Może to nie będzie recenzja Lawn Mowing Simulator, bo mocno się od tej gry odbiłam, ale po drodze spisałam swoje wrażenia z rozgrywki.
Dla mnie to jak obudzenie wspomnień sprzed lat, ale posypane szczyptą zbulwersowania. Na początku się zachwyciłam. Potem nadeszło oburzenie. Przeczołgałam się też przez bezradność, później chciałam to wszystko po prostu zaakceptować, ale koniec końców nie dałam rady. Ale może wróćmy do początku moich wrażeń z rozgrywki w Lawn Mowing Simulator, który wszedł niedawno do xboksowego gamepassa. Warto czy nie warto?
Personalizacja i muzyka, czyli dziwactwa, które mi się podobały
Małe rzeczy w grach cieszą najbardziej. Choć nie jestem osobą, która spędza długie godziny w kreatorze postaci. Ba, mam nadzieję, że nie zostanę za to wykluczona ze społeczności graczek i graczy, ale… kupuję gotowe i umeblowane domy, gdy gram w The Sims. Dlatego uwierzcie, ten komplement ode mnie to jest coś. Spędziłam więcej czasu, wybierając kolor koszulek, logo firmy i jego umiejscowienie, niż zazwyczaj poświęcam na wybranie cech mojego sima. Jeśli zaś chodzi o kosiarki, gra posiada licencję na takie firmy jak STIGA czy Toro. Co? A, tak, ja wybrałam niebieską.
Właściwie nie wiem, czego się spodziewałam po muzyce w tego typu grze. Chyba nie miałam oczekiwań, bo nie zastanawiałam się nad tym, jak twórcy mogą podejść do tematu. Na pewno się zdziwiłam, kiedy w menu głównym w moje uszy uderzyły lekkie, gitarowe tony. Jak Wam opisać ten kawałek?
Wyobraźcie sobie autostradę w USA. Jedziecie nią, wiatr rozwiewa Wam włosy (metaforycznie, nie prujecie przecież kabrioletem przez ekspresówkę, bez przesady!). W radio leci najpierw Boston, potem coś AC/DC, aż w końcu słyszycie jakieś inne gitarowe granie. Tak jakby sztuczna inteligencja „wysłuchała” tych wszystkich klasycznych rockowych kawałków, po czym na ich podstawie skomponowała coś podobnego, ale nie do końca. Wiem, nie brzmi to rewelacyjnie, ale mnie ten utwór się naprawdę podoba!
Sterowanie, a tak naprawdę to przyjemne zapachowe reminiscencje
Przeżywałam już fakt, że mam wiele wspomnień z czasów, kiedy kosiłam naprawdę dużo trawy. Wprawdzie nie miałam takiego fajnego traktorka koszącego, tylko biegałam za zwykłą spalinówką. Jednak to wystarczyło, żebym czuła charakterystyczny zapach świeżo skoszonego trawska na sam widok menu głównego gry. No więc przeszłam samouczek i wzięłam pierwsze zlecenie.
Na początek rundka po posesji, usunięcie sprzętów, które mogły się wkręcić w ostrza i je uszkodzić. Dobrze, że nie było żadnych drzew owocowych – to by dopiero był problem! Ujęło mnie to, że musiałam najpierw uruchomić silnik, potem ustawić wysokość cięcia, opuścić ostrza i tak dalej. Bardzo to wszystko bliskie prawdy, co mi zaimponowało. Mój traktorek nie miał kosza, więc trzeba było później chodzić i zbierać wszystko ręcznie (tu weszły moje flashbacki, to była najbardziej znienawidzona przeze mnie czynność).
Nie mam właściwie zastrzeżeń do sterowania, grałam na klawiaturze i jeżdżenie jest dość poprawne. Dzięki supermocy podświetlania dobrze widać pozostawioną, nieściętą trawę. A czasem trzeba dojść nawet do 99% całości! Miałam poważny kryzys egzystencjalny przy 98,4%, ale jako że w tle leciał podcast, bawiłam się całkiem nieźle. Symulatorowość symulatora została zatem zachowana na całkiem przyzwoitym poziomie.
Przyjrzyjcie się tej trawie, jak ona się doczytuje!
