Dreptająca groza w A Plague Tale: Innocence – recenzja gry [spoilers ahead!]

Amicia i Hugo z A Plague Tale: Innocence w kościele

Nie przejmujcie się, że recenzja pełna jest szczurów, taki urok A Plague Tale: Innocence – ale nie karmcie ich, jak jest ciemno.

Jeżeli ktoś zastanawia się, czy A Plague Tale: Innocence jest warte jego czasu, to niech czyta recenzję czym prędzej, bo już niebawem wychodzi druga część!

Opowieść zaczyna się niepozornie, wręcz sielankowo. Dziewczyna spędza czas z ukochanym ojcem i wiernym psem – wędrują lasem, cieszą się fantastyczną pogodą, świeżym powietrzem… Aż nagle czworonóg gdzieś znika, pogoda gwałtownie się zmienia, a gracza przechodzą ciarki, bo już wie, że shit is about to get real.

Powiem Wam, że początek A Plague Tale: Innocence jest mocny. Najpierw cieszyłam się jak dzieciak, że mogłam w grze pogłaskać psa, a potem musiałam bezradnie patrzeć, jak Lew zostaje wciągnięty pod ziemię przez nieznane jeszcze zagrożenie i (w domyśle) pożarty żywcem. Asobo Studio wiedziało, jakie trącić struny, by zagrać na mnie jak na skrzypcach. Sadyści. Ale też dlatego gra jest świetna.

Screen z A Plague Tale: Innocence Amicia na tle szubienicy

Przygodowa skradanka akcji?

Od razu powiem Wam jasno: jeśli najbardziej znienawidzoną przez Was częścią np. Asasynów jest skradanie – odpuście sobie A Plague Tale: Innocence. Nie będziecie tu zdolnym wojownikiem biegnącym na wroga z ostrzem w dłoni, ale przestraszoną piętnastolatką, która musi stawić czoło grozie. Głównie więc będzie się skradać i unikać wykrycia, a każda śmierć, którą będzie musiała zadać, zrani jej młode serce. Niektóre zabójstwa zabolą nawet graczy zaprawionych w hack and slashach i FPS-ach, bo opowieść o pladze chce Was zmiażdżyć i nie zdziwcie się, jeśli choć częściowo jej się uda.

Gra jest liniowa, nie tylko fabularnie, ale i „sterowalnie”, jeśli mogę tak to nazwać. Nie uświadczycie tu otwartego świata, ścieżki są dość klarownie wytyczone. Sądzę jednak, że w tym przypadku jest to jak najbardziej na miejscu. Chociaż przyznam, że brakowało mi wyborów moralnych – historia dokona ich niestety za Was, ale czasem właśnie dzięki temu przejmiecie się bardziej. Podejrzewam, że moje rozpaczliwe reakcje („Ale ja nie chcę tego robić!”, „Ja chcę go uratować!”) musiałyby sprawić twórcom niezłą satysfakcję. Again: sadyści. Uwielbiam Was, kurde.

Osobiście nie nazwałabym A Plague Tale: Innocence grą przygodową. Ten typ kojarzy mi się z czymś zdecydowanie lżejszym, przyjemniejszym, choć wymagającym. Ale kimże jestem, żeby kłócić się z opisem na stronie sklepu?

Screen z A Plague Tale: Innocence – Amicia i Hugo na tle ruin

Kto, gdzie i dlaczego?

W grze sterujemy przede wszystkim piętnastoletnią Amicią, która nagle musi dorosnąć – poradzić sobie bez opieki rodziców i służby i zająć się pięcioletnim bratem, którego w gruncie rzeczy nie zna. Chłopiec jest w dodatku chory. Gracz długo nie wie, co mu dolega – poza tym, że ciągle miewa migreny – ale dość łatwo się tego domyślić (zwłaszcza jeśli streamujecie grę na Twitchu, a jeden z Waszych wiernych fanów niechcący coś palnie na czacie – tak, na Ciebie patrzę 😀 ). Poza tą dwójką przez ekipę przewijają się też inne postaci, a właściwie inne dzieciaki. Amicia może im wydawać kilka bardzo prostych poleceń – zgodnych z fabułą, niestety nie wyślecie nikogo na zakupy.

