Dlaczego gry przestały cieszyć?

Zdjęcie z gry minecraft przedstawiające kilka bloków dirta, na których siedzi smutny Keanu Reeves

Tego rodzaju sytuacja potrafi niejednego wprawić gracza w co najmniej konsternację. Dziś spróbuję odpowiedzieć z kilku perspektyw na pytanie, czemu gry przestały cieszyć.

Zaraz będziesz grać. Jeszcze tylko wyprostujesz koła, wysiądziesz i jesteś w domu. To był długi dzień w pracy, ale starasz się o tym nie myśleć. Konsola wpłynęła na morze neuronów już od pierwszego polecenia, które miałeś wykonać. Ale to już za tobą, przynajmniej na dzisiaj. Wchodzisz, robisz obiad albo zjadasz co zostało z wczoraj. Jeszcze chwila, trzeba sprawdzić media społecznościowe. Zapomniane awizo, muszę jechać na pocztę.

Jak już idziesz, to może wywalisz te śmieci. A, tak, jeszcze telefon do rodziców, sprawdzić, jak się mają. No ale zrobione, co trzeba. Jesteś znowu w domu, odpalasz konsolę.

I nic. Nie wiesz, w co zagrać, włączasz jakiś losowy tytuł, ale szybko Cię to nudzi. I to po raz kolejny. Ostatnio dzieje się to coraz częściej. To wina gier? Czy to z Tobą jest coś nie tak? Co się stało?

Coś się popsuło

Czemu gry przestały cieszyć? Ile razy zadajesz sobie to pytanie? Czytasz posty na Reddicie, oglądasz jakieś wideoeseje na ten temat? Kolejne darmówki na Epicu, których nawet nie włączasz. Wyprzedaż na Steamie tylko po to, żeby przelać blikiem parę złotych. I na tym koniec.

Gdzieś z tyłu głowy może kołatać ta myśl, że coś się zmieniło. Kwestionujesz własne motywy, szukasz nieraz usprawiedliwień. No tak, teraz kupię na wyprzedaży, ale zagram za jakiś czas, na pewno. Zastanawiasz się, czy to co się teraz z Tobą dzieje to coś, co przychodzi z wiekiem, a wraz z nim szereg kolejnych obowiązków, którymi musisz się zająć. Dla wielu osób może tak faktycznie być. Ale to niejedyny powód. I o kilku z nich przeczytasz w tym tekście.

W mediach społecznościowych jest coraz więcej pytań o ten stan. Dotyczy to zarówno osób żyjących w pojedynkę, jak i tych, które założyły rodziny. Realizują się zawodowo czy pracują gdzieś tymczasowo, tak, żeby się utrzymać. Oczywiście, okoliczności życiowe będą miały w wielu przypadkach znaczący wpływ na to, czemu gry przestały nas cieszyć. Ale co w sytuacji, kiedy tak ogólnie nie jest źle, a jednak nie czujemy tego czegoś?

To już wolę w Hirołsy

Dla niektórych perspektywa grania w nowe tytuły wydaje się bardziej obowiązkiem niż przyjemnością. Czasu wolnego w dorosłym życiu jest coraz mniej. Jeśli góra dwie godziny w ciągu dnia to maks, co mogę wyciągnąć na granie, to nie bardzo uśmiecha mi się poznanie tych wszystkich postaci, mechanik, całego lore. A już w ogóle gry typu open world stają się utrapieniem (o czym możecie poczytać w tekście Kasiki). Gdy robimy sobie szybką kalkulację zysków i strat (a w zasadzie robi ją nasz mózg, do czego wrócę), wychodzi, że nie ma sensu się w to angażować.

Mem przestawiajacy 30 letniego boomera siedzącego przed komputerem otoczonym gadżetami i elementami z gry Heroes 3
źródło: knowyourmeme

To, co pozostaje? Coś, co już jest dobrze znane. Mogę sobie spróbować urozmaicić rozgrywkę, jakoś ją utrudnić, mody też mogą dodać powiew świeżości. Ale to nadal nie jest to. To nie jest do końca to, czego szukam. Jasne, czas upływa mi przyjemnie. Ale to trochę jak jazda samochodem po latach. Gram z automatu, tak jak z automatu jeżdżę.

Nie ma już tego podekscytowania. Może ja bardziej zabijam czas w tym momencie? Równie dobrze mógłbym coś oglądać, scrollować socialki albo nadgonić serial. To nie jest to obcowanie z grami, o które mi chodzi. I w pewnym momencie ta swojskość może też przeszkadzać. Bo czy to znaczy, że wypaliłem się jako gracz? A może problemem są po prostu te wszystkie nowe tytuły?

