Fani klasycznych przygodówek typu point & click – wyciągajcie portfele! Niniejsza recenzja przekona Was, że musicie sięgnąć po Elroy and the Aliens – nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości.
Ace Ventura. Broken Sword. Hokus Pokus: Różowa Pantera. Sporo tytułów kołacze mi głowie, kiedy myślę o grach, na których się wychowywałam. To właśnie przygodówki ogrywałam namiętnie, kiedy tylko w naszym domu pojawił się pierwszy pecet. I to do przygodówek mam sentyment szczególny.
Nie mogłam więc nie zwrócić uwagi na jedną z najciekawszych przygodówek point & click zapowiedzianych na 2025 rok. Elroy and the Aliens ma smak nostalgii. Pachnie dzieciństwem. Wygląda jak najpiękniejsze sny nostalgicznych najntisów. I, spoiler alert, właśnie wylądowała na liście moich ulubionych gier ostatnich lat.
Okej, o co tu w ogóle chodzi?
Wystarczy jedno spojrzenie na jakikolwiek screen z Elroy and the Aliens, aby wiedzieć, z czym mamy do czynienia. Ale niech ta urocza rysowana grafika Was nie zmyli! To nie jest milusia przygodówka, przy której będziemy co parę chwil zaśmiewać się do rozpuku. To gra pełna niespodzianek, kontrastów i nie zawsze najłatwiejszych wyborów. Chyba dlatego tak bardzo chwyciła mnie za serce.
Za omawianym tytułem stoi niezależne słoweńskie studio Motiviti. I choć to ich debiut, widać tu rękę artystów kochających gatunek przygodówek i rozumiejących, na czym polega ich magia. Gra ukazała się na Windowsa, macOS (doceniam bardzo!) i Linuxa, a i na Steam Decku działa idealnie. Co więcej, możemy tam płynnie kontynuować rozgrywkę rozpoczętą na komputerze – wszystkie zapisy są zachowane. Po tym, jak ostatnio kilka tytułów mnie pod tym kątem rozczarowało, tym mocniej doceniam dopracowanie Elroy and the Aliens.
Na początku rozgrywki poznajemy nieco roztrzepanego młodego wynalazcę. Właśnie realizuje on swój projekt życia – wysłanie rakiety w przestworza. Splot wydarzeń sprawia jednak, że dokonuje ekscytującego (choć dramatycznego) odkrycia, które wplącze go w… intergalaktyczną intrygę.
W przygodzie towarzyszy Elroyowi młoda dziennikarka Peggie – prywatnie wielka fanka jego zaginionego przed niemal dwiema dekadami ojca. Co czeka tę dwójkę? Pełna ciepła, humoru i emocji podróż przez rzeczywistość lat 90. Dzieciaki marzyły wtedy o kosmicznych podbojach i wielkich odkryciach, a życie miało smak gumy balonowej i wiśniowej coca coli.
I, tak, czuć tutaj ten nostalgiczny sznyt, który towarzyszy nam od pierwszej do ostatniej minuty rozgrywki.
Co ujmuje w Elroy and the Aliens?
Jednym z pierwszych aspektów, który przykuwa szczególną uwagę, jest grafika. Wszystkie lokacje i postacie zostały ręcznie narysowane – z dbałością o każdy detal. Animacje są płynne, a paleta barw doskonale oddaje klimat wczesnych lat 90. Świat przedstawiony aż prosi się, aby go eksplorować, ale rozczarują się ci, którzy liczą na dogłębne poznanie okolicy. Niestety lokacje nie są mocno rozbudowane. A dodatkowo, jeśli fabuła wymaga zwiedzenia konkretnego budynku, nie mamy możliwości przemieszczenia postaci gdzieś indziej.
Muzyka i udźwiękowienie Elroy and the Aliens zasługują na oddzielny akapit pochwał. Ścieżka dźwiękowa z jednej strony uzupełnia rozgrywkę, na każdym etapie doskonale wpisując się w to, co widzimy na ekranie. Z drugiej – przenosi nas w czasie do epoki kaset magnetofonowych i przywołuje konkretne wspomnienia. Fantastyczna jest zresztą cała oprawa audio – wszelkie kliknięcia, tąpnięcia, szelesty i przesunięcia – zadbano o nie w każdym calu.
