Co jest fajnego w tym całym bieganiu po dachach? Assassin’s Creed II – recenzja gry

Assassin's Creed II recenzja – Ezio, bohater we Florencji

Ganianie po ulicach, wspinanie się na budynki, szlachtowanie niczego niepodejrzewających strażników i podziwianie renesansowych Włoch z dachów najwyższych wież – to recenzja Assassin’s Creed II w jednym zdaniu.

Historia osadzona jest w większości we Włoszech pod koniec XV wieku. Gdy szukałam czegoś do pogrania, chciałam, żeby rozgrywka nie była zbyt trudna. Marzyłam też o czymś historycznym, może XIX wiek? Albo renesans? Znalazłam gry o brytyjskim detektywnie (powstała nawet recenzja Sherlocka Holmesa) i rozpoczęłam przygodę w wiktoriańskiej Wielkiej Brytanii, ale brakowało mi jakiejś akcji. Uznałam więc, że renesans byłby lepszy. Stąd recenzja Assassin’s Creed II.

Assassin's Creed II Ezio i portret Matki Boskiej

Można grać z przewodnikiem

Teren odkrywamy za pomocą tak zwanych punktów widokowych – zazwyczaj trzeba wspiąć się na jakąś wysoką wieżę i „zsynchronizować” miejsce. Jest to stały element wszystkich gier z tej serii. Na odkrytym  kawałku mapy widzimy wskaźniki zadań pobocznych, które możemy wykonywać w ramach odskoczni od głównej fabuły gry. Jest to trzecioosobowa gra z otwartym światem, oparta na eksploracji i freerunningu. Gracz może swobodnie wspinać się po pionowych ścianach i biegać po dachach, zakradać się i szybko zabijać niczego niepodejrzewających strażników. Jest też dostępna szeroka gama ruchów w walce wręcz.

Assassin's Creed II  Wenecja plac świętego Martka Ezio bohater wspina się freerunning

Asasyńska seria jest oparta na koncepcji dwóch historii: „współczesnej” oraz historycznej. Ta pierwsza, mimo że szczątkowa, zapewnia wytłumaczenie fabuły. Natomiast gdy człowiek wciągnie się w tę drugą, w której może biegać po wspaniale odwzorowanych renesansowych miastach, zapomina że tak naprawdę znajduje się w Animusie.

No dobrze, a co to jest ten cały Animus? W świecie gry to zaawansowane urządzenie, które potrafi odczytać czyjąś genetyczną pamięć i wyświetlić ją potomkowi tego człowieka. W tym przypadku wcielamy się w Desmonda Milesa, który przeczesuje wspomnienia swoich przodków, żeby jak najlepiej wyszkolić się na asasyna. Desmond kładzie się w specjalnie do tego przygotowanym miejscu, zostaje podłączony do Animusa i… od tego momentu, nie licząc krótkich przerw, jesteśmy Eziem Auditore, młodym szlachcicem mieszkającym we Florencji.

Assassin's Creed II - bohater współczesny w Animusie

Gra wyróżnia się zaskakująco dokładnym odwzorowaniem włoskich miast. Mamy do dyspozycji Florencję i Wenecję, po tej drugiej można chodzić dosłownie z przewodnikiem otwartym obok klawiatury czy pada. Wbrew pozorom grafika nie zestarzała się tak bardzo, jak można by się było tego spodziewać. Gra jest z 2009 roku, a wciąż wygląda całkiem nieźle. Oczywiście widać po niej lata – na przykład łatwo zauważyć, że postacie są bardzo powtarzalne i mają mocno drewnianą mimikę. Niemniej jednak za każdym razem jak sobie przypominam, że Assassin’s Creed II wyszedł w 2009 roku, jedenaście lat temu, to wierzyć mi się nie chce, że te miasta są tak dokładnie odwzorowane, takie szczegółowe.

Asasyn asasynowi nierówny, choć podobny

Druga część gry o asasynach była moim pierwszym zetknięciem się z całą serią. Nie trafiają więc do mnie argumenty, że w każdej części jest taka sama mechanika, wystarczy wcisnąć dwa klawisze, a postać sama biega i wspina się na budynki. Ano, biega, ale nie widzę w tym nic złego – i nawet po trzeciej podobnej grze prawdopodobnie mi się to nie znudzi. Dlaczego?