Jak współczesne gry AAA zniechęcają do grania

Najpierw od trochę innej strony. O dopaminie pewnie większość z czytających słyszała. Problem w tym, że jej funkcja jest trochę źle przedstawiana. Zamiast określać ją mianem cząsteczki przyjemności, lepiej by było nazywać ją cząsteczką motywacji. Te wszystkie wyobrażenia, które mamy w głowie (jak już wrócę z pracy/uczelni, to sobie pogram), napędzane są właśnie przez nią.

Oglądamy trailery, czytamy plotki, widzimy te wszystkie gromkie zapowiedzi. Tytuły AAA są jak premiery filmowe, których nie możemy się doczekać. A nasza dopamina zaczyna skakać. Tym jest de facto hype wokół gier. Podnoszeniem nam poziomu dopaminy.

Grafika promocyjna gry Cyberpunk z wklejonym małym piesełem mówiącym o kurdele bele ale fajnie będzie zagrać w pełni gotową i skończoną grę

A potem przychodzi dzień premiery. I konieczność patcha. I okazuje się, że grafika to nie ta sama jakość co na zapowiedziach. Ta mechanika, na którą tak czekaleś? Przykro nam, może w DLC, może w ogóle, a może w spłyconej formie. 40 godzin rozgrywki? Jasne, ale połowa z tego to zadania typu przynieś x, zabij y. Już nie wspominając o tym, że trzeba lecieć/jechać/biec do tego miejsca przez dobre dziesięć czy piętnaście minut.

Co się dzieje w takim razie z naszą dopaminą? Logiczne by się wydawało, że zwyczajnie wraca do poprzedniego poziomu. Podekscytowałem się, jestem zmotywowany do gry, okazuje się, że dostałem nie to, czego chciałem. I trudno, nie?

Nie do końca. Nasz mózg jest dosyć kapryśny w swojej ekonomii. Zależy mu na tym, aby dobrze rozdysponować zasoby. Z jednej strony, tak aby zrobić coś jak najmniejszym kosztem, z drugiej, aby nie marnować ich niepotrzebnie.

A marnować dopaminy szczególnie nie lubi. I żeby się upewnić, że następnym razem nie dojdzie do takiej sytuacji, wrzuca nas w tak zwany dołek dopaminowy. Jej poziom spada poniżej bazowego. Popadamy w stan dysforyczny, jesteśmy poirytowani, zawiedzeni, napięci. Generalnie jest niefajnie. I od tego momentu stawiamy krzyżyk na gry typu AAA (aż nie zauroczy nas kolejna zapowiedziana produkcja).

Ok, ale to nadal chyba nie wszystko. Zajrzyjmy znowu do mózgu.

Bo przedni zakręt obręczy mi kazał

Będzie tu trochę uproszczeń, z kilku powodów. Po pierwsze, nie chcę Was zanudzać naukowym wywodem. Po drugie, sam, nie będąc neurobiologiem czy neuropsychologiem, wiem o rzeczach podstawowych. Te bardziej subtelne to już działka innych badaczy. Po trzecie – na nasze potrzeby wystarczy tylko kilka rzeczy.

Schematyczny obrazek przedstawiający mózg z zaznaczonym obszarem przedniego zakrętu obręczy
źródło: Wikipedia

Anterior cingulate cortex, czyli przedni zakręt obręczy, to jeden z najczęściej branych pod lupę obszarów mózgu. Trzyma jeszcze sporo tajemnic, ale wydaje się pewne, że odpowiada za zadania, które wymagają od nas poznawczej kontroli.

Ujmując szeroko, dotyczy to takich mechanizmów, które wiążą się z realizacją zadań, szczególnie w przypadku, kiedy dystrakcje i/lub silne rywalizujące motywy działania (np. nawykowe) muszą zostać przezwyciężone. Trochę sensowniejsze wydaje się już kompulsywne sięganie po seriale czy telefon, nie? Tym bardziej, że najpewniej ten ośrodek podejmuje decyzje o tym, czy coś jest warte zainwestowania naszych zasobów, czy też nie.

A jakbyście się zastanawiali, czy to ma związek tylko z grami, to nie martwcie się. Nie tylko z grami. Wiąże się też z relacjami społecznymi.

