Jak zawsze w roli faworyta. EA Sports FC 25 – recenzja gry

Mężczyzna rękami obejmuje ramiona. Jest to celebracja po strzeleniu gola.

Jeśli spotkaliście się z tezą, że gry z serii oferują ciągle to samo, ale z nowymi składami, zapraszam do recenzji EA Sports FC 25.

Ciężko mi było opanować emocje, gdy dowiedziałam się, że przyjdzie mi omawiać tę produkcję. Pierwsze zetknięcie miałam z edycją z 2002 roku, zaś najbardziej w pamięć zapadła mi FIFA 2005, za sprawą wprowadzenia trybu menedżerskiego. Tymczasem minęło 20 lat, a ja siedziałam podjarana i obserwowałam z wypiekami na twarzy pasek instalacji w menu leciwego PS4. Mam tendencję do tego, by ulubione gry hołubić, ale mogę Wam obiecać, że w mojej recenzji EA Sports FC 25 wytknę tej produkcji także wady, choć tych nie będzie specjalnie wiele. Zdecydowanie łatwiej będzie Wam się skupić na trybach i rozwiązaniach, jakie oferują. Jeśli wolicie obejrzeć wersję wideo tej recenzji, zapraszamy na nasz kanał na YouTube:

I Ej Sports, cyny gejm!

O zasadach samej piłki nożnej nie będę Wam pisać, z pewnością je znacie. Tym bardziej, że twórcy z EA stawiają na realizm, w odróżnieniu choćby od recenzowanego przeze mnie Captain Tsubasa: Rise of New Champion. Tak naprawdę dostajemy tu całą masę możliwych rozgrywek, zarówno offline, jak i online. Jeżeli chcemy dla odstresowania po prostu rozegrać spotkanie, warto skorzystać z opcji Szybki mecz. Jeżeli zaś frustruje nas zarządzanie ukochanym klubem, sami wcielamy się w menedżera i odpowiadamy nie tylko za formę zawodników, ale i całe zaplecze drużyny. Trybów jest sporo i postaram się je Wam przybliżyć.

Na początek chciałam jednak wspomnieć o nowości, która została wprowadzona. Rozgrywki Rush zastąpiły Voltę, jednak nie odcięły się od niej w stu procentach. Ustępująca gierka to mecze piłki nożnej ulicznej. Prócz bramek liczyła się tam efektowność zagrań i finezja wykonywanych tricków. W Rushu, jak sama nazwa wskazuje, jest równie dynamicznie. Występujemy na małym boisku w składzie 5 na 5. Normalnie obowiązują tu spalone, więc metoda pt. laga na Robercika nie przyniesie efektu. Sterujemy stworzonym przez siebie zawodnikiem lub piłkarką, zaś kolejne mecze, szczególnie wygrane, pozwalają nam levelować i zarabiać. Na bieżąco jesteśmy też oceniani. Gdy stracimy piłkę i nie wrócimy na pozycję do obrony, średnia przy naszym nazwisku może spaść o kilka dziesiątych punktu. W Rush możemy też zagrać w Ultimate Team, o którym jeszcze wspomnę, tam podsumowanie otrzymujemy dopiero po spotkaniu. Tryb sam w sobie jest w porządku, niemniej warto było zostać przy Volcie, spadkobiercy FIFA Street.

Piłkarze biegają po boisku. Jeden jest przy piłce, zaś kierowani przez gracza szykują się do odbioru. U góry ekranu widnieje wynik.

Ach, co to był za mecz!

Parę zdań należy się także zmianom w rozgrywce. Nie są one jakieś ogromne, ale jednak zauważalne. U dołu ekranu, obok miniaturki boiska, widzimy prędkość i kierunek wiatru. Nie wiem, czy rzeczywiście przekłada się to na grę, chcę wierzyć, że tak. W końcu wówczas mogłabym zrzucić winę za brak celności na okoliczności przyrody, a nie własną indolencję strzelecką. AI reaguje też na nasze poczynania na murawie. Jeżeli mamy korzystny wynik, możemy zmienić taktykę i skupić się na obronie. Gdy musimy gonić, gra proponuje bardziej ofensywne zagrywki. Podobnie jak ze zmianami, do których się jeszcze odniosę, można je ignorować, ale i tak uważam za plus możliwość podjęcia takiego wyboru.