Ale prawdziwą perełką jest tutaj voice acting! Aktorzy znakomicie wcielili się w swoje role, nadając postaciom indywidualne charaktery i wspaniale oddając emocje. W zalewie gier, w których partie dialogowe musimy czytać, a postacie nawet nie ruszają ustami – Motiviti naprawdę dało czadu. A przecież mowa tu o produkcji niezależnej, więc tym mocniejsze należą się brawa za przyłożenie się do tego aspektu.
To jednak fabuła czyni Elroy and the Aliens czymś więcej niż tylko kolejną ładną produkcją. Twórcy stawiają przed nami parę moralnie trudnych dylematów. Zmuszają też do zadania sobie pytania, ile jesteśmy w stanie zrobić, aby odzyskać tych, których kochamy.
Jak się gra?
Recenzja Elroy and the Aliens nie mogłaby się obyć bez wspomnienia o tym, co w przygodówkach point & click najważniejsze. Poświęćmy więc chwilę uwagi samej rozgrywce.
Jak to w grach z tego gatunku bywa, mamy tutaj do rozwiązania sporo łamigłówek wymagających logicznego myślenia. Jednak są one raczej łatwiejsze niż trudniejsze. Nie nastawiajcie się na długie rozkminy czy poszukiwanie rozwiązań aż do granicy frustracji. Nawet mało wprawieni gracze nie będą mieli większych problemów z układaniem przedmiotów czy łączeniem kabelków w prawidłowej kolejności.
Jednak Elroy and the Aliens nie opiera się tylko na łamigłówkach. Wiele zadań fabularnych również wymaga logicznego myślenia. Musimy wiązać ze sobą fakty, chodzić od bohatera do bohatera i od lokacji do lokacji, żeby popchnąć fabułę do przodu. Ale wciąż nie jest to najwyższy poziom trudności. Po prostu czasem trzeba wysilić szare komórki. Samo chodzenie to tu, to tam może być jednak frustrujące. Ale na szczęście świat, do którego trafiamy w drugiej połowie gry, w każdej lokacji ma postawioną mapę. Służą one jako punkt szybkiej podróży, więc nie zajmuje to bardzo dużo czasu.
A co, jeśli rozgrywka stanowi dla nas wyzwanie? Twórcy umożliwili włączenie trybu podświetlenia. Jeżeli jakieś zadanie będzie dla nas za trudne, przedmiot, na który powinniśmy zwrócić uwagę, zostanie podświetlony. To ułatwienie dla osób, którym zdarza się mieć problemy ze spostrzegawczością – i bardzo doceniam, że ono jest.
Minusy? Właściwie trafiłam na tylko jeden poważniejszy problem, który powtórzył się w kilku miejscach. Bywało, że bohater nie wiedział, iż już coś sprawdził. Przykład? Powinien powiedzieć coś w stylu: „super, widziałem je z tamtej wieży, chodźmy to sprawdzić”. A mówi: „powinniśmy poszukać jakiegoś miejsca wysoko, żeby rozejrzeć się po okolicy” – jakby nie wiedział, że zrobiliśmy to w pierwszej kolejności.
Ale to drobiazg. Nie rzutuje mocno na wrażenia z rozgrywki.
Co zwróciło moją szczególną uwagę?
Poza wspaniałą oprawą audiowizualną i angażującą fabułą omawiany tytuł ma dwa aspekty, które zasługują na szczególną uwagę. Choć gra wygląda „niewinnie” i uroczo, mamy tu do podjęcia trudne moralnie decyzje. Na przykład szantażujemy dziecko. A nawet… decydujemy o czyimś losie. Jest to trudne, w niektórych momentach czułam się bardzo nieswojo. Ale to pokazuje, że nawet w uroczej przygodówce typu „wskaż i kliknij” mogą nas czekać niełatwe wybory.
