Na wysoki połysk. Serial Cleaner – recenzja gry

Kadr z gry Serial Cleaner

Jak zatrzeć ślady po krwawym morderstwie? Serial Cleaner próbuje odpowiedzieć na to pytanie, a moja recenzja osądzi, czy zrobił to dobrze. 

Serial Cleaner to oldskulowa skradanka prosto od polskiego studia Draw Distance. Wcielamy się w niej w tytułowego Czyściciela – mężczyznę, który sprząta miejsca zbrodni. Warto zaznaczyć, że nie robi tego w żaden sposób legalnie, bowiem jego najważniejszym zadaniem jest pozbycie się dowodów, krwi i zwłok. Krótko mówiąc – w grze musimy zrobić wszystko, by policja nie mogła pójść tropem mordercy, po którym sprzątamy. Całość obserwujemy z perspektywy izometrycznej, a gra osadzona jest w estetyce lat siedemdziesiątych. Brzmi to całkiem intrygująco, ale moja recenzja udowodni, że Serial Cleaner nie wykorzystał całego swojego potencjału. 

Wiosenne porządki

Gameplay jest dosyć prosty do opanowania. Na każdej mapie musimy odnaleźć i usunąć konkretną liczbę zwłok oraz dowodów zbrodni. Naszym zadaniem jest często również wyczyszczenie podłogi z plam krwi przy użyciu specjalnego odkurzacza. W osiągnięciu tych celów przeszkadzają nam policjanci, gangsterzy czy ochroniarze. Możemy się przed nimi chować w interaktywnych elementach środowiska, jak kosze na śmieci, doniczki czy szafy, a także odwracać ich uwagę dźwiękami – włączoną kuchenką mikrofalową, radiem czy alarmem. Mamy również do dyspozycji „Zmysł Czyściciela” – funkcję, która sprawia, że możemy przyjrzeć się całej mapie, a nie jedynie wycinkowi, który jest w zasięgu wzroku głównego bohatera. Co ciekawe, mimo że sprzątamy po mordercach, sami nie jesteśmy w stanie uciec się do przemocy. Żadnych zabójstw czy nawet ogłuszenia przeciwnika – działać trzeba pacyfistycznie.

W grze Serial Cleaner na wagę złota są spryt, umiejętność korzystania z interaktywnych elementów oraz znajomość zwyczajów przeciwników.

Żółte elementy można przesuwać by np. blokować drogę przeciwników.

Muszę przyznać, że jest coś satysfakcjonującego w tej grze – odhaczanie kolejnych ciał i dowodów z listy oraz czyszczenie podłogi z krwi dają jakieś poczucie dobrze spełnionego obowiązku. Sprawia to, że Serial Cleaner z początku wciąga i przykuwa do ekranu, ale im dalej w las, tym więcej znużenia. Co z tego, że wykonywanie kolejnych zleceń satysfakcjonuje, skoro wkrótce zdajemy sobie sprawę, że mapy są do siebie dosyć podobne, a jedyna różnorodność, to zmiana ułożenia elementów środowiska po każdej naszej porażce.

Brudna (i żmudna) robota

Serial Cleaner przez to bardzo szybko nuży. Po kilku godzinach satysfakcja z szorowania podłóg z krwi i chowania dowodów gdzieś wyparowała i zastąpiły ją frustracja i obojętność. Miałam poczucie, że twórcy poszli po linii najmniejszego oporu, próbując urozmaicić rozgrywkę jedynie losowym rozłożeniem elementów po każdej porażce gracza. Sprawiło to, że gameplay wydawał się chaotyczny, nieprzemyślany, zrobiony na pół gwizdka. Paradoksalnie: coś, co powinno urozmaicać grę, sprawiło, że stała się nudna i męcząca.

Gra z wyłączonym Zmysłem Czyściciela wygląda całkiem ładnie.

Uroku rozgrywce na szczęście dodają wszelkiego rodzaju wyzwania, czyli tryby modyfikujące niektóre mechaniki. Przykładowo możemy ograć planszę bez Zmysłu Czyściciela, w ograniczonym czasie czy z nielimitowaną ilością krwi do czyszczenia. Jedno wyzwanie oferuje granie „po pijaku” – ekran faluje, a ruchy naszego protagonisty wydają się niezdarne. Owe tryby w istocie nieco ubarwiają rozgrywkę, ale niestety są tylko i wyłącznie drobnym urozmaiceniem.

Nawet obecny w Serial Cleaner system dnia i nocy nie dodaje zbytnio pikanterii. Dla wyjaśnienia: gra, korzystając z naszego adresu IP, „wie”, która jest godzina, i w zależności od niej plansze wyświetlają się w trybie nocnym lub dziennym. Rzeczywiście – czasem łatwiej ukryć się pod osłoną nocy, ale koniec końców jest to zbędny dodatek. Miałam wrażenie, że powstał on jedynie, by podwoić liczbę osiągnięć za wykonane zlecenia. Nawiasem mówiąc, same osiągnięcia kolekcjonowałam niemal chorobliwie i fakt zebrania wszystkich kostiumów czy wykonania 20 zleceń za dnia sprawiał, że gra wydała mi się nieco przyjemniejsza.

Serial Cleaner w wersji “po pijaku”.

