Dzięki tej grze odkryłam nową potrzebę – granie w RTS-y.
Bardzo lubię klimaty drugiej wojny światowej. Oczywiście historycznie był to paskudny okres, ale dzieła kultury, których akcja jest osadzona w tych czasach, są zazwyczaj godne uwagi. Partisans 1941 od Alter Games, jak sama nazwa wskazuje, dzieje się w latach czterdziestych, chociaż recenzja gry nie będzie za bardzo nawiązywała do historii. Jest to strategia w czasie rzeczywistym, a my wcielamy się w rosyjskich partyzantów, którzy w mniej lub bardziej spektakularny sposób starają się doprowadzić nazistowskiego wroga do rozpaczy.
Najzwyklejsza fabuła
Nie powiedziałabym, że scenariusz tej gry jest szczególnie interesujący, ale ma sens i nadaje cel naszym działaniom. Głównym bohaterem jest oficer Armii Czerwonej – Zorin. To ultraidealista, który zawsze pomaga słabszym, a każda jego wypowiedź jest podniosłą zachętą do walki. Kiedy Zorin uciekał przed Niemcami, poznał trzech zmęczonych życiem Rosjan, z którymi utworzył grupę partyzancką. I tak rozpoczynamy naszą przygodę.
Tylko po cichu
Większość rozgrywki to organizacja ataków na najeźdźców. Czasem trzeba kogoś zabić, czasem uratować – krąg życia. Jest tu bardzo dużo skradania, co uzasadnia małą liczebność naszej drużyny, szczególnie w stosunku do wielu dobrze wyposażonych niemieckich żołnierzy. Czasami nawet wydawało mi się, że zaryzykuję, nie ma ich tak dużo, tu granacik, tam karabinek – będzie fajnie. Otóż nie. W takich sytuacjach najczęściej zbiegają się wszyscy dostępni na mapie przeciwnicy i jest smutno. Graczowi.
Skradanie jest całkiem przyjemne, jest dużo krzaczków i osłon, do tego jest możliwość śledzenia, na co w danym momencie patrzy dany przeciwnik, są umiejętności do odwracania uwagi… i psy. Te piekielne stwory, które potrafią wywąchać bohaterów z takiej odległości, jak ode mnie do Lublina (czyli daleko). Owszem, jest na nie sposób, bo takiego pieska można zmylić zapachem tytoniu, ale jednak napsuły mi sporo krwi. To pierwsza gra, w której te czworonogi nie są kochane.
Gdzie on z tym mołotowem?
Ale czasem do walki dojdzie – a nawet nie czasem, tylko często – wtedy po prostu staramy się unikać dużych, otwartych starć. Możemy je sobie ułatwić poprzez eliminowanie wrogów po cichu i chowanie ich ciał (iście po asasyńsku), możemy zastawić miny albo pułapki, możemy rzucić granatem (to najpotężniejsza broń, inwestujcie w nią). Możemy też bawić się w Rambo, ale tego rozwiązania nie polecam, bo w najlepszym przypadku kończy się ono uszkodzeniami ciała, a w najgorszym – zgonem całej drużyny i upadkiem rosyjskiej partyzantki. Gra jest trudna, wróg silny, a my słabi.
Czy zdążyłeś już zgłosić trupa?
Sztuczna inteligencja czasami robi zabawne rzeczy, ale bynajmniej nie na naszą korzyść. Mianowicie przy zabójstwie po cichu zostaje ciało. Wydaje dźwięk, gdy upada, a pozostawione – może zostać zauważone przez wroga. Mamy możliwość ukrycia go, ale nie zawsze nam się to udaje. Jeżeli zobaczy je przeciwnik, to zaalarmuje pozostałych. Pozostali zaczną biegać i krzyczeć: „Aufpassen!”, chwilę będą nas szukać, po czym sobie odpuszczą. Aż dojrzy to ciało kolejny osobnik gromady. I kolejny. Każdy, kto zobaczy denata, będzie na nowo wszystkich alarmować. Więc o wiele bardziej opłaca się ciało martwego przeciwnika porządnie ukryć, aby oszczędzić sobie (i nazistom) nerwów.
Oszukiwanie nazistów na zaawansowanym poziomie
Żeby walkę i skradanie urozmaicić, każda postać ma zestaw umiejętności. Na przykład Sanek, nastoletni chłopiec, który mieszkał w okupowanej wiosce, może udawać, że partyzantem nie jest. Dzieciak po prostu nie wzbudza podejrzeń, może nawet bajerować oficerów, żeby całą swoją uwagę skupili na nim. Są też świetne ataki, jak strzał z karabinu, który zawsze trafia, zabójstwo nożem lub bronią palną wszystkich przeciwników w danym obszarze, rzucanie nożem czy usypianie po cichu chloroformem! Umiejętności dają dużą przewagę i bardzo urozmaicają rozgrywkę. Dodatkowo naprawdę satysfakcjonują.
