Psychotyczny nastrój, depresyjne rozmyślania, wszechobecne głosy i ciemność. Historia Senui jako historia przemiany.
Senuę mogliśmy spotkać po raz pierwszy już w 2017 roku i do tej pory cieszy się niesłabnącą popularnością. Stworzone przez brytyjskie studio Ninja Theory Hellblade: Senua’s Sacrifice zostało wydane na PlayStation 4, Xbox One, Nintendo Switch oraz PC. Produkcja, która trafiła w ręce graczy, jest hybrydą gry akcji i horroru, przeplataną kolejnymi zagadkami środowiskowymi.
Historia niezwykłej kobiety z plemienia Piktów prowadzi nas przez brutalny świat nordyckich bogów. Od premiery minęły przeszło 3 lata, a wciąż nie mogę się nadziwić, jak bardzo intensywna może być rozgrywka jednoosobowa, nawet jeżeli rozpoczynam opowieść po raz kolejny.
Pora wyruszyć w ciemność pogłębianą rozpaczą i tragiczną przeszłością. Nie będzie kolorowo i nie będzie radośnie. Przygotuj sobie ciepły kocyk i całe mnóstwo dobrych wspomnień, bo tylko zaklęcie Patronusa może Cię obronić przed bezdenną rozpaczą, którą będziesz przeżywać podczas wędrówki z Senuą po domu śmierci…
W tę drogę nie zabierzesz drużyny
Oto i ona: wojowniczka o charakterystycznie pomalowanej twarzy, wyposażona jedynie w miecz oraz głowę. Tak właśnie – GŁOWĘ, i to nie byle jaką, bo należącą do jej ukochanego Dillona. Bohaterka wyrusza do mrocznego świata bogini Hel, Helheimu, nordyckiej domeny zmarłych, utożsamianej czasami z piekłem. Głównym celem gry jest dotarcie do bogini oraz znalezienie sposobu na wyciągnięcie Dillona z nienawistnych zaświatów.
Historię naszej postaci poznajemy mimochodem, a jest niezwykle istotna dla uświadomienia sobie, jakim właściwie cudem kobieta dotarła w to nieprzyjazne miejsce i co napędzało jej działania. Stopniowo będziemy odkrywać uczucia, które targały wojowniczką, co miało wpływ na kształtowanie jej charakteru, i w jaki sposób radziła sobie z nienajlepszą codziennością – bezustannie komentowaną przez obce głosy rozbrzmiewające w jej głowie.
Senua większość drogi musi pokonać samodzielnie, a jej losy będziemy śledzili z bardzo bliska, bo zza pleców. Najważniejszych towarzyszy nosi w swojej głowie, a jako przewodnik służy Druth, który jednocześnie wprowadza graczy w podstawy mechaniki i zasady wykreowanego świata. Z czasem zaczynamy wraz z bohaterką odkrywać znaczenie i moc runów, którymi przesycone są zaświaty. Pozornie zwykłe elementy krajobrazu czy ustawienia przedmiotów mogą się okazać bramami do zupełnie innego odczytania rzeczywistości.
Mitologiczny przerywnik
Przemarznięty, cierpiący dotarł na skraj śmierci, gdy jego ofiara zrodziła mroczny owoc: w ekstazie spojrzał w dół i ujrzał przed sobą runy. Poznał je i zrozumiał ich znaczenie i moc, a wówczas sznur pękł i Odyn z krzykiem runął z drzewa.
