Na ratunek Teorze. Fell Seal: Arbiter’s Mark – recenzja gry

Grafika przedstawia bohaterów gry Fell Seal

Taktyczne RPG nadal powstają i mają się bardzo dobrze. Jeżeli lubicie podobne produkcje i jakimś cudem przegapiliście ten tytuł, to poświęćcie kilka minut na lekturę poniższego tekstu. Moja recenzja poda Wam liczne powody, dla których warto zagrać w Fell Seal: Arbiter’s Mark.

Final Fantasy Tactics to jedna z tych produkcji, które miały charakter formujący dla mojego gustu w temacie gier. Dzieło Squaresoftu sprawiło, że taktyczne RPG stały się jedną z moich największych growych miłości obok pierwszoosobowych shooterów i jRPG-ów. Spory sukces komercyjny przyczynił się naturalnie do powstania licznych kopii przeboju Japończyków. Na długiej liście naśladowców znalazł się również zespół działający pod szyldem 6 Eyes Studio. Czy ich dzieło godnie reprezentuje swój gatunek? O tym opowie Wam niniejsza recenzja Fell Seal: Arbiter’s Mark.

Kyrie i jej podopieczna patrolują ulice miasta

Nic nowego pod słońcem

W temacie opowiadanej historii recenzowany tytuł trzyma się utartych od lat schematów typowych dla etosu high fantasy. Rzecz dzieje się na terenie fikcyjnego świata znanego jako Teora. Przed wieloma wiekami owe miejsce stało się polem bitwy pomiędzy grupą śmiałków a przedwiecznym złem, które zagrażało całej planecie. W nagrodę za swoją bohaterską postawę dzielni wojownicy zostali obdarowani życiem wiecznym oraz potężnymi mocami. Dzięki tym boskim przymiotom mogli oni nieustannie czuwać nad bezpieczeństwem Teory.

Ale nawet półbogowie potrzebują czasami pomocy, dlatego powołali oni do życia zakon tzw. Arbitrów. Rolą jego członków jest stanie na straży prawa i porządku. Gracz wciela się w postać kapitanki Kyrie, członkini wspomnianego zakonu. Nasza historia rozpoczyna się w momencie rutynowego patrolu, podczas którego jesteśmy świadkami morderstwa. Wyruszając w pościg za sprawcą pani kapitan mimowolnie wikła się w intrygę, za którą stoją siły o wiele potężniejsze od niej samej. Oczywiście jest to zaledwie wstęp do wielkiej przygody, jaka na nas czeka. Od jej finału zależeć będą dalsze losy całego świata, bo czyż mogłoby być inaczej?

Zasadzka w lesie nie powstrzyma drużyny arbitrów przed wymierzeniem sprawiedliwości

Nie jest to majstersztyk na miarę politycznych machinacji i spisków znanych z Final Fantasy Tactics, ale spełnia swoje zadanie. Chociaż fabule nie udaje się uniknąć wyświechtanych kalek, tak jej prezentacja oraz plejada barwnych postaci w pełni rekompensują tę sztampowość. Bo to właśnie bohaterowie, ich trudne relacje oraz osobiste dramaty sprawiły, że mimo wszystko chłonąłem tę opowieść niczym gąbka. Przyznam, że początkowo odbierałem ich jako pozbawione głębi archetypy znane z dziesiątek innych tytułów. Na szczęście to wrażenie całkiem szybko zostało rozwiane w dalszej części opowieści. Powiem szczerze, że o wiele bardziej byłem zainteresowany poznawaniem przeszłości oraz dalszych losów postaci, aniżeli samym wątkiem głównym.

Nasza klasa

Historia historią, ale nie będę Wam mydlił oczu. To nie ona sprawiła, że spędziłem przy tej grze ponad 50 godzin. I gdyby nie fakt, że zrobiłem wszystko, co tylko się dało, to chętnie poświęciłbym jej jeszcze więcej czasu. Prawdziwą gwiazdą programu w Fell Seal: Arbiter’s Mark jest świetny moduł rozgrywanej w trybie turowym walki. Jeżeli kiedykolwiek graliście w Final Fantasy Tactics lub Tactics Ogre, to wiecie, czego się spodziewać. Osoby nieobyte z formułą zostaną sprawnie wprowadzone w jej meandry dzięki przejrzystym samouczkom.

