Tylko nie mrugaj! Doctor Who: The Lonely Assasins – recenzja

Doctor Who: The Lonely Assassins – recenzja. Obrazek przedstawia posąg anioła, który szczerzy kły w złowieszczym grymasie.

Otwórz szeroko oczy, nie odwracaj wzroku. Recenzja Doctor Who: The Lonely Assassins jest krótka. Czy przeczytasz ją bez mrugnięcia okiem?

Nie ma zwyczajnych ludzi, a wszystko, co nas spotyka, ma znaczenie. Czasami mała rzecz, która przydarzy się zwykłemu Kowalskiemu, może nieść za sobą konsekwencje na skalę Wszechświata. Od takiego niepozornego zdarzenia zaczyna się gra Doctor Who: The Lonely Assassins, a niniejsza recenzja przeznaczona jest zarówno dla fanów Doktora, jak i osób, które jeszcze nie miały okazji poznać Władcy Czasu.

Doctor Who: The Lonely Assassins jest grą przygodową z elementami horroru, w trakcie której rozwiązujemy liczne łamigłówki. Tytuł powstał na licencji głośnego serialu produkowanego przez stację BBC. Jeśli czytasz tę recenzję, ponieważ zainteresowała Cię gra, a filmu nie miałeś okazji oglądać, to nie martw się. W tym przypadku nie ma gorszego startu. Niezależnie od tego, czy zdążyłeś zapoznać się z przygodami Doktora, czy też nie, w grze powinieneś bawić się tak samo dobrze.

Gorąca Linia

Historia The Lonely Assassins rozpoczyna się niepozornie. Oto weszliśmy w posiadanie telefonu komórkowego, który nie należy do nas. Takie rzeczy zdarzają się dosyć często w normalnym życiu. Nic niezwykłego. Każdy może zapodziać swój telefon albo znaleźć cudzy. Sytuacja staje się bardziej skomplikowana, kiedy kontaktuje się z nami Petronella Osgood, agentka międzynarodowej organizacji UNIT, prosząc o pomoc. Okazuje się, że osoba, do której należy smartfon, zaginęła. Ponieważ urządzenie znalazło się w naszych rękach, Osgood poleci nam przejrzenie jego zawartości. Naszym zadaniem będzie odnalezienie jakichkolwiek informacji, które pozwolą ustalić, co się stało z właścicielem komórki. Takim oto sposobem stajemy się detektywem na tropie wielkiej zagadki.

Doctor Who - zawierusowany ekran telefonu

Czy minimalizm to zawsze dobry pomysł?

Gra jest bardzo minimalistyczna. W trakcie rozgrywki operujemy na interfejsie graficznym imitującym telefon z Androidem. Na pierwszy rzut oka nie wydaje się to być szczególnie ekscytujące. Robimy rzeczy, które wykonujemy codziennie po kilkadziesiąt razy. Przeglądamy zdjęcia, czytamy prywatne wiadomości, odwiedzamy strony internetowe. Nie potrafię wyobrazić sobie gry, w której samouczek byłby bardziej zbędny.

Na samym początku obudziły się we mnie wątpliwości, czy tytuł będzie w stanie zapewnić mi rozrywkę, której od niego oczekuję. Wkrótce jednak dotarło do mnie, że współczesne smartfony stanowią kopalnię wiedzy na temat ich użytkowników. Naprawdę potrzebowałam stanowczo za długiej chwili, żeby ta błyskotliwa myśl zaistniała w mojej głowie. Nie jestem wścibska, wcześniej nie zdarzyło mi się grzebać komuś w rzeczach osobistych. Być może dlatego potencjał urządzenia monitorującego życie każdego z nas nie od razu był dla mnie widoczny. Wpierw czułam dyskomfort, bezczelnie czytając prywatną korespondencję. Jednak robiłam to wszystko w słusznej sprawie, dlatego szybko się rozgrzeszyłam.

Co się dzieje w posiadłości? Podgląd z kamery.

Mocne wrażenia i multimedialność The Lonely Assassins

W The Lonely Assassins będziemy dużo czytać. Jest to jedna z tych gier, która wykorzystuje tekst do opowiedzenia historii. Jednak nie należy się zniechęcać. Tytuł nie jest typową powieścią wizualną. Możliwości smartfona zostały w grze w pełni wykorzystane. Oprócz smsów do naszej dyspozycji udostępniono również pliki multimedialne. W trakcie rozgrywki będziemy oglądać filmiki, odsłuchiwać nagrane wiadomości oraz odbierać połączenia głosowe. Naprawdę sporo się dzieje. Zwłaszcza, że materiały filmowe wykorzystane w grze przedstawiają aktorów i rzeczywiste miejsca. Dodaje to całej produkcji realizmu i sprzyja immersji. Z jednej strony gra jest tylko symulacją telefonu komórkowego, która ma swoje ograniczenia. Mimo wszystko łatwo o tym zapomnieć i dać się wciągnąć w mroczny świat pełen tajemnic.

