Czy można jednocześnie zakochać się w grze i mocno się nią rozczarować? Zachwycać, ale i nieszczególnie polecać? Włóczykij: Melodia Doliny Muminków jest, niestety, dowodem na to, że można, a niniejsza recenzja wyjaśni dlaczego.
Od pierwszych zapowiedzi czekałam na premierę tego tytułu. Nie tylko jako fanka Muminków samych w sobie, ale również jako miłośniczka cozy gier. Z zakupem czekałam jednak do momentu, aż cena nieco spadnie z proponowanych na Steam 79,99 zł. I mam teraz poczucie, że ta taktyka była jak najbardziej słuszna. Bo cztery godziny prostej rozgrywki nie były tego warte. I to nawet jeśli wezmę pod uwagę rozgrzewające serduszko sentymenty. Jeśli wolicie wersję wideo, zapraszamy na nasz kanał na Youtube:
Świat, który zachwyca
Nie da się ukryć, że dwa elementy Melodii Doliny Muminków zachwycają szczególnie. Chodzi, rzecz jasna, o grafikę – opartą na pracach Tove Jansson, autorki książek o przygodach Muminków. A także o muzykę Ody Tilset i Sigur Rós. Te dwa elementy tworzą niesamowity klimat tej opowieści i sprawiają, że aż chce się w nim zatopić. Momentami ściskało mnie nawet wzruszenie, szczególnie w momentach, gdy bohater zatrzymywał się na chwilę i oddawał kontemplacji. Właśnie za to kocham gry typu cozy – za ukojenie, otulenie i te chwile, gdy wszystko inne przestaje się liczyć.
Niestety tylko te dwa aspekty Melodii Doliny Muminków zasługują na szczególne wyróżnienie. Cała reszta, cóż, okazała się pewnym rozczarowaniem.
A było to tak…
W grze wcielamy się w doskonale znaną miłośnikom twórczości Jansson postać Włóczykija. Bohater powraca w ukochane strony i odkrywa, że Dolina Muminków zmieniła się nie do poznania. Zamiast spotkania z dawnym przyjacielem Muminkiem, który – tak swoją drogą – gdzieś przepadł, musi rozpocząć misję ratowania okolicy.
Głównym zadaniem Włóczykija będzie odnalezienie Muminka i przywrócenie porządku w Dolinie. Jednak zanim do tego dojdzie, czeka go sporo wyzwań. Misje poboczne obejmują wyszukiwanie przedmiotów, pokonywanie przeszkód i eksplorację. Wymagają też podejmowania dialogów z napotkanymi w okolicy osobami. Miłośnicy Muminków z pewnością nieraz się uśmiechną na widok doskonale znanych postaci. Mała Mi, Panna Migotka, Bobek, Mamusia i Tatuś Muminka – to tylko niektóre z osób, z którymi przyjedzie się Włóczykijowi spotkać. A także wykonać dla nich jakieś zadanie.
Dojście do końca fabuły i wypełnienie głównej misji wymagać będzie od gracza odrobiny sprytu i logicznego myślenia. Przyda się także dobry refleks, kiedy spotka na swej drodze policjantów czy leśne dzieci. Reszta zadań to już powolna eksploracja okolicy, zatem przez większość fabuły da się przejść bez większego stresu.
Coś tu nie gra
Rozwój postaci Włóczykija odbywa się za pośrednictwem punktów natchnienia. Zdobyć je można poprzez spacery po okolicy i kontakt z przyrodą. Na przykład wbiegnięcie w krzewy czy grzyby. W miarę postępu fabuły bohater zyskuje możliwość wykorzystywania kolejnych instrumentów, które z kolei służą interakcji z różnymi stworzeniami.
Instrumenty są trzy i każdy pełni inną rolę (co przywołuje skojarzenia z rozgrywką w Creatures of Ava). Bębenkiem odstraszymy na przykład mrówki, harmonijką wprawimy w ruch ptaki, a fletem odgonimy rój os. Każde z tych działań czemuś służy – a to odsłonięciu drogi, a to zdobyciu możliwości przejścia. Nie jest to specjalnie skomplikowane i gdy już zrozumiemy mechanikę gry, łatwo nam będzie podejmować interakcje z kolejnymi stworzeniami.
A propos mechaniki – bardzo słabo zostało rozwiązane poruszanie się po kamieniach czy powalonych pniach drzew. Musimy odpowiednio trafić kursorem, zamiast po prostu płynnie po nich przejść. Nie przekonuje mnie także pasek staminy, który maleje, ilekroć zaczniemy bieg. Jest to strasznie irytujące, gdy musisz przemieścić się z jednego krańca mapy na drugi i co parę kroków tracić siły.