Kolejna sprawa to same zagrania. Ileż w nich jest finezji! Nadal zdarza się, że biegniemy i końca nie widać, choć zawodnik ma szybkość powyżej 90, ale coraz więcej ładniejszych podań, strzałów i samych akcji. Wiele razy udało mi się zdobyć bramkę, gdy pomocnik puścił piłkę w uliczkę, idealnie w tempo. Znów łatwo wpaść w pułapkę ofsajdową, ale byłam zaskoczona, kiedy jeden z piłkarzy przepuścił futbolówkę między nogami, dzięki czemu ta trafiła do niepilnowanego napastnika.

Na koniec tej części jeszcze łyżka dziegciu. Nasi piłkarze kierowani przez AI są bardzo mało sprawczy. Jeśli w porę nie weźmiemy spraw w swoje ręce (nogi), czyli nie zmienimy gracza, rywale bez trudu nas rozklepią. O babolach golkiperów nie będę nawet szerszej wspominać. Niby jest to coś, co można potraktować jako element realizmu, wszak nawet w finale Ligi Mistrzów zdarzały się takie wtopy, ale skoro gra ma swoją logikę, wolałabym, by golkiper nie przerzucał nad sobą piłki.

Siedząc za biurkiem

Choć rokrocznie w serii pojawiają się jedne tryby kosztem innych, wcielenie się w menedżera nadal pozostaje wybijającą się opcją w grze. Nie są to jednak odległe lata, gdzie przebywaliśmy drogę od zera do bohatera. Czy wcielimy się w Pepa Guardiolę, czy stworzymy własną postać, z miejsca trafimy do wybranego przez siebie klubu. Przy okazji, prawdziwi trenerzy zostali fantastycznie odwzorowani. Co ciekawe, sami wybieramy ligę dla zespołu. Uśmiechałam się pod nosem, widząc, jak zarząd Chelsea każe mi przygotować się na mecz z Motorem. Pomijając jednak samo rozgrywanie meczów, w gabinecie przygotowano dla nas wiele.

Kobieta siedzi w klubowej bluzie. Przed nią są mikrofony oraz tabliczka z nazwiskiem i piłka. W tle herb klubu, którym zarządza. Kobieta ma okulary i ciemne włosy.

W powiadomieniach znajdziemy korespondencję z górą oraz zawodnikami. Będą tam wyrażać swoją frustrację, jeżeli nie otrzymają tylu szans, ile obiecano im w kontrakcie. Zakładka Zespół to najważniejsza informacja o drużynie: wygasające umowy, obrana taktyka, plan rozwoju czy zarządzanie. W akademii szkolimy młodych piłkarzy, ale i wysyłamy skautów po nowe talenty. Biuro to taki miszmasz. Jest tam nasza kariera, kalendarz oraz plany szefostwa. Coś w stylu pękającego w szwach terminarza.

Po ile ten Lewandowski?

Mało co tak ekscytuje kibiców, jak miesiące z otwartym okienkiem transferowym. Jako menedżer będziemy wyszukiwać interesujących nas graczy i sprzedawać tych, którzy nie pasują już do naszej koncepcji lub mogą nieco podreperować budżet. Jeżeli chcemy zaoszczędzić czas, zlecamy negocjacje, jednak możemy również sami zasiąść przed biurkiem lub w uroczej kawiarni i omówić warunki zatrudnienia.

Spotykamy się w sześcioro oczu – my, zawodnik i jego agent. Ustalamy wspólnie rolę w zespole, długość kontraktu, cenę odstępnego, pensję oraz potencjalne premie. Niektóre liczby będą inicjatywą przedstawiciela piłkarza. Możemy wówczas się zgodzić albo złożyć kontrofertę, która wcale nie musi zostać przyjęta. Jeśli jednak zakup zakończy się sukcesem, zostaje później oceniony przez zarząd. Może się bowiem okazać, że przepłaciliśmy lub oddaliśmy dobrego gracza za półdarmo.

Mecz piłki nożnej kobiet. Na boisku leży śnieg.

