Co kryje się w ciemnym lesie. Darkwood – recenzja gry

Grafika z gry Darkwood

To nie las, do którego można wybrać się na relaksujący spacer, a przerażająca, nieznana siła natury. Moja recenzja gry Darkwood zabierze Was w podróż do wyjątkowo mrocznego miejsca.

Nie wszystkie horrory chcą straszyć tanimi sztuczkami. Niektóre skupiają się na stworzeniu gęstej, wzbudzającej ciarki atmosfery. Właśnie w tę stronę poszli deweloperzy z polskiego studia Acid Wizard. Darkwood to ich pierwszy komercyjny projekt. To gra łącząca w sobie elementy survivalu i produkcji grozy. Akcję obserwujemy z dosyć nietypowej perspektywy, bowiem z lotu ptaka (top-down). Ponadto rozgrywka toczy się w otwartym, proceduralnie generowanym świecie. W tej recenzji przyjrzę się Darkwood i zastanowię, czy naprawdę potrafi przestraszyć.

Szanuj las. Bądź cierpliwy. Skup się

Darkwood się nie patyczkuje i już na samym początku wspomina, że nie jest prostą grą i nikt nikogo nie będzie prowadził za rączkę. I szybko dowiadujemy się, że to prawda.

Prolog wrzuca nas w sam środek historii. Zaczynamy jako tajemniczy Doktor, który wspomina coś o powstrzymaniu plagi. Nie wiemy, o jaką zarazę chodzi ani kim jesteśmy. Możemy za to domyślić się, gdzie się znajdujemy – prawdopodobnie w Polsce, bo w chacie znajdujemy sprzęt do bimbru, a na zewnątrz Fiata 125p. Doktor też się przed kimś ukrywa, ale niestety las odciął mu drogę dalszej ucieczki.

Darkwood recenzja

Oczywiście, jeśli chcemy dowiedzieć się więcej, musimy eksplorować na własną rękę. Tylko że to, co znajdujemy, budzi nie tylko grozę, ale i więcej pytań. W pewnym momencie Doktor porywa poważnie rannego protagonistę. Od tego momentu przejmujemy kontrolę nad prawdziwym głównym bohaterem. A naszym pierwszym zadaniem będzie wydostanie się z okropnej chatki Doktora. Przyznam, że zabieg z takim przełączeniem się między postaciami bardzo mi się spodobał.

Ta misja w gruncie rzeczy działa jako samouczek. Tylko taki trochę straszny i obrzydliwy. Przykładowo, kod do kłódki nie będzie nabazgrany na kawałku papieru czy czymś takim. O nie, wyrecytuje go nam półżywy człowiek z diodami zamiast oczu. Uroczo. Mimo wszystko przyznam, że takie nauczenie się mechanik jest dużo ciekawsze niż wysłuchiwanie, który przycisk służy do czego. Potem dostaniemy w łeb i wtedy naprawdę zacznie się gra.

Darkwood recenzja

Kevin sam w lesie

Jako że akcja gry toczy się w Polsce, od razu wiemy, że będzie strasznie. Zwłaszcza w nocy. Ale wszystko w swoim czasie. Rozgrywka jest podzielona na dwie części – zbieranie surowców za dnia oraz obronę naszej bazy po zachodzie słońca. Najpierw skupmy się na tym mniej straszniejszym etapie.

W grze dostępne są różne kryjówki i obozy. Naszą pierwszą bazą będzie zniszczony dom na Suchej Polanie. W okolicy znajdziemy różne surowce, generator prądu czy studnię w ruinie. W jednym pomieszczeniu znajduje się również stół warsztatowy, gdyż Darkwood może pochwalić się mechaniką craftingu. Nie jakąś innowacyjną, ot zbieramy surowce, klikamy i czekami chwilkę na przedmiot, ale bardzo potrzebną. W warsztacie bowiem sklecimy sobie broń czy bandaże. I inne przydatne przedmioty.

Darkwood recenzja

Kompocik z trujących grzybów

Plus jest taki, że protagonista chyba żyje na czystym strachu i determinacji, bo nie musi jeść. Tym samym – nie musimy martwić się o jedzenie. Za to może pichcić podejrzaną substancję zwaną Esencją. Przyda się ona przy odblokowywaniu nowych skilli. Przy piecu, gdzie gotujemy ten specyfik, można również zapisać grę. Warto o tym pamiętać, jeśli wybieramy się w jakąś podróż poza kryjówkę.