Assassin's Creed II Wenecja most

Mamy tu wprawdzie renesansowe Włochy, w których Włosi z dziada pradziada mówią angielskim z dziwnym akcentem. Ale do tego można się stosunkowo szybko przyzwyczaić albo zmienić język. Bo największym majstersztykiem w tej grze pozostaje historia. Rodzina, miłość, zdrada… Fabuła jest dość mocno pogmatwana, ale dzięki niej zyskujemy niepowtarzalny klimat. Wczuwamy się  w grę, empatyzujemy z postaciami, rugamy z Eziem jego siostrę. Nasze serca nabrzmiewają wzruszeniem, gdy wuj uczy go walczyć, płaczemy razem z nim, gdy ginie ktoś bliski…

Assassin's Creed II matka Ezia

Nad utworami obecnymi w grze też można się rozpływać – to kawał dobrej muzyki. Nawet teraz, gdy piszę ten tekst, słucham sobie nieśmiertelnego Ezio’s Family Jespera Kyda. Niektóre utwory tak wspaniale uzupełniają grę, że o wiele łatwiej wczuć się w jej klimat. Jest to chyba najbardziej znana ścieżka dźwiękowa z całej serii – a od czasów tej części wyszło już całkiem sporo kolejnych gier o asasynach.

Minusy, które rosną w miarę grania

Gra nie ma wielu bugów i niedociągnięć, ale jak już się pojawiają, to spędzają sen z powiek. Inna rzecz to nierówny poziom trudności. Większość zadań jest aż śmiesznie prosta, jednak czasem przyjdą takie, które trzeba powtarzać kilkadziesiąt razy. Ja opowiem o kilku, przez które przestawałam grać na całe tygodnie.

Assassin's Creed II Ezio się ukrywa

Przede wszystkim karnawał w Wenecji. Wszystko jest takie kolorowe i rozkrzyczane, w sumie aż miło popatrzeć. Chociaż ma się też wrażenie, to już koniec pewnego etapu gry, przemijanie wchodzi więc mocno. Natomiast zadania wydają się wymyślone trochę na siłę. Bo przecież wiele razy już kradliśmy, ścigaliśmy się po dachach budynków i tak dalej. Teraz robimy to po prostu w karnawałowej masce. Być może to ja byłam już zmęczona naciskaniem kombinacji trzech albo czterech klawiszy, żeby cokolwiek zrobić.

Na wspomnianym karnawale jest jedno zadanie, które prawie mnie pokonało, mianowicie wyścig. Nie wiem, jak Wy, ale ja w tej grze zazwyczaj naciskałam klawisze odpowiedzialne za bieganie i wspinanie i biegłam tak z grubsza na chybił trafił do wyznaczonego punktu. Po ulicy? Super. Po dachach? Też może być. Spadłam po drodze, bo krzywo stanęłam? Trudno, to nie wyścig!

No właśnie, tylko że czasem to jest wyścig. W tym wspomnianym przeze mnie trzeba było zbiec z dachu i porwać flagę z wyznaczonego miejsca. Potem nie dać jej sobie odebrać przez wyjątkowo natrętnego oponenta, po czym zanieść ją z powrotem. Jakby tego było mało, trzeba to było zrobić aż trzy razy.

Po jakichś dwudziestu próbach – podczas których w najlepszym wypadku udało mi się co najwyżej porwać flagę tylko po to, żeby zaraz potem dać ją sobie odebrać i za nic w świecie nie móc dogonić przeciwnika – wyłączyłam grę. I nie wróciłam chyba przez miesiąc.

Skończyło się na tym, że obejrzałam jakiś filmik z dokładną trasą przebiegu, w którym była też dobra wskazówka, z której strony podbiegać, żeby zebrać flagę i nie dać jej sobie odebrać. I wtedy dopiero jakoś poszło. Być może jest to z mojej strony przesada i po prostu nie umiem się ścigać w tej grze, będę jednak się upierać, że w porównaniu do pozostałych zadań to było nazbyt trudne.

Bugi spędzające sen z powiek

Zdarzają się też zwykłe, spędzające sen z oczu bugi, których nikt nie naprawił. To ma być rzetelna recenzja, dlatego czuję się w obowiązku wspomnieć o błędach, które mnie najbardziej w Assassin’s Creed II raziły. W jednej scenie sennej (Desmond’s Altair Dream), w której Ezio musi się wspiąć na wysoką wieżę, jedyną drogą w górę jest wyskoczenie na belkę, na której zamontowana jest lampa. Jeśli się tę lampę niefortunnie rozbije, wysiłek i zręczność potrzebne do odbicia się i wskoczenia na górę będą niewspółmierne do reszty zadań. To wyjątkowo utrudniający grę bug.

Bardzo trudne były też dla mnie wszelkie zadania związane ze skradaniem – zabójstwa, podczas których nie mógł mnie nikt zobaczyć, podchody i pościgi. Szczególnie że Ezio często zupełnie nie słuchał mojej klawiatury – czasem popełniał samobójstwo skokiem z wysokości, kiedy ja tylko chciałam, żeby przeszedł trochę w lewo; czasem miotał się pomiędzy ludźmi przy pościgu, zamiast od razu uciszyć właściwego człowieka. Jednak po chwili od zakończenia gry jestem skłonna przyznać, że zadania ze skradaniem, mimo że wymagające, gdy już się udało je wykonać, sprawiały najwięcej satysfakcji. Trzeba było znaleźć optymalną ścieżkę, po drodze cichutko pozabijać kilku strażników, być może użyć zasłony dymnej lub zakombinować w inny sposób. Gdy w końcu, po wielu nieudanych próbach, właściwy człowiek umierał, byłam z siebie bardzo, bardzo dumna.