Ale Serial Cleaner generalnie nie był najprzyjemniejszym doświadczeniem, co ta recenzja wyraźnie ukazuje. Nie mogę go zupełnie wyrzucić do kosza, ale jeśli się na niego zdecydujecie, robicie to na własną odpowiedzialność. Mimo że gra i tak była dosyć krótka, uważam, że powinna być jeszcze krótsza. Albo lepiej zaprojektowana. Albo mniej nużąca.

Krwawe lata siedemdziesiąte

Za to jedną z większych zalet gry jest oprawa audiowizualna. Produkcja ma całkiem ciekawą kolorystykę – pełną pastelowych odcieni czerwonego, pomarańczowego czy beżowego. Grafika jest prosta, kreskówkowa. Styl jest spójny i przemyślany, a przede wszystkim miły dla oka. Ścieżka dźwiękowa też jest niczego sobie. Główny motyw muzyczny wpada w ucho, a utwory, które słyszymy w kilku lokacjach, to przyjemne disco. Oprawa audiowizualna Serial Cleaner może nie zrobiła na mnie piorunującego wrażenia, ale jest na pewno jednym z najlepszych elementów produkcji. 

Nie mogło zabraknąć ikonicznych filmów z lat 70.

Estetyka lat siedemdziesiątych niemal wylewa się z ekranu. Widać to nie tylko w grafice czy muzyce, ale również niektórych rozwiązaniach gameplayowych. Poszczególne misje są wzorowane na rzeczywistych zbrodniach, a znajdźki, takie jak kostiumy dla głównego bohatera czy dodatkowe misje, wprost nawiązują do popularnych filmów z tego okresu.

Chcę teraz skupić się na tych ostatnich. Mianowicie z dodatkowych zleceń kilka wyjątkowo zdobyło moją sympatię.

Zwłoki kosmitów posprzątamy w kantynie prosto z Gwiezdnych Wojen, krew zetrzemy na statku kosmicznym, na którym ewidentnie grasował Obcy, a dowodów zbrodni pozbędziemy się na planszy nawiązującej do filmu Mechaniczna pomarańcza. Z kolei poziom wzorowany na średniowiecznych klimatach prosto z filmu Monthy Python i Święty Graal był skromny, ale dopięty na ostatni guzik. I najbardziej przypadł mi do gustu. Było coś satysfakcjonującego w rzucaniu zwłok na pożarcie krwiożerczemu królikowi czy chowaniu do kieszeni świętego granatu ręcznego.

Misja inspirowana filmem Monthy Python i Święty Graal.

Czyściciel też człowiek

Wbrew pozorom warstwa fabularna Serial Cleanera jest warta uwagi. Główny bohater prezentuje się nam nie jako morderczy psychopata, jakimi są pewnie seryjni mordercy, po których sprząta, ale jako człowiek, który chce po prostu odwalić robotę i wrócić do domu. Tam zaś czeka na niego matka, z którą łączy go ciepła i kochająca relacja, tak kontrastująca z krwawą profesją syna. Sam protagonista zdaje się odcinać od własnego zawodu, złośliwie komentuje znajdowane dowody zbrodni, okazuje współczucie ofiarom i ma swoje zasady moralne, których stara się trzymać. Poza tym fabuła od czasu do czasu serwuje nam jakiś drobny, złośliwy dowcip, który sprawia, że gra o kimś, kto usuwa ślady brutalnych zbrodni, staje się całkiem lekką historią. Jest jednak w tej grze coś mrocznego i (nie zdradzając wiele) szemrane działania protagonisty odbiją mu się czkawką.

Gra wydaje się nie traktować samej siebie zbyt poważnie, co bardzo doceniam. Mówimy w końcu o historii kogoś, kto sprząta po mordercach – fabularny skręt w stronę przesadnie mrocznych i patetycznych tonów mógł się zdarzyć, ale na szczęście twórcy uderzyli raczej w lżejsze tony.

Zbrodnia (nie)doskonała

Serial Cleaner jest grą, która na papierze brzmi całkiem ciekawie. W końcu sam koncept – człowieka sprzątającego miejsca zbrodni w otoczce lat siedemdziesiątych – to nietuzinkowy pomysł z ogromnym potencjałem. Niestety granie w tę produkcję jest jak obserwacja maratończyka, który potknął się na ostatniej prostej i do mety musiał się już doczołgać. Mogło z tego wyjść coś naprawdę dobrego, a wyszło takie sobie.

Twórcy będą jednak mieć szansę się zrehabilitować. W produkcji jest kontynuacja gry o nazwie Serial Cleaners. Tym razem odwiedzimy lata dziewięćdziesiąte, a misje będą nawiązywać do twórczości Tarantino. Premiera planowana jest na ten rok, ale aktualnie nie mamy konkretnych informacji. Być może w sequelu twórcy poprawią wszelkie wady i wycisną z tego nietuzinkowego pomysłu wszystko, co najlepsze.

Jedna z misji fabularnych.

Reasumując – czy mogę polecić komuś grę Serial Cleaner? I tak, i nie.  Z pewnością jest to ciekawa produkcja, która może przynieść wiele radości – zwłaszcza jeśli interesuje Was estetyka lat siedemdziesiątych i sam koncept gry. Myślę, że fani gatunku true crime też znajdą coś dla siebie.
Ale sięgacie po Serial Cleaner na własną odpowiedzialność i mam nadzieję, że moja recenzja pomoże Wam zdecydować, czy warto dać temu tytułowi szansę.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Scroll to Top