nie ma tutaj klasycznego interfejsu, rozbudowanego menu, mapy, samouczków, inwentarza czy wskazówek, do czego przyzwyczaja nas większość gier. Twórcy od samego początku uczciwie informują nas, że nikt nie poprowadzi nas za rękę. Z jednej strony może to przysporzyć sporo kłopotów, skoro nie wiemy, od czego zacząć, ale dla mnie było to dość odświeżające. Możemy bardziej wczuć się w rolę bohatera, którym przyszło nam kierować. 

Produkcja nas jednak wynagradza światem bez ekranów ładowania i to od nas zależy, w jakiej kolejności będziemy rozwiązywać zagadki. Najlepiej robić to po kolei, bo gra jest liniowa, ale gdyby nam przyszło nam do głowy zboczyć z wytyczonej ścieżki, to nic się nie dzieje. Opowieść dalej będzie się toczyć swoim leniwym rytmem. 

Uroki szwendania

Naszym głównym zadaniem w Zaginięciu Ethana Cartera jest, jak wynika z tytułu, odnalezienie chłopca. Nie ma tu żadnej tajemnicy. Gra opiera się na eksploracji przestrzeni, mamy do czynienia z typowym symulatorem chodzenia. Całe Red Creek Valley od początku stoi przed nami otworem.

Kiedy już jednak nacieszymy się wczesno jesiennym krajobrazem, okazuje się, że trafiamy na dwa rodzaje zagadek. Rozwiązanie niektórych z nich prowadzi do poznania treści opowiadań Ethana, a innych – do rozwikłania tajemnicy miasteczka. A jest to ważne, bo okolica jest dziwnie pusta i próżno szukać tu kogokolwiek, kogo moglibyśmy zapytać o chłopca. 

Natykając się na różne przedmioty, możemy wejść z nimi w interakcję i poznać zdanie Paula Prospero na temat tego, co znajdujemy. Widzimy, jak z każdą kolejną poszlaką kształtują się jego myśli, a przebieg kolejnych wydarzeń staje się bardziej czytelny. W sytuacji, kiedy brakuje jakiegoś elementu do uzyskania pełnego obrazu, detektyw wykorzystuje swoje nadnaturalne zdolności. Patrząc w odpowiednim kierunku, potrafi zobaczyć, gdzie jest on schowany. Wtedy możemy ustawić wydarzenia w odpowiedniej kolejności i zobaczyć retrospekcję, która popycha fabułę do przodu. To również zawdzięczamy darowi, który posiada Paul Prospero. 

Soundtrack, do którego się wraca

W recenzji Zaginięcia Ethana Cartera nie może zabraknąć kilku słów o ścieżce dźwiękowej. Przy rodzimych produkcjach zwykle wybieram polską wersję językową. Podobnie było i tu, co okazało się świetną decyzją. Przez większość czasu graczowi towarzyszą narracyjne wstawki Paula Prospero, mówiącego głosem Miłogosta Reczka, którego głos bardzo pasował do otoczenia. Słychać w nim doświadczenie, zmęczenie i spokój. Bohaterom drugoplanowym też nie mogę niczego zarzucić. Nie czułam, że coś tu jest robione na siłę.

Jako że przez większość czasu spacerujemy po Red Creek Valley i okolicach, towarzyszą nam również dźwięki otoczenia. W produkcji The Astronauts słuchanie chrzęstu liści pod stopami, wody obmywającej kamienie, wiatru hulającego po opustoszałych domostwach jest wręcz hipnotyzujące. Podnosi też realność świata, który eksplorujemy, a jednocześnie buduje klimat. Słychać tylko naszego bohatera i naturę, która była niemym świadkiem zdarzeń. 

Soundtrack autorstwa Mikołaja Stroińskiego jest jedną z mocniejszych stron Zaginięcia Ethana Cartera. Muzyka nie wybija się na pierwszy plan, a cały czas buduje napięcie, tworzy klimat, idealnie wkomponowuje się w wydarzenia na ekranie. Mamy tu wszystko. Spokój, tajemniczość, osamotnienie, tęsknotę, napięcie. W tych dźwiękach jest coś nieuchwytnego. Rzadko kiedy słucham kompozycji z różnych gier po ich zakończeniu, jednak tym przypadku było inaczej.

Tu jest, jakby, pięknie!

Red Creek Valley jest przedstawione jako amerykańskie miasteczko, ale wzorowane było na krajobrazach Śląska i Dolnego Śląska. Przykładowo zwiedzamy most i zaporę w Pilchowicach czy świątynię Wang. 

Trzeba przyznać, że grafika oszałamia swoją dokładnością i jakością. Twórcy uzyskali taki efekt dzięki zastosowaniu fotogrametrii. Najpierw fotografowali prawdziwe obiekty w Karkonoszach, by następnie na ich podstawie odtworzyć odpowiedniki w wirtualnym świecie. Dzięki temu growe miasteczko wydaje się być o wiele bardziej realistyczne. Gdzie się nie obejrzymy, widzimy obrazy jak z pocztówki. 

Jednocześnie ten piękny obraz jest nieco pusty, wręcz martwy. Wielu graczy widziało w tym spory minus. Dla mnie jednak to, że nie trafiamy w lesie na żadną sarnę, nad naszą głową nie fruwają ptaki i nie słyszymy plusku ryb, tylko dodaje klimatu. Gra stawia na poczucie osamotnienia i niepokoju, więc taki zabieg jest zasadny. 

O kilka klas gorzej wypadają jednak modele postaci, zwłaszcza we wspomnieniach. Możliwe, że to celowy zabieg ze względu na to, że czas zaciera retrospektywy. Różnica jest jednak widoczna i znacząca.

Czy Astronauci dali radę? Finalne wrażenia z Zaginięcia Ethana Cartera

Zaginięcie Ethana Cartera jest dla mnie udanym debiutem studia The Astronauts. Przed napisaniem recenzji czytałam komentarze graczy i wiem, co zarzucano tej produkcji. Oczywiście, mogłaby być dłuższa, zagadek mogłoby być więcej, świat i postacie mogłoby być bardziej dopracowane. Próżno tu szukać akcji czy zastrzyku adrenaliny. Ale faktycznym minusem wydaje się być brak możliwości zapisu w dowolnym momencie. I dla mnie jedynym.

Dostajemy w zamian klimatyczny, dopracowany audiowizualnie tytuł, przesycony tajemniczością i niepokojem. Ponadto pozostawia on sporo możliwości do swobodnej eksploracji i interpretacji. Ostatecznie mamy tu też historię, która może poruszyć i obudzić emocje. A nie tak często producenci gier podejmują się takiego wyzwania. Trudno się dziwić, skoro nie jest to łatwe i nieczęsto się to udaje.

Większość graczy, łącznie ze mną, zdecyduje się zagrać w tę grę tylko raz. Odkrycie wszystkich zagadek i leśne wędrówki zajmują około 5 godzin. Ale nie jest to czas zmarnowany i będę tę przygodę ciepło wspominać. Zwłaszcza to nisko zawieszone słońce, kolorowe liście czy opuszczone budynki, które powoli przejmuje bujna roślinność. 

Scroll to Top