Przeklęte miasto. SPRAWL – recenzja gry

grafika promocyjna wyobrażająca główną bohaterkę gry SPRAWL

Punkowi klasycy mieli w zwyczaju mawiać, że „nie ma przyszłości”. Przyszłość jednak nadeszła, a jej ponura rzeczywistość przerosła wszelkie oczekiwania. Pewna niepokorna dusza postanawia zburzyć ten porządek. O jej zmaganiach opowie wam moja recenzja SPRAWL.

Nie będę ukrywał, że mam ogromny sentyment do cyberpunkowej estetyki we wszelkim wydaniu. Gdy mając 16 lat po raz pierwszy obejrzałem Ghost in the Shell, poczułem, że w mojej głowie zrodziła się nowa fascynacja. Do kultowego anime odwołuję się nie bez powodu, ponieważ to właśnie ten film był najsilniejszą inspiracją dla twórców omawianego tytułu. I nomen omen duch tej produkcji jest tutaj w pewnym sensie wyczuwalny na niemalże każdym kroku. Mam nadzieję, że ta recenzja być może zachęci Was do zanurzenia się w dystopijnym świecie SPRAWL.

historia naszej zemsty rozpoczyna się na dachu jednego z wieżowców

I tak się żyje w tej opresji

Historia opowiedziana w SPRAWL nie należy do szczególnie rozbudowanych, ale stanowi przyzwoite tło dla wartkiej akcji. Rzecz dzieje się w bliżej niesprecyzowanej przyszłości na terenie bezkresnej metropolii. Władzę nad miastem sprawuje bezwzględny korporacyjny rząd, który właśnie wydał wyrok śmierci na główną bohaterkę opowieści. A jest nią cybernetycznie zmodyfikowana zabójczyni działająca pod kryptonimem Seven. Kobiecie udaje się jakimś cudem przeżyć egzekucję, jednak po przebudzeniu zaczyna słyszeć w głowie tajemniczy głos.

Szybko odkrywamy, że ów głos należy do zbuntowanej sztucznej inteligencji, która podobnie do Siódemki pragnie pozbyć się jej dawnych mocodawców. I jeżeli motyw sojuszu samoświadomej SI z buszującym po futurystycznym mieście cyberzabójcą brzmi znajomo, to pewnie dlatego, że bardzo podobnie prezentowała się fabuła Ghostrunnera. Niestety dowodów na wkład tej polskiej produkcji w powstanie SPRAWL nie mam.

Opustoszałe ulice miasta dają złudne poczucie bezpieczeństwa

Co ciekawe, deweloperzy wybrali bardzo oryginalny, choć budzący pewne wątpliwości sposób na dodatkową ekspozycję fabularną. W obrębie każdego z kilkunastu etapów poukrywano tablety. Na ich ekranach znajdują się kody QR, które możemy zeskanować telefonem. Zeskanowane kody przekierowują nas na dedykowane strony internetowe, gdzie zamieszczono dodatkowe informacje na temat wydarzeń z gry. Pomysł interesujący, ale rodzi pewne pytanie. Czy te witryny nadal będą aktywne za dajmy na to pięć, dziesięć lub piętnaście lat, gdy ktoś zechce wypróbować SPRAWL? Szczerze mówiąc – wątpię.

Miejska dżungla

Świat przedstawiony w grze prezentuje to bardziej przygnębiające oblicze cyberpunku. Nie znajdziecie tutaj szklanych drapaczy chmur, które wieczorami pławią się w całej feerii barw wszędobylskich neonów i hologramów. Zamiast tego dostajemy ciężki i brudny industrialny klimat nieustannie rozrastającej się aglomeracji. I jest w tej melancholijnej wizji coś ujmującego, a zarazem budzącego niepokój. Przemierzając kolejne zakamarki miasta, możemy czasami spojrzeć w spowite smogiem niebo. Na jego tle niemrawo majaczą sylwetki licznych żurawi wznoszących kolejne kondygnacje molocha z betonu i stali.

