Jak odróżnić fikcję od rzeczywistości? Alfred Hitchcock – Vertigo – recenzja gry (bez spoilerów)

Screen z gry, sesja terapii i hipnozy, mężczyzna leży na łóżku, terapeutka siedzi na krześle

W tej recenzji opowiem Wam między innymi o tym, jak mało w grze Alfred Hitchcock – Vertigo jest rzeczy, które nie są niepokojące.

To naprawdę solidna narracyjna gra przygodowa. Garściami czerpie ze starych dreszczowców zarówno pod względem formy, jak i dość niewiarygodnej historii. Ale stop – więcej o zabiegach zastosowanych w Alfred Hitchcock – Vertigo i wrażeniach z nimi związanych opowiem Wam w dalszej części recenzji. Jednak jeśli jesteście fankami lub fanami Jamesa Stewarta, Kim Novak i postaci granych przez nich w oryginalnym filmie czyli Zawrót głowy, ostrzegam Was – możecie się zawieść. Nazwisko w tytule nieco wprowadza w błąd.

Recenzja Alfred Hitchcock – Vertigo – kanion, tytuł gry, droga (screen)

Grę przygotowało Pendulo Studios, z kolei wydawcą jest Microids. Pierwsze studio możecie kojarzyć na przykład z serii Runaway czy Blacksad. Wyszła 16 grudnia 2021 roku na PC, PlayStation 4 i 5, Xbox One i Xbox Series X. Można więc grać zarówno przy pomocy klawiatury i myszki, jak i padów najnowszej generacji. Twórcy polecają raczej te ostatnie. Moja recenzja powstała po ograniu Alfred Hitchcock – Vertigo na PC na padzie.

Fabuła godna mistrza dreszczowców

Ten thriller psychologiczny to ostra jazda bez trzymanki (nomen omen!) już od samego początku. W pierwszej scenie widzimy bowiem leżącego na ziemi mężczyznę. Budzi się on na skraju kanionu, najwyraźniej po wypadku. Na monumentalnym moście widzi swojego ojca, który balansuje chwilę na krawędzi, po czym popełnia samobójstwo, zanim syn zdążył do niego podbiec. Problem jednak w tym, że on nie żyje od lat. Czy to są więc przywidzenia? A może sen? Czy może ktoś okrutnie zabawia się losem bohatera? Tego jeszcze nie wiemy. Ale dowiemy się pod koniec gry. Może…

Recenzja Alfred Hitchcock – Vertigo – screen z gry, pierwsza scena, Ed Miller leży na drodze, ujęcie z góry

Zawiązanie akcji mrozi krew w żyłach. Okazuje się, że protagonista (chociaż czy na pewno?) Ed Miller wiózł swoje malutkie dziecko oraz jego matkę. Nigdzie nie ma po nich śladu – ani we wraku na dnie kanionu, ani w żadnych dokumentach. Najwyraźniej nikt prócz samego Eda też nie zdawał sobie sprawy z ich istnienia. Główny bohater to pisarz, może więc wyobrażenia pomieszały mu się z rzeczywistością?

Do tego, od czasu wypadku nie może on wstać z łóżka, ponieważ dostaje takich zawrotów głowy, że natychmiast się przewraca. Zgadza się odbyć terapię, podczas której zostanie poddany hipnozie. Chociaż nie jest tym faktem zachwycony. Do położonego na uboczu domu przyjeżdża terapeutka, która spróbuje pomóc mu odgrzebać wczesne wspomnienia. To w nich upatruje źródeł problemu. Każda sesja terapeutyczna wygląda tak, że pisarz opowiada jej o kilku wydarzeniach ze swojego dzieciństwa, po czym wchodzi w stan hipnozy. Wtedy dopiero wychodzi na jaw, co naprawdę się wydarzyło i jednocześnie co jego mózg ukrywa.

