Krótka historia o tym jak zostałam blacharą – i wcale się tego nie wstydzę. Forza Horizon 5 – recenzja gry

Recenzja gry Forza Horizon 5: kadr z produkcji. Na grafice znajdują się dwa driftujące samochody.

Czasem człowiek ma coś takiego, że włącza grę przekonany, że porzuci ją po pięciu minutach. Jednak niezliczone godziny później robi krótką przerwę od wyścigów, żeby napisać recenzję gry Forza Horizon 5 na stronę o grach kobiecym okiem. Ten człowiek to ja. Życie jest jednak przewrotne.

Kocham gry Nintendo. Piszę to, żebyście zrozumieli, że styczność z wyścigami miałam dotychczas tylko pod postacią kart racerów (oczywiście przede wszystkim jednej serii – Mario Kart) i to też dość sporadycznie. Jeśli liczycie na recenzję osoby, która na ścigałkach zjadła zęby, to niestety nie tym razem. Tym, którzy szukają tego typu opinii polecam zapoznać się z tekstem o F1 2021 naszej redaktorki Shiyon. Ja tymczasem z całych sił postaram się zachęcić Was, byście próbowali nowych rzeczy, bo może Wam to wyjść na dobre. I zrobię to, prezentując moje wrażenia z gry Forza Horizon 5

Przyznaję się bez bicia – do Forzy Horizon 5 podchodziłam jak pies do jeża. Traktowałam to jak żart. Zagrałam w tę grę tylko dlatego, że zostałam podpuszczona przez bliską mi osobę i chciałam jej udowodnić, że gra na pewno mi się nie spodoba. Nie mogłam się bardziej pomylić! Jednym zdaniem – wyszłam ze swojej growej strefy komfortu i nie spodziewałam się, że przepadnę. Toteż ta recenzja Forzy Horizon 5 może zamienić się w psalm pochwalny. Żeby nie było, że nie ostrzegałam.

Ale Meksyk!

Studio Playground Games zabrało mnie w niesamowitą podróż. Aż chce się wykrzyknąć w zachwycie: „ale Meksyk!”. Mapa jest naprawdę przeogromna, a miejsce, w którym dane nam grać, absolutnie przepiękne. 

Meksyk jest głównym bohaterem i atrakcją gry. I wbrew temu, co mogłoby się wydawać, jest wspaniale zróżnicowany i egzotyczny dla gracza z Europy. Są miejsca, gdzie spieczony słońcem asfalt przylega do wybrzeża. Znajdziemy tu też dżunglę, w której błotniste ścieżki przecinają starożytne świątynie i opuszczone pasy startowe. Jest również uroczo kolorowe miasteczko Guanajuato z siecią brukowanych uliczek i tuneli. Są lasy namorzynowe i zielone pola uprawne. Przejdziemy też przez jakby wyrwany z westernu malowniczy wąwóz. Na środku mapy znajduje się pustynia z wysokimi kaktusami i najwyższy szczyt w historii serii – wulkan Gran Caldera. Jest nawet stadion piłkarski!

Jedną z moich ulubionych aktywności w grze było eksplorowanie. Mam duszę odkrywcy, więc przeczesywanie dróg w zapierających dech lokacjach sprawiało mi mnóstwo przyjemności. Nie da się ukryć, że to przede wszystkim dzięki temu, jak ta gra niesamowicie wygląda. Pierwszy raz w Forzę Horizon 5 zagrałam kilka dni po premierze, jesienią. Za oknem było brzydko, urlop już dawno się skończył, a ja mogłam przenieść się do cudnie kolorowego Meksyku. Było warto.

Recenzja gry Forza Horizon: kadr z produkcji. Na grafice znajduje się zamochód na tle palm i zachodzącego słońca.

Zachwytom nie ma końca

To, co od samego początku przyciągnęło mnie (i moje łase na pochwały serduszko) do gry, to fakt, że Forza traktuje mnie jak wielką gwiazdę od momentu jej włączenia. Nie, to nie jest historia od „zera do bohatera”. I nie, nie musimy wygrywać wyścigów starym rzęchem i marzyć o superszybkim samochodzie, bo dostajemy taki niemal od razu. Tutaj wszystko się zaczyna z grubej rury. Wiem, że nie wszystkim się to podoba. Dla mnie jednak było to cudownie świeże i inne. Wszak granie od zawsze przyzwyczaiło mnie raczej do tego, że przygodę zaczynamy… no właśnie, od zera. 

