Na tropie indyków. Before We Leave – recenzja gry

Kadr z gry. Na grafice znajduje się fragment mapy, planety i miasto. Recenzja Before We Leave.

Niech Was nie zwiedzie prosta oprawa graficzna, mały budżet czy nieskomplikowana fabuła gry. W tej recenzji Before We Leave spróbuję Was przekonać, że produkcja coś w sobie ma. I to „coś” nie pozwala się od niej oderwać przez długie godziny.

Przy okazji dzielenia się moimi wrażeniami ze Stray przyznałam się, że uwielbiam gry indie i od lat pilnie śledzę poczynania twórców tytułów niezależnych. Teraz, dzięki uprzejmości Balancing Monkey Island, miałam okazję zagrać w kolejną, niepozorną, małą grę niezależną. Być może nie jest to produkcja, na którą wszyscy czekali, ale mam nadzieję, że po tej recenzji Before We Leave dacie jej szansę i będziecie bawili się co najmniej tak dobrze jak ja. 

Mniej, znaczy więcej

City buildery mają specjalne miejsce w moim sercu. Uwielbiam SimCity czy City Skylines. Może nie gram w nie specjalnie często, ale jak już najdzie mnie ochota, to siedzę i buduję miasta dniami i nocami. Nic dziwnego, że na myśl o zagraniu w Before We Leave zaświeciły mi się oczy i jak już zaczęłam – nie mogłam przestać. 

Produkcja ta jest strategią, w której rozgrywka opiera się właściwie na tych samych zasadach, co w wielkich tytułach wymienionych powyżej. Przede wszystkim w Before We Leave przejmujemy kontrolę nad odradzającą się cywilizacją: budujemy miasta, stawiamy coraz bardziej zaawansowane konstrukcje, uprawiamy ziemię, pozyskujemy surowce i dbamy o zadowolenie mieszkańców. Trzeba przyznać, że ci są naprawdę wymagający! Tak trudno w dzisiejszych czasach być zarządcą własnej planety…

Before We Leave recenzja. Kadr z gry. Na zdjęciu znajduje się fragment mapy, domy i droga.

Ukryta perełka

Tym, co Before We Leave wyróżnia spośród innych city builderów, to zróżnicowanie. Świat, którym zarządzamy, jest podzielony na wyspy. Każda z nich posiada inne surowce, inny klimat. Sposób rozgrywki będzie się zatem zmieniał zależnie od tego, gdzie akurat będziemy wznosić nasze osady. To właśnie ta różnorodność sprawia, że ciężko się oderwać od Before We Leave – dopada człowieka tzw. syndrom kolejnej tury… i kolejnej.

Wraz z rozwojem naszej planety wylecimy w kosmos, będziemy osiedlali się na innych planetach i pozyskiwali z nich surowce. Pojawi się również bardzo prosta mechanika handlu. A w dodatku spotkają nas pewne zagrożenia ze strony istot z kosmosu (nie kosmitów, po prostu wielkie wieloryby będą próbowały pożreć nasze planety, tak się zdarza). Mimo tego, jest to gra właściwie pozbawiona przemocy. Żaden kosmiczny, nuklearny Ghandi nie będzie próbował nas atakować. Nie stoczymy konfliktów zbrojnych. Największym wyzwaniem, z jakim przyjdzie nam się zmierzyć, będzie niezadowolenie mieszkańców. A, jak już wspomniałam, ci potrafią być naprawdę marudni.

Before We Leave, recenzja gry. Kadr z produkcji. Na zdjęciu znajduje się budynek w budowie.

Jest bardzo dobrze, choć mogłoby być lepiej

Nie jest to gra bez wad. O ile oprawa graficzna bardzo mi się podoba i produkcja jest naprawdę prześliczna, o tyle muzyka nie przypadła mi do gustu. Wiem, że miała być sielankowa, ale moim zdaniem była jedynie denerwująca i rozpraszająca. Na myśl przywodziła mi darmowe muzyczki wykorzystywane lata temu w serwisie YouTube. Nie będę się jednak dłużej pastwić nad ścieżką dźwiękową, bo nie ona gra tutaj pierwsze skrzypce. Rozumiem również, że jest to kwestia gustu i pewnie znajdą się miłośnicy takich delikatnych brzdęków. 

Nie podobało mi się również to, że statystyk było trochę za dużo i były całkiem skomplikowane – takie sprawdzają się przy dużych strategiach. Ta gra moim zdaniem ich nie wymagała. Choć muszę naprawdę pochwalić samouczek do Before We Leave. Jest rozbudowany, prowadzi gracza za rękę i pozwala zapoznać się z każdą mechaniką produkcji. Dość powiedzieć, że zanim stałam się samodzielna, spędziłam w tutorialu prawie dwie godziny. Podczas grania pojawiły się też drobne błędy. Nie było to jednak nic, co uniemożliwiłoby rozgrywkę lub sprawiało, że miałam ochotę rzucić moim Switchem o ścianę. 

A jak już przy tym jesteśmy – miałam okazję zagrać właśnie w wersję na przenośnej konsoli Nintendo. Moim zdaniem produkcja świetnie się sprawdza na tym sprzęcie. Jest idealna, żeby pograć sobie w łóżku przed snem czy kilka minut w tramwaju w drodze do pracy. Warto spojrzeć na Before We Leave, gdy będziecie przedzierać się przez meandry eShopu.

Before We Leave recenzja. Kadr z gry. Na zdjęciu znajdują się surowce z gry.

Ruszajcie na podbój kosmosu! Before We Leave – ostateczne wrażenia

Mam nadzieję, że przekonałam Was, byście dali tej grze szansę. Proste i niepozorne produkcje mogą naprawdę pozytywnie zaskoczyć i wciągnąć na długie godziny. I choć Before We Leave ma kilka niedociągnięć, to trochę przymykam na nie oko. I to nie dlatego, że gry niezależne często traktuję z większą wyrozumiałością niż wielkie tytuły AAA – z uwagi na mniejszy budżet czy małą liczbę deweloperów pracujących nad daną produkcją. Nie, nie zważam na drobne wady tego tytułu, ponieważ Before We Leave ma niesamowicie przyjemną rozgrywkę, która wiele rekompensuje.

Grę znajdziecie na PC (można ją zakupić np. na platformie Steam), PlayStation 4 i 5, Xboksach One i Series X|S oraz oczywiście na Nintendo Switch. Tymczasem życzę Wam udanych podbojów kosmosu!

Redaktorka: Meeya

Scroll to Top