Rozumiem, że do klimatu gry pasuje niespieszne jej eksplorowanie, ale wolałabym mieć wybór. Jesteś fanem spacerków po okolicy? Spaceruj. Wolisz się przebiec? Biegnij. No ale niestety – tutaj ktoś z góry narzuca jeden styl gry – i dla mnie nie jest to przyjemne.
Rozczarowujące zakończenie
Największym rozczarowaniem pozostaje dla mnie zakończenie gry Włóczykij: Melodia Doliny Muminków. Nie pod kątem fabularnym – bo historia kończy się ciepło i wzruszająco. Ale tym, że po napisach końcowych nie mamy możliwości swobodnego powrotu do gry.
Finalne zadanie wykonałam, zanim wypełniłam wszystkie misje poboczne i zanim odwiedziłam każdy zakamarek mapy. Nie mogę teraz jednak wrócić do wybranych rozdziałów. Opcja „kontynuuj” przenosi mnie w połowę ostatniego zadania, nie dając pełnej swobody działania.
Jeżeli graczowi zależy na zaliczeniu wszystkich steamowych osiągnięć, a pominął te, na których zdobycie mamy tylko jedną szansę – przepadło. Pozostaje zacząć rozgrywkę od nowa. Jak na prostą grę typu cozy, to naprawdę niepotrzebne utrudnienie.
Mało nas, mało nas
Rozczarowanie zakończeniem to nie jedyny problem, jaki muszę przedstawić w recenzji Włóczykij: Melodia Doliny Muminków. Sama gra ma niestety bardzo mało treści – i to także boli. Spotykamy na swojej drodze sporo postaci, ale tylko Małej Mi poświęcono więcej uwagi. Podejmujemy z nią kilka interakcji, wspólnie eksplorujemy świat i nieraz możemy uśmiechnąć na widok jej sarkastycznych tekstów. Inni wciśnięci są tutaj tylko symbolicznie – żeby wymienić z nimi dwa zdania albo coś dla nich znaleźć.
To zdecydowanie za mało jak na tak bogaty świat. I to świat oferujący bohaterów będących typowymi „samograjami”, bo przecież ktoś już te postacie napisał. Wystarczyło po prostu poświęcić im więcej uwagi.
Wnioskując po zapowiedziach gry, spodziewałam się także większej liczby zadań muzycznych. Tych jest niestety niewiele i nie mają w sobie zbyt wiele różnorodności. W tym przypadku także mam poczucie niewykorzystanego potencjału.
No i przede wszystkim – jest to kolejny argument przemawiający za tym, że gra nie jest warta swojej pierwotnie ustalonej ceny.
W 32. odcinku grajmerkowego podcastu poruszaliśmy temat cen gier i tego, czy długość rozgrywki powinna mieć znaczenie w kontekście ceny. Moim zdaniem – nie. Jeżeli gra oferuje cztery godziny rozgrywki, ale idą za tym odpowiednie emocje i głębia – nie musi kosztować czterdziestu złotych. Jednak, jeżeli jej wartość zamyka się w tym, że jest ładna i ma dobrą muzykę – dla mnie to za mało. Dlatego właśnie uważam, że tytuł ten wyceniony został o co najmniej trzydzieści złotych za dużo.
Ostatecznie może być. Włóczykij: Melodia Doliny Muminków – finalne wrażenia
Choć mam świadomość, że niniejsza recenzja gry Włóczykij: Melodia Doliny Muminków jest w dużej mierze krytyczna, to… nie będę wspominać tego tytułu bardzo źle. Spędziłam tu kilka przyjemnych godzin. Przypomniałam sobie dzieciństwo. Z przyjemnością eksplorowałam kolejne zakamarki. Ba, nawet czerpałam dużo frajdy z zadań niepasujących do gatunku cozy, na przykład ucieczek przed policją. Dałam się też otulić muzyce i wzruszyłam niektórymi widokami i scenami. To naprawdę ciepła, wartościowa, niegłupia gra. Gra, która może rozczaruje miłośników twórczości fińskiej pisarki, ale jednocześnie znajdzie wielu zadowolonych odbiorców. Dlatego choć nie mogę jej polecić ze szczególnym przekonaniem, to i tak uważam, że warto się jej przyjrzeć.
Na jesienne wieczory będzie jak znalazł.