– Neil Gaiman, „Mitologia nordycka”
Znajomość północnych wierzeń pomaga w pełni zrozumieć znaczenie tego, jakim darem została obdarzona Senua. Odyn złożył sobie w ofierze samego siebie, stał się dzięki temu potężniejszy i poznał tajemnice magii. Podobnie bohaterka – dokonuje ofiary, aby odnaleźć Dillona, który wedle wszelkich prawideł mitologicznych trafił do Helheimu. Ludy północy wierzyły, że jedynie poprzez godną śmierć wojownicy mogą znaleźć się w Valhalli. Natomiast poniesienie śmierci w sposób uznawany za niegodny broniło wstępu do Asgardu i wiecznego ucztowania u boku Wszechojca. Należy także pamiętać, że bogowie nie są litościwi i wymagają krwawych ofiar. Ponadto mają zupełnie inne postrzeganie świata, a ich uwagę są w stanie przyciągnąć jedynie najsilniejsze jednostki.
Podróż wojowniczki jest pełna trudów i cierpienia. Doświadczanie śmierci nie odbywa się jedynie na płaszczyźnie fizycznej, ale także mentalnej. Dar słyszenia głosów wydaje się bohaterce przekleństwem i nie pozwala jej żyć wedle własnych zasad oraz wymusza wyobcowanie w znanym jej świecie. Z czasem Senua rozwija się wewnętrznie, a przekleństwo okazuje się źródłem niesamowitej mocy.
Twórcy nie pozostawili graczy samym sobie i udostępnili im kamienie wiedzy, odnajdywane podczas wędrówki, dzięki którym mogą zapoznać się z kulturą nordycką. Kamienie stanowią jedyny element kolekcjonerski obecny wewnątrz rozgrywki. Odsłanianie kolejnych elementów historii pozwala jeszcze mocniej wczuć się w klimat świata Hel i zrozumieć znaczenie emocji targających bohaterką, odnajdywanych przedmiotów, czy przeciwników.
A gdybyśmy nie panowali nad własnym umysłem?
Niepokój, wyobcowanie i brak kontroli nad własnymi myślami… Ninja Theory doskonale przygotowało dla graczy psychotyczną atmosferę, którą mogłam w pełni odczuć, grając w słuchawkach. Ciągłe szepty w głowie, głosy przekonujące, że bohaterka jest głupia i powinna zawrócić, bo zginie… Komentarze, że jej wędrówka jest bezcelowa, że przecież nie da rady dotrzeć do celu… A w końcu stwierdzenie, że powinna się zabić.
Ostrzeżenie od twórców pojawiające się jeszcze przed ekranem głównym gry nie jest bezpodstawne. Ciężki klimat choroby psychicznej mocno daje się we znaki nie tylko samej protagonistce, ale także nam. Po kilku godzinach rozgrywki odczuwałam jej zmęczenie, a nerwy miałam dosyć napięte. Dla jak najlepszego oddania atmosfery tego, co się dzieje w głowie Senui, twórcy gry wykorzystali informacje uzyskane od lekarzy psychiatrii i ich pacjentów. Współpraca ta zaowocowała możliwie najwierniejszym oddaniem istoty głosów, które opanowują umysł osób ciężko chorych na psychozy. Efekt jest powalający! Odcięcie się od zewnętrznych dźwięków, przyciemnione światła i można ruszać w podróż razem z Senuą. I koniecznie – używajcie słuchawek!
Gra na krawędzi śmierci
Ciekawym zabiegiem zastosowanym przez twórców jest przekonanie graczy już na samym początku rozgrywki o tym, że śmierć postaci w grze może całkowicie zakończyć przygodę i wymusić rozpoczęcie jej od nowa. Senua za każdym razem, gdy polegnie w walce, jest coraz bardziej opanowywana przez zgniliznę, która pojawia się na jej skórze i rozprzestrzenia się po ciele, zaczynając od jej dłoni. Po dotarciu do głowy ma całkowicie wykończyć bohaterkę, przerwać jej wędrówkę i tym samym zakończyć naszą grę. Nie jestem pewna, ile razy Senua zginęła przeze mnie, ale nie udało mi się odkryć magicznego limitu, który nakazywałby mi rozpoczęcie przygody od nowa, tym samym podchodzę do zagadnienia bardzo sceptycznie. Informacje na forach internetowych poświęconych grze pokazują, że wielu próbowało dokończyć żywota bohaterki – z miernym skutkiem. Ninja Theory mistrzowsko zagrało na emocjach graczy i skutecznie zbudowało napięcie, które sprawiło, że kolejne walki były jeszcze bardziej emocjonujące. Wiedząc, że nie jest tak łatwo zginąć ostatecznie, i tak przez cały czas zastanawiałam się, czy w którymś momencie nie zakończę mojej podróży przez Helheim.
