Dobry kierunek, kiepska realizacja – w tych czterech słowach można by podsumować moją recenzję gry Agatha Christie – Morderstwo w Orient Expressie.
Uwielbiam królową kryminałów i jej książki, a szczególnie Morderstwo w Orient Expressie, dlatego bardzo cieszyłam się na recenzowanie tej gradaptacji. Jej wydawcą jest firma Microids, a producentem – oddział w Lyonie. Moją uwagę szczególnie przykuła promocja modernizacji fabuły. Akcja miała być osadzona w 2023 roku, a historia wzbogacona o nowe elementy. Co więcej, produkcję reklamowano nową postacią – detektywką Joanną Locke. Miałam nadzieję, że wprowadzi to do staromodnego kryminału, w którym kobiety co do zasady nie są zbyt rozgarnięte, powiew świeżości. Wiadomo, kobieta w roli głównej zawsze cieszy.
Kryminał w pełnej krasie
Recenzowana tu przeze mnie gra Agatha Christie – Morderstwo w Orient Expressie jest zaskakująco wierna wydarzeniom w książce. Niektóre szczegóły są bardzo wdzięcznie zaszyte w świecie przedstawionym. Co więcej, wiele dialogów przeniesiono z powieści co do słowa! To naprawdę miłe mrugnięcie okiem do czytelniczek i czytelników. Świadczy o tym, że twórcy z szacunkiem podchodzą do materiału źródłowego. Jeśli zaś chcecie zobaczyć fragmenty rozgrywki, zapraszamy do obejrzenia gameplayu wersji demo Agatha Christie – Morderstwo w Orient Expressie na naszym kanale Youtube:
Nie będę się tu rozpisywać o fabule, ponieważ albo już ją znacie (razem z rozwiązaniem, które trudno zapomnieć), albo lepiej, żebyście miały/mieli niespodziankę, która daje więcej frajdy. Nakreślę ją tylko z grubsza. Mamy tu do czynienia z klasyczną kryminalną zagadką typu whodunit. Wspaniały, luksusowy Orient Express utknął w zaspach niedaleko Vinkovci, a jeden z pasażerów tej samej nocy został zasztyletowany. Mamy kilkunastu podejrzanych, których nasz detektyw musi przesłuchać, każda z nich wydaje się coś ukrywać. Ponadto raczej nie ulega wątpliwości, że morderstwa dokonał ktoś z wewnątrz. Crème de la crème klasycznego kryminału!
Mechaniczne starocie
Agatha Christie – Morderstwo w Orient Expressie nie robi dobrego wrażenia, jeśli chodzi o mechaniki. Nie dość, że nie wprowadza nic interesującego i nowego, to jeszcze w kiepski i niedbały sposób realizuje schematy znane nam już z innych gier kryminalnych. Mamy klasyczną mapę myśli, w której czasem pojawiają się zagadki i problemy do rozwiązania lub kwestie do wydedukowania. Na przykład trzeba zaznaczyć, że ktoś jest Szwajcarem tuż po tym, jak ta osoba nam o tym powiedziała w dialogu. Takie „łamigłówki” są naprawdę obrazą inteligencji graczek i graczy. Animacje zadowolonego z siebie Poirota zajmują tylko czas, a zbyt proste zagadki mogłyby być po prostu zapisywanymi w mapie myśli informacjami, które wyciągnęliśmy z rozmowy.
Na uwagę z kolei zasługuje mechanika konfrontacji – słyszymy jakieś zeznanie, które składa się z kilku zdań (lub jednego wielokrotnie złożonego) i musimy wyłuskać z niego nieprawdziwe informacje, po czym skłonić podejrzaną/podejrzanego do wyznania prawdy. Gra nie karze nas w żaden sposób, jeśli za pierwszym razem nie wybierzemy właściwej części wypowiedzi. Detektyw lub detektywka lekko nam tylko wtedy podpowie, że akurat w tym przypadku nie ma się do czego przyczepić albo żachnie się, iż potrzebuje twardych dowodów.
