Wina i pokuta. Do mrocznego, opanowanego przez fanatyzm religijny świata zabierze Was recenzja gry Blasphemous.
Wyobraźcie sobie świat, którego wszyscy mieszkańcy otrzymali okrutną karę za popełnione grzechy. Do takiego miejsca zabiera nas gra Blasphemous. Akcja produkcji toczy się w fantastycznej krainie zwanej Orthodoxią, gdzie religijny fanatyzm i zabobony są na porządku dziennym. Trudno jednak nie być religijnym, kiedy siła wyższa zwana Cudem (The Miracle) pozamieniała twoich bliźnich w zdeformowane, krwiożercze bestie. Dlatego cała nadzieja na lepsze jutro pokładana jest w głównym bohaterze, który spróbuje odkupić wszystkie winy i uwolnić mieszkańców Orthodoxii od tragicznego losu. Czy warto dać tej produkcji szansę? Na to pytanie spróbuje odpowiedzieć moja recenzja gry Blasphemous.
Zanim zaczniemy chcę jednak zaznaczyć, że Blasphemous to chyba moja pierwsza gra soulslike w karierze. Dlatego jeśli będę opisywać tutaj jakieś oczywistości znane starym wyjadaczom, proszę przyjąć je z przymrużeniem oka.

Pikselowe witraże
Od razu przyznam się, że do sięgnięcia po Blasphemous najbardziej zachęciła mnie oprawa graficzna tej produkcji. Gra wyróżnia się bowiem ciekawym połączeniem piksel artowej stylistyki oraz inspiracji czerpanych z katolickiej estetyki. Dlatego większość postaci wygląda jakby się wyrwała ze średniowiecznego witraża czy obrazu. Znajdziemy tutaj nawet wyraźne nawiązania do różnych związanych z chrześcijaństwem dzieł sztuki, przykładowo do Piety Michała Anioła. Podobny religijno-duchowy klimat swego czasu zachęcił mnie do sięgnięcia po grę Afterparty.

Dodatkowo wszystko w Blasphemous okraszone jest dosyć mroczną paletą barw. Sporo tutaj szarości, brązów, królewskiej purpury czy butelkowej zieleni. Poza tym detale postaci i lokacji po prostu cieszą oko. Warto jeszcze do tego dodać dopracowane animacje i mamy oprawę wizualną, która jest nie tylko przyjemna estetycznie, ale może się też pochwalić wyjątkowością.
Nie można też nic zarzucić Blasphemous pod względem udźwiękowienia. Wszystko gra i buczy, a ścieżka dźwiękowa podkręca doświadczenia. Ponadto polecam granie z oryginalnym hiszpańskim dubbingiem. Jeszcze bardziej umila to rozgrywkę. Można się poczuć jak hiszpański inkwizytor.

Sama modlitwa tutaj nie pomoże
Blasphemous to produkcja typu soulslike, dlatego nic dziwnego, że poziom trudności jest tu dosyć wysoki. To też metroidvania, więc czeka nas sporo eksploracji świata. A gramy jako skromny Pokutnik (The Penitent One), który na początku podróży ma tylko miecz. Bronią możemy śmiało wywijać i blokować ataki, a z czasem otrzymamy możliwość różnych ulepszeń. Ponadto broń przyda się przy wspinaniu po pionowych płaszczyznach.
Bardzo podoba mi się sposób, w jaki katolickie motywy zostały wplecione w gameplay. Specjalne ataki nazywane są modlitwami, a koraliki do różańca zapewniają kolejne umiejętności i efekty. Nasz miecz nazywa się Mea Culpa i ulepszamy go przy ołtarzach. Pewna postać jest w stanie poświęcić nasze przedmioty. Znajdźkami są relikwie. I tak dalej, i tak dalej.

Ciekawą mechaniką jest zbieranie tak zwanych fragmentów winy (Guilt Fragment). Pojawiają się one w miejscu, gdzie ostatnio wyzionęliśmy ducha i możemy je zebrać. A raczej powinniśmy, bo inaczej każdy kolejny fragment będzie coraz bardziej ograniczał pasek z maną. Winy także możemy pozbyć się w specjalnych konfesjonałach, ale będzie to kosztowało punkty doświadczenia. A, i jeszcze muszę wspomnieć, że gdy odradzamy się przy check poincie, widać animację z protagonistą niesionym przez kilka aniołków. Bardzo urocze.