Pląsy z mieczem i inne atrakcje
Nie znajdziemy tutaj skomplikowanych kombosów, bogatego wyboru broni czy sklepikarza, który pokaże nam swoje towary. Twórcy całkowicie odrywają nas od tego, do czego zostaliśmy przyzwyczajeni przez gry, i zabierają nam całkowicie komfort jakiegokolwiek wyboru. Musimy radzić sobie z dostępnym mieczem oraz podpowiedziami Drutha, który pomaga rozpocząć wędrówkę i zapoznać się z podstawami sterowania postacią.
Podobnie rzecz ma się w walce. Dostajemy do dyspozycji najprostsze ataki – szybki i potężny. Poza tym możemy wroga kopnąć, wybić z równowagi uderzeniem z barku, zablokować jego ataki lub zrobić unik. Senua, dla wyrównania szans przeciwko nadnaturalnym wrogom, otrzymała również możliwość ataku w skupieniu, które spowalnia czas i pozwala dobrać się do nich z odpowiednią zaciętością. Dzięki temu możemy przechylić szalę zwycięstwa na naszą korzyść. Walka nie jest łatwa, wymaga poznania ataków wroga i ciągłej koncentracji. W przypadku jej utraty łatwo stracić równowagę, a to prowadzi do śmierci postaci i dalszego postępowania zgnilizny.
Głosy w głowie przeżywają te walki razem z Senuą. Mówią, kiedy powinna uważać, kiedy nadchodzi atak z tyłu, a wreszcie – kiedy bohaterka jest na skraju śmierci. Przez swój opowieściowy charakter gra nie została wyposażona w żadne paski postępu, system zdobywania doświadczenia czy rozwoju umiejętności. Otrzymujemy bohaterkę taką, jaka jest i nic ponadto.
Walki, szczególnie przeciwko wielu wrogom, potrafią wykańczać nadgarstki. Nie można sobie pozwolić na bezmyślne klikanie przycisków. Konieczne jest nieustanne korygowanie taktyki. Wspomniany wcześniej tryb skupienia pozwala na ujawnienie ukrytych przeciwników i dobicie ich w we właściwym momencie. Twórcy pozwalają nam również przewidzieć czas potyczek, a w miejscach kluczowych dla opowieści znajdujemy areny. Podział fabuły także pozwala na domysły, gdzie możemy się spodziewać kolejnych wrogów, czy nawet bossów.
Ciasny labirynt umysłu
Helheim jawi się jako kraina klaustrofobiczna, zamknięta i przesiąknięta grozą. Nieliczne momenty, w których możemy przebywać na otwartej przestrzeni, są oddechem przed kolejnymi wyzwaniami czekającymi na Senuę. Surowe krajobrazy sprawiają wrażenie opuszczonych, nie spotykamy prawie żadnych zwierząt poza ptakami. Dodatkowo nastrój jest budowany przez cichą muzykę, której głośność narasta w najważniejszych momentach. Towarzyszące nam dźwięki mogą stanowić zapowiedź kolejnej bitwy lub znamionować dalsze cierpienie psychiczne bohaterki. Muszę przyznać, że podczas rozgrywki tak mocno skupiałam się na szeptach towarzyszy w uszach, że nie zwracałam uwagi na jakąkolwiek linię melodyczną w grze. Dopiero z czasem zaczęło mi świtać, że przecież w tle rozbrzmiewa niesamowity, pogański rytm.