Darkwood recenzja

Łatwo się domyślić, że na wszelkie wyprawy lepiej wybierać się za dnia. W wędrówkach trochę pomoże nam mapa pokazująca lokację, w której aktualnie się znajdujemy. O ruchomej strzałce na mapie możemy zapomnieć, nie ma tak łatwo. To, co również podobało mi się podczas wypraw, to pole widzenia zdeterminowane przez snop światła z latarki. Teoretycznie idziemy za dnia, więc powinnyśmy widzieć wszystko, prawda? Otóż nie. Czasem idziemy w jedno miejsce, po czym odwracamy się i latarka odkrywa przed nami coś, czego dosłownie przed sekundą nie zauważyliśmy. Niestety często mowa tu o przeciwnikach, bo nie wszyscy wrogowie chowają się pod osłoną nocy. Przykładowo psy chętnie podgryzą nam kostki. Oprócz tego sama eksploracja jest całkiem wciągająca i chętnie (choć z duszą na ramieniu) człowiek wybiera się na wyprawę do kolejnej lokacji.

Ciemno wszędzie…

Protagonista może nie je (i chyba też nie śpi), ale za to się męczy. Staminy mamy dosyć sporo, wystarczająco, aby zwinnie uniknąć konfrontacji z przeciwnikiem lub uciec z wyjątkowo przerażającego miejsca. Nie mamy jednak nadnaturalnej wydolności, o czym należy pamiętać w czasie walki czy ucieczki. Lepiej przemyśleć każde zamachnięcie deską z gwoźdźmi czy inną bronią.

Przede wszystkim musimy pamiętać, aby pilnować czasu. Warto znaleźć sobie zegarek, ale jeśli jeszcze go nie mamy, należy przyglądać się oświetleniu otoczenia.

Z czasem okolica mrocznieje, a snop światła z latarki staje się coraz węższy i coraz słabszy. W pewnym momencie przybiera złowrogi czerwonawy kolor i od tej chwili lepiej nie ruszać się z (pozornie) bezpiecznego miejsca. Bowiem w nocy nadnaturalne moce rządzące lasem przybierają na sile. Robi się jeszcze ciemniej, a w mroku widzimy praktycznie tylko protagonistę. No i może centymetr obok niego, ale to tyle. Musimy polegać bardziej na słuchu.

… głośno wszędzie

A przyznam, że Darkwood lubi straszyć dźwiękami. Czasem w nocy nie dzieje się nic konkretnego, ale same odgłosy lasu mogą przyprawić o gęsią skórkę. Dziwne pukanie do drzwi, ciężkie kroki za oknem, skrzypienie desek podłogi czy głosy o nieznanym pochodzeniu – z pewnością po zachodzie słońca nie możemy narzekać na ciszę. Bardzo doceniam, jak Darkwood kreuje swoją atmosferę. A ta jest gęsta jak las, do którego trafiliśmy. Teoretycznie growa noc trwa o chyba połowę krócej niż dzień, ale dłuży się niemiłosiernie. Cudowny jest ten moment, kiedy czaisz się w kącie, za kilkoma prowizorycznymi pułapkami i nagle słyszysz coś, co z pewnością było skrzypnięciem otwieranych drzwi. Zawału można dostać. Czyli Darkwood radzi sobie świetnie jako horror.

Babciu, czemu masz takie ostre zęby?

Kiedy przeżyjemy pierwszą noc, rano spotkamy się z Człowiekiem Wilkiem. Jak nazwa wskazuje, facet pod kapturem chowa wilczy pysk i mówi do gracza per padlino. Uroczy typ jak widać. Możemy z nim pohandlować, ale przyjmuje jedynie broń i amunicję. Ma obóz w Suchej Polanie, gdzie nas zaprasza, ale słaby z niego gospodarz.

Przyjemniejszą postacią jest Handlarz. Co prawda tak jak chyba każdy tutaj mówi jakieś tajemnicze, mgliste rzeczy, ale przynajmniej okazuje nam sporo sympatii. W końcu to on uratował nas od Doktora i odwiedza nas po każdej nocy. Miły facet ogólnie.

