Historia zatopionego miasta – A Painter’s Tale: Curon 1950 recenzja gry

dzwonnica wystaje ponad taflę jeziora, które zalało miasto, w oddali góry i ciemnozielonożółte niebo, A Painters's Tale

Podróż w czasie do włoskiego miasteczka, teraz już skrytego pod wodą, urokliwy spacer historyczny i piękne obrazy wokoło. To właśnie podsumowanie A Painter’s Tale: Curon, 1950, o którym będzie ta recenzja.

Tytułowe Curon było kiedyś miasteczkiem przy granicy Austrii. Jednak niedługo po zakończeniu II wojny światowej zostało włączone w zakres terenów, które postanowiono zatopić. Celem tego działania było stworzenie tam sztucznego jeziora, które miało pomóc w magazynowaniu wody dla pobliskiej elektrowni. Oczywiście, zanim to nastąpiło, mieszkańcy zostali ewakuowani, a większość zabudowań rozebrano, jednak nie wszystkie. Ostała się dzwonnica XIV-wiecznego kościoła św. Katarzyny, która teraz wystaje ponad powierzchnię jako ostatnia pamiątka po urokliwym miasteczku. A Painter’s Tale: Curon 1950 to gra, która opowiada tę historię w oryginalny i ciekawy sposób.

Właśnie nad brzegiem tego jeziora spotykamy głównego bohatera, Tommaso. Mężczyzna jest w trakcie malowania dzwonnicy i gór wokoło. Jednak kiedy kończy swój obraz, zostaje wciągnięty do wody przez tajemniczą kobietę. I tu rozpoczyna się właściwa historia, ponieważ Tommaso budzi się w Curon w roku 1950, niedługo przed powodzią. Tajemniczym przybyszem opiekuje się Ida, kobieta, która daje mu ubrania swojego męża. Prosi także o załatwienie dla niej kilku spraw.

W pierwszym akcie Tommaso porusza się po dość niewielkim obszarze samego miasteczka i poznaje jego mieszkańców. Gracz zapewne dość szybko domyśli się, że główny bohater cofnął się do lat 50., jednak jemu samemu zajmuje to znacznie więcej czasu. Kiedy wreszcie mu się to udaje, mieszkańcy Curon dowiadują się, że z powodu budowy tamy, obszar, na którym mieszkają, zostanie zalany. Dla nich wszystkich oznacza to porzucenie swoich majątków i przeniesienie w zupełnie inne miejsce.

Sama historia nie tyle skupia się na uratowaniu miasteczka przed powodzią, ile na sympatyzowaniu z ludźmi dotkniętymi niesprawiedliwością. Gra stara się nam uświadomić, jak krzywdząca jest decyzja o zalaniu Curon dla jego mieszkańców. Do tego sam Tommaso też mierzy się z wewnętrznym konfliktem – chce wrócić do swoich czasów, jednak czuje, że jest coś winny ludziom, którzy się nim zajęli. To poczucie winy tylko się wzmaga, kiedy obserwuje, jak jego dobroczyńcy przygotowują się do opuszczenia swoich domów.

Świat okiem malarza

Jak może wskazywać sam tytuł, istotną częścią A Painter’s Tale jest też sztuka. Od prostych szkiców, jakie Tommaso robi w swoim notatniku, po malunki na ścianach czy wiszące tu i ówdzie obrazy – nietrudno zauważyć, że na miasto patrzymy oczami malarza. Co więcej, wszystkie dzieła, jakie spotkamy, nawiązują czy do wydarzeń z przeszłości, czy bezpośrednio do niektórych postaci. I muszę przyznać, że prezentują się naprawdę pięknie.

