Lara Croft to jedna z najważniejszych kobiecych postaci w historii gier wideo. Przez lata powstała cała masa gier z tą bohaterką w roli głównej. Czy zatem warto wracać do źródła, czyli odświeżonych pierwszych trzech części, dowiecie się z recenzji Tomb Raider I-III Remastered.
W latach 90. i na początku dwutysięcznych nadal panowało przeświadczenie, że gry są medium skierowanym do mężczyzn, zatem nieoceniony jest w nich silny męski protagonista. Lara Croft znacząco wyróżniała się na tle napakowanych postaci, choć swoje też potrafiła. Pani archeolog nie była damą w opresji, wpadającą w kłopoty za sprawą byle oprycha. To osoba równocześnie silna i kobieca, która sama radzi sobie z problemami. O jej odświeżonych przygodach przeczytacie w recenzji Tomb Raider I-III Remastered.
„Chciałbym być tą liną”
Nie ulega jednak wątpliwości, że pierwotnie panny Croft także nie brano na poważnie. Sama doskonale pamiętam liczne screeny w czasopismach o grach, gdzie bohaterka wciągała się po linie, którą pragnęli stać się recenzenci. Nieco więcej na temat seksualizacji postaci kobiecych przeczytacie w naszym artykule. Z drugiej strony, wiele kobiet bardziej zainteresowało się medium. W końcu dostały postać, z którą łatwiej było się utożsamić.
Często postaci z ekranów kin i kart książek przenoszono do gier, natomiast w przypadku protagonistki Tomb Raider było odwrotnie. Filmy z przygodami Lary Croft można odbierać różnie, jednak od strony producenckiej potraktowano go z należytą powagą. Wystarczy spojrzeć na budżet oraz obsadę aktorską i marketing.
Zapraszam w moje skromne progi
Każdy szanujący się podróżnik musi się odpowiednio przygotować do swoich wojaży. W przypadku Lary, której eskapady grożą trwałym kalectwem, prócz spakowania bagaży, należy nieco poćwiczyć. Rolę świetnie zaimplementowanego w rozgrywkę samouczka pełni rezydencja bohaterki. W przepięknym domu panny Croft możemy sprawdzić się w skokach, chwytaniu się krawędzi, pływaniu. Nie warto tego bagatelizować, ponieważ podczas szukania skarbów nasze tempo i precyzja będą kluczowe.
W tym momencie warto wspomnieć o jednej z najbardziej poniewieranych postaci w historii gier. Winston to lokaj rodziny Croft, który dbając o nawodnienie protagonistki chodzi za nią z tacą i napojem. Niech pierwszy rzuci kamieniem, kto nigdy nie próbował zamknąć go w lodówce. Sama robiłam to z wielką ekscytacją, grając w Tomb Raider III na PlayStation, jednak nasz bohater pojawia się już w drugiej części. Po latach bawi tak samo, podobną fascynację wzbudzało we mnie usuwanie drabinek w Simsach.
Komu w drogę, temu uzi
Każda z trzech części Tomb Raider Remastered, przedstawiona w tej recenzji, pozwala nam poznać zupełnie inny kawałek świata. W pierwszej części trafimy do Peru, Grecji, Egiptu i Atlantydy. Kontynuacja prowadzi nas do Chin, Wenecji i okolic Tybetu. W końcu trójka, zamykająca remaster, prezentuje Indie, Anglię, Nevadę, tereny wokół Pacyfiku i Atlantydę. Jak można zauważyć, prócz ostatniej lokacji postawiono na zupełnie różne miejsca, pozbawione oczywistego wspólnego mianownika.
Warto podczas rozgrywki dokładnie eksplorować naszą przestrzeń. O ile amunicja do pistoletu jest nieograniczona, tak już lepszą broń trzeba sobie zdobyć. Wiadomo, że dzieje się to kosztem pewnego realizmu, mimo wszystko dobrze kolekcjonować apteczki, magazynki i flary. Tę grę da się ukończyć przeczesując lokacje, ale najlepiej smakuje dokładne odkrywanie sekretów przygotowanych przez twórców. W końcu każdy szanujący się archeolog nie szuka tego, co już znane.
Indiana Jones w szortach
Gra gatunkowo jest zręcznościówką z elementami logicznymi, ale nie tylko źle wycelowany skok może nam zrobić krzywdę. Już na wczesnych etapach trafimy na niedźwiedzie, wilki, pumy, tygrysy czy nietoperze niszczące Larze fryzurę i wysysające krew. Z niektórych ścian wydobywają się strzały. Słynne spadające podłogi również się trafią, o zbyt długim przebywaniu pod wodą nie wspominając.
