Starcie z własną przeszłością. SpellForce 3 – recenzja gry

SpellForce 3 recenzja

SpellForce było jedną z ważniejszych gier mojego dzieciństwa, niniejsza recenzja dała mi zatem możliwość powrotu do starych czasów. Czy wspomnienia przetrwały konfrontację z rzeczywistością? A przede wszystkim, jakie zmiany przeszła sama marka?

Jako smark ograłam całkiem sporo gier. Zawdzięczałam to głównie temu, iż ojciec sam był graczem, w dodatku z dość liberalnym podejściem do PEGI. Moją biblioteczkę zdobiło mnóstwo tytułów. Niektórym nie poświęciłam nawet minuty, do innych zaś wracałam wielokrotnie. SpellForce było jedną z tych pozycji, które włączałam częściej niż rzadziej. Fabuła przypadła mi do gustu, choć zakładam, że w tym okresie nie byłam nazbyt wymagająca. To, co zapamiętałam najbardziej, to ta specyficzna mieszanka RPG połączona z elementami standardowego RTS–a. Właśnie ten element przesądził o tym, że niniejsza recenzja SpellForce 3 w ogóle ujrzała światło dzienne. Ostatecznie, kto nie lubi czasem znowu poczuć się dzieciakiem?

Magowie do rezerwatu (nie tylko w Dragon Age)

Z perspektywy fabularnej SpellForce 3 stanowi prequel do wydarzeń przedstawionych w Zakonie Świtu. Gracz wciela się w postać z rodu Tahar, dziecko szalonego maga o imieniu Isamo, który stał na czele rebelii zagrażającej całemu królestwu. Już w prologu dowiadujemy się, że nasz protagonista próbował wzniecić bunt we frakcji ojca. Decyzję tę nieomal przypłacił życiem – od śmierci uratowało go nadejście wojsk koronnych dowodzonych przez generała Noirę. Wykazał się on daleko idącą empatią, gdyż zdecydował się przygarnąć młodego Tahara (bądź młodą Tahar – o tworzeniu postaci jeszcze wspomnę) i wychować go (lub ją) na żołnierza Wilczej Straży. Kadet zaczyna więc nowe życie wśród ludzi, którzy niezmiennie kojarzą go (bądź ją) z przywódcą krwawej rebelii, mimo to stopniowo zaczyna budować swoją pozycję w wojsku. Jak łatwo się domyślić, ta jakkolwiek wątpliwa sielanka nie trwa długo. Tahar zostaje wrobiony (bądź wrobiona) w zabicie swoich towarzyszy broni i skazany (lub skazana) na karę śmierci.

Do powieszenia tudzież nabicia na pal ostatecznie jednak nie dochodzi. Spotkany w więzieniu kapłan zdaje się bowiem wierzyć, iż Tahar jest kluczem do rozwiązania problemu zarazy,  która nękała królestwo od paru miesięcy. Wskutek przystania na współpracę ze świątobliwym Tahar ucieka z więzienia, a następnie rusza na poszukiwania uczonego krasnoluda, mającego wskazać nam dalszą drogę. Wszystko wskazuje bowiem na to, iż klątwa ma swoje źródło w mitycznym mieście Mulandir.

SpellForce 3 recenzja

Klasyka opowiedziana na nowo

Taki sposób poprowadzenia fabuły niewątpliwie ma swoje zalety. Weterani będą mieli możliwość wychwycenia wszystkich smaczków, a nawet poznania przyszłych legend tego świata. Nowicjusze zaś mogą spokojnie zagłębić się w fabułę bez znajomości poprzednich części.

Jednocześnie jednak trzeba przyznać, że bez tego charakterystycznego sznytu, znanego nam chociażby z Zakonu Świtu, fabuła SpellForce 3 nie jest specjalnie odkrywcza. Mamy tu uciśnionych, acz skłonnych do okrucieństw magów, mamy elfy, zasadniczo uważające się za lepsze od całego gatunku ludzkiego, mamy w końcu zarazę niewiadomego pochodzenia, która, według niektórych, ma być tajemniczą klątwą. Gracz mający za sobą chociażby pierwszą część Dragon Age nie odczuje tu żadnych zaskakujących zwrotów akcji.

Niemniej jednak, przy pominięciu tej swego rodzaju wtórności narracji i pewnych błędów logicznych, trzeba przyznać, że fabuła prowadzona jest wartko. Nie jest to nic, co sprawi, że Wasze palce zamrą bez ruchu na klawiaturze i co będzie Was prześladować w snach. Jako element prostej i przyjemnej rozgrywki, radzi sobie jednak bardzo dobrze.

Idąc przez świat

Jak wspominałam już wyżej, gracz ma możliwość stworzenia własnej postaci. Obejmuje to zarówno wybór klasy, jak i określenie wyglądu postaci, choć trzeba przyznać, że w tym drugim obszarze możliwości pozostają raczej skromne. Mam wręcz wrażenie, że pole do popisu jest znacznie mniejsze niż w przypadku poprzednich odsłon. Twórcy dali nam do wyboru zaledwie kilka opcji w postaci fryzur czy twarzy, co uzupełnia szereg awatarów, mniej lub bardziej dopasowanych do stworzonych przez nas modeli. Miłośnicy rozbudowanych kreatorów postaci zapewne westchną tu z rozczarowaniem.

