Zostałam detektywką i żałuję. Scene Investigators – recenzja gry

Obrazek dotyczący gry Scene Investigators, przedstawia miejsce zbrodni. To pokój w mieszkaniu, dookoła panuje nieład, na podłodze jest obrys ciała.

Nie chciałam gry detektywistycznej prowadzącej za rączkę, więc dostałam taką, która mnie porzuciła po drodze. Może mam za swoje? O tym, jak frustrująca bywa praca śledczego, przeczytacie w recenzji Scene Investigators.

Jestem nałogową pożeraczką podcastów kryminalnych, a granie w gry detektywistyczne zawsze mnie ekscytuje. Co prawda, na ogół większość informacji koniecznych do rozwiązania zagadki podają jak na tacy, ale to mnie nie zniechęca. W związku z tym Scene Investigators miałam na radarze już od dawna. Bardzo ciepło wspominam poprzednią grę EQ Studios (The Painscreek Killings), między innymi za to, że pozwala na naprawdę swobodną eksplorację. Nie tłumaczy za dużo, ale jednocześnie mimo licznych niedoróbek jest sprawiedliwa i nie zmusza gracza do domyślania się w zagadkach – czasami bywa wręcz nazbyt oczywista. Miałam więc nadzieję, że następna gra studia – skupiona już bardziej na samym analizowaniu miejsc zbrodni, a nie na elemencie fabularnym – naprawi błędy poprzedniczki. Liczyłam na produkcję nieco mniej naiwną i bardziej wymagającą. Ta recenzja odpowie na pytanie, czy Scene Investigators te oczekiwania spełniło.

Obrazem z gry Scene Investigators. Przedstawia miejsce zbrodni. To mieszkanie w nieładzie, na podłodze widnieje obrys ciała.

Uważaj, czego sobie życzysz

Scene Investigators to gra, która obiecuje bardzo dużo. Ma być symulatorem przyszłego detektywa, który w ramach egzaminu wstępnego wkracza w odtworzone miejsca zbrodni i odpowiada na pytania związane z popełnionym przestępstwem. Według twórców liczy się w niej przede wszystkim spostrzegawczość i umiejętność logicznego rozumowania. Ostrzegają oni bowiem, że nie każde miejsce zbrodni zawiera wszystkie dowody konieczne do poznania odpowiedzi. W związku z tym czasami jedynym wyjściem będzie wnioskowanie dedukcyjne na podstawie znalezionych poszlak.

Sama idea brzmi świetnie, ale i niebezpiecznie. Nietrudno się domyślić, że żeby taki system zadziałał, trzeba naprawdę dobrze zaprojektować miejsce zbrodni i zadbać o to, aby żaden szczegół nie wprowadzał gracza w błąd. Niestety właśnie w tej kwestii Scene Investigators kuleje najbardziej. Bywa wręcz bezlitosne we wprowadzaniu szczegółów, które nie mają najmniejszego sensu albo przeczą sobie wzajemnie i wprowadzają ogromny zamęt.

Można się tu pokusić o stwierdzenie, że to celowe i całkiem uzasadnione. Przecież realne miejsca zbrodni nie są projektowane od linijki i na pewno często są pełne sprzeczności. Pozostaje jednak pytanie, w jaki sposób grać w produkcję, która od gracza wymaga logicznego wnioskowania, a sama momentami nieszczególnie trzyma się jakichkolwiek zasad logiki.

Obrazek przedstawiający potencjalny dowód w sprawie. To otwarty portfel, w środku widać prawo jazdy jakiegoś mężczyzny.

Tak dobrze się zapowiadało

Sama formuła gry w teorii bardzo mi odpowiada. Zostajemy wrzuceni do zamkniętego obszaru, na przykład mieszkania, w którym zostało popełnione jakieś przestępstwo, a naszym zadaniem jest zbadanie wszystkiego dookoła, odsianie materiału dowodowego od rzeczy nieistotnych i odpowiedzenie na pytania dotyczące zbrodni. Jednym słowem: dostajemy wszystko, czego fan gier detektywistycznych mógłby zapragnąć. Brzmi jak raj dla tych, którzy gry o Sherlocku Holmesie mają już ograne, albo szukają czegoś mniej sfabularyzowanego.