Menu wyboru klas postaci

Oprócz postaci powiązanych z wątkiem fabularnym, szeregi naszych oddziałów zasilą również werbowani w specjalnych punktach rekruci. Prosty kreator pozwoli Wam zdefiniować pewne cechy ich wyglądu i ubioru, dzięki czemu szybciej zidentyfikujecie ich na polu bitwy. Ale to jedynie kosmetyka. Najważniejszym aspektem jest wybór specjalizacji postaci. Do naszej dyspozycji oddano aż 20 zróżnicowanych klas o unikatowych zdolnościach. Dostęp do coraz lepszych klas zyskujemy wraz z postępami w rozgrywce oraz zdobytym przez daną postać doświadczeniem. Co ciekawe, postaci pierwszoplanowe mają na wyłączność po jednej specjalnej profesji.

Podobnie, jak w Final Fantasy Tactics, tak i tutaj gra zachęca nas do eksperymentowania z różnymi specjalizacjami na kilka sposobów. Przede wszystkim, rozwój bohaterów w różnych kierunkach pozwala im nauczyć się wielu przydatnych zdolności pasywnych oraz aktywnych. Te z kolei możemy potem ze sobą mieszać, tworząc interesujące klasy hybrydowe. Dzięki temu nasi wojownicy stają się bardziej elastyczni i skuteczni na polu bitwy. Szkolenie się w rozmaitych rzemiosłach otworzy Wam również furtkę do potężniejszych profesji, ponieważ każda z nich wymaga osiągnięcia pewnej biegłości w innych zawodach. Przyznam uczciwe, że niektóre z dostępnych klas mają wyraźnie mniejszą wartość bojową od pozostałych. Wynika to przede wszystkim z ich mocno wyspecjalizowanego charakteru. Niemniej, ciekawość sama popychała mnie do testowania i rozmyślania, czy ich oferta sprawdzi się w stosowanych przeze mnie taktykach.

Drzewko umiejętności dla jednej z klas

Sztuka wojny

System walki w Fell Seal: Arbiter’s Mark charakteryzuje się sporą głębią i wymaga rozważnego działania. Nawet na wczesnych etapach rozgrywki bezmyślne szarże na wrogie pozycje prawie na pewno skończą się sromotną porażką. Każdy ruch oraz decyzja mają tutaj niebagatelne znaczenie. Odpowiednie zarządzanie dostępnymi środkami oraz cierpliwe budowanie sytuacji dających przewagę to klucz do sukcesu. A o to nie łatwo, bo sterowani przez SI przeciwnicy sprawnie wykorzystają każde Wasze potknięcie lub niedopatrzenie.

Wraże jednostki posiadają bardzo szeroki asortyment sztuczek, które napsują Wam sporo krwi. Zmiany w statusach postaci, atakowanie tych najbardziej osłabionych, aby uszczuplić Wasze siły lub wykorzystywanie ich słabości względem zaklęć elementarnych. Ileż to razy przeciwnik pokrzyżował moje śmiałe plany, wyłączając z walki w ten czy inny sposób kluczowego w danym momencie bohatera! Bo musicie wiedzieć, że wrogowie operują na dokładnie tym samym zestawie klas i zdolności, który oddano do Waszej dyspozycji. Dlatego znajomość ich możliwości jest sporym atutem w planowaniu działań. Dzięki tej wiedzy można sprawniej ocenić, którzy z nieprzyjaciół stanowią największe zagrożenie. Oczywiście nie musicie tego wszystkiego wykuwać na blachę. W dowolnym momencie walki możecie zaznaczyć interesującą Was postać, aby zobaczyć kartę z ważnymi informacjami na jej temat.