Kapryśne gwiazdeczki

Jeśli interesujecie się choć trochę piłką, nieraz słyszeliście historie, kiedy to dość dobry gracz odbijał się od danego zespołu. W innym z kolei grał pierwsze skrzypce. Wynika to z faktu, że nie zawsze trener dobrze nim zarządza. Oczywiście sami gracze potrafią być gnuśni, jednak tacy mistrzowie jak sir Alex Ferguson czy Carletto nie dają sobie wejść na głowę. W trybie menedżerskim czeka nas to samo zadanie.

Morale naszych graczy nie zależy jedynie od ilości i jakości ich występów. Możemy wystąpić na konferencji prasowej, na której odpowiemy na kilka pytań o poszczególnych piłkarzy. Wiele zależy od tezy postawionej przez dziennikarza, ale zasadniczo sprowadza się to do czterech kwestii – pochwały, zachęty, krytyki i umniejszenia. Teoretycznie wiadomo zatem, co mówić, by podopiecznym zrobić dobrze, ale okazuje się, że nadmierne chwalenie może być zgubne i sprawi, że staną się butni. Należy zatem obserwować ich pasek z morale, by nie przegiąć w żadną ze stron.

W drodze po Złotą Piłkę

Piłka nożna to gra drużynowa. Nie liczą się indywidualne osiągnięcia, ale kolektyw. Nie ważne, że strzelasz hat tricka, jeśli Twoja drużyna nie wygra meczu. To dość znane frazesy, które często wypowiadane są w wywiadach. Oczywiście, sukcesy teamu są ważne, ale często i bez nich piłkarz może pokazać swoją klasę. Podobnie i my, jeśli nie chcemy zajmować się całą jedenastką, możemy wybrać tryb, który pozwoli nam na kierowanie wyłącznie jednym graczem.

Piłkarze leżą na sobie, celebrując w ten sposób zdobycie gola. Noszą niebieskie koszulki i białe spodenki.

Pierwszy to Kluby. Tworzymy sobie zawodnika i dołączamy do istniejącego w sieci zespołu lub zakładamy własny. Jest to rozgrywka online, dlatego musimy poczekać, aż zbierze się przynajmniej dwoje ludzi, za resztę odpowiadać może AI. Występując w klubie poprawiamy własne statystyki, ale też możemy awansować do wyższych lig i play-offów. Trofea związane z tym trybem są piekielne i pokonały mnie w zeszłorocznej edycji, gdyby nie one, dopisałabym sobie kolejną platynę.

Kolejna opcja została nazwana niebywale oryginalną nazwą, Kariera piłkarska. Tutaj analogicznie jak w menedżerze albo przejmujemy ster nad wybranym piłkarzem (Ikoną), albo sami kogoś kreujemy. Jeżeli wcielamy się w gwiazdę, startuje ona z nieco innego poziomu niż zwykły no name, debiutujący na boisku. Prócz zaliczania kolejnych minut i wypełniania boiskowych celów, zależnych od zajmowanej w formacji pozycji, wykonujemy zadania wpływające na naszą osobowość, a ta z kolei przekłada się na grę. Możemy prowadzić własne inwestycje, ale i ufundować coś dzieciom. Da się nawet wypuścić własną linię perfum! Inne zadania są aktywne głównie po meczach. Jeśli zawalimy bramkę, możemy przeprosić za to kibiców w social mediach.

Piłka w siatce oraz w sieci

Jak już mogliście wyczytać w recenzji EA Sports FC 25, nawet najwybredniejsi fani znajdą tu coś dla siebie. Czas jednak postawić sprawę jasno. Sercem tej gry jest Ultimate Team (dalej UT). Ten tryb już od kilku lat święci triumfy i jak się okazuje, wystarczy tylko nieco odświeżyć formułę, by nadal cieszyła ogromną grywalnością.

W skrócie tryb polega na tym, że kupujemy lub zdobywamy różne karty piłkarskie i budujemy z nich wymarzony skład. Wszystkie chwyty dozwolone. W jednej ekipie mamy mężczyzn, kobiety, ale i legendy, które zawiesiły już buty na kółku. Wiele jest też kart specjalnych. Oczywiście nie polega to wyłącznie na bajeranckim wyglądzie. Tacy piłkarze posiadają dużo lepsze statystyki, dzięki czemu mamy z nich więcej pożytku na murawie. Jeżeli tak jak ja wydawaliście skromne kieszonkowe na piłkarskie kolekcje od Panini, UT prędko Was wciągnie.

