7 powodów, dla których misja samobójcza z gry Mass Effect 2 jest tak dobra

grafika z gry Mass Effect 2, przedstawia statek zbliżający się do świecącego się na czerwono przekaźnika, na pierwszym planie widać tył statku i dużą świecącą się na czerwono kulę z piorunami, nieco dalej zaś dwa ramiona przekaźnika, górne i dolne, w tle czarna pustka kosmosu

Finałowa misja z Mass Effecta 2 do dzisiaj jest przez wielu uznawana za jedną z najlepszych w historii gier. Czym się tak wyróżnia? Przeanalizujmy, które aspekty misji samobójczej przyczyniły się do tego uwielbienia.

O trylogii Mass Effect słyszał chyba każdy wieloletni gracz i graczka. To jedna z najpopularniejszych serii studia BioWare – space opera z trudnymi wyborami moralnymi, których konsekwencje bywają znane dopiero długo później. Nie jest idealna, ale mimo drobnych mankamentów pokochały ją miliony osób na całym świecie. Zdecydowana większość za najlepszą odsłonę uznaje Mass Effect 2, jako jeden z czynników podając misję samobójczą – czyli ostatnią w grze, gdy lecimy zaatakować bazę Zbieraczy.

Co jednak sprawia, że misja samobójcza nawet teraz, piętnaście lat po premierze, wzbudza tak duży zachwyt? Jako że mamy dzisiaj N7 Day, postanowiłam zebrać w tym artykule siedem powodów, dzięki którym to zadanie zrobiło na nas tak duże wrażenie. Muszę jednak ostrzec, że tekst, z oczywistych względów, zawiera spoilery dotyczące trylogii Mass Effect, a zwłaszcza tytułowej misji samobójczej. Czytacie więc na własną odpowiedzialność.

1. Bierze pod uwagę wybory z całej gry

W wielu grach wybory dokonywane na przestrzeni całej rozgrywki często nie wpływają specjalnie na przebieg finałowej misji. Nie mówię tu o tym, że nie mają żadnego znaczenia, ale że nie zmieniają w żaden sposób tego, jak wygląda ostatnie starcie. Całość sprowadza się do tej jednej, ostatecznej decyzji podejmowanej w kluczowym momencie. Zresztą, przykładu nie trzeba nawet szukać poza serią Mass Effect. W pierwszej odsłonie zawsze możemy Radę albo ocalić, albo poświęcić. Nawet krytykowane szeroko Mass Effect 3 wypada pod tym kątem lepiej, bo w zależności od tego, ile siły bojowej uzbieraliśmy, dostępne mamy albo cztery opcje, albo tylko dwie.

Mass Effect 2 natomiast w dużym stopniu opiera się na tym, co robiliśmy przez całą grę, a dokładniej – czego nie zrobiliśmy. Czy udało nam się zakupić wszystkie niezbędne ulepszenia statku? Wykonaliśmy misje lojalnościowe towarzyszy? Rozwiązaliśmy kłótnie między nimi bez zajmowania jednej strony? No i przede wszystkim, czy ruszyliśmy za porwaną drużyną od razu, czy postanowiliśmy najpierw wyczyścić mapę galaktyki na sto procent?

W misji samobójczej nie da się już naprawić niektórych błędów popełnionych wcześniej w rozgrywce. Jeśli ociągaliśmy się za bardzo, to stracimy część załogi. Gdy jacyś towarzysze nie są nam lojalni, to z dużym prawdopodobieństwem zginą na którymś etapie. Może to wywoływać dwojakie emocje – zarówno satysfakcję, że nasza ciężka praca miała sens, jak i frustrację, gdy nie jesteśmy w stanie polepszyć sytuacji.

2. Mocno wyróżnia się na tle innych zadań

Od razu wiadomo, że misja samobójcza to coś wyjątkowego. Słyszymy o niej praktycznie od początku gry – szanse powodzenia są niewielkie, musimy włożyć masę pracy, by w ogóle do niej dojść. To nie jest kolejne zadanie rekrutacyjne czy misja kurierska. O ile na Illium czy Horyzont lecimy ze świadomością, że po wszystkim bezpiecznie wrócimy, w przypadku ataku na bazę Zbieraczy nie ma tej gwarancji.

To chyba właśnie dlatego misja samobójcza zrobiła swego czasu tak ogromne wrażenie na społeczności graczy. Ten wielki znak zapytania zmuszał do starannego przygotowania i ostrożnego wybierania kolejnych zadań, bo nigdy nie było wiadomo, kiedy coś się wydarzy. Tym bardziej że dwie wcześniejsze misje główne, związane z walką ze Zbieraczami, również pojawiały się nagle i lecieliśmy na nie od razu – nieważne, czy byliśmy przygotowani, czy nie.