Akcja w SPRAWL bardzo szybko nabiera wybuchowego tempa

Ten ciągły rozwój stoi w opozycji z kompletnie wyludnionymi ulicami, na których nie uświadczymy żywej duszy poza sługusami bezwzględnej władzy. Dla kogo zatem wznoszone są te wszystkie budynki? Czy owe miasto przeistoczyło się w potwora, który pożarł swoich mieszkańców, a teraz próbuje pochłonąć i nas? To wrażenie metaforycznej podróży w trzewia bestii staje się silniejsze wraz z postępami w przygodzie. Odwiedzimy tutaj m.in. systemy podziemnych tuneli, składowiska toksycznych odpadów, zautomatyzowane zakłady przemysłowe, czy też węzły telekomunikacyjne pełne kabli oraz instalacji sieciowych.

Wszystkie te miejsca wypełnione są po brzegi wrogimi nam jednostkami, które niczym układ odpornościowy próbują nas powstrzymać przed dotarciem do witalnych organów. Mam pełną świadomość, że prawdopodobnie trochę dorobiłem sobie ideologię do kwestii prezentacji świata. W każdym razie, gdy gra sprawia, że w mojej głowie rodzi się podobna ciekawość, to zawsze liczę to na plus. Ale zostawmy już tego typu rozważania. To w końcu recenzja, a zatem zadajmy sobie pierwsze ważne pytanie – czym jest SPRAWL?

Nawet w dystopijnym świecie SPRAWL zdarzają się urokliwe zakątki

Parkour i spluwy

Wyobraźcie sobie, że ktoś wpadł na pomysł, aby w za małym naczyniu zmieszać ze sobą F.E.A.R., Titanfall i doprawić to szczyptą Doom Eternal. Omawiany tytuł to hardcore’owy FPS wywodzący się z nurtu tzw. movement shooterów. Prym w rozgrywce wiedzie dynamiczna akcja, którą często przeplatają liczne sekcje zręcznościowe. Przyznam, że nie jestem fanem wciskania elementów platformówkowych do strzelanek. Jednak SPRAWL wraz ze swoim intuicyjnym i responsywnym sterowaniem naprawdę dobrze wywiązuje się z tego zadania. Kontrolowana przez nas postać jest niezwykle sprawna fizycznie. Siódemka bez problemu wykonuje długie skoki, efektowne wślizgi oraz biega po ścianach.

Opanowanie zasad rządzących bieganiem po pionowych płaszczyznach zajmuje chwilę, ale w cały proces wprowadza nas przejrzysty samouczek. Po chwili praktyki byłem już gotowy i wykonywanie większości akrobacji przychodziło mi raczej naturalnie. Na szczęście twórcy podeszli do tematu ze sporą rezerwą. Dzięki temu udawało się uniknąć frustracji, która towarzyszyła mi np. podczas gry w Mirror’s Edge, gdzie istotnym było utrzymywanie odpowiedniej prędkości. W SPRAWL nie musimy się o to szczególnie martwić i bardzo dobrze.

Miasto ciągle się rozrasta i zdaje się nie mieć końca

Z tej ponadprzeciętnej sprawności korzystamy przez cały czas zabawy. Stanowi ona w gruncie rzeczy główną oś, wokół której kręci się cała rozgrywka. Wszelkiej maści akrobacje znajdują zastosowanie nie tylko w pokonywaniu licznych przeszkód terenowych, ale również w walce. Każdy z kilkunastu etapów to zmyślnie zaprojektowany tor przeszkód, których pokonywanie sprawia sporo przyjemności. Przez znakomitą część gry nasza trasa jest dobrze wytyczona, co pozwala utrzymać odpowiednie tempo. Na palcach u jednej ręki mógłbym policzyć przypadki, gdy zdarzyło mi się na moment zatrzymać, bo intencje twórców co do tego, gdzie powinienem się dalej udać nie były do końca jasne. Ale nie jest to nic, co jakkolwiek psułoby wrażenia płynące z zabawy.

Gimnastyka sadystyczna

Na karkołomnych sztuczkach spędzimy wiele czasu, ale prawdziwa zabawa zaczyna się dopiero w trakcie walki. Strzelaniny są dynamiczne i wymagają od nas nie tylko celnego oka, ale i odpowiedniej koordynacji ruchowej. Wykonując wślizgi, wyskoki, a także odbijając się od ścian, bardzo często możemy kompletnie odwrócić wynik starcia. Nawet zapędzeni w ślepy zaułek możemy sprytnie wybrnąć z sytuacji dzięki kilku sprawnym susom, aby wylądować za plecami pościgu i roznieść go na strzępy. Tego rodzaju atrakcje sprawiają, że SPRAWL potrafi dać naprawdę mnóstwo frajdy.