Pod względem buildów sprawa wygląda jednak zdecydowanie lepiej. Mamy tu do wyboru kilka klas postaci o określonych specjalizacjach. Z każdą z nich łączy się szereg umiejętności, zarówno aktywnych, jak i pasywnych, czasem uzależnionych też od rodzaju posiadanej przez nas broni. Choć wspomniane klasy stanowią swego rodzaju gotowe szablony, nic nie stoi na przeszkodzie, by customizować nasze drzewko umiejętności według własnych preferencji. W trakcie gry mamy też możliwość zresetowania naszych zdolności, w razie gdyby powstała kombinacja nie przypadła nam do gustu.

SpellForce 3 recenzja

Tu na razie jest ściernisko

Elementy RTS to standardowa część każdej odsłony SpellForce. Ze względów fabularnych są tu one wprowadzane inaczej, niż w poprzedniczkach, filozofia pozostaje jednak ta sama. W niektórych misjach przychodzi nam przejąć kontrolę nad daną frakcją i stworzyć armię, a przy tym zapewnić swojej osadzie odpowiednią liczbę surowców. Ich pozyskiwanie przebiega w dość standardowy sposób, sprowadza się bowiem do zbudowania określonego budynku i przydzielenia robotników do pracy. Pewnym ułatwieniem w zarządzaniu jest tu podzielenie mapy na sektory. Po zajęciu każdego z nich otrzymujemy informację, jakie surowce można pozyskać na danym obszarze. Większość z nich jest nieodnawialna, jednak rozwój technologii pozwala nam odkryć alternatywne metody ich wydobywania. Dla przykładu, po wyczerpaniu zwierzyny łownej możemy wyburzyć dom myśliwski i postawić farmę, dzięki czemu zapewniamy sobie tym stałą produkcję pożywienia.

Oprócz zasobów niezbędne jest kontrolowanie limitu populacji. Jego wysokość definiowana jest przez ilość odpowiednich domostw. Co istotne (i początkowo być może mylące), stawianie tych budowli nie ma wpływu na liczbę posiadanych robotników. Pojawiają się bowiem oni w przyczółkach, miejscach, które wyznaczają podział mapy na sektory. Jeśli chcemy zwiększyć ilość przyczółków i rąk do pracy, musimy zatem nieustannie poszerzać swoje terytorium i podbijać kolejne obszary. Co więcej, musimy te obszary utrzymać i nie pozwalać, by wróg zniszczył nasze przyczółki i pozbawił nas kontroli nad danym regionem.

System ten jest łatwy do opanowania, a dla wyjadaczy RTS może wręcz okazać się zbyt banalny. Najbliżej mu chyba do serii The Settlers, chociaż cechowała się ona bardziej rozbudowanym systemem zależności pomiędzy poszczególnymi budynkami. Jeśli najdą nas jakiekolwiek wątpliwości, gra posiada samouczek, który dość precyzyjnie określa, czego oczekują od nas twórcy.

Recenzja SpellForce 3 to też… lista problemów technicznych

Niestety, gra ma nieco problemów, które (gdy się ma na uwadze datę wydania) nie dadzą się już zakwalifikować jako problemy wieku dziecięcego. Przede wszystkim SpellForce 3 ma problem z tłumaczeniem. Po włączeniu dubbingu niemieckiego i polskich napisów zauważyłam duże rozbieżności między słowem mówionym a pisanym. Co więcej, w niektórych momentach gra przechodziła na angielski, mimo że w żadnym momencie nie wybrałam tego języka w opcjach. Sytuacja taka miała miejsce całkiem często, zwłaszcza w jednym z pierwszych rozdziałów. Nie utrudniało to gry, a w zasadzie było całkiem zabawne, jednak ciężko nazwać to przypadkowym pominięciem jednej czy dwóch linijek.

SpellForce 3 recenzja

Kolejnym problemem jest kulejące AI. Wielokrotnie zdarzało się, że wrogie jednostki utknęły na jakiejś przeszkodzie, ewentualnie trafiały w ślepy zaułek i nie umiały z niego wyjść. Jeśli był to celowy manewr wojskowy, to zdecydowanie się nie sprawdził.

Problemem jest też optymalizacja gry. Mimo niezbyt wysokich wymagań sprzętowych podczas rozgrywki mój komputer potrafił pracować mocniej niż przy przemierzaniu Ziem Pomiędzy w Elden Ring. W obu przypadkach miałam ustawione wysokie ustawienia graficzne. Czemu tak jest, to zapewne wiedzą tylko twórcy.

SpellForce 3 – finalne wrażenia z rozgrywki

Zdaję sobie sprawę, że moja pozytywna ocena może być spowodowana daleko idącym sentymentem. Niemniej jednak, jeśli szukacie niezbyt wymagającego tytułu z prostą, acz całkiem wciągającą fabułą i lubicie klasyczne motywy, SpellForce jest grą, której warto dać szansę. Trzecia część cyklu jak najbardziej może być Waszym pierwszym kontaktem z serią. Być może zachęci Was ona do odkrycia świata, który wciąż ma całkiem sporo do zaoferowania.

Recenzja powstała dzięki współpracy z GOG.com. Dziękujemy!

Scroll to Top