Czy kiedykolwiek marzyłeś o przemierzaniu planety Pandora pod postacią Na’vi? Teraz masz okazję, choć nie gwarantuje, że będzie to przyjemna przygoda.
Dawno nie zbudowałam tak dziwnej relacji z grą komputerową. Z jednej strony jestem zakochana w świecie, z drugiej, gdyby nie pewien odkryty przeze mnie eksploit, to obawiam się, że zakończyłam swoją przygodę nieco po ukończeniu wstępu do gry. Avatar Frontiers of Pandora jest świetną grą eksploracyjną, jednak niekoniecznie jest grą dobrą. Już śpieszę z wyjaśnieniem dlaczego!
Fauna i Flora ‐ oto Pandora!
Ta gra jest przepiękna! Świat Pandory jest dokładnie taki, jakim można go sobie wyobrazić na bazie filmów. Flora jest w pełni interaktywna, reagując na nasze poczynania, a nawet pozwalając nam na łatwiejsze dostanie się do trudniej dostępnych zakamarków. Rośliny są w stanie zarówno pokrzyżować nam plany, rozpylając trujący gaz czy wybuchając, jak i posłużyć nam jako trampolina, katapulta czy linka wspinaczkowa.
Każde zwierzę zaś ma swoje własne unikatowe zachowania oraz słabe punkty. Celny strzał w odsłoniętą część ciała zakończy się łaskawą śmiercią i sprawi, że zbierzemy pełną gamę materiałów. Im więcej czasu i oddanych strzałów wykorzystamy do zabicia zwierzęcia, tym mniej łupów zbierzemy.
Całość składa się na bardzo przyjemny i wysoce interaktywny świat. Do tego nawet na najniższych ustawieniach graficznych Pandora nadal wygląda perfekcyjnie. Okazyjnie jakaś tekstura zaczyta się w niższym LOD (level of detail – wyświetlany poziom detalu zależny od odległości) niż powinna, ale nie uświadczyłam żadnych spadków klatek czy większych problemów graficznych.
Czy jesteś gotowy, by wyruszyć na przygodę życia?
Gra oferuje 3 poziomy trudności i 2 tryby gry: eksploracji i wskazówek. Pierwszy z nich cechuje się brakiem wskaźników na mapie w celu stworzenia bardziej immersyjnej rozgrywki. Zdecydowałam się go przetestować, jako że możemy przełączać się między nimi w każdej chwili. Jednak muszę szczerze przyznać, że nie jest on przemyślany i miejscami zakrawa o masochizm. Czemu? Gdyż czasem wskazówki w opisie zadania są prawidłowe i wystarczające do namierzenia celu, a w innych przypadkach znalezienie punktu docelowego zakrawa o cud.
Przykładowo zaraz po zakończeniu pierwszego etapu gry dostajemy misję, w której mamy dotrzeć do miejsca, gdzie obecnie odbywa się walka. Na start otrzymujemy licznik dający nam na to 6,5 minuty. Jako wskazówki mamy informację o dymie między dwiema iglicami (ani dym, ani iglice nie są widoczne z punktu startowego zadania) oraz że miejsce znajduje się na południe od Krętej Rzeki. Na tym etapie gry nie mamy jeszcze odkrytej na mapie Krętej Rzeki i nie wiemy, gdzie dokładnie ona się znajduje. Nie ma też szans na znalezienie jej przed rozpoczęciem wydarzenia, gdyż gra odpala 10-sekundowy licznik do odrodzenia się, jeśli za bardzo się oddalimy od początkowej bazy. Jeśli polegniemy, misja resetuje się i biegniemy od nowa. Licznik jednak nie ma większego sensu, bo jeśli wyjdziemy do menu i wczytamy grę ponownie, to będziemy stali tam, gdzie byliśmy, ale czas się zresetuje.
Bagnisko smutku
Jeśli jednak Pandora nie przestraszyła Cię na start przygody i nadal tu jesteś, to niestety nie koniec Twoich trudów. Gra posiada jedynie zapis automatyczny, a rozgrywka na ten moment ma błąd wymuszający zaczęcie całej gry od nowa. Nie zapowiada się na to, by problem został w szybkim tempie wyeliminowany, mimo że dotyka większości graczy. Ma nawet własne imię – The Swamp of Sadness, co w tłumaczeniu na polski oznacza Bagno Smutku.
W dużym skrócie Ikran związany z zadaniem zapada się połowicznie pod ziemię, skutecznie blokując start dalszych wydarzeń.
Ponad ziemię!
Zakładając, że należysz do grona szczęśliwców, którzy z powodzeniem dotarli do momentu otrzymania Ikrana na własność, możesz się cieszyć. Od tego punktu gra jest niemal znakomita i w końcu zaczniesz czerpać z niej pełnię przyjemności. Eksploracja stanie się szybka i przyjemna. Żaden klif nie będzie Ci już straszny!
Nie będzie Ci jednak dane nazwać swojego latającego przyjaciela tak, jak chcesz. Zamiast tego musisz wybrać z puli kilku predefiniowanych imion, w których figuruje m.in. Puszek oraz Jastrząb. Nagrania linii dialogowych uwzględniają wybrane przez Ciebie imię.
Droga bycia Sarentu
Fabuła gry nie należy do nadzwyczaj wciągających. Startujesz jako Na’vi z klanu Sarentu. Ostatni z niewielu ocalałych. Niestety ludzie za młodu porwali Was do swojej placówki i nauczyli myślenia jak człowiek. Ich plan indoktrynacji jednak zawiódł i cudem uszliście z życiem, tworząc z kilkoma zbuntowanymi jednostkami ruch oporu. Nie wiecie nic o planecie Pandora, jednak zdecydowanie opowiadacie się za Na’vi i chcecie uchronić ją przed złą korporacją wykorzystującą bezwzględnie jej zasoby, niszcząc tutejszy ekosystem.