Podsumowanie jednej z rozgrywek. Zawodnicy stoją obok siebie, przed nimi są nazwy użytkowników oraz oceny i karty, z których korzystano.

Jak już skończymy podziwiać zmontowaną ekipę, możemy wystawić ją do gry. Opcja Rivals zestawia nas z żywymi przeciwnikami. Mam wrażenie, że poprawiono tu wybór potencjalnych rywali. Moje pojedynki były bardziej wyrównane, choć dysponowałam słabszą drużyną. Squad Battles to pojedynek z AI, ale ze składami prawdziwych graczy. W zależności od poziomu trudności otrzymujemy monety, które możemy przewalać w sklepie na nowe karty lub stroje. W UT również możemy zmierzyć się w trybie Rush, gdzie gramy graczem z drużyny, nie awatarem. Jak widać, tryb ten jest mocno wspierany przez EA.

Czas przypudrować nosek

W praktycznie każdym trybie mamy całe mnóstwo opcji customizacji. Menedżera czy zawodnika możemy stworzyć od podstaw. Mamy tu całą masę fryzur, strojów czy cieszynek, ale także tatuaże, blizny oraz trądzik! Kilka lat temu stworzenie w opcji edycji kogoś, kto przypomina człowieka, graniczyło z cudem, zaś obecnie nic nie stoi na przeszkodzie, aby przenieść do akcji swoją wirtualną kopię.

Podobnie zresztą możemy udoskonalać wymarzony klub. Choćby w UT mamy dostęp do różnych trykotów, herbów, pseudonimów, czy nawet szczegółów na trybunach. Możliwe, że młodsi gracze nie skupiają się na detalach, ale dla kogoś, kto na FIFIE zjadł zęby i widział obrane krzywo ziemniaki biegające po boisku, z pewnością będzie zachwycające.

Piłkarz wykonuje celebrację po zdobytym golu. Widać wynik meczu oraz miniaturkę karty strzelca.

„Być piłkarką, być piłkarką – marzę, ciągle będąc dzieckiem”

Uwaga, boomer alert! Jako fanka piłki zawsze chciałam mieć swoją postać w grze. Dla jakiegoś takiego niepisanego poczucia immersji tworzyłam sobie w edytorze kolegów z gimnazjum i śledziłam, które zespoły ich kupią. Tymczasem już od kilku edycji mogę się wcielić w Izabelę, która po dłuższej zabawie w kreatorze przypomina mnie we wszystkim poza posturą. Gdy tworzę niską piłkarkę o wadze zbliżonej do mojej, nadal jest filigranowa, a nie korpulentna. Poza tym wszystkiego tam mamy od groma.

Kiedy już powstanie nasza zawodniczka, możemy zmierzyć się nią w kilku trybach, choćby Klubach i Rushu. Jeśli jednak jesteśmy fanami kobiecego futbolu, możemy rozegrać mecze Ligi Mistrzyń albo reprezentacji. Dziwi mnie, że wśród kadr nie trafi nam się Polska. Co prawda, podopieczne Niny Patalon nie są ostatnio w formie, ale nadal jest wśród nich wiele klasowych zawodniczek, jak Katarzyna Kiedrzynek czy Ewa Pajor.

Nasze reprezentantki spotkamy za to w omawianym już w recenzji EA Sports FC 25 trybie UT. Piłkarki trafiają się w paczkach z kartami, ale też są nagrodami za wykonywanie różnych zadań. Twórcy poświęcili kobietom sporo miejsca. Mając na względzie fakt, że męska piłka jest popularniejsza niż kobieca, proporcje są bardzo korzystne. A co, jeśli ktoś nie chce grać kobietami? Nie istnieje żaden obowiązek, można po prostu nie wstawiać ich do składu. Patrząc jednak obiektywnie, poza UT mało osób korzysta z kobiecych trybów. Można to łatwo wykoncypować z procentu zdobytych trofeów – twórcy nagradzają mecz reprezentacji kobiet, zagranie mieszanym składem w UT oraz wygraną w Lidze Mistrzyń.

