Wiktoriańska brytyjskość, sztuka i trudne łamigłówki. Sherlock Holmes kontra Arsène Lupin – recenzja gry

Nie mam pojęcia, jak to się stało, że w dzieciństwie ominęły mnie gry przygodowe o Sherlocku Holmesie.

Jest w nich wszystko, co lubiłam i nadal lubię: wiktoriańska otoczka, historyczne lokacje (dziewiętnastowieczny Londyn!), dobra muzyka, ciekawostki, brytyjski akcent, z którym bohaterowie mówią wyszukane słowa i w końcu sama postać Sherlocka.

Jest też dużo naprawdę trudnych łamigłówek i kanciasta grafika. Gra została wypuszczona w 2007 roku i to oczywiście widać, jednakże ma to też swoje zalety – gdy masz dojść na jakąś ulicę, nie prowadzi cię do niej linia na mapie – musisz zapamiętać, skąd wyszedłeś i patrzeć na znaki lub wysłuchać dokładnie wskazówek od ludzi. Satysfakcja z samego dojścia na miejsce jest więc o wiele wyższa. Jednak niech pierwszy rzuci kamień ten, kto nie podskoczył i nie zaklął po pojawieniu się nagle tej kwadratowej twarzy Watsona, która zajmowała pół ekranu. Well, Holmes? What should we do?

Jeden list i masa kłopotów

Na początku gry Sherlock dostaje list od tajemniczego Arsène Lupina, który wyzywa go na pojedynek – planuje ukraść kilka ważnych rzeczy w Londynie i przy okazji poniżyć cały naród brytyjski (oczywiście dlatego że jest Francuzem i gardzi mieszkańcami Wysp). Arsène jest niemal tak inteligentny jak Sherlock, wobec czego trzeba się nieźle nagimnastykować, żeby z jego wskazówek wyłuskać potrzebne do gry informacje.

Wskazówki bywają wierszowane, ukryte w obrazach, książkach, a nawet w listach. Lupin jest niezwykle pomysłowy. Przy rozwiązywaniu łamigłówek trzeba pamiętać o tym, że Francuz do końca będzie zawsze kilka kroków przed nami, co nieźle frustruje – szczególnie gdy widzi się, jak umyka w jakiś wymyślny sposób!

(Z)łamigłówki

Będę szczera – dla mnie łamigłówki były stanowczo za trudne. Jestem z tych, którzy Wiedźmina przechodzili na poziomie trudności Opowieść. Po prostu wolę uczestniczyć w historii i przyglądać się, a nie szarpać i kląć. Ale od czego jest zakładka Podpowiedzi w menu po prawej! Jej zaletą jest to, że stopniuje wskazówki – najpierw mgliście naprowadza graczkę na to, nad czym się należy zastanowić, a dopiero po kilku kliknięciach rozwija się pełna i dokładna podpowiedź. Dzięki temu komfort gry, przynajmniej u mnie, został zachowany. Elementary!

Typowe łamigłówki liczbowe czy słowne były dla mnie za trudne, natomiast krążenie po obiektach, wypytywanie ludzi, szukanie rzeczy, łączenie ich i szukanie przyszłych zastosowań – to gratka! Grafika, mimo że wygląda dość płasko, jest jednak w 3D i po przyzwyczajeniu się można podziwiać ciekawe i w gruncie rzeczy szczegółowe ulice i wnętrza.

Nie powiem dokładnie, jakie są wszystkie lokacje w grze, gdyż czasem to też trzeba zgadnąć, mogę za to potwierdzić, że dla miłośnika epoki są dużą zaletą. Każda ma swój klimat – czy chodzisz po muzeum i oglądasz obrazy lub eksponaty (a Sherlock opowiada ci ciekawostki o nich), czy też jesteś gdzieś na zewnątrz i musisz poszukać klucza do jakichś drzwi – zazwyczaj z głośników sączy się miła muzyka, a zwiedzanie świata, mimo że jest mocno ograniczony, dostarcza dużo przyjemności.

Sztuka i wiedza

Praktycznie w każdej lokacji można spacerować i powoli zwiedzać, pokazywać Sherlockowi kolejne rzeczy i eksponaty, żeby on łaskawie rzucił jakąś jednozdaniową ciekawostkę. Powiem więcej – warto to robić, gdyż zdarza się, że trzeba wśród kilkudziesięciu eksponatów znaleźć te dwa, w których Lupin ukrył wskazówki i wtedy taka wiedza procentuje.

Czasem po znalezieniu właściwego eksponatu trzeba przeszukać go lupą, żeby odnaleźć potrzebną informację i na nią kliknąć. W tych momentach miałam ze dwa razy wrażenie, że gra czyta mi w myślach i doskonale wie, że jestem już sfrustrowana i klikam po kolei tą nieszczęsną lupą po całym ekranie. Nie dostawałam wtedy odpowiedzi. Dopiero gdy odpuszczałam na chwilę, zastanowiłam się i faktycznie kliknęłam na odpowiednie miejsce – gra przepuszczała mnie dalej. I to nie jest tylko mój wymysł.

Przecież nie może mi się nie udać… A może jednak?

Gra jest dość wiekowa, więc zakończenia ma ograniczone do jednego – przynajmniej tak myślałam. Jakie wielkie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że… Przegrałam! Źle wybrałam! Arsène uciekł i wystrychnął nas wszystkich na dudka! Jak to się stało? Otóż rozgrywka skonstruowana jest tak, że przez większość czasu graczka steruje Sherlockiem, ale zdarza się też, że ten zleca coś (prostego) poczciwemu Watsonowi (który to też potrafi zepsuć) i wtedy steruje się doktorem.

Pod koniec właśnie jako Watson należy zastanowić się nad ostatnią zagadką i wybrać z mapy lokację, w której ma się pojawić Lupin. Ja oczywiście jestem tak poczciwa jak Watson, więc wybrałam źle i – no, właśnie, przegrałam! Dopiero po cofnięciu się do poprzedniego zapisu gry można wybierać ponownie i wtedy Sherlock (razem z graczką) idzie we właściwe miejsce. Lubię być zaskakiwana, więc taka dopracowana nieoczywistość bardzo mi się spodobała.

Gra pewnie nie spodoba się każdemu – nie wszyscy będą w stanie przejść do porządku dziennego nad grafiką, dłużyznami, dużą ilością czytania (i wracania do dialogów) oraz licznymi ograniczeniami, które wynikają z wiekowości tej pozycji. Jednak jeśli ktoś lubi chłonąć te wszystkie brytyjskie rzeczy, które wymieniłam na początku – zdecydowanie warto się przełamać.

 
 

1 thought on “Wiktoriańska brytyjskość, sztuka i trudne łamigłówki. Sherlock Holmes kontra Arsène Lupin – recenzja gry”

  1. Uwielbiam gry z Sherlockiem, ale ta mnie ominęła i muszę to koniecznie nadgonić :O
    Kwadratowa wyskakująca morda Watsona xD Ktoś chyba kiedyś mi na to w tej grze narzekał, bo kojarzę że mnie to bardzo rozbawiło

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top