Darkwood recenzja

Rano dowiemy się też o kolejnej mechanice, czyli punktach reputacji. Dostaniemy je za każdą przeżytą noc i pozwolą nam na handel. Dlatego czasem możemy wymienić się przedmiotami na zasadzie barteru, a czasem kupić coś właśnie za reputację. Tutaj znowu muszę pochwalić twórców, bo może nie jest to innowacyjny pomysł na walutę, ale na pewno ciekawszy niż jakieś fikcyjne monety. Być może w świecie opanowanym przez nadnaturalne moce bardziej liczy się to, że masz szacun na dzielni.

Poza tym im dalej (nomen omen) w las, tym będzie dziwniej. Nie chcę tutaj za dużo zdradzać, ale historia przedstawiona w Darkwood może pochwalić się nietuzinkowymi wątkami i postaciami. Przede wszystkim główną rolę gra tytułowy las. Drzewa i krzewy zaczęły się tak rozrastać i szybko regenerować po ścięciu, że praktycznie uniemożliwiły życie ludziom. Poza tym, w tym bardzo dziwacznym świecie panuje tajemnicza zaraza doprowadzająca do mutacji, rozrastania się tkanek czy popadania w szaleństwo. Jest niepokojąco, intrygująco, czasem obrzydliwie. Dlatego jeśli szukacie w horrorach właśnie czegoś takiego, dodatkowo przyprawionego garścią słowiańszczyzny, trafiliście pod dobry adres.

Szarości i brązy, czyli polska paleta barw

Jeśli sięgacie po gry wideo, aby zanurzyć się w pięknych, barwnych światach, to zastanówcie się dwa razy zanim sięgniecie po Darkwood. Bo nie jest to produkcja, która próbuje być ładna. W palecie kolorów znajdziemy przede wszystkim szarość, różne odcienie brązów, chorobliwą zieleń oraz oczywiście mnóstwo czerni.

 Z kolei kiedy w nocy nic nie widać, na pierwszy plan wychodzi świetne udźwiękowienie. Tak, jak już zostało wspomniane wyżej, Darkwood potrafi przestraszyć odgłosami. Mamy tutaj cały wachlarz dźwięków, które wywołują gęsią skórkę. Z rodzaju tych, które wydają się przeciętne, ale jak człowiek siedzi sam w domu po maratonie horrorów to wywołują niepokój.

Mogę porównać oprawę audiowizualną Darkwood do czyszczenia wyjątkowo zaniedbanego zlewu. Chaos, oślizgłość, nagle coś zaczyna dziwnie bulgotać i człowiek się martwi, czy powinien wezwać hydraulika. Ale to bardzo dobrze. Dzięki temu gra z łatwością tworzy gęstą, mroczną atmosferę. Mam wrażenie, że zrzuty ekranu nie oddają pewnego rodzaju piękna tej gry. Wszystko w Darkwood jest mroczne i przygnębiające, ale pełne szczegółów i charakteru.

Mroczna baśń, czyli wrażenia z Darkwood w pigułce

Z pewnością muszę ponownie pochwalić atmosferę tej gry. Darkwood straszy inaczej niż przykładowo zrecenzowane przeze mnie Dredge. Polska produkcja sprawia, że czasem człowiek się czuje jakby osobiście siedział w tym lesie po ciemku, ściskając w dłoni prowizoryczną broń. To gra, która zmusza do bycia w nieustannej czujności i właśnie najbardziej męczy oraz przeraża to ciągłe napięcie. Z kolei występujące tu mechaniki są proste i znane, ale na szczęście przy tym nie nudne. Crafting, szukanie surowców czy odblokowywanie umiejętności to coś, co każdy gracz raczej dobrze zna. Jednak gameplay umieszczono w na tyle ciekawej scenerii, że to wszystko wydaje się całkiem świeże.

Ogólnie sam koncept, na którym oparto tytuł, wydał mi się bardzo intrygujący. Mamy tajemniczą plagę, czyli dosyć oklepany motyw, ale deweloperzy podeszli do niego z trochę innej strony. Las, który rozrasta się tak bardzo, że nic ani nikt nie może nad nim zapanować? Przyznajcie, że brzmi to choćby trochę ciekawie.

Na koniec muszę niestety przyznać, że nie jest to pozycja wyjątkowo przystępna. Tytuł sam wspomina, że nikogo nie prowadzi za rączkę, dlatego na początku można czuć się bardzo zagubionym i zniechęconym. Bywa ciężko, ale i tak warto dać tej produkcji szansę. To kawał całkiem dobrej gry.

Scroll to Top