Ponadczasowy klasyk. Chrono Trigger – recenzja gry

Chrono Trigger - recenzja gry

Są takie tytuły, które starzeją się niczym przysłowiowe wino i zajmują szczególne miejsce w sercach wielu graczy. Dziś opowiem Wam o jednej z tych gier. Być może ta wspominkowa recenzja zachęci Was do wypróbowania Chrono Trigger.

Lata 90. to złoty okres w dziejach japońskiej firmy Squaresoft (obecnie Square Enix). Znakomita passa wydawnicza, która trwała aż do przełomu stuleci zapewniła Japończykom silną pozycję na rynku oraz niewiarygodne przychody. Ogromny komercyjny sukces, jaki odniosła seria Final Fantasy sprawił, że gry fabularne stały się konikiem japońskiego studia. Generująca milionowe zyski franczyza pozwoliła deweloperom na liczne eksperymenty. Dzięki kreatywności oraz śmiałym decyzjom światło dzienne ujrzało wiele innych przebojów.

Poza kolejnymi odsłonami flagowego cyklu, Squaresoft uraczyło graczy takimi hitami, jak m.in. Front Mission, Xenogears lub Parasite Eve. Zatrzymajmy się jednak dokładnie w połowie lat 90. Świat nie zdążył dobrze ochłonąć po wybitnym Final Fantasy VI (1994), a już niespełna rok później na sklepowych półkach ląduje kolejny wielki przebój – Chrono Trigger.

Przez portale możemy podróżować w czasie i przestrzeni

Zagubieni w czasie

Głównym bohaterem tej opowieści jest nastoletni chłopiec imieniem Crono. Cała historia rozpoczyna się w dniu milenijnego festynu, który ma uczcić wejście w nowe stulecie. W trakcie owego wydarzenia nasz protagonista poznaje pewną dziewczynę. W towarzystwie świeżo upieczonej znajomej udaje się na prezentację najnowszego wynalazku swojej przyjaciółki i jej ojca. Podczas występu dochodzi do szeregu zdarzeń, które otwierają furtkę do największej przygody w życiu Crona. A ściślej rzecz ujmując, do portalu, który przenosi jego oraz nową znajomą w przeszłość.

Żeby jednak nie zdradzać zbyt wielu szczegółów, powiem jedynie, że wydarzenia dosyć szybko eskalują od tego momentu. Ku zaskoczeniu nikogo, kierunek, który owa eskalacja obiera, to oczywiście znana z setek innych gier misja ratowania świata. Zanim jednak do tego dojdzie, najpierw odbędziemy niesamowitą podróż przez czas i przestrzeń. W toku przygody odwiedzimy m.in. prehistorię, średniowiecze, a nawet postapokaliptyczną przyszłość. Niemniej, w ogólnych założeniach jest to motyw znany z wielu innych tekstów kultury. A zatem, jak to się stało, że Chrono Trigger zapisał się w annałach jako tytuł wyjątkowy?

Crono i przyjaciele podziwiają złowieszczo wyglądające niebo

Ta prostota i sztampowość fabuły są tutaj w pełni rekompensowane przez sposób jej podania. Scenarzyści nie próbowali na siłę stworzyć rozbudowanej i wielowątkowej historii. Wręcz przeciwnie, dostajemy prostą i zrozumiałą opowieść z jasno wyznaczonym celem. Co jednak najważniejsze, jest to historia wyjątkowo angażująca. Plejada niezwykle barwnych postaci, które Crono spotyka na swojej drodze dzielnie dźwiga cały ciężar dostarczenia nam odpowiednich wrażeń. Chociaż bohaterowie, podobnie do fabuły, nie są zbyt skomplikowani, to trudno odmówić im uroku. Specyficzna dla mangi i anime archetypiczność sprawia, że postaci są niezwykle wyraziste i mocno kontrastują ze sobą. Każdy znajdzie tutaj swojego faworyta lub faworytkę. Niebagatelną rolę odgrywa też chemia pomiędzy nimi. Wzajemne sympatie i animozje często są przyczyną dla licznych perypetii. W moim odczuciu budowało to nieodparte wrażenie czynnego uczestnictwa w ulubionej kreskówce z dzieciństwa.

