W czasach, w których twórcy prześcigają się w wymyślaniu coraz to bardziej imponujących graficznie gier, miło jest natrafić na tytuł, który przywołuje wspomnienia o kultowych 16-bitowcach i swoją pixelartową stylistyką wywołuje uśmiech sentymentu na twarzy.
Po raz pierwszy gracze mogli zetknąć się z Dandarą w roku 2018, ale coraz więcej o tym tytule mówi się dopiero teraz – po wypuszczeniu aktualizacji Trials of Fear. I to właśnie z nią miałam okazję zapoznawać się przez kilka ostatnich tygodni, czerpiąc z tego naprawdę mnóstwo frajdy.
Surrealistyczne historie
Już od pierwszych sekund gry trafiamy do surrealistycznej krainy, w której… wszystko staje na głowie. Nasza bohaterka przemieszcza się z jednej płaszczyzny na drugą – zawsze skacząc w linii prostej lub po skosie, nigdy chodząc, co jest bardzo ciekawym elementem, wymagającym od gracza odrobiny sprytu i logicznego myślenia.
Zadaniem Dandary – tytułowej bohaterki, którą sterujemy – jest przemierzanie kolejnych zakątków tajemniczej krainy Salt, zwalczanie mniej lub bardziej silnych przeciwników, unikanie niosących śmierć pułapek i… zbieranie soli. To ona zwiększa nasze zasoby i pozwala rozwijać umiejętności tak przydatne na kolejnych, coraz trudniejszych, etapach rozgrywki.
Za stworzenie gry odpowiada brazylijskie studio Long Hat House, które oddaje w ten sposób hołd legendarnej wojowniczce o afro-brazylijskich korzeniach, Dandarze, która w XVII wieku walczyła z niewolnictwem, a po aresztowaniu w 1694 roku wolała popełnić samobójstwo, niż wrócić do życia w niewoli. Jej legenda do dziś pozostaje żywa w pamięci Brazylijczyków i fantastycznie wpisuje się w koncept gry o mistycznej „superbohaterce”, która pragnie uratować swój lud (takich postaci kobiecych potrzebujemy w grach).
Takie gry lubimy
Eksplorowanie kolejnych zakamarków barwnego świata Dandary dostarcza naprawdę ogromnej przyjemności. Wizualnie gra jest przecudowna i oferuje nam pełną paletę różnorodności. Teren wokół nas co jakiś czas się zmienia, dzięki czemu nie ma ryzyka, że szybko znudzimy się pokonywaniem kolejnych przeszkód – bo te co chwilę na nowo nas zaskakują.
Przyjemna dla ucha jest także muzyka, która nie tylko fantastycznie oddaje ducha gry, ale też dostarcza czystej radości z słuchania, raz jeszcze przywołując wspomnienia o kultowych grach czwartej generacji.
Zaletą Dandary jest również warstwa fabularna, choć i bez tej otoczki, która nie jest specjalnie pogłębiona, ten tytuł mógłby się wybronić zarówno warstwą audiowizualną, mechaniką, jak i przyciągającym klimatem.
Tym, co z kolei może przeszkadzać podczas rozgrywki – chociaż akurat to zależy od natury gracza – jest fakt, że w przypadku poniesienia śmierci nasza bohaterka traci całe zebrane zasoby soli, a historia cofa się o kilka minut – do ostatniego punktu zapisu. Dla jednych będzie to frustrujące, dla innych – przyjemnie drażniące. W końcu tak w życiu, jak i w grze, nie może być za łatwo, prawda?
Ja akurat należę do tych, których ambicja i adrenalina napędzają do działania i zachęcają do ponownego zmierzenia się z tymi samymi przeciwnikami, nawet jeśli wymaga to ode mnie cofnięcia się daleko, daleko.
Dla kogo Dandara?
Wydana przez Raw Fury Dandara: Trials of Fear Edition stanowi połączenie nietypowej platformówki z produkcją typu metroidvania (pozdrowienia dla fanów Metroida i Castlevanii!). Jeżeli lubicie tego rodzaju roz(g)rywki, z pewnością nie zawiedziecie się tym, co ma do zaoferowania ten ciekawy tytuł o brazylijskiej duszy. Bo choć Dandara nie jest niczym nowym ani rewolucyjnym w swoim gatunku, to wciąga na długie godziny i nie pozwala się nudzić. A przy okazji wygląda świetnie.
Recenzja Dandara: Trials of Fear Edition powstała dzięki uprzejmości Raw Fury.