Zapraszam Was do przeczytania historii – znanej też jako recenzja A Date with Death – o tym, jak jednocześnie rozkochałam w sobie Śmierć i jej uniknęłam.
Nie od dziś gry próbują spersonifikować śmierć. Kto nigdy nie zastanawiał się, jak Mroczny Kosiarz z Simsów wygląda pod tym edgy kapturem, niech pierwszy rzuci kamieniem. A Date with Death, które omówię w tej recenzji, również poszło w tym kierunku. Co prawda, tutaj kapturów brak, a zamiast tego uosobienie zguby wygląda jak typowy członek zespołu k-popowego, ale nadal jest ciekawie.
Za A Date with Death odpowiada Two and a Half Studios, specjalizujące się właśnie w visual novelach. Mają na swoim koncie jeszcze trzy inne gry, jednak żadna z nich nawet nie zbliżyła się popularnością do omawianej produkcji. W momencie pisania tej recenzji A Date with Death ma ponad sześć i pół tysiąca recenzji, przy czym 98% to te pozytywne.
Dzień dobry, zastałem Jolkę?
Czym więc jest ten niepozorny tytuł? Darmową visual novelą, w której Mroczny Kosiarz puka do naszej… skrzynki odbiorczej. Rozgrywka opiera się bowiem głównie na wymianie wiadomości czy rozmowach wideo z tajemniczym jegomościem. Nasz czas pośród żywych dobiega końca, a Grim (bo tak początkowo każe się nazywać nieznajomy) musi pozyskać naszą duszę. Oczywiście nie planujemy tak po prostu mu jej oddać, a nasz upór prowadzi do ciekawego zakładu. Łowca ma tydzień, by nas zabić, a jeśli zawiedzie, upiecze się nam.
Nie ukrywam, że fabuła zaciekawiła mnie już od samego początku. Naszą postać przez większość życia spotykały wyjątkowe sytuacje – czasami prawie spadło na nią pianino, innym razem wplątała się w wypadek samochodowy. Do tej pory zawsze jednak wychodziła z tego bez szwanku. Czy powinna umrzeć już wcześniej, ale głupim szczęściem udało jej się tego unikać? Co się stało, że Grim właściwie się nią zainteresował? Cóż, wiem… ale oczywiście nie powiem. Musicie zagrać sami.
To ja, typ niepokorny
W grze dostępny jest kreator postaci. Jak na standardy visual noveli, pozwala na całkiem sporo, jednak nie spodziewajcie się fajerwerków. Możemy wybrać typ sylwetki, twarz i wszystko na niej, a także ubiór i fryzurę. Dostosujemy też imię, zaimki czy nawet to, jakie komplementy preferujemy.
Personalizacja obejmuje też nasz mały pokój, który będziemy oglądać na początku każdego dnia. Dostosujemy ozdoby na ścianach, kolor pościeli i milusińskiego, który z nami mieszka. Finalnie możemy również, choć w minimalnym stopniu, dostosować nasz profil na czacie. Za naszą namową Grim pozwoli nam zmienić nick, opis i awatara.
Jak widać, nie są to więc spektakularne możliwości, ale pozytywnie wpływają na immersję. Zwłaszcza możliwość posiadania zwierzęcia okazała się miłą niespodzianką, bo nie jest to zbyt częste w grach z tego gatunku.
Masz nową wiadomość
Sama rozgrywka, jak to w większości visual noveli bywa, nie jest specjalnie skomplikowana. Każdego dnia możemy podjąć szereg innych aktywności, zanim przejdziemy do czatowania. W naszym pokoju znajduje się roślinka do podlania, zwierzątko do pogłaskania i drzwi do podsłuchiwania sąsiadów. W każdym przypadku warto pamiętać o regularności, bowiem czekają na nas osiągnięcia do zdobycia. Kiedy już zajmiemy się (lub nie) tymi pobocznymi sprawami, przechodzimy do laptopa. Tam czeka na nas nie kto inny, jak Grim. Piszemy, poznajemy się, nieraz nabijamy z niego, że coś mu nie idzie zdobycie naszej duszy. Mamy oczywiście wybór, jak dokładnie potraktujemy rozmówcę, chociaż nie da się ukryć, że nasza postać jest całkiem wredną osobą. Jednak, biorąc pod uwagę sytuację, czy można się dziwić jej cynicznemu podejściu do życia?
