Spokojne, przytulne A Little to the Left to gra o układaniu rzeczy na półkach, w tej recenzji opowiem Wam, jak wrzuciła mnie w otchłań szaleństwa.
Rozsiądźmy się wygodnie przy prześlicznej, uroczej i cozy produkcji Max Interno. Nie ma to jak spokojne, miłe układanie rzeczy w określonym porządku, prawda? Bo nie możemy wytrzymać lekkiego chaosu, a wszystko musi mieć swoje miejsce. A Little to the Left to „milusia” gra logiczna, w której porządkujemy nasz świat, co momentami jest niezwykle ograniczające, o czym opowiem Wam w tej recenzji. Mam bardzo ambiwalentne odczucia, bo trochę mi się podobało, trochę mi się nie podobało…
Najrówniejsze równości
Każdy poziom, który przyjdzie nam przejść, polega na ułożeniu świata w jakiś sposób. Zagadki z reguły wymagają znalezienia zależności między przedmiotami i ustawienia ich według niej, dopasowania względem symetrii czy układania w odpowiednich przegródkach pojemników. Raz mamy bardziej wolną rękę (układamy muszelki czy dary lasu), raz mniej i wtedy jest trochę strasznie.
Trzymamy się bardzo określonych ram i nie możemy poza nie wychodzić. Nie każda zależność, którą wymyślimy, będzie przez grę akceptowana. Chwilami sposób układania przedmiotów wydaje się niezrozumiały, jakby był według jakichś dziwacznych zasad. Być może ta gra to raj dla bardziej zaawansowanej grupy „układaczy”, ale dla mnie jest nieco przesadzona. Rozwiązania zagadek powinny być nieco szersze. Musiałam raz włączyć podpowiedź, bo nie wpadałam na to, że gra chce, żebym ustawiła kostki od prawej do lewej, a nie od lewej do prawej.
Niektóre rozwiązania nazwałabym patologicznymi, niebezpiecznymi albo bezsensownymi. Nasza postać to sługa kapitalizmu otoczony niezliczoną liczbą przedmiotów, które musimy poukładać, abyśmy mogli poruszać się po własnej przestrzeni. Instagramowo piękne wnętrza to jedyne, na co jest się w stanie zgodzić, przez co każde zadanie zdaje się częścią obsesji. Być może uwięziona w chaosie własnego życia próbuje naprawić to, co wydaje się najprostsze do opanowania.

Kot z piekła
Głównym przeciwnikiem (poza zaburzeniami) jest posiadany przez nas słodki kotek, który niszczy większość tego poukładanego świata. Przychodzi, rozwala – jak to kot. Jest wredny, brudzi, denerwuje. Czasami kradnie nam jakiś przedmiot potrzebny do ukończenia zagadki, innym razem psuje elementy, które udało się nam ułożyć. Ale kochamy naszego kotka, bo od tysięcy lat żyjemy w patologicznej relacji z kotami, które karmimy i o nie dbamy, a one w nagrodę pozwalają zrobić sobie serię zdjęć pt. „Wywalanie na ziemię wszystkiego, co wywalić można”. Jest to jeden z etapów, które czekają nas w tej urokliwej produkcji.

Trochę przytulaśnie
Nie chcę tylko narzekać, bo momentami bawiłam się nieźle. Niektóre zagadki są naprawdę przemyślane, inne naprawdę relaksujące. W międzyczasie przygrywa nam bardzo miła, spokojna muzyczka, która pozwala zanurzyć się w ułożonym, kolorowym świecie gry. Jeśli zapomnimy, że jest z tym wszystkim coś bardzo nie tak, to A Little to the Left być może zacznie nam sprawiać przyjemność, mimo niepokojącej otoczki pseudo-utopijnego świata.
Wygląda to wszystko pięknie, ilustracje dopełniają tego całego cozy klimatu. Przypominają nieco obrazki w książkach dla dzieci, przez co patrzenie na ekran wywoływało na mojej twarzy uśmiech zadowolenia. No chyba, że przylazł kot, to wtedy już nie. Chociaż jego postać również jest urocza i głaskanie jej sprawia, że zapominamy o jego irytującym charakterze.