Problem tkwi jednak w tym, że po tym jednym zleceniu bardzo nie chciałam brać kolejnego. Miałam gdzieś rozwój mojej firmy, dokupienie nowego sprzętu czy naprawienie starego. Nie chciałam wracać do posiadłości, w której dawali mi kary pieniężne za to, że jeździłam w kółko (niszczenie gruntu), czy że przejechałam jeden albo dwa kwiatki. Do tego trawa wczytywała się bardzo powoli i przez to w boleśnie widoczny sposób. Nie ma i nagle… BUM, już jest.
Z jednej strony gra jest reklamowana, między innymi, widoczkami. Piękne brytyjskie ogrody, zameczki, klomby, połacie trawy do skoszenia… Z drugiej – sama trawa nie dość, że się wolno wczytuje, to wcale nie jest jakaś piękna. Rozumiem, animowanie źdźbeł pewnie do najprostszych nie należy. Ale jeśli się nie potrafi tego zrobić na zadowalającym poziomie, to po co robić grę o trawie? Do tego zapowiadane krajobrazy również nie wstrząsnęły moją wrażliwą artystyczną duszą.
Ło panie, jakie to nudne… zaraz, naprawdę muszę to skosić dwa razy?!
Pisałam już o zbieraniu narzędzi i uruchamianiu kosiarki. Zatem po wykonaniu tych czynności jedyne, co nam pozostaje, jest wjechanie naszymi ostrzami w trawnik. Trzeba tylko pamiętać, żeby dobrze ustawić wysokość (tak, jak jest napisane w zleceniu). Ustawiam więc i wjeżdżam… Jejku, jaki ten trawnik rozległy… Sprawdzam powiadomienia na telefonie, ups! Kara, wjechałam w kwiatek. Zaraz, silnik się przegrzewa? Kara. Co, dlaczego? Przecież ta trawa jest taka rzadka, teren mam równiutki, słońce świeci, jest sucho, nic się nie powinno dziać.
Ale dzieje się, bo taka jest mechanika gry. Muszę więc jeździć dość uważnie, bo jeśli na zakrętach coś pominę, będę musiała tam wrócić z podkaszarką. Nie mogę też się pobawić, robiąc esy-floresy albo jeżdżąc w kółko, bo mnie za to skasują. Całej akcji nie da się też przyspieszyć, bo zepsuję biedny, słaby silnik. A pomyślałby kto, że taki porządny traktorek koszący powinien być na tyle mocny, żeby móc na pełnej mocy kosić taki rzadziudki trawnik… Śpicie już? Bo ja się znudziłam nawet podczas opisywania tych perypetii.
To w końcu warto czy nie warto? Finalne wrażenia z Lawn Mowing Simulator
Właściwie dopiero zaczynam swoją przygodę z symulatorami, których ostatnio na rynku jest coraz więcej (już mam na oku święcący sukcesy Gas Station Simulator!). Nie umiejscowię zatem tej gry wśród wielu jej podobnych. Dla mnie była jedyna w swoim rodzaju (bynajmniej nie w tym dobrym znaczeniu). Czekałam na nią i marzyłam o niej ze względu na liczne godziny spędzone przy kosiarce. Być może robiłam to trochę ironicznie. Gdy w końcu trochę pograłam, momentalnie się znudziłam. W trybie piaskownicy właściwie nie wiedziałam, co robić – kariera mi nie szła, bo cały czas zajeżdżałam silniki. Udało mi się ukończyć jedno zlecenie, po którym czym prędzej wyłączyłam grę na zawsze.
Wydaje mi się, że miłośnicy gier typu Jakiśtam Truck Simulator mogą się tu odnaleźć. Też jest jakaś droga do przebycia, również trzeba być ostrożnym i czujnym na zakrętach. Pewnie jest też trudniej, bo (całe szczęście) podczas jazdy ciężarówką nie trzeba podkaszać żadnych rogów.
Niemniej jednak ludziom, którzy lubią monotonne jeżdżenie, Lawn Mowing Simulator może dostarczyć pożądanych wrażeń. Ja sama w pewnym momencie puściłam sobie w tle podcast i usadowiłam się wygodnie przy kierownicy. Było fajnie, dopóki nie rozwaliłam kolejnego silnika! Uroczyście obiecuję, że prędzej chwycę za kosiarkę w prawdziwym życiu, niż zrecenzuję kiedyś jeszcze jakiś symulator koszenia.
Ta opinia o Lawn Moving Simulator powstała dzięki uprzejmości Reneissance PR.