Druga kwestia – nostalgia. Elroy and the Aliens to typowy przedstawiciel swojego gatunku, doskonale osadzony w rzeczywistości lat 90. Znajdziemy tutaj sporo nawiązań do popkultury, ale cała ta gra wygląda po prostu jak urocze dziecko tamtych lat. Jeżeli ktoś chciałby znowu poczuć się, jak dzieciak zakochany w pierwszych point & clickach – jest to właściwy adres.
Ale, uwaga, nie oczekujcie tutaj trudnych zagadek, nad którymi będziecie się głowić godzinami. Nie oczekujcie eksploracji najmniejszych zakątków świata i testowania miliona kombinacji ze znalezionymi przedmiotami. Pod tym kątem gra nie jest szczególnie rozbudowana, ponieważ mocno ogranicza nas linearność fabuły. Czy to wada? Dla mnie nie, bo właśnie takiej rozrywki teraz potrzebowałam. Jestem jednak pewna, że znajdą się osoby narzekające na ten właśnie aspekt omawianej historii.
Czy Elroy and the Aliens nadaje się do rodzinnego grania?
Wymieniłam ten tytuł w zestawieniu najciekawszych gier familijnych na 2025 rok – i uważam, że znalazł się w tym rankingu zasłużenie. Fabuła ma swoje cięższe momenty, ale to dobry pretekst do rozmów o naszych życiowych wyborach.
Nie ma też tutaj przemocy, choć antagonista zatrudnia dwóch typków z pistoletem, aby osiągnąć swój cel. Przypominają oni typowe postaci złoli z filmów lat 90 – jeden superwysoki i z brzuszkiem, drugi superniski i chudy. Tworzą przy tym dość fajtłapowaty duet, przez co ani przez moment nie sprowadzają realnego zagrożenia na bohaterów. To oznacza, że spokojnie uznaję tę grę za dobrą do rodzinnego grania.
Ważne! Elroy and the Aliens nie ma polskiej wersji językowej. A ponieważ dużo tu dialogów i dużo rzeczy do odczytania i skojarzenia, nie da się jej przejść bez znajomości angielskiego. Albo hiszpańskiego, niemieckiego czy portugalskiego. Swoją drogą – temat nauki języków przewija się w fabule. Wiąże się z nim także jeden ze steamowych achievementów, a na potrzeby fabuły… wymyślono tutaj zupełnie nowy język! Twórcy chyba bardzo chcieli na ten aspekt zwrócić uwagę, co uważam za miły dodatek do opowieści.
Kosmiczna podróż do przeszłości. Elroy and the Aliens – finalne wrażenia
Elroy and the Aliens to przepiękna, pełna niepowtarzalnego uroku przygoda. Przygoda, która wciągnie zarówno starszych graczy pamiętających złotą erę point & click, jak i młodsze pokolenie. Ma swoje drobne niedoskonałości, ale nadrabia je sercem, humorem i ogromnym ładunkiem nostalgii.
Ten tytuł to przepiękna oprawa graficzna, świetna muzyka, wciągająca historia i odważne podejście do trudniejszych tematów. Recenzja Elroy and the Aliens musi więc zamknąć się konkluzją: to jedna z najciekawszych przygodówek ostatnich lat. Jeśli szukacie gry, która przypomni Wam, dlaczego pokochaliście ten gatunek – sprawdźcie ją. Albo jeżeli chcecie pokazać dzieciom, że gry wideo mogą bawić i uczyć jednocześnie – dajcie Elroyowi szansę. I przygotujcie się na cudowną podróż w czasie i przestrzeni.
Ja bawiłam się tutaj doskonale i na pewno długo tej przygody nie zapomnę!
PS Grę przejdziecie w sześć do dziesięciu godzin. Jej cena (niecałe 70 zł) jest idealna jak na to, ile treści dostajemy. Ale jeśli jeszcze nie jesteście pewni, czy to tytuł dla Was, odsyłam tutaj: ogrywamy demo Elroy and the Aliens.