Recenzja Alfred Hitchcock – Vertigo – terapia Eda Millera, screen z gry

Mechaniki tak nikłe, że prawie ich nie widać

Na początku Ed nie jest ani trochę przekonany do hipnozy. Na każdym kroku próbuje wytrącić kobietę z równowagi złośliwymi uwagami czy po prostu manifestowaniem swojej niechęci. Ta jednak nie odpuszcza, dzięki czemu po każdej sesji wiemy trochę więcej. A Ed się rozwija. Z czasem trochę odpuszcza swoje kąśliwe docinki i zaczyna się bardzo angażować. Jego przemiana jest naturalna i bardzo przekonująca.

Recenzja Alfred Hitchcock – Vertigo – Ed nie jest przekonany, terapia, pokój na poddaszu

Podczas opowieści pisarza o dzieciństwie poruszamy się małym Edem po jego domu dziecinnym. Co ciekawe, jest to ten sam budynek, w którym mieszka dorosły Miller i można to bez problemu poznać po układzie pomieszczeń – jednak budynek został gruntownie przebudowany. Gdy już poznamy układ domu ze wspomnień, nie zdołamy pozbyć się dziwnego uczucia déjà vu, które będzie nam towarzyszyć zarówno w przeszłości, jak i teraźniejszości. Interesujący zabieg!

Podczas gry poruszamy się kilkoma różnymi postaciami – wcielamy się zarówno w głównego bohatera – Eda (w teraźniejszości i we wspomnieniach), jak i w terapeutkę czy lokalnego policjanta. Ciekawym zabiegiem jest pozwolenie graczce lub graczowi na wybór opcji dialogowych obu osób prowadzących rozmowę. Dzięki temu mocno wczułam się w rolę mistrzyni marionetek – takiej szarej eminencji, od której zależy wszystko. Bardzo mi się to spodobało, nawet jeśli poczucie kontroli było ostatecznie fikcyjne.

Recenzja Alfred Hitchcock – Vertigo – screen z gry, wspomnienia protagonisty, Ed Miller jako dziecko

Niestety wszystko od nas nie zależy. Właściwie lepszym określeniem na grę Pendulo Studios jest powieść wizualna. Dla twórców ważniejsze było przekazanie historii, którą sobie wymyślili, niż zajęcie graczki albo gracza jakimiś mechanikami. Jedyne, co możemy zrobić, to trochę pozwiedzać i porozmawiać. Pozycja ta nie ma elementów zręcznościowych (może z wyjątkiem, raczej prostego, latania dronem w pewnym momencie), nie musimy tu robić nic na czas, przy hipnozie nie ma możliwości pomylenia się i wybrania np. złego wspomnienia. Jednocześnie trudno oczekiwać od gry typowo narracyjnych elementów, zatem ich brak nie powinien nikogo dziwić.

Recenzja Alfred Hitchcock – Vertigo – latanie dronem po kanionie, minigra, instrukcje, kanion, most (screen)

Sprawy przyprawiające o zawrót głowy

Przy przesłuchiwaniu niektórych postaci lub np. w momencie, gdy trzeba było uspokoić kogoś mocno wzburzonego, gra dawała czasem mylne przekonanie, że można wykorzystać wszystkie proponowane opcje dialogowe. Po wybraniu jednej można było wybrać kolejną z trzech pozostałych i tak dalej. Doszłam więc do wniosku, że muszę wybrać tylko kolejność. Po czym kilka razy okazało się, że jednak po wypowiedzeniu trzeciej kwestii nie mogłam już dodać czwartej, najważniejszej, którą trzymałam sobie na podsumowanie. Albo nie mogłam zadać najważniejszego pytania, które zostawiłam na koniec. Cała sytuacja toczyła się wtedy zupełnie inaczej niż podejrzewałam.

Dodatkowym czynnikiem stresogennym była też wspaniała oprawa dźwiękowa. Nawet gdy po prostu chodziłam sobie i zwiedzałam jakiś dom, smyczkowa muzyka sugerowała mi, żebym pozostawała w stanie pełnej gotowości, albowiem zaraz mogło się wydarzyć coś złego. Czasem tak było, innym razem nie. Jednak opowieść trzymała w napięciu jak najlepszy film Hitchcocka.

