Nie każda gra musi wzbudzać dreszcze emocji, niektóre po prostu mają pomóc odpocząć. Recenzja gry Hoa, czyli opowieść o relaksie okraszonym szczyptą frustracji.
Spokojna muzyka, ręcznie rysowane grafiki oraz zagadki logiczne, które można rozwiązywać wspólnie z najmłodszymi graczami. Tak w skrócie przedstawia się produkcja singapurskiego studia Scrollcat Studio, które oddało graczom tytuł pełen malowniczych obrazów, poprzez które podążamy wraz z małą wróżką. Gra miała swoją premierę 27 sierpnia 2021 roku, a wydawcami są firmy PM Studios, inc. oraz CE–Asia. Możemy w nią zagrać na PC, PlayStation 4, Xbox One, Nintendo Switch, Playstation 5 oraz Xbox X|S. Niniejsza recenzja będzie mówiła przede wszystkim o walorach estetycznych, ponieważ Hoa nie porwała mnie swoją historią w żaden szczególny sposób, nawet pomimo tego, że lubię gry platformowe.
No, to już prawie koniec formalności! Wspomnę jeszcze tylko, że pełna rozgrywka, którą prowadziłam w wersji gry na PC, zajęła mi niecałe trzy godziny. Chwilami miałam wrażenie, że minęło znacznie więcej czasu, nie jestem tylko pewna, czy to dobrze…

Mały Czerwony Kapturek w wielkim lesie
Mogłoby się wydawać, że pomyliłam bajki, jednakże tym razem historia nie będzie się toczyła w świecie, który znamy z baśni Charles’a Perraulta. Nie będzie złego wilka – zamiast niego spotkamy roboty, które sprzedają kopniaki, jeżeli podejdziemy zbyt blisko. Nie będzie babci ani myśliwego, zamiast nich pojawią się owady oraz istoty wyglądające jak wyciągnięte wprost z produkcji studia Ghibli. Będą to między innymi tajemnicze stwory, które musimy wybudzać ze snu. Opowiedzą nam one o zdarzeniach z przeszłości oraz pomogą zdobywać nowe umiejętności.

Przez pewien czas będziemy także otaczani przez złote motyle, które będą za nami podążały po odnalezieniu ich kryjówek. Cały świat będzie wypełniony, w większości, przyjaznymi istotami, dzięki którym możemy posunąć historię do przodu i rozwiązywać kolejne zagadki. Brzmi bajkowo, cukierkowo i właściwie takie właśnie jest – ciekawa odskocznia od krwawych tytułów, które zazwyczaj sobie serwuję.

Na lewo, na prawo, w górę i w dół
Rozgrywka polega na przemierzaniu kolejnych etapów, czyli krain z charakterystycznymi mieszkańcami (jak na przykład kraina biedronek) i zagadkami połączonymi z wyzwaniami zręcznościowymi. Wybudzanie kolejnych władców stanowi nasz główny cel. Ponadto dzięki odnajdowanym motylom, które są swoistą walutą, możemy nauczyć się nowych umiejętności. Jest to szczególnie przydatne na dalszych etapach gry, gdzie zagadki środowiskowe są bardziej skomplikowane. Uczymy się między innymi podwójnego skoku, który pozwala dotrzeć w trudno dostępne miejsca.

Napotykane zagadki nie są trudne, wymagają jednak czasami chwilki zastanowienia, co może być utrudnieniem dla młodszych graczy. Przyznam szczerze, że miałam dwa momenty, w których się zablokowałam, zupełnie niepotrzebnie starając się wskoczyć na wiszący kwiat. Rozgrywkę prowadziłam na padzie, jednak kilkukrotnie musiałam wspierać się klawiaturą. Koniec końców zmarnowałam sporo czasu próbując doskoczyć w nieprawidłowe miejsce.

Mimo mocarnego sprzętu, Hoa zaliczała czasami spadki płynności, szczególnie, kiedy pojawiały się ruchome elementy. Gra zaczynała się zacinać, raz nawet się całkowicie zawiesiła i wyłączyła. Powodowało to denerwujące utrudnienie w etapach, w których wymagano zręczności, ponieważ nie można było prawidłowo zakończyć skoku z platformy na platformę. Sprawiało to, że momentami miałam ochotę odłożyć ten tytuł i więcej do niego nie wracać. Recenzja gry byłaby wtedy, zapewne, mocno okrojona z wrażeń, a tytułowa bohaterka nie poznałaby dzięki mnie swojej historii.

