Nie tylko ojciec Chloe jest ważny w Life is Strange: Before the Storm. W produkcji, której fabuła w większości opiera się na relacji ojciec–dziecko.
Jak już pisałam w tekście o prequelu Life is Strange, ten tytuł świetnie gra na emocjach. Czasem aż za dobrze! Historia jest niezwykle wzruszająca. Wszak dostajemy wyjaśnienie wielu zachowań Chloe – niebieskowłosej przyjaciółki Max z pierwszej części serii, którą też recenzowałyśmy na stronie. W końcu widzimy tę słynną Rachel, Laurę Palmer z Arcadia Bay. Ojciec Chloe też pojawia się w Before the Storm, ale nie w ten sposób, na jaki pewnie wielu z nas liczyło.
Przede wszystkim: nie tylko on
Pewnie spytacie: o co ci chodzi? Przecież prequel miał być o Chloe. Co więcej, momentami wydawało się, że jest ona dodatkiem i że to tak naprawdę produkcja o Rachel. Ja zaś mówię: zupełnie nie. To gra jest o archetypie ojca i o relacjach z rodzicieli z dziećmi. Już mówię, dlaczego.
Zastanówcie się, ile znaczących postaci tatów znajdziemy w grze. Wspominałam już o Williamie Price, to jasne, ale przecież jest jeszcze ojczym Chloe – David. Prócz niego poznajemy także rodziców Rachel, a jej tata odgrywa też zdecydowanie ważniejszą rolę. A przecież jeszcze nie skończyłam tej wyliczanki. Jest jeszcze ojciec Drew i Mikey’ego, gdzieś jeszcze przewija się w tle i sroży rodziciel Nathana. Niemal brakuje miejsca na pozostałe postacie, prawda?
Co więcej, ta dojmująca obecność ojcowskich autorytetów łączy się z faktem, że nastolatki są – no właśnie – nastolatkami. Dosłownie przed chwilką ci ludzie byli dziećmi – szczególnie po Chloe bardzo to widać. Jej niezależność jest pozorowana. To skorupa stworzona z bojaźni przed odrzuceniem. Poza. Nastolatki mocniej wszystko przeżywają, ale też dlatego potrzebują wsparcia dorosłych. I (o dziwo, no bo gdzie jest ten imperatyw fabularny?) czasem nawet to wsparcie otrzymują!
O, ojcowska miłości!
Ojciec Chloe, czyli William, to w Before the Storm wielki nieobecny. Przychodzi tylko w snach i wizjach, które wydają mi się trochę zbyt przerażające, jak na luzacką gierkę o nastolatkach. Cóż, chyba muszę się jednak pogodzić z tym, że produkcje od Deck Nine luzackie nie są. Postać Williama często pojawia się też w zwykłych wyobrażeniach. Bardzo mocno czuć, że Chloe za nim tęskni, więc co chwila go sobie wyobraża. Przez tę tęsknotę William Price wydaje się trochę przeidealizowany.
Jednocześnie, być może, dziewczyna zdaje sobie z tego sprawę i stara się powstrzymywać to uwznioślanie, bo gdzieś tam w głębi zdaje sobie sprawę z tego, że to zgubne? Przecież wie, że żaden człowiek nie jest doskonały i on na pewno też nie był (mimo tego, jak twórcy go przedstawiają zarówno w Life is Strange, jak i w prequelu). Być może z tego właśnie konfliktu emocjonalnego bohaterki wynikają te bardziej przerażające koszmary.
Podobał mi się też ciekawy pomysł na zawiązanie więzi z Williamem (mówię tu oczywiście o wyobrażeniach) – poprzez naprawianie samochodów. Związana z tatą część fabuły chyba z oczywistych powodów kręci się wokół samochodów. Ojciec cały czas jej towarzyszy, również w jej samotni czy na złomowisku. O ironio, ta sama rzecz sprawia, że ojczym dziewczyny jest z niej zadowolony – chociaż oczywiście ze strony Chloe jest to zupełnie niezamierzone.
Ojciec Chloe nie jest jedynym rodzicielem (niby) idealnym w Before the Storm. Przecież jest jeszcze tata Drew i Mikey’ego – trochę odległy, ale też niezwykle kochający. Robi on wszystko, żeby synom było dobrze. Co więcej, jest z nich dumny! Możemy to bardzo łatwo wywnioskować z e-maila, którego wysłał do Drew. Pisze w nim, żeby się o niego nie martwić, ale graczka lub gracz łatwo się domyśli, że coś jest nie tak. Ojcu powinęła się noga, ale synowie kochają go tak bardzo, że Drew ryzykuje dla niego swoją wspaniałą karierę sportową. Piękny obrazek, prawda?
Można by też opisać tę sytuację trochę ostrzej, mianowicie: jakim ojcem jest człowiek, którego syn sprzedaje narkotyki, żeby mu dać kasę? Powiem Wam – niekoniecznie złym. To tylko dowodzi, jak bardzo złożony i niejednoznaczny jest świat. Wszak jego uczucie widać jak na dłoni i jest nie do podrobienia, a Drew z tymi narkotykami też chce dobrze, prawda?

