Wpuszczeni w pustynię. Starsand – recenzja gry (demo)

Starsand recenzja gry demo

Green Hell dla ubogich? The Forest dla naiwnych? No… nie. To recenzja Starsand, które po drugim, trzecim i czwartym razie wydaje się być naprawdę niezłe – jak na demo.

Jestem sceptykiem. Tak po prostu, nie tylko względem życia, ale przede wszystkim gier. Szczególnie, gdy wcześniej zagram w coś naprawdę genialnego, a potem zabiorę się za testowanie czegoś, co na ten moment ma jedynie wersję demonstracyjną. Cóż, demo Starsand nie zrobiło na mnie początkowo zbyt dobrego wrażenia. Ale gdy tak pograłam kilka razy i przestałam porównywać tytuł z innymi znanymi mi survivalami, dotarło do mnie jedno – ta gra ma potencjał. Skupmy się zatem na recenzji demo Starsand i tekście (prawie) właściwym.

„Nie lubię piasku. Jest szorstki i drażniący. Wszędzie się wciska”

Jak wiecie, lub nie, Anakin Skywalker miał słabe doświadczenia z pustynnym Tatooine. I dzięki niemu – lub przez niego – takie skojarzenia nasunęły mi się od razu po odpaleniu demo Starsand. Bo tak: nasza postać budzi się w jakimś trzymającym się na ślinę i słowo domu (chyba), wszędzie leży ten przeklęty piasek, którego samo wyobrażenie sprawia, że od razu zaczynam się drapać i co? No, okazuje się, że bohater ma przegwizdane. A dlaczego?

W trakcie jakiegoś pustynnego biegu rozpętała się ogromna burza piaskowa, przez którą stracił on orientację w terenie, a potem obudził się gdzieś na środku pustyni. Wyszedł z tych czterech niepewnych ścian, a przed nim rozpostarło się… ? Zgadliście. Morze piasku. I teraz bezimienny bohater jakoś sobie z tym wszystkim musi poradzić

Wszędzie ten przeklęty piasek! Czy to Tatooine?

„Daleko jeszcze? No to daleko, czy nie?!”

Niespecjalnie. Po postawieniu kilkunastu kroków i zejściu z wydmy naszym oczom ukazuje się oaza. Przyznam szczerze – moją pierwszą myślą było: „FATAMORGANA? Czy to zniknie, gdy podejdę?”, ale pohasałam szybko na miejsce i wszystko to okazało się bardzo realne. Od razu natknęłam się na dreptające skorpiony (jeszcze szybciej pogalopowałam w przeciwnym kierunku) i, co wydało mi się dziwne, na kumkające żaby. No ale okej, nie zastanawiałam się nad tym potem specjalnie. Skupiłam się na jednym – zbieractwie. Choć wcześniej wzięłam bidon – mój skarb, który jako jedyny pozostał mi po felernym maratonie – i napełniłam go wodą. Która w samej oazie okazała się niezbyt dopracowana. Do pewnego momentu można po niej iść jak po piasku, by w innym miejscu wpaść pod jej taflę i ujrzeć… więcej piasku. Ale dobra, skupmy się na innych rzeczach.

Przypominam (Wam i sobie): to jest recenzja wersji demo Starsand, więc nie wszystkie aspekty gry huczą i buczą. Albo grają i buczą, jakoś tak. 

Czy to Gucci, Prada, Chanel? Nie! To styrany piaskiem i słońcem maratończyk. Z zatruciem pokarmowym.

„Trochę się to kojarzy ze stanem surowym, ale robimy postępy…”

W demo Starsand, jak w przypadku każdego innego survivalu, spodziewałam się jakiejś tam mechaniki craftingu. Nie we wszystkich produkcjach jest to zrobione sensownie, natomiast tutaj, co mnie zaskoczyło, przedstawiono kwestię nad wyraz jasno i klarownie. Fakt – graficznie mogło być lepiej, ale to tak naprawdę pierdoła. W końcu mogłam wrzucić kilka sztuk jednej rzeczy do tworzenia, zamiast robić mozolnie po jednym sznurku czy strzale do łuku. Brawo Tunnel Vision Studio – TAK TRZYMAĆ.

Kilka strzał, milordzie?

Kolejnym plusem jest to, jak intuicyjnie zostało wszystko stworzone. Nierzadko survival nie daje nam żadnych wskazówek, jak stworzyć jedno czy drugie, albo wszystko jest to tak zagmatwane, że najtęższe umysły mają z tym problem. Tutaj natomiast tak nie jest. Jakkolwiek bolało mnie, że w wersji demo Starsand mamy niewielką ilość przedmiotów do wykonania, tak nadal przyjemnie strugało się ten łuk. Czy siekierę do ścinania drzew. 

