Wzywa Was morze, ale nie możecie znaleźć gry wartej uwagi? Na ratunek przychodzi moja recenzja Shadow Gambit: The Cursed Crew.
Gry w klimatach pirackich od lat cieszą się sporą popularnością wśród graczek i graczy. Plądrowanie obozów z załogą i możliwość żeglugi po bezkresnych wodach to dla wielu definicja przygody na wiele godzin. W Shadow Gambit: The Cursed Crew, o którym jest ta recenzja, nie zaznamy co prawda zbyt wiele tego drugiego, wciąż jednak atmosfera niebezpiecznego, korsarskiego życia wprost wylewa się z ekranu.
Sama, choć lubię pirackie przygody, sporadycznie sięgam po tego typu produkcje. Ostatnią pozycją zahaczającą jakkolwiek o żeglugę było dla mnie Pillars of Eternity 2: Deadfire. Długo zastanawiałam się, czy dać szansę Shadow Gambit, ponieważ niespecjalnie mam cierpliwość do skradania w grach (Deus Ex przeorał mnie okrutnie). Ostatecznie jednak nie mogłam przejść obojętnie obok niesamowicie pozytywnych recenzji i powszechnego zachwytu. Pora więc rozwinąć żagle i sprawdzić, co ma do zaoferowania najnowszy tytuł Mimimi Games.
Nie ma spokoju dla nikczemnych
W Shadow Gambit: The Cursed Crew przygodę zaczynamy jako Afia Manicato, bystra i wyszczekana nawigatorka, która na piractwie zjadła zęby. Byłaby zupełnie jak pierwszy lepszy pirat z sąsiedztwa, gdyby nie drobny szczegół – jest zombie. W tym uniwersum istnieje bowiem prawdziwy statek widmo, Marley, z nieumarłą załogą, której mógłby pozazdrościć sam Davy Jones. Pierwszym zadaniem Afii (a dla nas samouczkiem) jest odbicie rzeczonego okrętu z rąk Inkwizycji. To organizacja religijna i chyba nie muszę mówić, co jest jej celem? Ano oczywiście, pozbycie się wszystkich wynaturzeń ze świata gry.
Jednocześnie nasza Afia i Marley nie mogą po prostu odpłynąć w stronę zachodzącego słońca, by się od nich uwolnić. Inkwizycja jest bowiem w posiadaniu czarnych pereł, a tylko z ich pomocą Manicato będzie w stanie, cóż, ożywić resztę załogi. Czeka nas więc seria misji na różnych wyspach, by wykraść te potężne przedmioty ze szponów organizacji.
Ponieważ chciałabym uniknąć jakichkolwiek spoilerów, nie będę rozpisywać się więcej o samej fabule. To jedna z tych produkcji, które zdecydowanie najlepiej ogrywać na ślepo, bo pełna jest zwrotów akcji i napięcia, które trzyma nas długie godziny przy ekranie. Z pewnością nie będziecie zawiedzeni.
Załoga z piekła rodem
Sama Afia niewiele zdziała przeciw potędze Inkwizycji. Dlatego właśnie musimy szybko wspomóc się nieumarłymi kompanami. Na szczęście na pokładzie Marley uchowała się jedna czarna perła i niedługo po uwolnieniu okręt stawia nas przed wyborem, którego z dwóch towarzyszy ożywić najpierw. Mamy Suleidy, czyli pokładową medyczkę, i Toyę, który dotychczas gotował. Każde z nich ma oczywiście swój mały arsenał unikatowych umiejętności. Ja zdecydowałam się na Suleidy, która może w każdym miejscu stworzyć krzaki do ukrycia zarówno siebie, jak i ciał przeciwników. Ponadto dysponuje ona zarodnikami, które na krótki czas dezorientują strażników i pozwalają nam albo się przekraść, albo ich wyeliminować.
Łącznie w grze znajduje się jedenaście postaci, z których możemy składać drużynę na każdą misję. Jedną odblokowujemy jednak dość późno, więc na dobrą sprawę większość czasu spędzimy z pozostałą dziesiątką. To zróżnicowana ekipa, warto więc nią rotować z misji na misję, by ich rozwijać i móc dostosować się do każdej sytuacji.
Niektórzy z towarzyszy są bardziej ofensywni, inni defensywni i nastawieni na wspieranie kompanów. Mam jednak wrażenie, że między postaciami występuje spora rozbieżność w sile. Niektóre są wręcz w stanie samodzielnie przechodzić misje, podczas gdy inne muszą mocno polegać na umiejętnościach pozostałych towarzyszy. W rezultacie często moja ekipa wyglądała identycznie. Nie możemy więc mówić o idealnym balansie, bo nie wiem, czy chciałoby mi się przechodzić kolejne mapy bez Suleidy i jej krzaków na zawołanie.