Ciężkie wielolufowe działko to argument, z którym wygramy każdy spór

Ciekawym dodatkiem jest wskaźnik adrenaliny, która pozwala na kilka krótkich chwil spowolnić czas. Daje to nam szansę na jeszcze sprawniejsze eliminowanie wrogów poprzez celowanie w ich słabe punkty, które zostają podświetlone. Z adrenaliny trzeba korzystać rozsądnie, ponieważ jej zapas odnawia się tylko dzięki specjalnym znajdźkom. Te z kolei zdobywamy głównie dzięki likwidacji wrogów poprzez strzelanie we wspomniane newralgiczne punkty. Wyeliminowani w ten sposób adwersarze pozostawiają po sobie również nieco amunicji oraz apteczek. Innym sposobem na zdobycie cennych zasobów są egzekucje, które przypominają te z Doom Eternal. Przy czym warto dodać, że twórcom SPRAWL fantazja tutaj nie dopisała i wykańczanie oszołomionych wrogów sprowadza się do błyskawicznego cięcia mieczem.

Walka w ogólnym rozrachunku jest przyjemna, ale niestety cierpi z powodu pewnych niedopatrzeń. Rzeczą, która bardzo szybko zwraca na siebie uwagę, jest słaba sztuczna inteligencja. Przeciwnicy mają w zwyczaju bezmyślnie przeć wprost pod lufę naszej broni. Daje się to łatwo wykorzystać, ponieważ wykonując klasyczny dla strzelanek circle strafing można ich zbić w ciasną grupę, którą z łatwością da się wysadzić w powietrze celnie posłanym granatem. Warto dodać, że stłoczeni w takie masy wrogowie nie mają problemu z tym, żeby pozabijać siebie nawzajem, jeżeli tylko damy im na to czas. Problem ten jest zauważalny głównie w bardziej otwartych lokacjach, które dają nam szersze pole do manewru.

Dzięki adrenalnie możemy spowolnić czas

To mój grzmiący kij

Arsenał dostępnej broni palnej składa się siedmiu zabójczych narzędzi. Znajdziemy tutaj m.in. parę rewolwerów, strzelbę, granatnik, czy też wielolufowe działko. Z każdej spluwy korzysta się wyśmienicie i spełniają one określone role. Na szczególne wyróżnienie zasługuje wspomniana strzelba, która jest niczym przysłowiowy palec boży. Poza wielką mocą rażenia, owa broń posiada ciekawą właściwość w postaci ogromnego odrzutu. Dlaczego o tym mówię? Ponieważ siłę tego odrzutu możemy wykorzystać np. do wykonywania skoków lub dodawania sobie prędkości podczas forsowania bezdennych przepaści. Ogromna moc strzelby jest jednak okupiona przez długi czas przeładowania.

Tutaj na scenę wkracza kolejny aspekt rozgrywki, czyli znana z arena shooterów żonglerka uzbrojeniem. Niestety ten koncept gryzie się z pewnym niefortunnym błędem, którego pomimo łatek nadal w pełni nie rozwiązano. Podczas szybkiego przełączania się pomiędzy gnatami gra czasami potrafi generować bug, który sprawia, że broń nie reaguje na nasze komendy. Dzieje się tak głównie, gdy nie zaczekamy do pełnego załadowania się animacji zmiany oręża. Chociaż ja odnotowałem także przypadki, gdy żelastwo odmawiało współpracy podczas circle strafingu. Wygląda na to, że wspomniane błędy pojawiają się wybiórczo. Przeczesując forum Steama, trafiłem zaledwie na dwa podobne doniesienia.