Choć tego nie lubię, to przymykam oko na gry detektywistyczne umieszczające gracza w obszarze ewidentnie zaprojektowanym wyłącznie z myślą o zagadce. Szybko nuży mnie bieganie po miejscach, w których nie da się znaleźć niczego poza dowodami. Rozumiem jednak, że w większości przypadków takie uproszczenia mają sens i eliminują frustrację. W Scene Investigators obiecano mi swobodę, więc byłam podekscytowana perspektywą eksplorowania czyjejś przestrzeni życiowej. Chciałam dłubać w paragonach, czytać maile i sprawdzać czy domownicy na pewno podlali wszystkie roślinki. Nie przeszkadzało mi, że koniec końców wiele z tych rzeczy nie będzie miało znaczenia, bo liczył się sam proces.

Zbieranie materiału dowodowego

W tym aspekcie Scene Investigators początkowo spełniało moje oczekiwania, więc wtedy myślałam, że ta recenzja zarysuje tytuł w bardziej pozytywnym świetle. We wczesnych fazach gry zmieniałam się w gorączkowo notującego gremlina grzebiącego w każdym napotkanym koszu na śmieci. Szybko okazało się jednak, że eksploracja jest mocno ograniczona.  Do części pomieszczeń nie ma dostępu, większość szuflad i szafek jest zamknięta, a i przedmiotów, z którymi można wchodzić w interakcje, nie ma szczególnie dużo. W niektórych sprawach materiału dowodowego jest jak na lekarstwo. To nie tylko frustrujące przy szukaniu rozwiązania zagadki, ale i mało satysfakcjonujące na etapie zbierania informacji.

Z ilością bywa różnie, to prawda, ale jak jest z jakością materiałów? Ano tak, że niektóre dowody są niestety mało wiarygodne i trudno je traktować poważnie, a tym bardziej wnioskować na ich podstawie o popełnionej zbrodni. Artykuły w prasie najczęściej są bardzo naiwne i infantylne, i zwyczajnie trudno jest uwierzyć, że ktoś miałby takie teksty drukować. Wypowiedzi części osób zupełnie nie przystają do pełnionego przez nie urzędu.

W jednej ze spraw można na przykład przeczytać komunikat od komendanta policji. Uprasza on funkcjonariuszy, żeby nie pili alkoholu w godzinach pracy, chyba że są akurat na przerwie na lunch – wtedy mogą bez problemu pić w biurze. Takie pozwolenie jest uargumentowane tym, że praca policjanta jest stresująca, a komendant rozumie, że alkohol jest dobrym sposobem na uregulowanie trudnych emocji. Po przeczytaniu tej notatki nie byłam pewna, czy powinnam rzewnie zapłakać, czy się zaśmiać. Wiedziałam jednak, że warto, by ta recenzja Scene Investigators o niej wspomniała.

Zrzut ekranu z gry Scene Investigators. Widnieje na nim notatka pozostawiona przez komendanta policji, dotycząca zakazu picia alkoholu w czasie pracy.

Diabeł tkwi w szczegółach

Tak jak wspominałam, Scene Investigators szczyci się również tym, że do rozwiązania zagadek będzie graczom potrzebna duża doza spostrzegawczości i umiejętność logicznego łączenia faktów. No i tutaj też bywało różnie. Czasami naprawdę czułam dużą satysfakcję z zauważania prawidłowości i łączenia wątków, które pozornie były ze sobą niezwiązane. Zdarzały się sprawy, w których można było po nitce dotrzeć do kłębka, dopowiadając sobie po drodze szczegóły i analizując okoliczności.