Zastanów się dwa razy, nim coś zrobisz…
Dobra, recenzja sobie leci, a tu ani słowa o walce – a to zdecydowanie najjaśniejszy element Shadow Gambit: The Cursed Crew. Powiecie: „Nie ma co się dziwić, w końcu to strategia taktyczna”. Ale serio, to wręcz niewyobrażalne, jak dobrą robotę zrobiło Mimimi Games. Misje możemy wykonywać w (niemal) dowolnej kolejności, a wybór drużyny na każdą z nich należy całkowicie do nas. Nasza ekipa składa się zazwyczaj z trzech osób i, jak już wspomniałam, trzeba dobrać je tak, by się wzajemnie uzupełniały.
Misje są różne – niektóre są powiązane bezpośrednio z fabułą, inne polegają raczej na pozyskaniu czy to czarnej perły, czy energii dla Marley. Trzy z nich są związane z tzw. reliktami Mordechaja (ang. Mordechai’s Relics). Bronią one skarbu tego niesławnego kapitana statku widmo. Te zadania są jednymi z najcięższych, ponieważ Inkwizycja również szuka rozwiązania tej zagadki i jej siły będą zażarcie nas ścigać, by uniemożliwić zdobycie nagrody.
Kluczem do sukcesu jest działanie w ukryciu i zabijanie wrogów jednego po drugim. Tak jak wspomniałam, tego typu produkcje nie są zazwyczaj moim pierwszym wyborem. Jednak muszę przyznać, że w Shadow Gambit: The Cursed Crew szybko da się złapać tego skradankowego bakcyla. Sporo możliwości pozbycia się strażników i wiele przydatnych zdolności naszej załogi sprawia, że aż chce się testować nowe rozwiązania.
Na korzyść gameplayu działają też dwie inne mechaniki. Pierwsza to pole widzenia wrogów, które nie jest czarno-białe – jeśli jest ciemno lub między nami a strażnikiem są krzaki, to nas nie zauważy, gdy się przekradamy. Tak samo gdy przeciwnik jest nad nami, to jesteśmy kryci będąc tuż pod nim. Druga to natomiast nadużywanie metody prób i błędów lub, mówiąc bardziej dosadnie, tzw. save scumming.
… a najlepiej zapisz i wczytaj
To, co bez wątpienia zaskoczy wiele osób, to fakt, że ów save scumming jest tutaj kluczowym elementem rozgrywki. Naprzemienne używanie F5 i F8 stanie się po kilku godzinach naszą drugą naturą. Marley to wyjątkowy nadprzyrodzony statek i potrafi przechowywać wspomnienia naszych postaci (czyli postęp misji) i ochoczo zachęca nas do częstego korzystania z tej funkcji. Naprawdę, naprawdę ochoczo. Jeśli się rozpędzimy i o tym zapomnimy, na ekranie pojawi się ogromny dzwon w akompaniamencie jej grobowego głosu. Jeśli więc, podobnie jak ja, nie za bardzo lubicie ciągłą pętlę zapisz-wczytaj, to lepiej szybko się z tym pogódźcie.
To gra taktyczna, a wykrycie oznacza dla naszej drużyny śmierć, dlatego też nieraz przyjdzie nam testować rozwiązania metodą prób i błędów. O ile w pierwszych misjach i na niższych poziomach trudności zazwyczaj da się łatwo zaplanować trasę, o tyle gdy wrogów jest więcej, łatwiej popełnić błąd. Trzeba cały czas obserwować strażników i ich pola widzenia. Dlatego właśnie ta mechanika Mimimi jest tak skuteczna i ratuje nas od nadmiernej frustracji. Studio zresztą zdaje się doskonale wiedzieć, jak spora część graczek i graczy traktuje save scumming. Już w jednym z pierwszych samouczkowych okienek czytamy, że ginięcie i odradzanie się to integralny element gry.
Ahoj, przygodo! Shadow Gambit: The Cursed Crew – finalne wrażenia z gry
Najnowszy twór Mimimi Games to kawał porządnej strategii. Rozgrywka absolutnie nie jest powtarzalna, długo się nie nudzi i daje mnóstwo satysfakcji. Jednocześnie nie jest to produkcja łatwa i nierzadko trzeba trochę pomyśleć, żeby ukończyć misję. Można więc zapomnieć o jakimkolwiek odmóżdżeniu, chyba że mówimy o późniejszych fazach gry, gdy znamy naszą ekipę na wylot i kolejne zagrania przychodzą nam naturalnie.
Cała ta piracka estetyka wypada fenomenalnie. Próżno tu szukać realistycznej grafiki – całość jest utrzymana w komiksowej otoczce, jednak nie przeszkadza to w podziwianiu tych drewnianych melin na wodzie, naszej pięknej Marley czy poszczególnych wysp. Nie odstaje też muzyka, która brzmi dokładnie tak, jak można się spodziewać po korsarskich wojażach.
Shadow Gambit: The Cursed Crew zapewni Wam kilkadziesiąt godzin świetnej zabawy w towarzystwie barwnej załogi i ciekawej intrygi. Czy trzeba dodawać coś więcej? A jeśli Wy lubicie pirackie klimaty, to koniecznie sprawdźcie nasze rady, jak dobrze zacząć grę w Sea of Thieves.
Recenzja Shadow Gambit: The Cursed Crew powstała dzięki uprzejmości serwisu GOG.com.