Bardzo często, gdy mówimy o archeologii czy poszukiwaniu skarbów w popkulturze, mamy skojarzenie z serią Indiana Jones, czy późniejszym Uncharted. Pierwsze przygody Lary nie są tak zabawne i pełne gagów. Trudno uznać Tomb Raider I-III Remastered za bardzo poważną grę, co zresztą wynika także z tej recenzji, jednak zawsze kojarzyła się z surowym klimatem. Współcześnie kontuzje Lary nie robią takiego wrażenia, ale pod koniec lat 90. jej upadek z wysokości, wyzerowany pasek życia i ostatni jęk były bardzo sugestywne.
Dziennik podróży
Choć każda z trzech gier ma swoją odrębną fabułę, powody, dla których Lara rusza w drogę, nie wydają się zbyt istotne. Wspomnę jednak, co nam przedstawia intro, gdyż to w nim rozpoczyna się przygoda archeolożki. W pierwszej części Lara zostaje wynajęta do tego, by odnalazła Scion, peruwiański skarb. Udaje jej się to, lecz koniec podróży okazuje się tak naprawdę jej początkiem. W kontynuacjach Lara bierze sprawy w swoje ręce i w pojedynkę poszukuje kosztowności i artefaktów, ale okazuje się nie być jedyną osobą podążającą ich tropem.
Na trasie, prócz przeskoków, dzikich zwierząt i ludzkich rywali, w drodze do celu czeka nas trochę zagadek logicznych. Nie są szczególnie skomplikowane, ale wymagają sporej szybkości. Wciśnięcie wajchy w jednej części lokacji wymaga błyskawicznego przemieszczenia się w kierunku zamykających się drzwi. Sytuacja się komplikuje, gdy taki manewr musimy wykonać pod wodą, gdzie trzeba dodatkowo śledzić poziom tlenu bohaterki. Czasem trzeba będzie znaleźć klucz, jednak całość da się podsumować zdaniem pochodzącym z suchego powiedzonka, „Mateusz, wajchę przełóż”.
Prowadź mnie
Gra o charakterze zręcznościowym, jak już padło, wymaga ogromnej precyzji. Umiejętności gracza to jedno, ale sterowanie to zupełnie inna bajka. W tym wypadku bliżej jej do Happy Three Friends niż przyjemnej dobranocki. Przede wszystkim, przyciski na klawiaturze dobrane są bardzo nieintuicyjnie. Mamy możliwość zmiany, niemniej polecam, by bez pada się do gry nie zbliżać. Ryzyko rzucenia nim w ścianę jest mniejsze niż w przypadku klawerki, ale nigdy żadne.
Tym bardziej, że to też nie jest idealne rozwiązanie. Nie doszłam do tego, czy to leży po stronie gry, czy sprzętu, ale miałam ogromny problem z responsywnością na padzie. Jeżeli chcecie rozpędzić się, by wykonać dłuższy skok, musicie odpowiednio wcześniej zasugerować to Larze. Na plus z pewnością wypada pomoc przy celowaniu. Kiedy pojawia się zagrożenie, kamera najeżdża na przeciwnika, zaś pistolety archeolożki momentalnie są w gotowości do pozbycia się wroga. Ponownie możemy poszperać nieco w ustawieniach, w zależności od tego, czy chcemy mieć nieco bardziej przystępne podejście, czy też zaliczyć powrót do przeszłości.
Muszę w tym miejscu zaznaczyć, że jeśli macie możliwość, skorzystajcie z gry na konsoli. Sama więcej czasu poświęciłam tej wersji i choć tam sterowanie nie jest pozbawione wad, nieco lepiej wypadają te skoki. W wersji na Windowsa pewne partie przechodziłam na padzie, a dalekie odległości przeczesywałam klawiaturą, w innym przypadku Lara za nic nie chciała się złapać krawędzi. Zdarzały mi się przestoje liczące kwadrans, kiedy robiłam wszystko, by przetransportować bohaterkę z jednej platformy na drugą. Muszę jednak przyznać, że ta gra wjeżdża na ambicję, dlatego nie robiłam tego wyłącznie z redaktorskiego obowiązku.
Ja i ściana jesteśmy jednością
Jak na remaster przystało, dostajemy odświeżoną wersję trylogii. Grafika jest ładna, ale niezbyt przesadzona, co też przekłada się na przystępne wymagania sprzętowe. Jeżeli jednak tęsknimy za starymi czasami lub po prostu chcemy zobaczyć, jak to drzewiej bywało, możemy w dowolnym momencie gry zmienić widok. Nowe, nasycone kolory zmieniają się w szarości, a Larze nadają na nowo kształty niesfornych polygonów. Choć częściej grałam w wersji odnowionej, kilka razy korzystałam z tej graficznej opcji, co też świetnie wpływało na klimat. Na mnie na pewno zadziałała dodatkowo giereczkowa nostalgia, trudno mi ocenić, na ile nowi gracze wczują się w ten styl.