Kiedy wreszcie udawało mi się złapać wspólny język z grą, znajdowałam kolejne dowody i czułam, że faktycznie idę w dobrą stronę, to wchodziłam w tryb domorosłego detektywa i bawiłam się doskonale. Szczególnie przyjemnie spędzało mi się czas przy jednym ze scenariuszy, który wydawał mi się bardzo dopracowany, logiczny i spójny. Gdy po godzinie smażenia neuronów dotarłam do wszystkich odpowiedzi, czułam się naprawdę usatysfakcjonowana.

Częściej bywało jednak tak, że po zbadaniu wszystkich szczegółów dochodziłam do wniosku, że nie mają one żadnego sensu, albo wręcz wzajemnie sobie przeczą i miałam ochotę rwać włosy z głowy. Czasami gra oczekiwała zwrócenia uwagi na ślady butów, ale innym razem wzięcie ich pod uwagę mogło wprowadzić w błąd. Zdarzało się, że należało coś wywnioskować z trajektorii lotu kuli, ale już interpretowanie rozbryzgów krwi czy położenia ciała nie miało sensu. Przez większość gry brakowało mi przede wszystkim względnej konsekwentności w konstrukcji zagadek. Rozumiem, że nie wszystko musi być przydatne, ale żeby dobrze się bawić, wolałabym, aby przynajmniej mi nie przeszkadzało. Takie niespójności szczególnie przeszkadzają, jeśli części informacji mam się domyślić na drodze dedukcji.

W zasadzie można powiedzieć, że dostałam to, czego chciałam. Zagadki w Scene Investigators zdecydowanie okazały się bardziej wymagające niż te w The Painscreek Killings. Do satysfakcji mi niestety daleko.

Na obrazku widnieje dowód w sprawie: to butelka z lekami, które zostały podane ofierze i doprowadziły do zgonu.

Klasówka z miejsca zbrodni

Gdy już wszystkie informacje na temat ofiar, osób podejrzanych i okoliczności popełnionego przestępstwa zostaną zebrane, nie pozostaje nic innego, jak tylko dokonać syntezy danych i odpowiedzieć na pytania testowe. Tu też czuję pewnego rodzaju niedosyt. Rozumiem, że to ma być symulacja, która tylko sprawdza, czy nadajemy się na detektywa. Jednak nie mogę się oprzeć wrażeniu, że w Scene Investigators przeszłam przez jakiś beznadziejnie skonstruowany proces rekrutacyjny.

Niby o coś mnie pytali, niby mogłam na to wszystko odpowiedzieć, ale nie do końca rozumiałam, jak to się ma do pracy, o którą się ubiegam. Wiele pytań miało niewiele wspólnego z prowadzeniem śledztwa. Nie było tu mowy o motywach mordercy czy o relacji między ofiarą a podejrzanym. Zdarzały się za to pytania o to, kto siedział na którym krześle podczas kolacji. Odnosiłam przez to wrażenie, że moim celem wcale nie jest dotarcie do prawdy, tylko wypełnienie kwestionariusza, który nie sprawdza niczego konkretnego.

Chciałabym jednak zwrócić uwagę na jedną rzecz, która mi się w tych testach podoba – trzeba samemu wpisać imię podejrzanej osoby, zamiast wybierać kogoś z gotowej listy. Jest to o tyle przyjemne, że trudniej jest strzelać na ślepo i faktycznie musimy znać poprawną odpowiedź. Minus jest niestety taki, że gra nie do końca tłumaczy, w jaki sposób należy wprowadzać dane. Czy wystarczy pseudonim, albo czy można wprowadzić samo imię, czy trzeba też nazwisko? Na te pytania nie da się jednoznacznie odpowiedzieć, bo Scene Investigators jest w tym niekonsekwentne. Czasem wystarcza imię, czasem trzeba wpisać dwa imiona i nazwisko. Po raz kolejny widzę więc element, który w założeniu jest naprawdę świetny, ale wykonanie jest fatalne i odbiera radość z gry.