W podziemiach czają się liczne potwory

Pokonanie potężniejszych wrogów często wymaga zaplanowania szturmu na kilka tur naprzód lub wykonania ataków w określonej kolejności, tak aby zniwelować np. czar ochronny. Oczywiście Wasze działania nie powinny ograniczać się wyłącznie do atakowania. Nierzadko lepiej przejść do defensywy i poświęcić kilka tur na wzmocnienie drużyny lub przegrupowanie swoich oddziałów. Szalę zwycięstwa na jedyną słuszną stronę da się również przechylić wykorzystując rzeźbę terenu albo ustawienie jednostek (ataki z flanki lub od tyłu zadają więcej obrażeń). Większość potyczek wymaga od Was wyeliminowania z walki wszystkich nieprzyjaciół. Czasami zdarzają się starcia, w których trzeba osiągnąć inny cel. W każdym przypadku macie sporo swobody w działaniu, co przekłada się na niezwykle satysfakcjonujący model rozgrywki.

Co w zbrojowni piszczy?

Jak na pełnokrwiste RPG przystało, Fell Seal: Arbiter’s Mark oferuje bardzo rozbudowany zestaw wszelkiej maści uzbrojenia, pancerzy oraz dodatkowych akcesoriów. O ile wspomagające bibeloty są dostępne dla każdego, tak poszczególne typy uzbrojenia oraz pancerzy są zarezerwowane dla wybranych klas postaci. Sprawia to, że budowanie strategii działania odbywa się również na etapie doboru rynsztunku. Poszczególne graty posiadają swoje specyfikacje i trzeba nieco pogłówkować, co dla danej postaci może być najbardziej korzystne. Często warto odpuścić sobie te kilka punktów w statystykach i wybrać np. pancerz, który chroni słabiej przed ciosami, ale za to oferuje protekcję przed niekorzystnymi statusami lub magią.

Turniejowa arena, to miejsce, w którym możemy przejść finałowy test naszych umiejętności taktycznych

Wyposażenie zdobywamy nie tylko w rozsianych po całej Teorze sklepach, ale również dzięki możliwości samodzielnego wytwarzania i ulepszania sprzętu. Jedne z najlepszych sztuk broni oraz pancerzy da się zdobyć tylko w ten sposób. Jednak zanim do tego dojdzie, wpierw musimy wejść w posiadanie bardzo rzadkich przedmiotów. Te z reguły zdobywamy na bossach lub wykonując aktywności poboczne. Zadaniom dodatkowym warto poświęcić więcej uwagi, bo poza skarbami oferują one również dostęp do kilku ukrytych profesji, a nawet grywalnych postaci.

W dosyć nietypowy sposób prezentuje się korzystanie z przedmiotów w rodzaju mikstur leczących lub uzupełniających zasób many. Klasyczne jRPG przyzwyczaiły mnie do obkupowania się w dziesiątki potków i przedmiotów wspomagających. Tutaj nie musimy ich kupować wcale, bo regenerują się po każdej potyczce. Haczyk tkwi w tym, że z każdego przedmiotu możemy skorzystać tylko kilka razy. A zatem nawet użycie lepszego eliksiru może mieć tutaj znaczenie strategiczne.

Gdy zawodzi stal warto uciec się do magicznych sztuczek

Nie zawsze pod górkę

Pomimo, że Fell Seal: Arbiter’s Mark jest grą całkiem wymagającą, to jej twórcom udało się uniknąć pewnych przykrych rozwiązań typowych dla gatunku. Tytuł ten nieco łagodniej obchodzi się z graczem w przypadku niepowodzeń. Pokonani w boju bohaterowie zostają jedynie ranni i wystarczy dać im chwilę przerwy od akcji, aby wrócili na plac boju w pełni sił. We wspomnianym już kilkukrotnie Final Fantasy Tactics mogliśmy bezpowrotnie stracić wyszkolonego wojownika, jeżeli w krótkim czasie po zgonie nie odratowaliśmy go przedmiotem lub czarem leczącym.

Pewną taryfą ulgową objęto też sam proces trenowania postaci. Odblokowanie większości umiejek nie wymaga niezliczonych godzin spędzonych na nabijaniu punktów doświadczenia. Lepszą kontrolę nad sytuacją daje też brak losowych starć. Dzięki temu możecie kontynuować przygodę bez większego ryzyka, że nagle traficie na przeciwników, którzy przerastają Was we wszystkim. Nie sprawia to oczywiście, że Fell Seal: Arbiter’s Mark staje się przez to grą wyraźnie prostszą. Są to po prostu rozwiązania, które znacząco poprawiają komfort rozgrywki i najzwyczajniej w świecie szanują Wasz czas.