Downgrade mózgowego CPU 

Możemy założyć, że mamy trzy możliwe warianty:

  • zrobić coś, co wiąże się z dużym zyskiem, ale też dużym kosztem (utrzymam się na trudnych studiach, ale wiem, że jako kardiolog nie będę narzekał na brak pieniędzy);
  • zrobić coś, co wiąże się z niedużym zyskiem i jednocześnie dużym kosztem (ten ktoś mi się podoba, ale pewnie powie, że nie mam szans, po co tracić nerwy i się bać);
  • zrobić coś, co wiąże się z dużym zyskiem, ale z małym kosztem (obejrzę serial, pogram w to, co już znam, posprawdzam, co mi TikTok podeśle).

Być może dla niektórych gry stały się kosztowne poznawczo. Wymagają od nas tak dużego ulokowania zasobów, że zwyczajnie ta część naszego mózgu odpuszcza. I wybiera serial albo grę, którą już dobrze znamy.

Na koniec trzeba powiedzieć, że król jest nagi. Może ktoś z Was czekał, aż za następnym literowym zakrętem padną te słowa. Niektórzy może się ich trochę obawiali. Musimy pogadać o zdrowiu psychicznym.

Nie możesz użyć tej umiejętności, poziom wytrzymałości jest za niski

Gry wideo to zainteresowanie jak każde inne. To już wiemy, nikt z nas nie kwestionuje tego, że można mieć takie hobby. Partycypacja w kulturze graczy, poznawanie historii tytułów i/lub miejsc, w których powstały. Jest się fanem konkretnego gatunku lub gra praktycznie we wszystko. Ma się wspólny język, podobne oczekiwania i łączy nas przyjemność z gier.

Zdjęcie przedstawiające halę sportową wypełnioną osobami oglądającymi turniej w jakąś bijatykę
źródło: gpj

Tylko może być też coś, co nam tę przyjemność odbierze, a co nie musi mieć związku z samą naturą gier, stanem branży czy treściami, które w nich znajdziemy. Być może utrata przyjemności z grania może wynikać z objawów przeżywania epizodu depresyjnego.

Jeśli gry sprawiały Wam radość, ale w pewnym momencie czujecie, że przestały to może być objaw mierzenia się z epizodem depresyjnym. Charakterystycznym jego przejawem jest to, że przestajemy odczuwać przyjemność z robienia czegokolwiek.

Możemy być też zwyczajnie zmęczeni. Dni wypełnione są obowiązkami, dodatkowymi zleceniami, dziećmi, nauką, szkoleniami i tak dalej. Przychodzi wieczór i wielu z Was na myśl o podchodzeniu po raz kolejny do mordowania się z bossem w Soulsach, musi się położyć.

Zdjęcie psa bawiącego się piłką na sznurku z wklejonym paskiem zdrowia w stylu gier typu souls

Czy jeśli gry przestały cieszyć, to tak już będzie zawsze?

Gdy już gramy, to raczej w coś, co znamy. I coś, co nam się kojarzy dobrze. Coś, co wypełniało nam czas zaraz po rzuceniu plecaka na drugą stronę pokoju. Dla starszych mogą to być Simsy i Heroes 3, dla trochę młodszych Minecraft. Co by to nie był za tytuł, to każdy z nich działa jak taki nostalgiczny kocyk, którym okrywamy się po trudnych dniach (o nostalgii możecie poczytać w moim poprzednim tekście).

I wtedy jest trochę lepiej. Gonimy to uczucie, ale w momencie, kiedy kupimy tę konsolę retro, na której graliśmy w wieku 5 lat i okazuje się, że nie ma tego czegoś, na co liczyliśmy, dociera brutalny fakt, że tak teraz wygląda życie. Co nie znaczy, że musimy się tego kocyka pozbyć.

Póki sprawy się nie uspokoją, praca nie ustabilizuje, lista obowiązków nie skróci, dzieci nie usamodzielnią, ten kocyk będzie jeszcze trochę potrzebny. 

Bo może być tak, że to faktycznie etap przejściowy. Dla każdego wygląda on inaczej, ale to, że teraz gry przestały cieszyć nie znaczy, że tak będzie już zawsze. Może trzeba zająć się niektórymi rzeczami, uporządkować pewne sprawy, albo zwyczajnie przeczekać ten czas, aby gry znowu były tym co sprawiało nam radość. Albo udać się z tym do gabinetu specjalisty.

Warto też zadzwonić na 800 70 2222 , czyli numer linii wsparcia dla osób w stanie kryzysu psychicznego.

Scroll to Top