Są też klasyczne łamigłówki typu łamanie kodów, rozszyfrowywanie alfabetów, wyciąganie wniosków, szukanie połączeń. Być może nie jestem najlepszą osobą do oceniania ich, bo nigdy takowych nie lubiłam. Ja przywiązuję się bardziej do dobrych fabuł i ciekawych postaci. Niemniej jednak zagadki wydają się dość dopracowane i nie odstają poziomem od innych produkcji tego typu. W pewnym momencie mamy nawet scenę pościgu nie w cutscence, tylko interaktywną – co pasuje bardziej do jakichś gier przygodowych, ale dla mnie było odświeżającą mechaniką.
Bieganie wte i wewte to nuda
Jednak nawet najlepsze zagadki nie przykryją nudy, która pojawia się w tej grze bardzo szybko. Orient Express jest bardzo długi. Pomiędzy wagonami zawsze mamy dwoje drzwi i za każdym razem musimy przebrnąć przez animację otwierania ich. Dodatkowo, jak wiemy z książek, Poirot nie biega! A gra wymaga od graczki/gracza, aby co chwila chodził wte i wewte po tym cholernym pociągu, szukał ludzi, którzy nie chcą z Poirotem rozmawiać, i odpowiadał na irytujące pytania Bouca, który natarczywie dopytuje się, czy śledztwo już dobiegło końca. Otóż nie, Bouc, i siedź już cicho, proszę cię!
Sam growy Herkules Poirot nie ukrywał irytacji faktem, że aby przesłuchać świadków, musiał wszystkim pomóc. Tu trzeba było coś naprawić, tam przyrządzić napój, jeszcze gdzie indziej coś otworzyć. Moim zdaniem to świadczyło o lenistwie projektantów gry. Uznali, że wrzucą autotematyczny żarcik do dialogu i sprawa załatwiona. A to nie wystarcza!
Miłym dodatkiem jest zbieranie złotych wąsików poupychanych przez twórców w każdym rozdziale. Bardzo dobry wybór atrybutu (wąsy Poirota wszak są już ikoniczne). Jedyna uwaga, którą mam do tej mechaniki, jest taka, że nawet gdy dzieją się makabryczne rzeczy, ale my podniesiemy wąsik, detektyw lub detektywka (w zależności od tego, kim się obecnie poruszamy) dowcipnym tonem wygłasza na ten temat komentarz.
Nieprzekonujące anachronizmy
Napiszę to wprost – uważam, że ta gra jest straconą okazją. Jeśli twórcy mieli pomysł na modernizację historii, trzeba było iść w to głębiej. W tym momencie bowiem mamy nie guwernantkę, a nauczycielkę angielskiego (super), zamiast papierosów i fajek jest e-papieros i zagubiony liquid bananowy (świetnie) i wszyscy siedzą z nosami w telefonach (boleśnie wiernie odtwarza to obecny świat). Jednocześnie osobisty służący jest wciąż tym samym, czym był w oryginale, mimo że sama Agatha Christie pisała, że starzy lokaje odchodzą już do lamusa, bo II wojna światowa zmieniła świat. Jakże taka osoba w 2023 może być przekonująca? I owszem, twórcy starali się to jakoś uzasadnić przez wciskanie dialogów mających uprawdopodobnić istnienie tego typu rzeczy, jednak wyszło to bardzo sztucznie i naciąganie.
Takich drobiazgów jest mnóstwo. Ubrania większości postaci mogłyby równie dobrze pochodzić sprzed lat. Ktoś tam wspomina, że nie używa już chusteczek z materiału, ale nikt się jakoś nie dziwi, że materiałowa chusteczka z monogramem to jeden z dowodów. Chociaż muszę przyznać, że Poirot podtykający świadkom telefon ze zdjęciem tejże podczas przesłuchań sprawia komiczne wrażenie. Tylko czy zamierzenie?