Ręka mistrza

Do formuły filmu animowanego nawiązuję nieprzypadkowo. Już od pierwszych chwil w grze w oczy rzuca się wyjątkowa oprawa wizualna. I jeżeli to wszystko wygląda niezwykle znajomo, to najpewniej dlatego, że w dzieciństwie oglądaliście słynne Dragon Ball. Za kierunek artystyczny w Chrono Trigger odpowiadał bowiem nieodżałowany Akira Toriyama (1955-2024). Słynny mangaka miał już wówczas doświadczenie w produkcji gier za sprawą serii Dragon Quest. Grafikom Squaresoftu bezbłędnie udało się przełożyć ikoniczny styl Toriyamy na język 16-bitowego pixelartu. Ta gra była milowym krokiem na gruncie prezentacji wizualnej w całym dotychczasowym katalogu firmy.

Pojedynek ze strzegącym mostu potworem

Wydane zaledwie rok wcześniej Final Fantasy VI nadal bazowało na statycznych grafikach oraz oszczędnie animowanych postaciach. Tutaj zarówno modele naszych podopiecznych, jak i nieprzyjaciół są w pełni zanimowane i bogate w detale. Ba! Nawet tła, na których toczą się walki bardzo często posiadają liczne ruchome elementy. Ukoronowaniem tego kreskówkowego anturażu są znakomite przerywniki filmowe. Jednak te pojawiły się dopiero w wersji dla konsoli PlayStation, która posłużyła za podstawę dla późniejszych reedycji. Jeżeli podobnie do mnie lubicie ten graficzny retro klimat, to poza Chrono Trigger polecam Wam sprawdzić Banner of the Maid (recenzja na stronie).

Trudno opowiadać o grach ze stajni Squaresoftu i jednocześnie nie wspomnieć o muzyce. Ta zawsze stanowi nierozerwalny element wizerunku ich produkcji. Japończycy już dawno temu zrozumieli, że odpowiedni podkład muzyczny potrafi wywindować atmosferę na zupełnie inny poziom. Nie inaczej jest w tym przypadku. Posadę głównego kompozytora przyjął Yasunori Mitsuda, który ze swojego zadania wywiązał się wzorowo. Przy asyście bardziej doświadczonego Nobuo Uematsu udało mu się stworzyć fantastyczny soundtrack, który zawiera ponad 60 kompozycji. I cóż to są za utwory szanowni państwo! Motyw przewodni będziecie mimowolnie nucić już po kilku chwilach spędzonych w menu głównym. Jest to bez wątpienia jedna z najbardziej rozpoznawalnych i uznanych ścieżek w historii gier.

W zrujnowanej przyszłości czeka na nas jeden z towarzyszy imieniem Robo

Garść innowacji

Na polu gameplayowym Chrono Trigger sprawia wrażenie dosyć typowego przedstawiciela gatunku jRPG. Nie jest to jednak leniwa kopia rozwiązań znanych z siostrzanej serii Final Fantasy. Różnice daje się zauważyć bardzo szybko i są one dosyć znaczące. W Chrono Trigger tempo rozgrywki wyznaczane jest przez opowieść. Co to oznacza? Przede wszystkim twórcy zdecydowali się zrobić grę wyraźnie krótszą, ale za to w stu procentach skoncentrowaną na opowiadanej historii. Całość z uwzględnieniem zadań pobocznych daje się ukończyć w nieco ponad 20 godzin. Dla porównania dowolna ówczesna odsłona Final Fantasy zajmowała spokojnie drugie tyle.

Tak radykalne cięcia w czasie rozgrywki wynikają przede wszystkim z nieobecności losowych starć. Każdy kto kiedykolwiek miał styczność z klasycznymi jRPG-ami doskonale wie, jak bardzo potrafiły one rozwodnić tempo akcji. W Chrono Trigger większość walk jest częścią scenariusza. Wielu potyczek daje się uniknąć jeżeli tylko odpowiednio wymanewrujemy przeciwników. Ano właśnie, w tej grze wrogowie są widoczni i poruszają się po lokacjach. W Final Fantasy podobne rozwiązanie zostało wprowadzone dopiero w jedenastej odsłonie.

Moc piorunów jest bardzo przydatna w walce z prehistorycznymi stworami

Warto również dodać, że zrezygnowano z uciążliwego grindu. Rozwój naszych podopiecznych przebiega tutaj bardzo naturalnie. Rozgrywka nie wymaga od nas regularnych przestojów na poczet sztucznego nabijania punktów doświadczenia. Progi wymagane do odblokowania kolejnych umiejętności są bardzo rozsądne. Dzięki temu w zupełności wystarcza nam to, z czym gra konfrontuje nas w regularnym toku rozgrywki.