Assassin's Creed II Ezio i Claudia

Gra dobra na początek przygody z serią

Zanim spróbowałam innych gier z tej rodziny, grało mi się wspaniale, byłam wręcz zauroczona. Jednak w pewnym momencie, gdy któreś z powyższych zadań mnie zniechęciło, przerzuciłam się na Assassins Creed: Odyssey, którego recenzja również w międzyczasie powstała. Po powrocie wrażenia były przede wszystkim takie, że musiałam wygooglować „How to freerun in Assassin’s Creed II”. Coo? Naciska się jeszcze myszką? Jakim cudem o tym zapomniałam? Dlaczego to jest takie skomplikowane? No, ale dobrze, niech będzie. Chcę sprawdzić, co się dzieje, tam gdzie idę… Nie mogę, faktycznie, brak mechaniki orła Ikarosa. Jakoś przeżyję. O nie, jestem jeszcze niezdarna i spadłam z dachu! Rozwaliłam przy okazji połowę zbroi (dach był bardzo wysoko)! I ten świat jest jakiś taki kanciasty… Pastelowy… No, ale dobrze, zrobię jakąś misję.

W misji, którą wybrałam po przerwie, miałam gonić dwie osoby, które uciekały na statek, i zabić je obie. Pierwszą udało mi się zaszlachtować jeszcze po drodze, bo ruszyłam z kopyta i je natychmiast dogoniłam. Z drugim mężczyzną musiałam się chwilę pomęczyć, zdążył dobiec na statek. I co za niespodzianka! Gdy go zabiłam, w wydłużonej sekundzie przed śmiercią pojawili się obaj. Ten, którego zabiłam trzy ulice dalej, magicznie się tu przeniósł. Cóż zrobić, taki jest urok cutscenek w tej grze – trochę zbyt często nie zgadzają się do końca z rzeczywistością.

Recenzja Assassin’s Creed II dobiega końca, zwracam się więc do Was z apelem: jeśli jeszcze nie graliście w żadną grę z tej serii, zacznijcie od części drugiej! Albo od pierwszej. Nie od końca. W żadnym wypadku nie przerywajcie gry, żeby zobaczyć, jak wygląda któraś kolejna odsłona. Powrót będzie bardzo bolesny.

Miód na serca humanistów przeciwko grywalności

Podsumujmy moje wrażenia z Assassin’s Creed II. Jest parę argumentów, które stawiają tę grę wyżej od innych. Pierwszy z nich to fakt, że Leonardo da Vinci jest moim ziomkiem! Jeśli tylko czegoś potrzebuję, bo na przykład znalazłam rękopis, którego nie mogę odcyfrować, idę do Leo. On marszczy na chwilę czoło, po czym bez problemu rozszyfrowuje każdy kod. Mogę zapukać do niego w każdej chwili, może nawet da mi do przetestowania któryś ze swoich wynalazków, kto wie?

Assassin's Creed II Leonardo da Vinci pracownia

Prócz wspaniałego odwzorowania renesansowych ulic gra dostarcza też wielu informacji na temat miejsc historycznych. Wspomniałam wcześniej, że można grać z przewodnikiem – prawda jest taka, że nie do końca go potrzebujemy, bo sama gra JEST przewodnikiem. Przy każdym ważniejszym miejscu mamy informacje na jego temat.

Jest to też jedna z tych pozycji, w których od pewnego momentu nie ma na co wydawać pieniędzy. Jak już się kupi całą możliwą zbroję (która nam tylko zwiększa ilość HP) i ulepszy wszystkie budynki w posiadłości wuja, to można co najwyżej kolekcjonować obrazy (do każdego z nich mamy opis) lub… rzucać w ludzi drobniakami. To ostatnie jest niezłym pomysłem, gdy do Ezia podbiega uliczny grajek z pieśnią o jego świetności na ustach. A nasz bohater, jako niebezpieczny asasyn, chce przecież zawsze być incognito.

Assassin's Creed II Ezio rzuca pieniędzmi w grajka

Muszę przyznać, że wrażenia z początku Assassin’s Creed II były o wiele lepsze niż końcówka gry. Zapewne było w tym dużo mojej winy – przerwy i granie w nowsze rzeczy nie pozostało bez wpływu. Pod koniec marzyłam, żeby skończyć główną fabułę i nie zawracałam sobie głowy zadaniami pobocznymi, zbieraniem piór czy dodatkowymi wyścigami. Historia też straciła trochę miejsca w moim sercu; miałam wrażenie, że na koniec sprawy się mocno pokomplikowały. Nie do końca potrzebnie. Powrotów więc nie będzie, jednak wziąwszy pod uwagę wiek gry, jestem w stanie wiele wybaczyć. W swoim czasie musiała być naprawdę wspaniała i wbijająca w fotel.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top