Komórkowy horror

Oczywiście może nasuwać się pytanie, czy da się zrobić horror z tak prozaicznej czynności, jaką jest obsługa telefonu komórkowego. Moim zdaniem twórcy świetnie poradzili sobie z wprowadzeniem gracza w odpowiedni nastrój. Pomimo że niebezpieczeństwo wydaje się odległe, w końcu tylko przeglądamy cudzy telefon, to w trakcie gry wcale nie czujemy się bezpiecznie. Uczucie grozy towarzyszy nam od samego początku i nie opuści nas do końca rozgrywki.

Na ekranie startowym, jeszcze za nim rozpoczniemy przygodę, pojawia się informacja, że dla lepszego efektu warto założyć słuchawki. Jeśli lubicie mocne wrażenia, należy skorzystać z porady, ponieważ efekt jest, i to jeszcze jaki! Efekt zawału. Bywają momenty, które przyprawią nas o palpitacje serca w sekundę. Innym razem napięcie narasta stopniowo. Najpierw poczujemy dreszcz niepokoju, potem dostaniemy gęsiej skórki, aż poczucie dyskomfortu zrobi się nie do zniesienia. Czasami możemy się bezpiecznie wycofać, kiedy indziej będziemy panicznie robić cokolwiek, żeby tylko opanować sytuację.

Anioł na ekranie

The Lonely Assassins jest naprawdę dobrym horrorem, a także świetną zabawą w detektywa. Konstrukcja śledztwa polegająca na wyszukiwaniu informacji w telefonie wymaga od nas pewnej dozy samodzielności. Gra często prowadzi nas za rączkę tylko po to, by za chwilę ją puścić i dać nam pełną swobodę działania. Na szczęście nigdy nie utkwimy w jednym punkcie na długo. Jeśli potrzebujemy pomocy, zawsze mamy możliwość otwarcia specjalnego menu, w którym znajdziemy wskazówkę dotyczącą naszych aktualnych poczynań. Według mnie w grze świetnie połączono elementy przygody i horroru oraz wątki detektywistyczne. Twórcy przygotowali dla nas koktajl, który na pewno przypadnie do gustu koneserom takiej rozrywki. Mi smakował.

Fani serialu

Podczas tworzenia gry nie zapomniano o miłośnikach serialu, więc fani Doktora Who się nie zawiodą. Fabuła The Lonely Assassins jest kontynuacją wątku z dziesiątego odcinka trzeciego sezonu zatytułowanego Blink. Epizod uznawany jest za jeden z najlepszych w całej serii. W 2008 roku film otrzymał Nagrodę Hugo za najlepszą prezentację dramatyczną w krótkiej formie. Z ciekawości pokusiłam się o seans. Naprawdę jest dobry!

Nie ma jednak potrzeby oglądać serialu przed przystąpieniem do rozgrywki. Jeśli nie skojarzycie historii z gry z tą odcinkową, to spokojnie, dokończcie najpierw grę. Wydarzenia w The Lonely Assassins przedstawione są z perspektywy osoby, która nigdy nie spotkała Doktora i nie zna poprzedniej sprawy. Wykorzystanie motywów przygody docenianej zarówno przez entuzjastów filmu, jak i krytyków, jest po prostu miłym akcentem. Dzięki temu możemy wrócić do mrożącego krew w żyłach spotkania z Płaczącymi Aniołami, a przy okazji zobaczyć wiele znajomych twarzy. Na przykład Petronelli Osgood granej przez Ingrid Oliver czy Davida Tennanta wcielającego się w dziesiątą inkarnację Doktora.

David Tennant

Wrażenia Doctor Who: The Lonely Assassins – podsumowanie

Doctor Who: The Lonely Assasin jest zdecydowanie tytułem, na który warto zwrócić uwagę. Konwencja gry jest ciekawa, chociaż minimalistyczna. Tytuł nie jest długi, raczej taki w sam raz, żeby nie znudzić się oszczędną formą. Zakończenie przygody zajęło mi trzy godziny. O dziwo, nie udało mi się doprowadzić niektórych wątków do końca. Nie wszystko poszło mi tak dobrze, jakbym tego chciała. Czuję niedosyt, nie lubię nierozwiązanych spraw. Bez wątpienia powrócę do gry za jakiś czas i spróbuję jeszcze raz. Gdybym miała podsumować The Lonely Assassins jednym zdaniem to powiedziałabym, że była to najbardziej emocjonująca wymiana smsów, jakiej w życiu doświadczyłam.

Recenzja powstała dzięki uprzejmości serwisu GOG.com, w którego ofercie znajdziecie Doctor Who: The Lonely Assassins. Jeśli poszukujecie spokojniejszego tytułu na jeden wieczór polecam grę Gathering Sky krótka, relaksująca i bez potworów w rozgrywce.

 

Kod otrzymaliśmy od sklepu GOG.com!

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top
Verified by MonsterInsights