Same walki odbywają się w klasycznym trybie turowym. Jednak i tutaj znalazło się miejsce na pewne nowinki. Obok standardowego zestawu akcji, jak atakowanie, użytkowanie magii lub przedmiotów, mamy także dostęp do technik specjalnych. Wymagają one zaangażowania dwóch lub trzech członków naszego zespołu. Co ciekawe, owe techniki różnią się zależnie od aktualnego składu drużyny. Daje to pewne pole do eksperymentów z różnymi układami postaci. Jakby tego było mało, to przeciwnicy potrafią poruszać się po polu bitwy. Da się to wykorzystać na różne sposoby. Ustawionych w rządki lub zbitych w grupki nieprzyjaciół można np. razić jednocześnie rozmaitymi atakami obszarowymi. Przy tym wszystkim system walki cierpi na przypadłość typową dla starych jRPG-ów – z czasem robi się bardzo powtarzalny.

Przejażdżka na grzbiecie pterodaktyli to jedna z wielu atrakcji, jakie na nas czekają

Na przekór schematom

Myślę, że ta recenzja już po części przybliżyła Wam unikalny charakter Chrono Trigger, ale to nadal nie wszystko. Leszek Miller spytany kiedyś o ten tytuł miał powiedzieć – „Prawdziwego jRPG-a poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale jak kończy”. Oczywiście to nie prawda, ale nie wyprzedzajmy faktów. Bo co jeżeli Wam powiem, że tę grę można ukończyć, jednocześnie nie kończąc części głównego wątku fabularnego? Tak, wzrok Was nie myli, to jest możliwe. Na pewnym etapie opowieści Crono i jego przyjaciele zyskują możliwość swobodnego podróżowania w czasie. Wiąże się z tym pewien ciekawy pomysł, który pozwala od tej chwili stawić czoła głównemu złemu w dowolnym momencie. Mało tego! To kiedy i w jakim składzie zdecydujemy się na rozegranie finału determinuje, które z kilkunastu możliwych zakończeń zobaczymy.

Z wątkiem podróży w czasie wiążą się również inne pomniejsze ciekawostki. Jeżeli jakaś lokacja ma swój odpowiednik w różnych erach, to znajdujące się w niej skarby można zebrać więcej niż jeden raz. Wystarczy, że odwiedzimy dane miejsce kilkukrotnie w odpowiedniej chronologii. Swoimi czynami możemy również zmienić bieg historii, co nierzadko wymagane jest do popchnięcia akcji naprzód.

Wielki robot bojowy strzeże dostępu do magazynu żywności

Dobrym przykładem jest wątek pewnego skąpca, który wchodzi w posiadanie cennego artefaktu. Aby przekonać go do oddania przedmiotu, musimy cofnąć się w przeszłość i znaleźć sposób, aby jego przodkowie nauczyli swoje dzieci pewnych wartości. Scenariusz zakłada też rozmaite warianty wielu scen zależnie od tego, kto akurat jest w naszej drużynie. Daje to pewien stopień regrywalności, jeżeli należycie do osób, które lubią zobaczyć w grze absolutnie wszystko. Jest jeszcze tryb Nowej Gry+, który daje dostęp do specjalnych lochów, a nawet pozwala odblokować ukryte zakończenia.

W to trzeba zagrać! Chrono Trigger – finalne wrażenia z gry

Chrono Trigger to jedna z tych produkcji, których trzeba doświadczyć. Ten tytuł to dobry punkt startowy do rozpoczęcia przygody z klasycznymi grami typu jRPG. Model rozgrywki oferuje całą esencję gatunku, a jednocześnie rezygnuje z pewnych przykrych rozwiązań, które mogą odstraszyć nowicjuszy. Ta przystępność jest jedną z największych zalet gry, obok ślicznej oprawy audiowizualnej oraz poczucia udziału w wielkiej przygodzie. Rzecz jasna nie udało się uniknąć pewnych potknięć. Wtórność walki oraz rzadkie, lecz nagłe skoki poziomu trudności to jedne z nielicznych grzechów tej pozycji.

Nawet w ratowaniu świata trzeba znaleźć chwilę na odpoczynek przy ognisku

O wielkości omawianej produkcji świadczą nie tylko rzesze fanów, ale również nadal żywa spuścizna. Współcześnie wydawane tytuły, jak chociażby Sea of Stars, zdradzają wyraźne inspiracje tym ponadczasowym klasykiem. I na tym skończę te nostalgiczne rozważania. Mam nadzieję, że niniejsza recenzja przekonała Was do wypróbowania Chrono Trigger. Jest to gra, która bez wątpienia zasługuje na każdą minutę poświęconego jej czasu.

Scroll to Top