Urocza, pixelartowa i relaksująca gierka o prowadzeniu naklejkowego biznesu. Oto recenzja Sticky Business.
Zaintrygował mnie obraz tej słodkiej produkcji, który wyświetlił mi się w social mediach. Jako ktoś, kto kocha naklejki i zamawia je regularnie w dużych ilościach, zrozumiałam, że to tytuł dla mnie. Należy do takiego podgatunku gier cozy (jak zrecenzowane przez Liosę Our Life: Beginnings and Always), czyli jest superprzytulna, bezstresowa, wiecie, utopia. Spellgarden Games stworzyło bardzo ładną, uspokajającą produkcję, która jest tak miła i prosta, że aż nudna. Ale szczegółów o Sticky Business dowiecie się z dalszej części tej recenzji.
Projektuj, drukuj, pakuj, wysyłaj
Cała działalność naszego biznesu opiera się na tych czterech filarach.
- Projektowanie – wbrew pozorom nie możemy stworzyć własnej, wyjątkowej naklejki, a jedynie konfiguracje z posiadanych przez nas modeli, które układamy na kartce. Czasami możemy je pokolorować, choć nie zawsze. Nasze wyjątkowe zestawy zapisujemy i sprzedajemy.
- Drukowanie – nasza super drukarka z ploterem pozwala na wydrukowanie więcej niż jednego zestawu na raz (o ile umiemy je zagospodarować przestrzennie na drogim papierze naklejkowym, który kosztuje). Bardzo zauroczyła mnie możliwość wyboru tego, czy i jak naklejka może odbijać światło. Od razu przy drukowaniu możemy zobaczyć wartość wydrukowanego towaru, dzięki czemu możemy wpaść w szał drukowania i posiadania za dużo na stanie, bo nikt nie chce kupować naklejek.
- Pakowanie – czasami jednak znajdą się zbłąkane dusze, które chcą kupić nasze urocze dzieła z klejem po jednej stronie. Wtedy należy spakować zamówienie zgodnie z ich życzeniami, dodać ewentualne estetyczne bajery do pudełka, czyli kolorowy papier albo cukieraska i paczka gotowa!
- Wysyłanie – to jest najnudniejsze. Po prostu idziemy na pocztę, aby wysłać zamówienia. Nie wiem, kto uznał, że chodzenie na pocztę to fajna mechanika. Na szczęście ogranicza się do jednego kliknięcia, które zajmuje nam ćwierć naszego dnia roboczego.

Nudny dzień w pracy
Mam wrażenie, że prywatni przedsiębiorcy wcale nie narzekają na nadmiar wolego czasu. Albo pieniędzy. Na szczęście w Sticky Business ekonomia nie ma sensu. Tak samo jak zarządzanie czasem, bo nawet po zrobieniu masy zamówień możemy skończyć pracę w południe i się radośnie obijać. Nasz dzień jest ograniczony, w związku z czym możemy wykonać tylko określoną liczbę zadań. To znaczy wszystko, co wymieniłam w poprzednim akapicie, zajmuje nam czas. Jednak naprawdę w tej grze nie ma zbyt wiele do roboty. Ja na początku wykorzystywałam maksymalnie dostępny czas, aby uzupełnić zapasy. Bo nadejdą chude lata lub przyjdzie dużo klientów w miarę rozwoju marki i nie będzie czasu.
Absolutnie nie.
Nie dość, że klientów jest mało, to największe zamówienia, które zdarzają się bardzo rzadko, sięgają może 10 zestawów naklejek. To naprawdę nie jest dużo. Może gra realistycznie odwzorowuje ciężki żywot artysty tworzącego naklejki. Ja jednak nie jestem artystką w tej produkcji, tylko kradnę gotowe assety z internetu i sprzedaję za dużo pieniążków.

Po co ten sklep z ulepszeniami?
Chociaż na początku podobało mi się, że mogę sobie dokupować wzory i tworzyć nowe zestawy, tak naprawdę nie ma ich zbyt wiele. Nowe naklejki możemy kupować za punkty serduszek, które odzwierciedlają doświadczenie zdobyte na sprzedawaniu konkretnego wzoru. Czyli jeżeli sprzedamy jakiś wzór n razy, to ostatecznie zyskamy poziom, a za to serduszka, czyli możliwość kupienia nowego wzoru. Przy czym one kosztują dużo serduszek…
W sklepie dostępne są również papiery do pakowania czy wypełniacze, dzięki czemu możemy stworzyć unikalny dla naszego sklepu styl robienia paczek. Na początku bardzo mi się to podobało, jednak ograniczyło się do bezsensownego i nużącego klikania. Nie dostajemy za nasze starania żadnych punktów doświadczenia, żadnej pochwały, robimy to dla siebie (może kogoś to satysfakcjonuje, mnie nie).
Ulepszać możemy też nasz sklep internetowy. Nie wspomniałam o nim? To dlatego, że nie ma on żadnego znaczenia. Zarobione pieniądze możemy wydać na nowe miejsca w sklepie, żeby pokazywać, jaki towar mamy w sprzedaży. Dość szybko zaczynamy mieć o wiele mniej naklejek niż dostępnych jest slotów na stronie. Z tego poziomu możemy coś chwilowo lub na stałe wycofać ze sprzedaży. Szczególnie przydatne, gdy nasze pierwsze zestawy naklejek wyglądały okropnie. Ulepszać liczbę miejsc możemy naprawdę długo, ja odpuściłam po 100. Możemy wybrać kolor i motyw witryny (szałowy wybór AŻ 4 elementów na kategorię) oraz nazwę.


Szczątki fabuły
Jest tu opowiedziane kilka historii klientów, które nie są zbyt ciekawe, ale jeżeli ich nie będziemy czytać, nie poznamy ich wymagań wobec naszego sklepu. Na przykład musimy zrobić naklejki z dinozaurami albo dla zodiakary, żeby nasi fabularni klienci przychodzili i zamawiali. Przy pominięciu tego elementu po prostu będziemy mieć mniej klientów, mniej pieniędzy, mniej celu w życiu. A dostępny u nas towar będzie nudniejszy, więc w ten sposób mamy podstawy, by robić coś, czego normalnie byśmy nie zrobili. Ja nie zrobiłabym naklejek z wyścigówkami, ale pewien dzieciak chciał, a ja chciałam pieniądze jego rodziców.

Piękna, urocza nuda. Sticky Business – finalne wrażenia
Ten tytuł jest naprawdę prześliczny, przesłodki i strasznie pozytywny, tylko niewiele się tu robi. Gra zbiera przytłaczająco dobre oceny na Steamie, a mnie zawiodła, bo jest tu trochę nudnawo. Ale może to ja nie potrafię wejść do świata immersyjnego sklepu z naklejkami – tę funkcję produkcja spełnia świetnie. Na potrzeby tej recenzji zdobyłam w Sticky Business prawie wszystkie osiągnięcia (pominęłam te, które wymagają grindu, czyli kupna wszystkich ulepszeń i naklejek) i to mi zajęło 4 godziny. I ta gra nie ma mi nic więcej do zaoferowania. Natomiast może Wam się spodoba ta krótka, kolorowa przygoda, w końcu można robić naklejki, a to jest super. I co ciekawe, możecie sobie pobrać na dysk plik ze zrobionymi przez Was zestawami. Niemniej ja już do produkcji nie wrócę.