Przynajmniej nie musisz robić wszystkiego
Ktoś bardzo mądry podjął decyzję, że każdy poziom ma dość jasną podpowiedź, a nawet jeżeli ta podpowiedź to za mało, możemy odpuścić zagadkę i kontynuować jak gdyby nigdy nic. Nikt w grze nie powie nam, że nie posortowaliśmy tych przeklętych kartonów. Po prostu klikamy magiczny przycisk: „Olej to” i olewamy zadanie z nonszalancją godną królowej.
Niektóre etapy posiadają kilka możliwych rozwiązań, za każde dostajemy dodatkową gwiazdkę, która służy wyłącznie naszej satysfakcji. Mamy wszystkie gwiazdki, super, ale to nie Mario, nie ocalimy księżniczki. Ocalcie za to przytłoczoną dokładnością głowę. Chociaż szukanie innych rozwiązań może być dla niektórych całkiem satysfakcjonujące. Zaczynamy zauważać, że tu kolor się pokrywa, tam kształt, gdzie indziej wielkość ma znaczenie. Znajdujemy nowe możliwości i dostajemy kolejne złote gwiazdki za nasze postępy. Zaczynamy myśleć jak nasza postać, a to nic dobrego.

Na krawędzi szaleństwa
Spokojnie przechodzimy kolejne etapy, już jesteśmy bliżej końca. Wtem wszystkie przedmioty zaczynają tańczyć, jak w Pięknej i Bestii podczas kolacji, a ja, zamiast cieszyć się spektaklem sztućców i śrubek, szukam wśród nich tej jednej niepasującej. Szukam tego niszczyciela mojego idealnego, poukładanego świata i go poprawiam!
W pewnym momencie nasza postać nie wytrzymuje i pęka, gdy nie może znaleźć odpowiedniej pokrywki do plastikowego pojemnika (znany, bolesny problem). Gra wówczas przenosi nas do szaleńczego pseudo-Tetrisa, w którym układamy wieżę z rzeczonych pojemników. Na wieżę wspina się nasz wredny kot, jeżeli źle ją ustawimy, wszystko runie, w tym nasza psychika.
Na szczęście ten puchaty śmieć słodziak przychodzi wtedy dać się pomiziać, abyśmy coś mieli z naszego nie-do-końca ułożonego życia. Mruczy słodko, a, jak mówią legendarni amerykańscy naukowcy, mruczenie kota uspokaja. Więc wszystko się dobrze kończy, akceptujemy niepoukładanie życia (a przynajmniej tak sobie wmawiam, że nasza postać ostatecznie nie oszalała). Kończą się nam poziomy. Jesteśmy w domu, w naszym pięknym, niepoukładanym domu.

Nie czuję się zrelaksowana. A Little to the Left – finalne wrażenia
Trudno mi powiedzieć, co myślę o tej grze. Z jednej strony bardzo lubię gatunek cozy, gdzie nie jest od nas zbyt wiele wymagane, przygrywa miła muzyczka i wszystko jest ładne, kolorowe (chociaż Sticky Business też mi nie siadło). Z drugiej niektóre zadania były wręcz przytłaczające, a ja zamiast miło spędzać czas, zaczynałam się irytować, pluć na tę grę i wyzywać kota, który zabierał mi szmatkę do sprzątania. Myślę, że warto sprawdzić, jeżeli lubicie układać rzeczy na półkach (do czego to doszło, że kocham gatunek układania rzeczy na półkach), szczególnie, że pozycja jest dostępna w Game Passie. Ale jak się zdenerwujecie, to pamiętajcie, że Was ostrzegałam.