W formie tabeli dostaliśmy wykaz tego, czego potrzebujemy, aby wykonać to, co nam się zamarzyło. Zawiera ona (co widać na powyższym screenie) nazwę części, wymaganą ilość i ile tego ewentualnie posiadamy w swoim ekwipunku. Sensownie, prawda? Dzięki temu od razu mamy wprost ukazane, czego jeszcze potrzebujemy.

Nie ukrywam – zapowiedzi ze Steama napaliły mnie trochę i bardzo chciałam w tej wersji demo zbudować chociaż ze dwie ściany i zrobić dach z liści palmowych. Brak takiej możliwości odrobinę mnie rozczarował, ale liczę na to, że w pełnej wersji rozwinę swoje zapędy Boba Budowniczego i postawię sobie piękny domek. Albo dwa. Ewentualnie siedem.

Płoniee ogniiisko w leeesieee… A, nie. Na pustyni.

„Ja osobiście to bym zjadł cokolwiek”

Czy w demo Starsand odczuwamy głód? Odczuwamy. A nawet i pragnienie. Możemy się dorobić również obrażeń od zbyt wysokiej temperatury. Ta kwestia została ujęta całkiem nieźle. W końcu nie od dziś wiadomo, że na pustyni w ciągu dnia temperatura osiąga ponad 40 stopni Celsjusza, by w nocy spaść niemal do 0 stopni. Dlatego jeśli nie osłonimy się przed słońcem lub nie rozpalimy ogniska nocą nakładane są na nas debuffy w postaci obrażeń. A gdy zjemy coś przypominającego arbuza? Nasze jelita nas znienawidzą. Na ten moment nie wiąże się to jeszcze z innymi nieprzyjemnościami, prócz powolnego ubywania stanu zdrowia i szybszego odwadniania (co szybko mija). 

Kolejnym sposobem na znalezienie pożywienia, prócz zbierania kokosów i innych ananasów, jest polowanie. Dzięki craftingowi możemy dość szybko wyposażyć się w łuk oraz strzały (ewentualnie we włócznię, której nie polecam, bo nie można nią dźgać, tylko rzucać) i wyruszyć, by ubić zwierza. Tutaj mechanika mocno przypomina tę z Green Hell czy Skyrima. Ot, ciukasz i ciukasz, aż nie padnie. Koniec pieśni. Ale liczę na to, że w pełnej wersji gry całość będzie płynniejsza i że dostaniemy więcej rodzajów broni. Serio, te włócznie to dramat. Wracając – gdy już ubijemy zwierzątko, którego nazwy nie potrafię przytoczyć (wygląda jak taki Bambi, tylko z rogami, ale nie przypomina jelonka, a strona Starsand na Steamie nie pomaga w ustaleniu konkretnej rasy), wydobyte z niego mięso możemy sobie upiec na naszym ognisku. Wiadomo, tego typu pożywienie zapełnia nam pasek głodu zdecydowanie lepiej niż zjedzony banan.

Piękny ten księżyc. Księżyce.

Ten survival to dobry, czy niedobry?

Generalnie to dobry! A recenzja wersji demo miała się pojawić szybciej, jednakże, co już ujęłam na początku, musiałam Starsand ograć kilka razy. I nie tylko dlatego, że odczuwałam silną potrzebę aby stworzyć jak najwięcej przedmiotów, lecz głównie po to, by docenić potencjał tej produkcji. I jakoś wszystko przetrawić. Ciężko było mi odsunąć to mimowolne porównywanie produkcji do uwielbianego przeze mnie Green Hell, niemniej, gdy w końcu się udało, dostrzegłam jedno – zapowiedź dobrego survivalu. 

Co prawda, jak to w demówce, jest trochę koślawo, aczkolwiek zadowalająco. Grafika należy do przyzwoitych i jak dla mnie nie potrzebuje specjalnych usprawnień. Ot, dodałabym może ślady stóp na piasku, bo tak dziwnie dreptać przez pustynne morze i nie zostawiać za sobą niczego. Sprawdzałam kilka razy! Poza tym ciekawią mnie jeszcze tylko dwie kwestie: czy będzie w przyszłości opcja multiplayer oraz czy otoczka fabularna będzie miała jakikolwiek późniejszy wpływ na to, co tam będziemy w grze poczyniać. Bo nie ukrywam, w survivale najlepiej gra się z kimś, a opcja ewentualnego wydostania się z pustyni wydaje się ciekawa. Choć nie musi być obligatoryjna.

Podsumowując – demo Starsand ma zadatki na przyjemną grę survivalową, o której informacje na pewno będę śledzić i jak wypłata pozwoli, zakupię dla siebie klucz na Steamie. Premiera gry nie została jasno określona, aczkolwiek według informacji podanych przez producentów możemy ujrzeć pełną wersję w pierwszej połowie tego roku. Trzymam za to mocno kciuki i nie mogę się doczekać, aż postawię na tej wielkiej pustyni swój pierwszy dom. 

 

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top