Piłkarz cieszy się po strzelonym golu. Fotograf robi mu zdjęcie. Inni piłkarze biegają po boisku, piłka znajduje się w siatce.

Poznałam go na plaży w Lloret de Mar

W czasach, gdy w FIFIE było zaledwie kilkanaście kawałków, zaczynałam eksplorację właśnie od zakładki z soundtrackiem. Kojarzycie pewnie ten mem z mężczyzną opowiadającym znudzonej kobiecie, że słuchany w tle utwór pochodzi z serii? W pełni się z nim utożsamiam. Niektóre z piosenek towarzyszą mi do dzisiaj. Ogromna była zatem moja radość, kiedy dowiedziałam się, że w tej edycji pojawi się po raz pierwszy polski kawałek. Lloret de Mar Maty jest utworem mało skomplikowanym i łatwo wpadającym w ucho, dlatego powinien przypaść do gustu odbiorcom. Jeśli jednak nie są to Wasze klimaty, bez problemu stworzycie sobie swoją wymarzoną playlistę, jest bowiem w czym wybierać.

Przy okazji dźwięku chciałabym odnieść się także do komentarza. W rodzimej edycji ponownie w stanowiskach komentatorskich zasiedli Tomasz Smokowski i Jacek Laskowski, czasem jeszcze usłyszymy głos z murawy. Choć lubię ten duet poza grą, tak w samej produkcji było po prostu ok. Nie ma jakichś charakterystycznych powiedzonek, raczej bezpiecznie, przez co i nieco bez wyrazu. Jako ciekawostkę powiem, że jeśli korzystacie z oryginalnego języka, w Lidze Mistrzyń komentuje duet damsko-męski.

Rozgrywki na małym boisku. Piłkarze biegną w kierunku bramki. Widać fotografów, którzy robią im zdjęcia.

Głupoty i głupotki

Napisałam na początku recenzji EA Sports FC 25, że o błędach też będzie, czas zatem wywiązać się z obietnicy. Raz na jakiś czas gra potrafi się wykrzaczyć. Nie wiem, czy to ogólna tendencja, czy ja miałam takiego pecha, ale zwykle odbywało się to przy okazji otwierania paczek z kartami. Kolejna kwestia to fakt, że kobiety w Lidze Mistrzyń są kryształowe. W każdym, naprawdę każdym rozegranym przeze mnie meczu przynajmniej jedna piłkarka łapała kontuzję. Nie dziwię się rywalce, którą zaatakowałam ostrym wślizgiem. Moja zawodniczka musiała pauzować, kiedy źle złożyła się do strzału. Dbajcie zatem o silną ławkę rezerwowych.

Podczas meczu AI proponuje nam zmiany. To bardzo wygodne, ponieważ nie wymaga czasu i przeczesywania zakładek menu. Tymczasem otrzymuję sugestie podmianki zmęczonych zawodników, ale już kontuzjowani muszą sobie radzić, tzn. poczekać aż zechce mi się przerwać mecz. Inna śmiesznostka spotkała mnie podczas rozgrywek Ekstraklasy. Nazwa zespołu z Niepołomic jest poprawnie zapisana w menu, ale już kibice wieszają flagi z napisem „Puszczy Niepołomice”. Z wiadomych przyczyn każdej drużyny nie sprawdziłam, więc takich kwiatków może być więcej.

Panie lekarzu, proszę o L4 do końca roku! EA Sports FC 25 – finalne wrażenia z gry

To się znowu stało. Na długie godziny wpadłam w grę, poza którą świata nie widzę. Syndrom jeszcze jednego meczu mi towarzyszy nieustannie, gdy podziwiam piłkarzy Stali Mielec wznoszących puchar Ligi Mistrzów lub widzę siebie, biegającą po boisku i strzelającą piękne gole. Obecnie nie ma innego symulatora tego sportu, który miałby podjazd do EA Sports FC 25. Mimo to twórcy z edycji na edycję oferują nam coraz więcej zawartości. Zachęcam Was zatem do grania i siadam do konsoli – mecz sam się nie wygra.

Grę otrzymaliśmy od Electronic Arts. Dziękujemy za zaufanie!

Scroll to Top
Verified by MonsterInsights