Granatnik bez problemu radzi sobie z opancerzonymi robotami bojowymi

Ten uniwersalny i satysfakcjonujący arsenał znakomicie sprawdza się w eksterminacji niezbyt rozbudowanej menażerii wrogich nam jednostek. Zmagania toczymy głównie z reżimowymi szturmowcami, których z czasem wspierają różnego rodzaju drony i bojowe mechy. Pomimo dobrego pomysłu wyjściowego na walkę, brakuje tutaj jednak nieco głębi. Większość przeciwników daje się załatwić dowolnym rodzajem broni. Nieco twardszy orzech do zgryzienia stanowią bardziej odporne na ostrzał maszyny. Pierwsze starcie z mechem wymaga od nas odpowiedniego wyczucia czasu, aby wystrzelony przez robota granat zestrzelić zaraz po tym, jak opuścił lufę jego broni. Dzięki temu eksplozja niszczy stalowego kolosa. I wielka szkoda, że takich pomysłów nie ma tutaj więcej. Niestety wraz ze zdobyciem działka obrotowego lub granatnika, walka z opancerzonymi celami zostaje mocno strywializowana.

Ładnie tu u was w tym mieście

I to w zasadzie wszystko w temacie rozgrywki, dlatego skupmy się przez chwilę na oprawie audiowizualnej. Jest ona zdecydowanie jedną z największych zalet SPRAWL. Twórcy postanowili uderzyć w klimaty przywodzące na myśl pierwszą dekadę lat 2000. Modele broni, postaci i elementów otoczenia są całkiem szczegółowe, ale zostały pokryte nieco rozpikselowanymi teksturami. Rzeczą, która szczególnie mnie urzekła, jest specyficzna paleta barw. Dominują głównie odcienie brązów, beżu i szarości, które znakomicie kontrastują z czerwonymi jarzeniówkami oraz złocistymi smugami przelatujących nam koło nosa pocisków.

Główny hub telekomunikacyjny miasta wygląda imponująco

Ciekawą atmosferę dodatkowo buduje piękne oświetlenie oraz cieniowanie, które zapewnia Unreal Engine 4. Pomimo specyficznej stylizacji wizualnej trudno momentami nie odnieść wrażenia, że SPRAWL bywa nieco fotorealistyczny. Widać to szczególnie w etapach dziennych, gdy przez przesłonięte smogiem niebo przebija się światło słoneczne. Wygląda to niezwykle naturalnie i często przystawałem, aby pooglądać te urokliwie brzydkie krajobrazy.

Nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał również o fantastycznej muzyce. Ta została skomponowana przez jednego z twórców gry, który prywatnie jest również muzykiem (pseudonim artystyczny: REVEL). I tutaj znowu niczym bumerang powracają skojarzenia z Ghost in the Shell. Gdy tylko usłyszałem pierwsze dźwięki motywu przewodniego, którym towarzyszyły niepokojące zaśpiewy, od razu przed oczyma stawały mi sceny z kultowego anime. Pozostałe utwory są niemniej dobre, chociaż w ich przypadku mamy do czynienia z intensywną elektroniką. Na równie wysokim poziomie stoi też cała reszta udźwiękowienia.

SPRAWL nie lubi przestojów, dlatego akcji jest dużo

Skromnie lecz urokliwie. SPRAWL – finalne wrażenia z gry

I oto całe SPRAWL, przyjemna mała gra, która nie próbuje wyważyć otwartych drzwi. Dla fanów hardcore’owych FPS-ów, to całkiem ciekawa propozycja na spędzenie odprężającego popołudnia. Wprawny gracz ukończy całość w 4 do 5 godzin, które od początku do końca oferują całkiem przyzwoite doznania. Poza kampanią solową SPRAWL posiada także tryby Horde oraz Time Trail, ale szczerze mówiąc, nie zatrzymały mnie na długo. Pierwszy z nich to klasyczna horda, czyli walka z falami coraz silniejszych wrogów. Drugi pozwala nam wziąć udział w wyzwaniach czasowych i podszlifować umiejętności akrobatyczne.

Chociaż SPRAWL nie jest grą wolną od niedopatrzeń, to liczę, że moja recenzja zachęci was do dania jej szansy. Tu i ówdzie widać przestrzeń dla pewnych usprawnień. Ale jeżeli wziąć poprawkę na to, że jest ona dziełem zaledwie dwóch osób, to rezultat końcowy jest całkiem imponujący. W swojej kategorii wagowej omawiany tytuł jest ciekawą i wartą uwagi pozycją. Tym bardziej, że cena nie jest wygórowana, a sama gra często ląduje na promocjach. Mam nadzieję, że duet ze studia MAETH nie powiedział ostatniego słowa i w przyszłości jeszcze zaskoczy nas jakimś ciekawym projektem.

Scroll to Top
Verified by MonsterInsights