Wszystkie decyzje prowadzą nas do jednego z kilku zakończeń. Nie będę tu oczywiście zdradzać dokładnie, co i jak, ale uwierzcie, że A Date with Death potrafi zaskoczyć. Po drodze nie brakuje całkiem ciekawych zwrotów akcji, a jedna ze ścieżek może przedwcześnie zakończyć przygodę. Warto więc często zapisywać grę, żeby nie musieć potem na powrót przeklikiwać się przez dziesiątki linijek.
Do jakiej muzyki tańczy Grim?
Kilka zdań należy się też warstwie audiowizualnej A Date with Death. Muzyka i efekty dźwiękowe nie wyróżniają się szczególnie – ot, są i nawet pasują do całej otoczki internetowego czatu retro. Szybko jednak stają się powtarzalne.
Zdecydowanie większe wrażenie zrobiła na mnie grafika. Już pierwsza scenka przerywnikowa wygląda jak wyjęta rodem z intra jakiegoś anime. Dynamiczna animacja, specyficzna kreska – jeśli lubicie takie klimaty, to na pewno zrobi na Was wrażenie. Również czat, w którym spędzimy większość gry, został świetnie zaprojektowany. Czuć ten klimat retro, pod wieloma względami przypominał mi zresztą Videoverse, które ogrywałam podczas jednego z festiwali Steam.
Miłą niespodzianką okazały się też rozmowy wideo między naszą postacią a Grimem. Myślałam, że jedyny kontakt z łowcą będzie odbywał się poprzez wiadomości. Nic bardziej mylnego! Czasami uosobienie śmierci dzwoni do nas, byśmy mogli go podziwiać w całej okazałości. Towarzyszą temu oczywiście urocze miny, zawstydzenie czy uśmieszki. Pozwala nam to też poznać lepiej jego ludzką stronę. W tle, na ścianie jego pokoju, widzimy plakaty, a na łóżku leży prze-cu-dow-ny pluszak. Jak tu się go bać?!
Nie taka śmierć straszna, jak ją malują. Finalne wrażenia z A Date with Death
Ostatecznie nie pozostaje mi nic innego, jak gorąco polecić tę produkcję. Mam nadzieję, że moja recenzja A Date with Death wyjaśniła Wam, dlaczego warto dać grze szansę. Nie zrewolucjonizuje gatunku, ale nie musi. To urocza, zabawna, momentami zaskakująca opowieść o miłości w niesprzyjających okolicznościach. Oczywiście od początku wiemy, jak ta historia się skończy, nie znaczy to jednak, że jest nudno. Wszystko przecież zaczęło się od zakładu, w którym na szali leżała nasza dusza. Bardzo podobało mi się też wyjaśnienie tego, dlaczego główna bohaterka tak często wcześniej ocierała się o śmierć.
Two and a Half Studios zaoferowało nam intrygujący koncept romansu ze śmiercią. Pojawią się elementy nadprzyrodzone, a same moce Grima są wyjątkowo ciekawe. Dla wielu osób dużym plusem będzie też długość gry – da się ją ukończyć w jeden wieczór. A w razie niedosytu zawsze można ograć produkcję jeszcze raz, żeby sprawdzić inne zakończenia.
I po raz kolejny przypomnę – A Date with Death jest całkowicie darmowe! Nic tylko próbować. To zresztą kolejna bezpłatna visual novela (po recenzowanym już przeze mnie Our Life: Beginnings and Always), która okazała się w moim przypadku strzałem w dziesiątkę. Dobrze wiedzieć, że są jeszcze takie perełki do odkrycia.