Fabuła przeplata ze sobą przeszłość i teraźniejszość, natomiast trudno doszukiwać się w niej przyszłości, ponieważ przez cały czas odnosimy wrażenie wszechogarniającej beznadziei.
W kluczowych momentach o losach Senui opowiada nam tajemnicza narratorka. Dzięki temu możemy poznać kolejne strzępki informacji, które stopniowo odkrywają przed nami, co przywiodło Senuę do tego miejsca. Jeżeli ktokolwiek nastawia się na klasyczną przygodę, powinien zweryfikować swoje poglądy i przygotować się na coś zupełnie innego: na opowieść, która snuje się sama, a my jesteśmy głównie jej obserwatorami. Historia prowadzi nas do przodu i nie pozwala zbaczać z obranej trasy. Są tylko Senua, jej umysł i groza obcego świata.
Podczas gry obracamy się na kilku płaszczyznach. W trakcie prób, którym jest poddawana wojowniczka, możemy zerknąć w przeszłość dzięki wizjom, których doświadcza. Teraźniejszość odczuwamy aż nazbyt boleśnie, gdy odwiedzamy następne lokacje. Dzięki zdolnościom widzenia run odkrywamy kolejne elementy układanki, które pozwalają ruszyć dalej. Przygotowane zagadki nie są skomplikowane, wymagają jednak uważnego rozglądania się dookoła. Rozwiązanie zazwyczaj znajduje się na widoku, kunsztownie wkomponowane w elementy otoczenia. Duże znaczenie fabularne mają bramy, które przywodzą na myśl ukryte miejsca w umyśle. Otwarcie ich poprzedzone jest poszukiwaniem kolejnych liter nordyckiego alfabetu oraz standardowym odpieraniem ataków przeciwników. A często nie mamy nawet pewności, czy są oni prawdziwi, czy stanowią jedynie wymysł strudzonego umysłu.
Zagadki z runami dawały nieco wytchnienia podczas podróży do kolejnych punktów wędrówki, ale jak dla mnie było ich zdecydowanie za mało. Niekiedy pojawiała się konieczność balansowania nad przepaścią, wówczas postać zdawała się wpadać w dziwny stan… Utrudniał on pozornie proste zadanie rozmytym obrazem i wzmożonymi szeptami w uszach. Było to szczególnie dotkliwe, ponieważ na tak zaawansowanym poziomie rozgrywki czuliśmy już zmęczenie bohaterki wędrówką i odniesionymi ranami. W grze można się również natknąć na elementy skradania, które wryły mi się w pamięć szczególnie mocno. Kiedy ciemność obezwładniała zmysły Senui, ja także odczuwałam głęboki niepokój i przypominałam sobie własne, głęboko zakorzenione lęki przed tym, co ukryte w mroku. Zakończenie zadań w niektórych lokacjach i przejście do oświetlonych przestrzeni wywoływało we mnie prawdziwe uczucie ulgi. Muszę przyznać, że trafiały się momenty, kiedy odstawiałam grę na kilka godzin, żeby trochę się otrząsnąć z nadmiaru emocji.
Walka ze strachem i nowy początek
Hellblade: Senua’s Sacrifice silnie zagrało na moich uczuciach. Smutek i cierpienie wojowniczki mocno mi się udzielały i towarzyszyły mi niemal do finału gry. Momentami miałam wrażenie, że to koniec opowieści, że Senua nie da rady wykonać następnego kroku, a kolejne niespodziewane zdarzenia sprawią, że ostatecznie się załamie i więcej nie wstanie z ziemi.
A jednak – wstawała, sięgała po miecz i parła przed siebie. Pełna rozgrywka zajęła mi około ośmiu godzin przepełnionych psychicznym napięciem. Mocne wrażenia pozostaną ze mną na długo i na pewno powrócę ponownie do Helheimu wysłuchać opowieści o śmierci i odrodzeniu.