Każdy z obrazów, jakie odnajdziemy w trakcie rozgrywki, jest też zapisywany w notatniku, gdybyśmy chcieli do niego wrócić. Możemy do niego zajrzeć w każdej chwili i służy on jako źródło informacji o tym, co naprawdę zdarzyło się w Curon, a także pomaga zrozumieć poszczególne wydarzenia. Czasem czyta się go jak broszurę turystyczną ze wzmiankami o lokalnej kuchni czy tradycjach. Dodatkowo za każdym razem, kiedy spotkamy nową postać, Tommaso stworzy jej szkic w zeszycie.

Minecraft lat 50.

Muszę przyznać, że kiedy pierwszy raz zetknęłam się z A Painter’s Tale: Curon, 1950 moim skojarzeniem był… Minecraft. Najmocniej przywodził mi go na myśl design postaci. I samo to nie przeszkadzałoby mi aż tak bardzo, gdyby tylko została w tym zachowana jakaś konsekwencja. Bo chociaż postacie są bardzo kanciaste i proste, to krajobrazy są już dość realistyczne. Przynajmniej w moim odczuciu to się gryzie. Przez tak uproszczony wygląd postaci zabrakło też u nich jakiejkolwiek mimiki, nawet w trakcie dialogów. Czy nie łatwiej byłoby zachować jeden styl graficzny, żeby wszystko było spójne? Teraz mam niestety wrażenie, jakby na dopracowanie postaci zabrakło czasu i zrobiono je nieco na ostatnią chwilę.

Jednak muszę oddać twórcom sprawiedliwość – lokacje są naprawdę urokliwe. Co więcej, plan miasta w grze pokrywa się z nielicznymi zdjęciami, jakie byłam w stanie znaleźć w Internecie. Niestety znowu gryzie w oczy brak konsekwencji, kiedy obok quasi-realistycznych domów i wozów w przygaszonych kolorach mamy czerwone, kanciaste kwiatki.

Spacer historyczny

Całą grę obserwujemy z perspektywy trzeciej osoby, z bardzo różnych kątów. I tu pojawia się mój kolejny problem, bo czasem ten kąt widzenia bardzo utrudnia sterowanie postacią. Samo sterowanie jest też bardzo drewniane, postać nie zawsze chce iść tam, gdzie powinna. Do tego za każdym razem, kiedy wchodzi w interakcję z jakimś przedmiotem, choćby tylko żeby go obejrzeć, Tommaso musi odejść kilka kroków i ustawić się w konkretnym miejscu, co niby nie przeszkadza w rozgrywce, ale na dłuższą metę może irytować.

Znaczna większość gry polega na spacerowaniu po okolicy i rozmowach z różnymi postaciami, czasem na znalezieniu paru obiektów. Nie ma tu niestety miejsca na tajemnice czy zagadki, poza paroma minigrami, na które natykamy się w niektórych momentach. One też należą do raczej prostych. Na przykład musimy przetłumaczyć tekst z włoskiego na niemiecki przez wstawienie słów, które po prostu będą mieć najwięcej sensu.

Nawet jeśli w Curon nie dzieje się wiele, to miasteczko i tak wydaje się żyć. Kiedy pierwszy raz udajemy się na rynek, jest pełen dzieci, rozmawiających ze sobą rolników czy plotkujących starszych pań.

Painter’s Tale: Curon 1950 – ogólne wrażenia

Jeśli miałabym określić tę produkcję jednym słowem, brzmiałoby ono: przyjemna. Bardzo mocno skupia się na historii, sam aspekt gry spada tutaj na drugi plan. Widać, że twórcy przede wszystkim chcieli opowiedzieć o Curon i myślę, że nawet mimo paru niedociągnięć jak najbardziej im się to udało. Z pewnością A Painter’s Tale spodoba się entuzjastom historii podawanej w niekonwencjonalny sposób. Zainteresowani mogą znaleźć grę na platformie Steam. A fanów gier, które skupiają się przede wszystkim na opowieściach, zapraszamy do recenzji Love – A Puzzle Box Filled with Stories.

Za klucz do gry serdecznie dziękujemy Monkey’s Tales.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top
Verified by MonsterInsights