Całość fabuły zamyka się w pętli poznawania nowych klanów Na’vi oraz sabotowaniu fabryk. Przemierzymy drogę podobną do głównego bohatera z pierwszej części filmu.
Minigierki Pandory
Sporo aktywności pobocznych, jakie przyjdzie nam wykonywać sprowadza się do dotarcia na miejsce i wykonaniu minigierek. Jeśli chcemy wzmocnić trwale swojego bohatera, pomogą nam w tym rzadkie rośliny. Tarys w postaci sadzonki pozwoli nam na otrzymanie dodatkowego punktu umiejętności.
Dzwonopęd zaś na stałe wzmocni nasze zdrowie. Wystarczy je znaleźć i wejść z nimi w interakcję.
Kolejną bardzo ważną rzeczą będzie umiejętność hakowania. Na start gry otrzymamy skaner pozwalający nam na skanowanie okolicy w poszukiwaniu przewodów i urządzeń elektronicznych. Część z nich będziemy mogli zhakować. Aby to zrobić, wystarczy ukończyć mini–labirynt.
Ponadto, istnieją jeszcze pomniejsze aktywności jak malowanie obrazów (coś w rodzaju medytacyjnej gry rytmicznej), totemy Sarentu (gra w podchody), eolska fletnia wietrzna (zakręć korbką, by nastroić instrument). Możemy również znaleźć rozrzucone po najwyższych szczytach kosze z wyposażeniem dla naszego Ikrana. Jest ono jednak czysto kosmetyczne.
Walcz jak Na’vi
W swoim arsenale spotkamy zarówno wyposażenie Na’vi oraz ludzkie. Polować możemy zarówno za pomocą łuków i włóczni, jak i broni palnej oraz miotanych min. Broń prochowa nie nada się wprawdzie na polowanie na zwierzynę (zmasakrujemy jej ciało, nie dostając łupów), jednak nikt nie zabroni nam obrócić jej przeciwko twórcom. Gra pozwala nam na eliminowanie wrogów otwarcie lub po cichu.
Niestety, skradanie w tej grze nie należy do najlepszych. Z jednej strony fajnie jest wyeliminować wszystkich strażników po cichu z łuku i wyłączać oprogramowanie wieżyczek, z drugiej zaś jeśli zostaniemy odkryci, to możemy się spodziewać, że nie uciekniemy za łatwo z pola widzenia wroga. Niestety, w wielu przypadkach gra po prostu z automatu podaje nasze położenie wszystkim jednostkom w okolicy. Co jest szczególnie absurdalne, jeśli korzystamy z min. Zastawiliśmy pułapkę już kilka minut temu i jesteśmy po drugiej stronie obozu, albo nawet i poza nim, ale ktoś w nią w końcu wpadł. Co się dzieje? Cały obóz z automatu wie dokładnie, gdzie jesteśmy, nie ważne, jak dobrze się ukrywaliśmy.
Nie dla klawiatury i myszki
Avatar Frontiers of Pandora jest grą absolutnie niedostosowaną do grania na klawiaturze i myszce. Wprawdzie można, ale będzie to toporne. Borykać się będziemy ze zbyt dużym interfejsem, kołowym menu oraz dziwnymi kombinacjami, by zrobić bardzo proste czynności jak wytwarzanie amunicji czy zjedzenie posiłku. Aby coś zjeść, musimy przytrzymać przycisk Q, potem nacisnąć T, by przejść do działu z jedzeniem, następnie ruszyć myszką lub nacisnąć numerek od 1 do 8, by wybrać, co chcemy zjeść, a finalnie przytrzymać F. Oczywiście nadal trzymamy również Q. Podobna kombinacja Q i F występuje przy tworzeniu amunicji. Tę zaś robimy nawet w trakcie walki, bo dane nam mieć maksymalnie 20 strzał w kołczanie i 3 strzały specjalne na raz. Jest to monotonne i frustrujące. Bez zastanowienia przyjęłabym łatkę pozwalającą na automatyczne tworzenie podstawowej amunicji, jeśli posiadam na nią materiały.
Co nie zagrało? Wrażenia z Avatar Frontiers of Pandora
Ogrywając Avatar Frontiers of Pandora miałam wrażenie, że gra otrzymała dużo miłości od zespołu artystycznego i osób odpowiedzialnych za budowanie klimatu oraz narracji. Mimo prostej fabuły, dialogi są napisane całkiem ciekawie i pomysłowo. Całość jednak jawi się jako gra wysoko frustrująca z racji słabo zaprojektowanego interfejsu oraz topornej, chaotycznej i mało angażującej walki.
Wciągnęłam się w grę, ale tylko dlatego, że zmusiłam się do przemęczenia jej do momentu dostania Ikrana. Po tym momencie poziom zabawy był już odpowiedni, by mnie przy niej zatrzymać, choć nadal mam chwilę zwątpienia przy niektórych starciach.
Ta gra ma zadatki na bycie dobrą produkcją, ale nie jest nią teraz. Nie wiem, ile rzeczy zostanie poprawionych i załatanych w ramach dalszego wsparcia. Mam nadzieję, że nie ograniczy się ono do rozbudowywania sklepu (gra oferuje płatne skórki oraz przepustki sezonowe). Sandboksy też nie są typem gry dla każdego. Na ten moment polecam tylko, jeśli bardzo kochasz świat Avatara i jesteś gotów przecierpieć problemy z rozgrywką w zamian za świetną immersję i ładne widoczki.