Przed wyruszeniem w drogę musisz zebrać nudną drużynę
No właśnie, jak postaci, to i drużyna, a w przypadku Partisans 1941 to ważny element, więc recenzja gry musi go uwzględnić. Nasza partyzancka grupa operacyjna prawie co misję powiększa się o nowego bohatera. Każdy członek drużyny zbiera doświadczenie i awansuje, co pozwala na wybór nowych umiejętności. Każdy też trochę inaczej radzi sobie z konkretnymi rodzajami broni, co warto mieć na uwadze (na przykład taki Zorin jest tragiczny, jeśli chodzi o karabiny). Postaci jednak są… nudnawe. Każdy jest podniosły do przesady. Raz na jakiś czas usłyszymy jakieś przekomarzanie, ale nie buduje to fajnych, godnych zapamiętania bohaterów. Nawet nazwisko Zorina, którego trzeba brać na prawie każdą misję, wyleciało mi z głowy i musiałam je sprawdzić podczas pisania tego tekstu.
Witam w mojej kuchni
Bardzo przyjemnym elementem jest obóz. Taka baza wypadowa, gdzie zbierają się i rozmawiają sobie członkowie ekipy. Tam też przechowujemy i ulepszamy ekwipunek, zbieramy zasoby i nimi zarządzamy. Odskocznia od dosyć stresujących misji. Na zasadzie: „Wróciliśmy, kilka dni przerwy, będziemy zbierać grzyby na obiad”. Obóz możemy rozbudowywać, tworzymy w nim nowe chatki, które mają różne zastosowania (na przykład w pewnym momencie nie musimy zbierać grzybów, tylko możemy pójść na polowanie). Stamtąd możemy też wysłać naszych podopiecznych na misje, które nie wymagają naszej obecności – mają procentową szansę powodzenia uzależnioną od poziomów postaci. Po takich misjach dostajemy z reguły zasoby i doświadczenie, ale nie mają one realnego wpływu na rozgrywkę. Do obozu przychodzą też zwiadowcy, którzy nas informują, że wydarzyło się X i trzeba pójść na misję D – i wtedy na nią idziemy.
Nie musisz być piękna…
Grafika jest trochę nijaka, ale nie zasługuje to na dłuższe rozważania, bo nie dość, że scenerie nie są powalające, to jeszcze mój nie najlepszy sprzęt zmusił mnie do obniżenia ustawień. Także wygląda lepiej niż niektóre screeny, ale i tak jest szaroburo i zniechęcająco. Postacie prezentują się lepiej , mają swój styl, bo gra nie celowała w hiperrealizm. Ale może dzięki temu chodzi płynnie. Zdarzyło mi się, że dwa, trzy razy wyrzuciło mnie do pulpitu z komunikatem jakiegoś błędu gry, dlatego sugeruję, żeby często ją zapisywać.
… by brzmieć fenomenalnie.
Udźwiękowienie tej gry to jedna z jej najlepszych cech. Wszystko brzmi realistycznie, bardzo mi się też podobała muzyka. Dobrze podkreślała klimat w danym momencie – nakręcała akcję albo ją uspokajała. Głosy postaci też brzmią niczego sobie. Gdy usłyszałam pierwszego niemieckiego żołnierza to – o kurczę! Mówił po niemiecku i to takim niegrzecznym niemiecku. Natomiast wszyscy Rosjanie mówią po angielsku. W stylu brytyjskiej monarchii. Wiem, że w wielu grach główna grupa, niezależnie od narodowości, najczęściej mówi po angielsku, ale gdyby jednak mówili po rosyjsku, to by świetnie oddawało klimat (tak jak w serii Metro, gdzie można grać w jakąkolwiek wersję językową, ale słuchać trzeba wschodnich głosów).
Na koniec
Recenzja gry wymaga podsumowania: jeżeli dawno nie mieliście w garści przyjemnego RTS-a, to Partisans 1941 jest jak najbardziej dobrym wyborem. Nie ma tu walk na wielką skalę, ale nie jest to wadą, bo mimo wszystko wykonujemy operacje partyzanckie. Partyzanci nie mają przeważającej siły, a gra polega na tym, że musimy podejść do walki z większą rozwagą. Jest wymagająca i czasochłonna, ale bardzo satysfakcjonuje.