Wojny i konflikty, z którymi powiązani są niektórzy pasażerowie, zamieniono na współcześniejsze, ale wszystko to wygląda jak przyklejone taśmą samoprzylepną – zupełnie nie pasuje do zachowanej staroświeckiej otoczki. Dlatego dziwi mnie, dlaczego twórcy nie weszli głębiej i, cóż, dokładniej w uwspółcześnienie historii – na pewno wyszłoby to całej produkcji Agatha Christie – Morderstwo w Orient Expressie na lepsze i wrażenia byłyby zupełnie inne.
Herkules jest, a jakoby go nie było
Nie byłabym sobą, gdybym dokładnie nie przeanalizowała postaci Herkulesa Poirota w tej produkcji. Tu Was może zdziwię. Nie jestem totalną malkontentką, mały Belg z jajowatą głową wywarł na mnie całkiem niezłe wrażenie. Tylko że nie był mały i nie miał jajowatej głowy… no ale dobrze. Zacznijmy od wyglądu. „Mały” detektyw od Microids jest… w dziwny sposób nawet seksowny. I nie mówię tu, że bardzo mi się podoba, jest w moim typie i chciałabym go poznać. To twórcy z jakiegoś powodu wybrali zakodowanie tej osoby jako atrakcyjnego wizualnie, muskularnego, drwaloseksualnego mężczyzny. Przy jednoczesnym zachowaniu niektórych oryginalnych dziwactw tej postaci!
Mamy więc cudownie umięśnionego Herkulesa, który mówi z komicznym akcentem i podkręca wąsik (wspaniale zrobili ten ruch, właśnie tak go sobie wyobrażałam). Ma ubrany staroświecki płaszcz i nienaganny szalik i utrzymuje, że „nie biega”, ale można się pod tym ubiorem domyślać muskułów. Jego wąsy są wypomadowane i mówi z dziwnym akcentem, ale jednocześnie robi zdjęcia smartfonem i w niezręczny sposób pokazuje je potencjalnym świadkom.
Tu wchodzi problem anachroniczności, o której wspomniałam wcześniej. W takiej formie Herkules Poirot byłby starodawny nawet jak na swoje czasy, a co dopiero na XXI wiek. Zupełnie tu nie pasuje. Zrozumiałabym pewnie całkowite uwspółcześnienie zarówno historii, jak i jego postaci, ale takie wybiórcze potraktowanie tej historii mnie odrzuca.
Szczypta dobrych rozwiązań
Przy całym niedopracowaniu w grze zdarzają się prawdziwe perły. Świetnie na przykład wygląda przyjaciel Poirota, dyrektor kolei, Bouc (z całą swoją irytującą manierą, ożywili tego książkowego, co mnie zachwyciło). Księżna Dragomiroff również jest fantastycznie zaprojektowana, ale tu już z zachwytami poprzestaję na warstwie wizualnej. Swoisty samouczek w hotelu Tokatlian na samym początku gry był również zdecydowanie dobrym pomysłem. Krótka misja mająca na celu znalezienie zgubionego lub ukradzionego biletu poprawnie wprowadziła większość mechanik gry.
O ironio, najbardziej podobały mi się sekwencje retrospekcji, w których prowadziliśmy śledztwo Joanną Locke. Nie czułam tam dysonansu poznawczego, który towarzyszył mi w staroświeckim, bogato zdobionym Orient Expressie, gdzie każdy siedział z nosem w komórce. Była to po prostu historia kryminalna jakich wiele, śledztwo w USA. Mimo że lokacje były pustawe, a postacie – bardzo marionetkowe, te sekwencje oceniam na zdecydowanie ciekawsze niż te z pociągu. I nie trzeba było tyle chodzić! Z chęcią wyjęłabym tę historię z gry i rozszerzyła w osobną produkcję.