Oczywiście w przypadku przelotu przez Przekaźnik Omega-4 to my decydujemy, kiedy dokładnie się to stanie. Nawet po dokonaniu wyboru EDI pyta nas jeszcze raz, czy na pewno chcemy to zrobić, bo nie ma odwrotu. Kto z Was za pierwszym razem nie cofnął się po tym, żeby sprawdzić, czy na pewno wszystko jest na swoim miejscu, niech pierwszy rzuci kamieniem.

3. Z racji wysokiej stawki wywołuje duże emocje

Finałowa misja to majstersztyk pod kątem budowania napięcia, które nie spada nawet na chwilę. Ciągle coś się dzieje, nie mamy też do dyspozycji ręcznych zapisów gry. Jeśli w dalszych segmentach zrobimy coś nie tak, to musimy albo to przełknąć i iść dalej, albo zaczynać od punktu kontrolnego. A, jak pisałam wyżej, i tak nie mamy gwarancji, że uda się to naprawić.

Takie podejście BioWare do sprawy dało nam emocjonalny rollercoaster, na którym nieraz jest nam niedobrze, ale ostatecznie świetnie się bawimy. To dzięki tym wrażeniom misja samobójcza zostaje z nami na długo po tym, jak wyłączymy komputer czy konsolę. Czy mogliśmy coś zrobić lepiej? Jak nasze wybory wpłyną na historię w Mass Effect 3?

4. Daje poczucie kontroli

Chyba większość graczek i graczy lubi w trakcie gry podejmować decyzje, a nie jedynie biec od punktu A do B. Cóż, w misji samobójczej tych pierwszych nie brakuje. Nie wystarczy jedynie wybrać dwóch towarzyszy, którzy z nami pójdą. Ostatnie zadanie w Mass Effect 2 jest złożone i długie, a co za tym idzie, musimy też zadbać o więcej elementów. Na początku będzie nam potrzebny specjalista, który przekradnie się szybem wentylacyjnym i otworzy drzwi. Potem nie obejdzie się bez zdolnego biotyka, by przedostać się przez pomieszczenie pełne Poszukiwaczy (tych małych robaków, co paraliżowały po ugryzieniu). Naturalnie, żeby nie musieć walczyć z całą armią Zbieraczy przyda się też drugi zespół, który odciągnie część wrogów.

To na naszych barkach spoczywa odpowiednie dobranie towarzyszy do każdego z tych zadań. Czy znamy kamratów na tyle dobrze, by wiedzieć, kto gdzie się nada? Nie wystarczy bowiem tylko coś tam umieć biotycznie czy technologicznie – to musi być naprawdę potężna, a najlepiej doświadczona osoba.

5. Ma różne warianty zakończenia

Postawione przed nami zadanie jest jasne – mamy zniszczyć bazę Zbieraczy, za wszelką cenę. To od naszych wyborów zależy, ile dokładnie będzie nas to kosztowało. Możemy bowiem zarówno zachować wszystkich przy życiu (jest nawet za to osiągnięcie!), jak i stracić wszystkich, włącznie z Shepardem. Ba, ostatecznie okazuje się, że nawet nie musimy bazy niszczyć, na czym szczególnie zależy Człowiekowi Iluzji.

Chociaż teraz w sieci pełno jest poradników, w jaki sposób ocalić całą załogę, w momencie premiery gry nie było to tak proste. Wielu graczy (w tym ja) straciło przynajmniej jednego kompana, co naturalnie powodowało chęć powtórzenia gry, a przynajmniej samej misji, by uzyskać lepszy rezultat. Nie da się więc ukryć, że takie podejście do finałowego zadania zwiększa już i tak ogromną regrywalność Mass Effecta 2.

Osobiście byłam zaskoczona, że nawet Shepard może zginąć, jeśli wyjątkowo źle nam pójdzie. Dzieje się tak, gdy pod koniec misji przy życiu pozostał jeden (lub nie pozostał żaden) towarzysz. Wtedy Joker próbuje wciągnąć komandora na pokład, jednak nie udaje mu się i Shepard spada w przepaść. Takiego stanu gry nie możemy oczywiście przenieść do Mass Effecta 3, ale i tak doceniam BioWare, że wzięli sobie własny slogan: „Nikt nie spodziewa się, że przeżyjesz” do serca. Rzadko widzi się takie rozebranie protagonisty z plot armoru.