Wraz z pojawieniem się plagi morderczych szczurów (tak, to one zeżarły nam psa) zjawia się również inkwizycja (której oczywiście nikt się nigdy nie spodziewa), jej wojownicy chcą pojmać małego Huga. Dlaczego? Okaże się pod koniec gry. Faktem jednak pozostaje, że wybili wszystkich mieszkańców dworu de Rune. Nic więc dziwnego, że dziedzice uciekają i wcale nie zamierzają się grzecznie dopytać: „Ależ lordzie Nicholasie, dlaczego chcesz zabić nieletnią arystokratkę i porwać małego chłopca?” (io, io, policja? Proszę przyjechać do XIV-wiecznej Francji).

Poza drepczącą im po piętach inkwizycją naszych młodych bohaterów pcha do przodu próba zdobycia lekarstwa dla Huga. Jego matka była bliska odkrycia składu mikstury, więc wiedzą, że takowa istnieje. Pozostaje więc odnaleźć alchemika, który ją stworzy, prawda? No nie ma tak łatwo. Zwłaszcza że wszystkich mordują albo głodne szczury, albo „bogobojni” rycerze. Ale hej, nie traćcie nadziei! Co z tego, że mrok, wszystko wali trupem, ludzie umierają na prawo i lewo, a Wy sterujecie bandą nieletnich – przecież Amicia ma procę i magiczne kamyki!

Screen z A Plague Tale: Innocence – Amicia z mężczyzną, którego zabiła

Waleczne serce nie wystarczy

Jak już wspomniałam na początku recenzji, w A Plague Tale: Innocence głównie się skradacie. Nie oznacza to jednak, że nie robicie nic innego! Niektórych walk nie zdołacie uniknąć, a jak już rozwiniecie drzewko zdolności Amici, to zabijanie rycerzy inkwizycji będzie całkiem przyjemne. Nie dla niej oczywiście, ale kto by się przejmował.

Podczas wędrówek po francuskiej ziemi będziecie natrafiać na różne dobra, lepsze od złota i klejnotów – siarkę i szczurze odchody. Serio. Ale też saletrę, alkohol, wodę, kamienie, skórę… A wszystko po to, żeby móc craftować – rozwijać zdolności Amici i tworzyć różne typy używanych przez nią pocisków. Jej podstawową amunicją są zwykłe kamienie, które trzeba zbierać przy każdej możliwej okazji. Bez nich nasi młodzi przyjaciele będą zwyczajnie bezbronni. Amicia dobrze strzela (ojciec ją nauczył), ale walczyć wręcz nie potrafi. Na szczęście zasobów jest całkiem sporo, choć warto uważać, by nie zrobić za dużo pocisków jednego typu. Może się wtedy okazać, że braknie nam składników na inny. Wówczas trzeba kombinować, żeby inaczej przejść zastawioną przez twórców gry pułapkę, co czasem może być kłopotliwe, acz wykonalne.

Z procy protagonistki i jej magicznych kamyczków trochę mi się ludzie podczas streamów nabijali i nie jest to szczególnie dziwne. Niezwykłość amunicji polega na tym, że jakiś tam kamyk z pola jest w stanie roztrzaskać czaszkę dorosłego mężczyzny i stalowe łańcuchy – oczywiście po odpowiednim ulepszeniu procy. Poziom niedorzeczności pozwolę sobie przemilczeć. Wiem tylko tyle, że woda pod odpowiednim ciśnieniem jest w stanie ciąć kamień, więc śmiercionośne kamyczki z procy nieszczególnie by mnie zdziwiły.

Screen z A Plague Tale: Innocence – trupy pod szubienicą

Nie oceniać po wyglądzie?

Ależ dlaczego nie wolno oceniać po wyglądzie? Ta produkcja jest mroczna, piękna i obrzydliwa jednocześnie. I jest to cudowne.

Szczury są oślizgłe, jakby pokryte smołą albo ropą naftową. Ich oczka lśnią w ciemności. Przesuwają się niby jednolita masa, pożerają swoje ofiary niezależnie od tego, czy są martwe, czy zaciekle się bronią. Ledwie po kilku minutach zostawiają po sobie jedynie kości kogoś, z kim jeszcze przed chwilą rozmawialiście. Ciarki przechodzą, c’nie?

Królestwem plagi jest mrok, ale za to w ciągu dnia gra zachwyca swoją urodą. Lasy, ruiny, zabudowa miejska… Nie jestem w stanie stwierdzić, co podobało mi się bardziej – wąskie uliczki miasteczka czy roślinność przebijająca się przez stare mury.