Największy uśmiech na mojej twarzy wzbudzało jednak co innego. To deklaracja twórców, którzy zapewnili, że wpadki wizualne nie zostaną w remasterze poprawione. Dzięki temu nasza bohaterka będzie częściowo przenikała przez ściany, skały i wszelkie inne dostępne przedmioty. Ma to swój ogromny urok, stanowi fajne mrugnięcie oka do odbiorcy, szczególnie tego leciwego. Co więcej, w żadnym momencie gry mi to nie przeszkadzało. Jako wiekowa adresatka takich zagrań doceniam to mocno i muszę podkreślić w recenzji Tomb Raider I-III Remastered.
Dźwięki ludzkiej męki
Tomb Raider z czasów PlayStation nie kojarzy się z jakimś szczególnie rozbudowanym soundtrackiem. To dość logiczne, gdy przychodzi nam mierzyć się z grą, w której zewsząd czyha na nas zagrożenie. Musimy mieć nie tylko oczy dookoła głowy, ale i wyraźnie słuchać, skąd może dochodzić dźwięk jakiegoś dzikiego zwierza. O ile sama muzyka w grze aż tak nie chwyta, z wyjątkiem fantastycznego motywu głównego, tak udźwiękowienie brzmi świetnie.
Podróżując z Larą będziemy świadkami całego wysiłku, jaki wkłada. Łapanie haustów powietrza po wynurzeniu się z wody, stękanie podczas wciągania się na większe granie. Czuć, że choć wojaże bohaterki to dla niej nie pierwszyzna, wiele rzeczy przychodzi jej z trudem. Dodaje to realizmu rozgrywce i wzmacnia immersję.
Kamera, akcja!
Żeby nie było tak cukierkowo, o wadach też trzeba wspomnieć. Nie polecam sięgania po Tomb Raider I-III Remastered w godzinach nocnych, gdyż Wasze soczyście wykrzyczane przekleństwa mogą być powodem do wezwania policji. W tej grze liczy się dosłownie każdy ruch, prawie jak w szachach, aż tu nagle, z jakiegoś powodu, kamera płata nam figle. Co prawda sama Lara nadal porusza się w kierunku, w którym stoi, jednak ciężko ocenić, jaki należy wykonać skok oraz co na nas czyha po drugiej stronie. A należy wspomnieć, że nieraz czeka nas kombinacja: skok, zapalenie światła, strzelanie. To potrafi frustrować. Chwaliłam najazd kamery na wrogów, ale cała reszta jest loterią.
Muszę Was ostrzec przed jeszcze jedną rzeczą, która często mnie wpuszczała w maliny i także poszerzała zakres mojego słownictwa pochodzenia łacińskiego. Stan gry możemy zapisać w dowolnym momencie gry. Trzeba jednak o nim pamiętać, gdyż jak i w oryginale nie dostajemy opcji autosave. Nie to jest jednak tak irytujące. By zapisać grę, trzeba w menu pauzy sięgnąć po paszport Lary. Jednakże, najpierw wyświetla się w nim opcja wczytania rozgrywki. Wszystko to jest wyraźnie napisane, ale czasem po przejściu trudnego i stresującego etapu, gdy chciałam jak najprędzej zapisać, wczytywałam grę. Nie muszę tłumaczyć, jak na to reagowałam, gdy po wielu próbach wracałam do punktu wyjścia.
Lara wciąż na tronie – finalne wrażenia z gry Tomb Raider I-III Remastered
Przewodni tytuł muzyczny nosi tytuł Vertigo. Słowo to może oznaczać z języka łacińskiego obrót, ale również zawrót głowy. Drugie wyjaśnienie dużo bardziej pasuje do recenzowanej trylogii. To właśnie czułam, gdy usłyszałam kompozycję Nathana McCree’go, tak doskonale znaną od dzieciństwa. Piszę o tym wszystkim w sensie pozytywnym. Jak pokazuje Wam ta recenzja, Tomb Raider I-III Remastered to nadal świetne gry. Nadal także trudne, pedantyczne, ale godne uwagi, choć warto przypomnieć, że debiut oryginalnych części przypada jeszcze na ubiegły wiek.
Odmłodzona Lara wciąż ma to coś. Mnóstwo zawartości ukrytej w grze, wiele sposobów na to, by osiągnąć swój cel, ale i stracić życie. Fenomen serii Dark Souls pokazuje, że w naszych grotekach trudnych produkcji nigdy za wiele, a trzycyfrowa liczba trofeów zachęca do tego, by wybrać się z bohaterką w kolejną podróż. Pakujcie bagaże, bierzcie paszport, czas ruszać w drogę, nie ma co czekać do Sylwestra!
Screeny pochodzą ze strony gry na platformie Steam.
Recenzja Tomb Raider I-III Remastered powstała dzięki uprzejmości Crystal Dynamics, które udostępniło nam klucz. Dziękujemy za zaufanie!