Wszystko stare, znałam
Styl graficzny jest bardzo ładny, natomiast animacje postaci szwankują tak bardzo, że nie sposób to zaakceptować. Widać w tym pośpiech lub za mało pieniędzy przeznaczonych na produkcję. I nie zrozumcie mnie źle, to nie jest tak, że nie lubię starych gier detektywistycznych z Poirotem i Sherlockiem (jednego ze starszych, trącących myszką Sherlocków nawet recenzowałam na stronie), po prostu w 2023 oczekuję, że będą wyglądać lepiej niż 10 lat wcześniej.
Chciałabym w recenzji Agatha Christie – Morderstwo w Orient Expressie napisać, że twórcy wprowadzili coś nowego pod względem graficznym, że zaskoczyli mnie jakąś sprytną łamigłówką. Niestety tego (zapowiadanego przecież!) nowatorstwa zabrakło. Lokacje są tak puste, jak były dziesięć lat temu, a NPC tak samo sztywni.
Muzycznie jest zaś nawet nieźle. Aczkolwiek pasowałoby bardziej, gdyby klimatyczny, zasypany śniegiem Orient Express utknął w zaspie na Bałkanach w 1934 roku, a nie w 2023. Melodie nie narzucają się za bardzo swoją obecnością i są naprawdę miłe dla ucha. Głosy postaci wydają się niezłe (szczególnie Joanna Locke), chociaż akcenty z całą pewnością są mocno przesadzone. Można to jednak zrzucić na karb konwencji.
Tłumaczenie byłoby poprawne, gdyby nie kilka zbyt oczywistych wpadek. Zdarzało się, że nazwisko postaci było źle odmienione, co zmieniało sens wypowiedzi. Na przykład w powyższym zrzucie ekranu chodzi o to, że możemy zaoferować postaci pomoc dr. Constantine’a – to znaczy po prostu go zawołać. Natomiast tłumacz z jakiegoś powodu (pewnie nie widział tej sceny) uznał, że to doktor Constantine jest osobą, której oferujemy pomoc. Nie mogę też nie wspomnieć o zupełnie niezrozumiałej niechęci do feminatywów, co skutkuje zdaniami typu „Joanna Locke jest amerykańską detektyw”. Wiadomo, zdanie całkiem poprawne, ale jakże pasowałaby tu detektywka!
To nie Ty, Herkulesie, to ja. Agatha Christie – Morderstwo w Orient Expressie – finalne wrażenia
Nie wykluczam, że może być tak, iż gra nie podobała mi się częściowo dlatego, że bardzo dobrze znałam fabułę książki. Wciąż nie wiem, jak ja (i pewnie inni fani również) zareagowałabym na dobrą, solidną i wierną adaptację jakiejś ulubionej książki, którą dobrze znam. Czy dokładność przy przenoszeniu historii do innego medium nie byłaby nużąca? Jaka frajda wyniknie z dochodzenia do zakończenia, które człowiek zna? Jedno jest pewne. Agatha Christie – Morderstwo w Orient Expressie na pewno wywrze o wiele większe wrażenie na kimś, kto nie zna tej intrygi z książki lub filmu, więc ostrożnie dobierajcie kolejność!
Zakończenie całej historii w grze jest jednocześnie takie samo i zupełnie inne. Wątki obu śledztw połączyły się, dzięki czemu dostaliśmy całkiem przyjemne bonusowe rozdziały domykające historię i być może otwierające drzwi nowej. Czy zobaczymy jeszcze tego dziwnego, umięśnionego Herkulesa Poirot, czy może twórcy ulegną i skupią się na Joannie Locke? Cóż, czas pokaże, chociaż nie ukrywam, że z chęcią potowarzyszyłabym bystrej detektywce z Berkshire.
Recenzja Agatha Christie – Morderstwo w Orient Expressie powstała dzięki kluczykowi od PLAION. Dziękujemy!