Ludziska z Asobo Studio stworzyli poniekąd trzy światy i niezwykle umiejętnie zarysowali ich atmosfery. Mamy więc noc przepełnioną grozą, piskiem szczurów i trzaskiem ognia na pochodniach; dzień przepełniony lękiem i ucieczką przed inkwizycją oraz nieliczne miejsca odpoczynku, gdzie dzieci mogą poczuć się bezpiecznie. Nie jest jednak powiedziane, że jedna lokacja nie może mieścić w sobie kilku światów – atmosfera szybko może się zmienić. I powiem Wam, że jakkolwiek grafika jest bardzo ładna, to właśnie klimat poszczególnych lokacji robi prawdziwe wrażenie. Z reguły podczas streamowania mniej wczuwam się w gry, rozmowa z czatującymi zwykle trochę rozprasza nastrój produkcji. Jednak zdarzają się tytuły, które momentami wciągają mnie tak bardzo, że na chwilę zapominam o kamerze i widzach – tutaj też mi się to zdarzało. Ale nadchodziły też momenty frustracji.

Screen z A Plague Tale: Innocence – Amicia w kaplicy

Mechaniczna rozgrywka

Jako że gra jest liniowa, to dużo jest akcji, które możemy wykonać tylko w określony sposób i nie da się ich obejść. Po trzecim, piątym, siódmym podejściu do tego samego zadania szlag może człowieka trafić. Wtedy fabuła i nastrój przestają mieć jakiekolwiek znaczenie, liczy się tylko mechanizm działania produkcji – w którym miejscu strażnik nas zauważy, jak daleko będzie nas ścigał, dokąd sięgają strzały łuczników. Poniekąd trzeba wtedy wyjść ze skóry protagonisty, spojrzeć na rozgrywkę z zewnątrz i zorientować się, jak wszystko działa i od czego zależy. A czasem przydaje się też liczenie, ile sekund mija do następnego ataku i obserwowanie jak boss zachowuje się przed danym ciosem. To, jak sobie z tym poradzicie, zależy oczywiście od tego, jakim jesteście graczem. Ja przyznaję się bez wstydu, że jestem raczej przeciętna, ale dzięki temu czuję dumę, kiedy uda mi się ukończyć jakąś produkcję – nie ma więc tego złego.

Czy powtarzanie wielokrotnie tej samej sekwencji jest irytujące? Oczywiście. Czy czasem chciałoby się móc obejść zadanie, podejść do niego z innej strony? No pewnie. Ale jakże satysfakcjonujące jest, kiedy po kolejnym podejściu uda się wreszcie pokonać tego cholernego bossa. Asobo Studio zachowało całkiem ładną równowagę między frustracją a satysfakcją i gry za nic nie chciałam porzucić (a zdarza mi się to dosyć często).

I jeszcze jedna ważna, cudowna sprawa: częste save’y. Nie zauważycie, kiedy opowieść o pladze zapisuje Wasz postęp, ale nieraz będziecie przeszczęśliwi, że nie musicie powtarzać całej sekwencji zadania, a tylko jego część. Miodzio.

Screen z A Plague Tale: Innocence – Amicia i Hugo nocą na tle zamku

A Plague Tale: Innocence – ogólne wrażenia

Wiedzieliście, że A Plague Tale: Innocence było wydane chwilę po wybuchu pandemii? W maju 2019. Przypadek? No pewnie tak. Gdyby zamiast szczurów były nietoperze, pewnie byłoby to bardziej podejrzane – i bohaterowie mieliby bardziej przerąbane. Ale to tak w ramach ciekawostki.

Przyznam, że A Plague Tale: Innocence zostawiło po sobie niezapomniane wrażenia. Zarówno fabuła, mechanika, grafika, jak i udźwiękowienie (o którym mogę powiedzieć tyle, że było primo bueno) były świetne. Gra nie sprawiła, że nagle zaczęłam bać się szczurów i nie ruszam się nigdzie bez pochodni, ale trudy Amici i Huga zalazły mi za skórę na tyle, że dwójkę, która ma premierę w tym roku, biorę w ciemno.

Jeśli lubicie trochę niepokojące tematy, to koniecznie zajrzyjcie do ektoplazmowych bytów z Phasmophobii – może to i nie szczury, ale też ciarki przechodzą!

Redaktorka: Vena

Scroll to Top