Masz mój miecz i mój hełm, i mój różaniec
Oczywiście mniej uroczy są przeciwnicy, którzy stają nam na drodze. Ponownie w ich designie widać inspirację katolickimi motywami. Dlatego możemy dostać łomot od lewitujących biskupów albo zostać znokautowanym wielkim krzyżem. Niektórzy przeciwnicy są nie tyle trudni do pokonania, co irytujący. Ponadto sporą rolę w gameplayu grają walki z bossami. Ci nie dość, że wyglądają czasem przerażająco, to potrafią porządnie przyłożyć. Jeśli chcemy przetrwać, musimy odkryć ich słabe punkty i nauczyć się schematów ich ataków.
Na szczęście gra jest tak dobrze zaprojektowana, że nawet kolejne porażki z rzędu nie wywołują nadmiernej frustracji. Z każdej śmierci można wyciągnąć wnioski i walczyć dalej.

Poza tym z biegiem czasu jesteśmy nie tylko sprytniejsi, ale i lepiej uzbrojeni. Nasza broń dostaje coraz to ciekawsze ulepszenia, a my znajdujemy kolejne specjalne przedmioty. A te z pewnością przydadzą nam się w walce. Blasphemous zdecydowanie nie jest produkcją, którą można ukończyć, biegnąc i wywijając wirtualnym mieczem na oślep. W rozgrywce przyda się cierpliwość, umiejętność obserwacji i odpowiednio dobrana taktyka. Kiedy jednak się powodzi, satysfakcja jest ogromna.

Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina
Jeśli chodzi o warstwę fabularną, to Blasphemous nie prowadzi osoby grającej za rączkę. Jesteśmy wrzucani w sam środek tego specyficznego świata i sami musimy rozgryźć jego tajemnice. Fragmenty lore zbieramy, rozmawiając z postaciami, czytając opisy przedmiotów, czy po prostu przyglądając się otoczeniu. Blasphemous może pochwalić się ciężkim, wręcz przygnębiającym klimatem.

Głównym motywem fabuły jest wina i pokuta, o czym przypomina wszystko – od growych mechanik po historie poszczególnych bohaterów. Nawet sam protagonista jest nieco odarty z własnego charakteru czy sprawczości. Jako jedyny ocalały ze swojego zakonu niemal zawsze samotnie musi stawiać czoła zagrożeniom. Ponadto nie usłyszymy jego głosu, gdyż złożył on śluby milczenia. The Penitent One jest nie tyle herosem, co narzędziem w rękach jakiejś siły wyższej. Jak widać, nie ma on nawet imienia, ponieważ rola, jaką odgrywa w tym świecie, jest o niebo ważniejsza niż jego osobista droga czy historia. Pod względem gameplayu dostajemy protagonistę uniwersalnego, z którym łatwo się utożsamiać. Z kolei fabularnie ten zabieg dodaje tej historii dramatyzmu i klimatu.

Blasphemous to całkiem dobre przedstawienie fanatyzmu religijnego. To opowieść o świecie tak zafiksowanym na punkcie winy, kary i upokorzenia, że wpadł w błędne koło i nie może odnaleźć spokoju. Muszę przyznać, że z każdą kolejną godziną zabawy warstwa fabularna fascynowała mnie coraz bardziej. Twórcom udało się stworzyć intrygujący świat pełen postaci o smutnych, ale zajmujących historiach. Jeśli nie przeszkadza Wam tak duża dawka dramatyzmu i tragizmu, być może opowieść snuta przez Blasphemous przypadnie Wam do gustu tak bardzo jak mi.

Doświadczenie niemal religijne, czyli ogólne wrażenia z Blasphemous
Wygląda na to, że Blasphemous przykuł moją uwagę charakterystyczną oprawą wizualną, ale to dzięki całej reszcie zupełnie skradł serce. To kawał dobrej platformówki. Możemy pozwiedzać mroczne kościoły, skolekcjonować relikwie czy spuścić łomot figurom religijnym. Oczywiście nie będzie łatwo, ale satysfakcjonujący gameplay dużo wynagradza.
Ponownie pochwalę też fabułę i klimat gry. Świat przedstawiony intryguje i zachwyca. Wszystko w tej skomplikowanej układance jest na swoim miejscu: od wyglądu postaci przez sposób, w jaki mówią, aż po ich charakter i historię. Twórcom udało się stworzyć naprawdę spójną i nietuzinkową produkcję. A historia, którą opowiada Blasphemous, potrafi zmusić do refleksji. Nawet jeśli to będą dosyć przygnębiające rozmyślania. Nie jest to prosta gra ani pod względem rozgrywki, ani przedstawianych w niej motywów, ale zdecydowanie warto dać jej szansę.