Ci gorsi… ale czy na pewno?
James Amber, czyli ojciec Rachel, momentami wydaje się zaskakująco w porządku. Z jednej strony nie wini Chloe za atak nożownika. To jest bardzo dojrzałe z jego strony. Ja z jakiegoś powodu byłam przekonana, że ją dobije obwinianiem. Jednak to działa, dopóki człowiek nie zauważy niekonsekwencji. A może kierował nim strach, że ona się dowie, co planował (dokładnie w taki sposób, w jaki się w końcu zorientowała)?
Z drugiej strony jest uprzywilejowaną, białą szychą, która może sobie pozwolić na ocenianie ludzi przez pryzmat ich klasy społecznej, co skwapliwie uczynił w przypadku Chloe (przynajmniej na początku). Dziewczyna ma rację, pisząc w swoim dzienniku You can’t trust normal people (nie ufaj zwykłym ludziom). Każdy ma swoje demony. Jednak ojciec Rachel ma ich zdecydowanie więcej.
Ostatecznie okazuje się kuriozalną, bardzo toksyczną postacią – nie waha się, żeby użyć skrajnych środków do unieszkodliwienia (albo nazywajmy rzeczy po imieniu – zabicia) matki Rachel. Ostateczna decyzja w grze to wybór: ukryć przed Rachel postępek jej ojca czy go zdemaskować? Jeśli wybierzemy ochronę uczuć Rachel, sekwencja musi być dla Chole bardzo bolesna i trudna. Przyjaciółka, mimo złości na Jamesa, stwierdza, że dobrze się było na nim oprzeć. Może trzeba jej było jednak powiedzieć?
Co ciekawe, ostatecznie nie dowiadujemy się, czy próba zamordowania Sery wynikała z chęci ochrony córki, czy może był to wyrachowany krok mający na celu ukrycie przed mieszkańcami Arcadia Bay faktu, że ma dziecko z narkomanką. Nie wiadomo, co gorsze!
Jest jeszcze Sean Prescott, typowy surowy ojciec. Poznajemy go bardzo pobieżnie, przy okazji paru podsłuchanych rozmów, ale to w zupełności wystarcza. Okazuje się, że bez powodu Nathan jest dręczycielem. Zresztą kto grał w pierwszą część serii, doskonale pamięta koszmarne wiadomości Seana do syna – najwyraźniej toksyczna męskość ma się dobrze w tej rodzinie i emocjonalne problemy są naprawdę niemile widziane.
Jednak autorki oraz autorzy i tu zadbali o wygodną niejednoznaczność – mimo że Prescott senior ewidentnie kocha układziki, nadużywa władzy i jest chamem dla rodziny i ludzi wokół, to na przykład płaci za leczenie Mikey’ego (jeśli to on będzie poszkodowany w bójce, to zależy od naszych wyborów). Oczywiście jeden dobry uczynek go absolutnie nie usprawiedliwia, ale to też jest dobry przykład na to, że nie mamy w tej produkcji postaci zupełnie jednowymiarowych. To na pewno jeden z bardziej toksycznych ojców w grze. Nie wiem jak Wy, ale ja wciąż porównywałam go w głowie do taty Chloe, który z kolei jest bardzo przesadzony w drugą stronę, o czym już wspominałam.

Każdy się stara jak może?
I w końcu ojczym Chloe, który chce zastąpić jej Williama. Ale, na Boga, jak bardzo źle się można do czegoś takiego zabierać! W ten sposób staje się złym ojczymem z bajek. A jednak, jak wcześniejsi tatusiowie, David również nie jest taki jednoznaczny, jak by niektórzy chcieli go widzieć. Próbuje, stara się. W Before the Storm widzimy to o wiele bardziej niż w samym Life is Strange, bo tam jeszcze twórcy próbują rzucić na niego podejrzenie.
Bardzo ciekawie zbudowana postać, bo widać jak na dłoni, że się stara, że to budowanie relacji jest dla niego trudne. Próbuje się nawet odsłonić, a przy postaci tak stereotypowo męskiej wiadomo, że to jest duże ustępstwo. Poza tym jasne jest też, że tego matka Chloe jest z nim szczęśliwa… Więc człowiek już się zaczyna do niego przekonywać i wkurzać na młodą. A potem David wbija do pokoju nastolatki i wywraca go do góry nogami. Po tym kotle już go nie lubimy… ale przecież nie jesteśmy w stanie zapomnieć o wcześniejszych staraniach, prawda?
Mam nadzieję, że tym tekstem wzbudziłam w Was trochę refleksji na temat pisania ojcowskich postaci. Jak twórczynie i twórcy musieli się nagimnastykować, żeby stworzyć ich tylu. Każdy jest inny, wszyscy za to nie do końca jednoznaczni. Mają swoje demony – dla jednych jest to utrata pracy, dla innych potrzeba zabójstwa swojej byłej. W Before the Storm tak naprawdę tylko ojciec Chloe opiera się trochę tej klasyfikacji, bo jego wady to tylko moja hipoteza. I z tą myślą Was zostawię. Ojcowie, bądźcie bardziej jak William niż Sean! I wszystkiego najlepszego!