6. Na koniec odczuwamy faktyczną satysfakcję

Jak już wspomniałam wcześniej, misja samobójcza wyróżnia się na tle pozostałych – nawet w kontekście całej trylogii. Wymaga przygotowań, dobrego rozeznania w tym, co kto potrafi i działania pod presją, także czasową. W końcu specjalista w wentylacji nie przeżyje, jeśli na czas nie otworzymy mu śluz. To prawdziwe wyzwanie, zwłaszcza na wyższych poziomach trudności.

Nie da się jednak ukryć, że mało która misja w Mass Effect 2 daje aż taką satysfakcję po jej ukończeniu. To, na co pracowaliśmy całą grę, zostało wykonane – z lepszym lub gorszym skutkiem. Radość z ocalenia galaktyki będzie oczywiście większa gdy przeżyje cała załoga, a nie tylko połowa, ale nie zmienia to faktu, że udało nam się.

W tej misji nic nie jest łatwe, ani wybór ludzi na odpowiednie miejsca, ani walki ze Zbieraczami. Ale to właśnie ta trudność, ten ciężar spoczywającej na nas misji sprawia, że tak cholernie dobrze czujemy się przy napisach końcowych. Gdyby to była po prostu kolejna liniowa misja, zapewne zapomnielibyśmy o niej po miesiącu. A tak rozmawiamy o niej nawet piętnaście lat po premierze.

7. Idealnie wpisuje się w potrzeby graczy

Być może największym sukcesem BioWare było to, że po prostu doskonale wyczuli pragnienia graczy i graczek. Mieli już sporą bazę fanów skupionych wokół marki Mass Effect, jednak chcieli przyciągnąć też nowe osoby. A jak lepiej to zrobić w gatunku RPG, niż oferując rzeczywiste wybory z faktycznymi konsekwencjami?

Pomijając już sam przebieg misji samobójczej – to, kto przeżyje, a kto nie, ma ciąg dalszy w Mass Effect 3. Po wielu godzinach zżywania się z towarzyszami i pomagania im, perspektywa utraty ich nie jest łatwa ani przyjemna. A nawet patrząc czysto pragmatycznie, powinno nam zależeć na utrzymaniu całej drużyny przy życiu, by w następnej części mieć więcej zawartości. Mass Effect 2 nie byłby nawet w połowie tak dobry, gdyby cała ekipa miała zapewniony bilet do kontynuacji. A tutaj nawet Shepard może zginąć… rzadko widzi się to w seriach opartych o jednego protagonistę.

Podsumowanie i bonus – pełna rozpiska tego, jak w Mass Effect 2 działa misja samobójcza

Na podsumowanie postanowiłam podrzucić jeszcze coś w ramach ciekawostki. Czternaście lat temu, czyli w okolicach premiery gry Mass Effect 2, użytkownik speedemon92 wrzucił na Reddita grafikę przedstawiającą wszystkie zawiłości misji samobójczej od strony czysto technicznej. Jest to schemat przedstawiający wszystkie etapy zadania i jaki wpływ na nie mają poszczególne zmienne.

Źródło: Reddit

Jak możemy wywnioskować z grafiki, największy wpływ na misję ma lojalność towarzyszy i dobieranie właściwych osób do zadań. Czasami warto pomyśleć dwa razy, bo przykładowo, mimo że Jacob sam zgłasza się na ochotnika do przejścia szybem wentylacyjnym, to nietrudno się domyślić, że będzie w tym dużo gorszy niż Tali czy Legion. Choć działa to w dwie strony, bo sama myślałam, że Zaeed ze swoim doświadczeniem w gangu dobrze poprowadzi drugi zespół. Cóż… nie wyszło to najlepiej.

Mass Effect 2 ma już ponad piętnaście lat, a mimo tego misja samobójcza nadal pozostaje jedną z moich ulubionych. Lubię do niej wracać, choć znam już drogę do ocalenia wszystkich na pamięć. Jeśli natomiast Wy jeszcze jakimś cudem tego nie zrobiliście, to na co czekacie? Alternatywnie możecie skorzystać z grafiki wyżej i zrobić sobie ciekawy challenge, by zabić tylko jednego towarzysza, ewentualnie dwóch. A uwierzcie, że czasami bywa to trudne do zrobienia.

Wszystkie zrzuty ekranu pochodzą z Mass Effect Wiki.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top
Verified by MonsterInsights