Forza rozpoczyna się sekwencją, w której wyskakujemy samochodem z lecącego samolotu, by następnie przemierzyć drogę z zawrotną prędkością. Tym samym rozpoczynamy tytułowy festiwal Horizon. Wszystko odbywa się oczywiście przy wiwatach publiczności. Traktują nas jak wielką gwiazdę – bo nią właśnie jesteśmy. I to jest wspaniałe!

To, co zatrzymało mnie w grze na dłużej, to otwarty świat i całkowita dowolność wyboru aktywności, które można robić. Oczywiście, jak już wspomniałam, możemy eksplorować przepiękne lokacje. Ponadto – tradycyjnie – pościgamy się po drogach i bezdrożach, ale to nie wszystko, co gra ma do zaoferowania. Jeśli tylko chcemy, będziemy pobijać prędkości na fotoradarach, driftować w specjalnych strefach czy brać udział w ekspedycjach, czyli specjalnych misjach. Aktywności jest mnóstwo, a mapa jest usiana znacznikami. Uwielbiam to.

Recenzja gry Forza Horizon 5: kadr z produkcji. Na dynamicznej grafice znajdują się samochody, które zjeżdżają w dół wulkanu.

Diabeł tkwi w szczegółach

Zarówno poziom trudności w Forzie, jak i rodzaje asyst pozwalają na dostosowanie modelu jazdy pod siebie. Dla tych, którzy to lubią, gra stanie się bardziej symulacyjna – nieostrożna jazda będzie mogła zniszczyć silnik czy opony, trzeba też będzie uważać na zakręty, by nie wpaść w poślizg. Najlepsze jest jednak to, że wcale nie musi taka być. Osoby takie jak ja, początkujące w świecie wyścigów, mogą tak manewrować ustawieniami, żeby czerpać czystą, nieograniczoną przyjemność z jazdy. Dodam jeszcze, że gra sama zauważa, kiedy jest nam za łatwo i po prostu proponuje zmianę poziomu trudności. Może to nic odkrywczego, ale jest super.

Nie mogę również nie wspomnieć o świetnej muzyce. Zawsze myślałam, że hiszpańskie piosenki mi nie odpowiadają, ale zestaw kawałków dobranych tutaj jest doskonały. Nie dziwi mnie to specjalnie, już od dawna na Spotify towarzyszą mi utwory z FH4 (w którą nawet nie grałam). Nic zatem dziwnego, że i w najnowszej odsłonie twórcy zadbali o muzykę. Na mojej playliście już na stałe zagościły takie utwory jak Quema Sotomayor czy cudnie wakacyjne Full Heart Fancy Lucky Chops. Żałuję tylko, że utwór z intra gry nie jest nigdzie dostępny w dłuższej wersji, bo zdecydowanie jest najlepszy

Recenzja gry Forza Horizon 5: kadr z gry. Na grafice znajdują się samochody nocą. w czasie burzy

Podróż dobiega końca – ostateczne wrażenia z gry Forza Horizon 5

Powiedzieć, że gra mi się spodobała, to jak nie powiedzieć nic. Piękny Meksyk, świetny model jazdy, wyścigi, ekspedycje, prosta historia – to było wszystko to, czego potrzebowałam na jesienne smutki. Forza pozwoliła mi na (dłuższą) chwilę wyruszyć do cudnie kolorowego miejsca, po prostu odpocząć i cieszyć się tą podróżą.

Produkcja jest dostępna, między innymi, w Game Passie, zagracie w nią na komputerach osobistych, Xboksie Series S|X i Xboksie One. 

Jednak czy jest to dzieło rewolucyjne? Dla mnie tak, bo wcześniej nie grałam w żadną odsłonę serii, ale dla innych pewnie niekoniecznie. Oczywiście jednak z całego serca namawiam tych, którzy jeszcze się uchowali przed Forzą, by spróbowali. A przede wszystkim zachęcam Was do tego, żebyście nie bali się próbować nowych rzeczy. Może odkryjecie coś, co Was zauroczy tak, jak mnie ta gra. No i kto wie – może spotkamy się na meksykańskich drogach?

Redaktorka: Meeya

Scroll to Top