Nie całkiem na oślep
Całe szczęście mała Hoa została wyposażona w mapę, która aktualizuje się po wejściu do nowego obszaru. Są na niej zaznaczone najważniejsze punkty, do których musimy się kierować, aby zebrać motyle lub aktywować pieczęci, dzięki którym obudzimy władców krainy. Dodatkowo napotkane istoty, takie jak: ślimaki, robaczki, czy biedronki opowiadają nam co nieco o otaczającym nas świecie oraz wprowadzają w tajniki sterowania wróżką. Bardzo szybko dojdziemy do wprawy, choć gra może stanowić niemałe wyzwanie dla najmłodszych. A jednak, po kilku próbach, każdy powinien być w stanie pokonać nawet najtrudniejsze odcinki.

Moje mało emocjonujące i mało sprawiedliwe wrażenia z gry Hoa
Dlaczego? Bo najwyraźniej nie potrafię odnaleźć w sobie wystarczająco dużo z dziecka, żeby całość mocniej mnie wciągnęła i nakazała zagrać ponownie. Twórcy na stronie internetowej poświęconej grze zalecają, aby spróbować odkrywać świat Hoa oczami małego człowieka. Próbowałam, starałam się, nawet zamykałam własne oczy, żeby lepiej wczuć się w klimat opowieści, słuchając pięknej linii melodyjnej. Niestety, ale nawet to nie wynagrodziło mi tych momentów, gdy plansze wydawały mi się zbyt długie, a zagadki niepotrzebnie skomplikowane. Oczywiście nie były całkowicie do niczego, tylko porządnie mnie zmęczyły. Szczególnie pod koniec gry, kiedy trafiamy do tajemniczej, odwróconej krainy i samo sterowanie jest mocno pokręcone i skomplikowane.

Momentami komputer mi się przycinał i nie mogłam płynnie poruszać postacią, nawet pomimo ustawiania grafiki na najniższy poziom. Ba! Czasami bohaterka stawała w miejscu i dopiero nerwowe wciskanie na raz wszystkich przycisków odnosiło skutek! Liczę na to, że kolejne patche załatają to sterowanie, w tej chwili jak dla mnie jest po prostu koszmarne i źle wpływa na immersję.

To polecam czy nie polecam? Hoa – finalne wrażenia
Nie mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że polecam tytuł każdemu. Piękne obrazki i nastrojowa muzyka nie wynagradzały mi w pełni braków fabularnych oraz kiepskiego sterowania postacią, szczególnie w ostatnich etapach gry. Przyznam, że sama opowieść była dla mnie nie do końca jasna. Gdzieś na końcu otrzymujemy wyjaśnienie tego, co przydarzyło się bohaterce, ale jak dla mnie to trochę za późno. Złapałam się na tym, że idę przez tytuł mechanicznie, bez większej refleksji. Kto wie, może dzieci mniej by się zastanawiały nad sensem tej historii?

Przekaz gry skupił się na ukazaniu zniszczenia natury przez technologię i industrializację, które były reprezentowane przez złowieszcze roboty. Z czasem docieramy także do mechanicznej krainy, w której przemykamy pomiędzy rurami dmuchającymi parą. Ponownie, nie jest to łatwe i wymaga odrobiny cierpliwości. Niemniej jednak uważam, że tytuł przypadnie do gustu najmłodszym graczom, przede wszystkim dzięki pięknym żywym obrazom, które mamy okazję przemierzać. Nie obędzie się bez pomocy dorosłych, ale wspólna zabawa powinna ucieszyć każdego miłośnika gier.

Uważacie, że jednak potrzebujecie czegoś bardziej niepokornego? Sprawdźcie, czy rola niegrzecznej gąski w Untitled Goose Game nie trafi bardziej w Wasze destrukcyjne gusta.
Recenzja gry Hoa powstała dzięki współpracy z GOG.com.
Redaktorka: krolyczek


