Kawowy koszmar. Pixel Cafe – recenzja gry

Rudowłosa dziewczyna siedzi w wielkiej filiżance do kawy, za nią budynki i neon

Chyba za bardzo przyzwyczailiśmy się do kawiarnianych gier cozy. Opowiem Wam w tej recenzji o arcade’owym Pixel Cafe.

Przecież praca w kawiarni, jeszcze w jakimś bardziej ruchliwym miejscu, to jest strasznie wymagająca robota! Tu klient, tam klient, rób kawę, smoothie, gofra upiecz, temu daj kanapkę, tylko szybko, bo się obrażą i nie zarobisz. Pixel Cafe to świetna polska produkcja od krakowskiego studia Baltoro Games, w której nie ma obijania, a o której opowiem Wam w tej recenzji.

Pixel i Ty

Kierujemy poczynaniami młodej dziewczyny Pixel, która przeprowadziła się do nowego miasta. Dostała w spadku dom po dziadkach, a że w domu rodzinnym nie miała najlepszej relacji ze swoją matką i nie wie do końca, co chce zrobić z samą sobą, postanowiła skorzystać z okazji na nowe życie. Zawsze lubiła gotować (chociaż nie jest w tym najlepsza) i robiła to często z ukochaną babcią, dlatego zaczyna pracować w gastro. Nie, nie otwiera swojej kawiarni. Pracuje u prywaciarza za najniższą na umowie zlecenie i ta gra jest jakoś tak skonstruowana, że zawsze po miesiącu zwalniają bohaterkę z różnych powodów.

Po lewej stronie ruda dziewczyna, w tle pojedyncze postaci chodzące po pirackiej knajpie, po prawej przyciemniony pirat.

 

Dark Souls, ale robisz kanapki

Rozgrywka polega na robieniu wszelkiego jedzenia i napojów oraz wydawaniu ich klientom. Brzmi prosto i zasadniczo na początku jest dość proste, bo gra szczęśliwie wprowadza nas dość powoli do świata niecierpliwych klientów. Serwujemy kawy, piwo, drinki, jakieś gazowane napoje, rybę, steki, kanapki, lody, frytki, naleśniki (zakładam, że to naleśniki) czy gofry. Biegamy od lady do lady (mamy ich 3) i wypełniamy zamówienia dostępne przy danej ladzie.

Trochę przesadzam, że ta gra jest taka ciężka, bo nie jest. Możecie ją traktować jak zwykłą odprężającą gierkę i jako taką będziecie w stanie ją przejść, zdobędziecie po prostu mniejszą liczbę punktów na koniec. Jeśli chcecie maksować etapy, to będzie trzeba się trochę skupić. Natomiast jazda zaczyna się podczas poziomów „koszmarów”. Te są naprawdę wymagające (gorsze niż Coffee Caravan) i nie dziwię się, że zestresowana Pixel po całym dniu takiej pracy śni o chmarze złych i głodnych klientów.

Gra przy odpaleniu nakazuje grać na padzie, ale ja jestem anarchistką i grałam myszką. Udało mi się tak ukończyć Pixel Cafe, ale na potrzeby recenzji sprawdziłam jeszcze pada – no i tym drugim rzeczywiście robimy wszystko o wiele szybciej. Mam wrażenie, że wszystkich „koszmarów” zwyczajnie nie da się przejść przy pomocy myszki, szczególne, że im dalej w las, tym zamówienia wymagają więcej roboty.

Na dole blat z mikserem, dyspozytorem napojów, słomkami, syropami itp. Powyżej dwie postaci klientów z dymkami zamówień.

 

Kawiarnia czy piracka knajpa?

Przemierzamy w ten sposób bardzo obszerną mapę okolicy i zmieniamy pracodawców jak rękawiczki. Każdy z nich jest inny i ma swój wyjątkowy lokal. Przyjdzie nam pracować nawet w klubie muzycznym, barze pociągowym, na cmentarzu czy w pirackiej knajpie. Każde miejsce ma inny styl, menu czy piosenkę, która przygrywa nam w trakcie pracy. Pojawiają się różne utrudnienia: jeśli szef jest sknerą, to zaniedbany sprzęt może się czasem psuć i będziemy go naprawiać w trakcie obsługi, a gdy jesteśmy w mroczniejszej lokacji, kolejkę mogą zajmować zombie, które trzeba odstraszać. Albo przyjdzie patus, który robi się zły, gdy zbyt długo czeka i zaczyna niszczyć przedmioty na ladzie.

Mapa miasta z malutką rudą bohaterką. Po środku szara smutna wyspa. Po prawej karta z dziennika, na której są zdjęcia opuszczonej okolicy i truposza.

 

Odrobina odprężenia

Zarówno pracodawcy, jak i klienci bywają różni i ich zachowanie czasem sprawia, że Pixel zaczyna wątpić w siebie. Wtedy zazwyczaj przywołuje po pracy wspomnienia, gdy przez jakiś czas mieszkała z babcią. Okazuje się, że nie jest to urocza staruszka, tylko charakterna kobieta, która w zasadzie nas nie okłamuje, że życie to sielanka. Opowiada o relacji ze swoim mężem, która niekoniecznie była z miłości, o porzuceniu marzeń na rzecz obowiązku, o tym, jak ciężkie jest życie w takim kraju jak ich. A opowiada to małej dziewczynce.

W każdej chwili możemy wrócić do naszej bazy wypadowej, czyli domu dziadków. Tam bohaterka po prostu odpoczywa, ma pieska (którego można głaskać) i słucha muzyki. Za zarobione pieniądze możemy odnawiać dom i zdobywać punkty umiejętności dla Pixel. A te zdecydowanie mogą ułatwić rozgrywkę, bo zwiększają tolerancję na błąd. Między innymi dostajemy więcej czasu, nim coś się przypali albo przeleje lub pasek spowalniania czasu trwa dłużej.

Świat gry reprezentuje mapa, na której znajdują się też dodatkowe obiekty ciekawostki. Nie wnoszą wiele do samej rozgrywki, ale poszerzają lore i pokazują, że poza nami też tutaj ktoś żyje. Mapa jest naprawdę wielka, a jej fragmenty odsłaniają się wraz z naszym postępem i są tak różne, jak różne są kawiarnie. Docieramy zresztą już tak daleko w poszukiwaniu pracy, że Pixel się zastanawia czy w ogóle jest sens.

Mapa miasteczka, złocista i pełna małych budynków. Po środku miniaturowa ruda bohaterka.

 

W kto w kawiarni pracuje, ten w cyrku się nie śmieje (znowu). Pixel Cafe – finalne wrażenia

Bardzo dobrze się bawiłam z Pixel i jej pracą w gastronomi. Poziomy uczciwie zwiększają swoją trudność i czynią produkcję niezwykle wciągającą – szczególnie że zawsze po miesiącu zmieniamy lokal. Wszystko wygląda tak smakowicie, że przy rozgrywce często miałam ochotę przekąsić to, co akurat przygotowywałam. Sami wybieramy, czy chcemy, aby gra była spokojna, czy wymagająca. Liczę, że w przyszłości wyjdzie jakieś DLC z dodatkowymi poziomami, chociaż i tak jest ich naprawdę dużo.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top
Verified by MonsterInsights