Zrzut ekranu z gry Scene Investigators. Są na nim przedstawione pytania egzaminacyjne, które gracz musi wypełnić na koniec każdego etapu.

Rosnąca frustracja

Jeśli chodzi o ten nieszczęsny kwestionariusz, to wisienką na zgniłym torcie są wzajemnie ze sobą połączone zagadki. Jedna ze spraw jest niemożliwa do rozwiązania, jeśli nie ominiemy tymczasowo ostatniego pytania i nie przejdziemy do następnego etapu. Nie jest to w żaden sposób zasygnalizowane przez grę, a późniejsze poziomy nie są już w ten sposób skonstruowane. Jedynie tym wypadku sami musimy się domyślić, że jedną z zagadek należy ominąć i wrócić do niej później. Kiedy obiecywano mi, że gra nie będzie mnie prowadzić za rączkę, to przyznam szczerze, że nie spodziewałam się, że będzie to też obejmowało wyjaśnianie zasad.

Po godzinie męczenia się z niemożliwym pytaniem moja frustracja była na tyle duża, że poprosiłam kogoś o sprawdzenie szczegółów w internecie. Nie chciałam sobie niczego zaspoilerować, ale jednocześnie czułam się bezradna w obliczu zagadki, do rozwiązania której ewidentnie czegoś mi brakowało. Wierzcie mi, z desperacji wpisałam na listę podejrzanych nawet psa.

Okazało się, że spędziłam cały ten czas, kręcąc się w kółko. Co prawda, znalazłam element, który trochę mnie naprowadził na to, że zagadki mogą się łączyć. Jednak nie przyszło mi do głowy, żeby jedno pytanie zwyczajnie ominąć i iść dalej. Nie chciałam się przecież poddawać bez walki. Ta sytuacja była chyba moim największym rozczarowaniem w całej tej przygodzie. Seria połączonych ze sobą scenariuszy kryminalnych dziejących się na przestrzeni kilkunastu lat to przecież doskonały pomysł. Aż trudno nie zapłakać nad potencjałem, który tkwi w samej idei, a który został stłamszony przez niejasne zasady, mgliste wskazówki i nieintuicyjnie zaprojektowane zagadki.

Na obrazku widnieje plakat osoby zaginionej, młodej dziewczyny. Obok podstawowych informacji przedstawiono także postarzone zdjęcie, które pokazuje jak dziewczyna mogłaby wyglądać obecnie.

Zbyt realistyczny symulator? Scene Investigators – finalne wrażenia z gry

Scene Investigators jest bardzo ambitnym projektem, który ma dobre założenia, ale wymaga jeszcze bardzo dużo pracy. W obecnym stanie jest frustrujący i rozczarowujący, chociaż ma segmenty, które wyszły mu zaskakująco dobrze. Gra wzbudzała we mnie uczucia podobne do tych, które towarzyszą mi często przy wizytach w escape roomach. Każda kolejna sprawa wzbudzała ciekawość i chęć rozwiązania tajemnicy. Myślę, że to dobry start, ale same intrygujące zagadki nie wystarczą, żeby utrzymać uwagę graczy.

Nie tracę wiary w EQ Studios, bo pomysły mają ciekawe. Niestety, chyba tym razem ugryźli więcej, niż byli w stanie przeżuć. Nic dziwnego, bo idea, którą postanowili wcielić w życie była tak złożona, że niemal niemożliwa do sensownego wykonania. Przedstawione sprawy kryminalne może i są interesujące, ale wypadają mało realistycznie. Przeczące sobie wzajemnie szczegóły często wybijają z immersji. Sam proces syntezy informacji, który mógł być tu najmocniejszym filarem rozgrywki, jest męczący i niespójny. Z bólem serca – nie polecam Scene Investigators, chyba że ma się anielską cierpliwość i nerwy ze stali.

Scroll to Top
Verified by MonsterInsights