Recenzja Alfred Hitchcock – Vertigo – wstęp do gry, ujęcie mostu i olbrzymiego kanionu

Jak już wspominałam, nie mamy wielkiego wpływu na historię. Możemy wybrać parę rzeczy jedynie przy okazji wątku pobocznego, czyli śledztwa prowadzonego przez policjanta i terapeutkę. Czasem, widząc kolejną cutscenkę, wzdychałam. Przecież mogłam jeszcze tam podejść tą postacią, chociaż kawałeczek! Jednak gra tak bardzo przykuwa do ekranu, historia tak wciąga, że ostatecznie się z tym pogodziłam. Tym bardziej, że końcówkę gry oglądałam, dosłownie, wstrzymując oddech.

Bardzo podobał mi się też kot Eda, który darł mordę dokładnie tak jak mój, kiedy pragnie jedzenia lub uwagi. Twórcy w ogóle poświęcili mu sporo uwagi, chociaż główny bohater nie jest typem kociarza.

Recenzja Alfred Hitchcock – Vertigo – Ed karmi kota, kuchnia, promienie słońca, screen z gry (wspomnienie)

Plotka głosi, że Hitchcock miał tak zwane cameo w każdym swoim filmie. Otóż w grze też się na chwilę pojawił, ale nie powiem Wam gdzie, bo wszak byłby to spoiler, a ta recenzja gry Alfred Hitchcock – Vertigo z założenia ich nie zawiera.

Kilka niedociągnięć. Alfred Hitchcock – Vertigo – ostateczne wrażenia

Bardzo irytowało mnie powolne sterowanie. Grałam głównie na padzie (jak radzą twórcy gry na początkowej planszy), ale próbowałam też na klawiaturze i efekt był identyczny. Jakby bohaterom nie chciało się skręcać. Lenie! Chyba że to „nie bug, a feature”, jak mówią deweloperzy i efekt ten miał wzmagać poczucie beznadziei i frustrację związaną z pogmatwaną fabułą, której nie da się poznać tak szybko, jak byśmy chcieli.

Recenzja Alfred Hitchcock – Vertigo – hipnoza głównego bohatera, sesja terapeutyczna

Czy obejrzałam Vertigo Alfreda Hitchcocka po raz kolejny, żeby dokończyć tę recenzję? Być może. I mimo pochwał pod adresem gry, mój opór wzbudza umieszczanie nazwiska reżysera w jej tytule. Pewnie wiązało się to ze sprawami licencyjnymi bądź promocyjnymi, niemniej jednak wprowadza to w błąd. Nie każdy przeczyta opis i zorientuje się, że gra jest tylko „swobodnie zainspirowana światem”. Część osób będzie się spodziewać jakiejś przeróbki filmowej fabuły.

Tymczasem tutaj mamy tylko zbliżony motyw – silne zawroty głowy… i właściwie na tym oczywiste podobieństwa się kończą. Jest za to dużo takich mniej walących po oczach, formalnych i technicznych. Przede wszystkim wrażenia związane z Alfred Hitchcock – Vertigo są podobne do tych dostarczanych przez filmy. Ruch kamery, który czyni z nas podglądaczy. Wspominana już przeze mnie muzyka smyczkowa wzmagająca napięcie. Bardzo mocne rozpoczęcie, po którym napięcie wciąż rośnie! Można by tak wymieniać jeszcze długo. Jednak ja już nie będę Was trzymać. Dodam tylko na koniec, że mimo paru nieścisłości i niedoróbek bawiłam się świetnie. Więc polecam tę produkcję, ale nie każdemu – wydaje mi się, że najlepiej będą się bawić fanki i fani dreszczowców i narracyjnych powieści wizualnych.

Recenzja powieści wizualnej Alfred Hitchcock – Vertigo powstała dzięki uprzejmości GOG.com. Dziękujemy! Produkcję możecie kupić na ich stronie za 114 zł 99 gr. Jeśli zaś interesuje Was rozwiązywanie zagadek w grach, zajrzyjcie do naszego tekstu o najnowszej odsłonie gry o słynnym detektywie – Sherlock Holmes: Chapter One.

Kod otrzymaliśmy od sklepu GOG.com!

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top