Dotkliwy chłód to nie jedyna z przeciwności losu jakie napotkamy w ośnieżonych górach

Warto dodać, że gra posiada aż pięć predefiniowanych poziomów trudności. Dzięki temu mniej wprawni gracze również mogą się nią cieszyć. Dla weteranów gatunku przygotowano wariant pozwalający skroić zabawę pod własne upodobania. Przyznam, że piąty z oferowanych stopni trudności wyzwania potrafił dać momentami naprawdę solidny wycisk. A jakby tego było mało, to po ukończeniu całej kampanii można przejść całość ponownie w trybie Nowej Gry+, która naprawdę da Wam mocno popalić.

Jak tutaj pięknie

Pisząc o Fell Seal: Arbiter’s Mark, po prostu nie sposób nie wspomnieć o fantastycznej oprawie audiowizualnej tej produkcji. Ta gra łączy w sobie dwie rzeczy, które niezwykle działają na mój zmysł estetyczny – ręcznie rysowaną grafikę oraz pixelart. I cóż to jest za połączenie! Artyści odpowiedzialni za szatę graficzną wykonali tutaj iście tytaniczną pracę. Modele postaci, przeciwników, śliczne tła czy animacje zaklęć i ataków. Wszystko to wprost kipi od detali, od których trudno oderwać oczy. Nawet po zmianie uzbrojenia zauważycie, że Wasi herosi trzymają inaczej wyglądające miecze, tarcze, włócznie itd. Z kolei ręcznie malowane tła nie są statyczne, gdyż zawierają liczne ruchome elementy, jak np. płynąca woda lub poruszane przez wiatr konary drzew. Podobny kierunek obrała wydana nieco wcześniej polska gra Regalia: Of Men and Monarch (recenzja). Ta recenzja mogłaby się składać głównie z moich zachwytów nad oprawą, bo obcowanie z Fell Seal: Arbiter’s Mark jest swego rodzaju doznaniem artystycznym.

Pojedynek z łowczynią nagród Katją

I nie są to słowa rzucane na wiatr, bo w parze ze świetną grafiką idzie równie znakomita muzyka. Tę na potrzeby gry skomponował Jan Morgenstern – niemiecki kompozytor znany m.in. z pracy nad ścieżkami do kilku filmów animowanych. Porywający motyw przewodni jest zaledwie przystawką do dania głównego. Poszczególne kompozycje bardzo dobrze wpisują się w klimat gatunku fantasy. Znajdziemy tutaj zarówno podniosłe symfoniczne utwory, jak i bardziej stonowane melodie towarzyszące nam w przerwach od walk.

Wzorowy hołd dla klasyki gatunku. Fell Seal: Arbiter’s Mark – finalne wrażenia

Jeżeli chcieliście zacząć swoją przygodę z taktycznymi RPG-ami, ale nie wiedzieliście jak, to nie szukajcie dalej. Fell Seal: Arbiter’s Mark to znakomita propozycja na zagłębienie się w świat tego typu gier. Dostosowane do potrzeb różnych graczy poziomy trudności pozwalają doświadczyć całego jej dobra tak laikom, jak i starym wyjadaczom. Ta gra to wspaniały hołd złożony największym klasykom gatunku. Ekipa 6 Eyes Studio wyciągnęła z nich to co najlepsze i doprawiła kilkoma oryginalnymi pomysłami, nadając całości charakterystycznego sznytu.

Przejście przez most jest dobrze chronione przez wrogie jednostki

Pomimo licznych i zamierzonych przez twórców podobieństw, opisywany tytuł posiada na tyle własnej tożsamości, że niesprawiedliwym byłoby go nazwać jedynie bardzo udaną kopią. I chociaż pod względem fabularnym gra nie wznosi się na absolutne wyżyny, tak okraszony cudowną oprawą i niezwykle wciągający gameplay wynagradzają te braki. Mam nadzieję, że moja recenzja przekona Was do wypróbowania Fell Seal: Arbiter’s Mark, ponieważ jest to pozycja ze wszech miar zasługująca na uwagę.

Scroll to Top