Najsłynniejszy detektyw wstąpił do kultu? Sherlock Holmes: The Awakened – recenzja gry

Sherlock Holmes The Awakened

Co tym razem próbuje zabić Sherlocka i Watsona? Ta recenzja gry Sherlock Holmes: The Awakened nie powie Wam tego wprost, ale dowiecie się czy warto przekonać się o tym na własnej skórze.

Sherlock Holmes i dr John Watson zostają wezwani, aby zbadać serię tajemniczych zniknięć. Śledztwo szybko prowadzi ich do odkrycia, że za tajemniczymi zniknięciami stoi coś o wiele bardziej zagadkowego niż początkowo przypuszczali, powiązanego z kultem Cthulhu! W trakcie rozgrywki napotykają różnorodnych bohaterów i antagonistów, każdy z własnymi motywacjami i tajemnicami. Rozwiązując kolejne etapy śledztwa, odkrywają coraz więcej skomplikowanych połączeń i zaplątanych wątków, prowadzących ich do finalnego rozwiązania.

Za tę produkcję odpowiedzialne jest studio Frogwares, które od 2002 roku zajmuje się grami z serii Sherlock Holmes. Ich ostatnim wydaniem z tej kolekcji jest Sherlock Holmes: Chapter One, o którym już pisaliśmy i zarówno nam, jak i innym graczom przypadł do gustu. Czas więc wyruszyć na nową detektywistyczną przygodę, którą przygotowali twórcy!

Sherlock Holmes przy pomniku Arthur Conan Doyle w grze Sherlock Holmes: The Awakened

Warto zaznaczyć, że Sherlock Holmes: The Awakened to remake gry o tym samym tytule z 2007 roku, w którą nie grałam, więc moja recenzja nie będzie zawierać porównań do oryginału. Głównym założeniem odświeżenia tej części było poprawienie grafiki, ulepszenie modeli postaci oraz dodanie nowych łamigłówek i opowieści. Wybrałam tryb „mistrz dedukcji”, który odpowiada średniemu poziomowi trudności.

Screen z oryginalnej wersji gry

Dokąd tym razem, doktorze Watson?

Początek fabuły rozpoczyna się tym, co większość z nas kocha najbardziej w tej serii, czyli pięknym, deszczowym Londynem i wspaniałym brytyjskim klimatem. Zaczynamy dość standardowo, ale nie na długo. Szybko przeniesiemy się do innych lokalizacji, na których zróżnicowanie nie można narzekać w tej części. Odwiedzimy między innymi port rybacki Londynu, podejrzany szpital psychiatryczny, piękny Nowy Orlean, mroczne bagno, starą latarnię morską oraz tajemniczy świat związany z mitami Cthulhu.

Sherlock Holmes i Watson w łodzi na bagnie w grze Sherlock Holmes: The Awakened

Klimat we wszystkich lokalizacjach jest świetnie oddany. Szczególnie podobało mi się odwzorowanie Nowego Orleanu, który daje nam najwięcej swobody poruszania i przyjemnego eksplorowania w różnych dzielnicach. Duży plus za sporą liczbę kotów, duży minus za brak możliwości głaskania ich. To jak postawienie mi przed twarzą ciastka, którego nie mogę zjeść!

Sherlock Holmes i kot w grze Sherlock Holmes: The Awakened

Jednocześnie takie zróżnicowanie świata wiąże się z odebraniem brytyjskiego stylu, do którego przywykliśmy przed odświeżeniem serii. Czy nad tym ubolewam? Tylko trochę. Jestem ogromną fanką londyńskich uliczek, w których kryją się zagadki do rozwiązania. Jednak twórcy skutecznie nam to zrekompensowali ciekawymi miejscami i urozmaicili rozgrywkę. Sceny między rozdziałami i przedstawienie nowych lokalizacji są zrobione w ładny sposób. Pod względem graficznym jest to zdecydowanie udany remake i to jedyne, co jestem w stanie porównać z poprzednią wersją bez grania w nią.

Co mają wspólnego Cthulhu i Holmes? Mają tyle samo liter

Żartowałam, nie mają, o ile nie napiszecie tego z błędem. Jeśli jesteście fanami horroru lovecraftowskiego lub gier takich jak Call of Cthulhu czy Lust from Beyond, to ta część zdecydowanie przypadnie Wam do gustu. Nie da się przejść obojętnie między panującym w tej części klimatem grozy związanym z wprowadzeniem elementów mitologii Cthulhu. W porównaniu do innych gier tej serii The Awakened ma zdecydowanie najbardziej przerażający akcent.

Także sama fabuła jest o wiele bardziej mroczna. Przyznam szczerze, że ja nie jestem fanką takiego nastroju w grach, ale to już kwestia osobistych odczuć. Sam wątek Cthulhu uważam za dobrze poprowadzony, nie jest na siłę wepchany do gry, lecz umiejętnie do niej wpleciony. Doceniam, że jest to tylko element fabuły i nie absorbuje całej rozgrywki, co mogłoby zepsuć oryginalny klimat serii Sherlocka.

Elementy mitologii Cthulhu

Możecie się rozejść, nie ma tu nic do shipowania

Fani tej serii szczególnie cenią sobie wyjątkową relację, którą mają Sherlock z Watsonem. Nazywana także pieszczotliwie „bromance”. Zarówno ich wspólna dynamika, jak i różnice w charakterach spowodowały, że zawsze wyczekujemy ich błyskotliwych wymian zdań i docinek. I niestety pod tym względem coś zawiodło w tej części. Poza nielicznymi momentami Watson tutaj jest jak darmowe DLC do gry, na widok którego się cieszysz, a jak już je pobierzesz, to okazuje się zestawem tapet i soundtracku. Powiedziałabym nawet, że jego obecność często mnie denerwowała. Szczególnie kiedy zastawiał mi przejścia albo setny raz słuchałam tych samych dialogów, które włączały się przy szukaniu innych dowodów.

Odniosłam wrażenie, że w tej części bohaterowie naszego ukochanego bromansu ogólnie mało ze sobą rozmawiają. Brakowało mi ich wspólnych konwersacji chociażby między rozdziałami, aby podsumować bieżące śledztwo. Jeśli szukacie typowo Sherlocko-Watsonowego humoru, to niestety muszę Was rozczarować, w tej części go nie znajdziecie.

Watson stojący na ofierze zbrodni

Z pustego i Sherlock nie naleje. Co poszło nie tak z mechaniką gry?

Niestety nie mamy tutaj do czynienia z wieloma różnorodnymi mechanizmami. Głównym urozmaiceniem jest słynny „pałac myśli” Sherlocka. Poza nim nie możemy się spodziewać fajerwerków. Czasem spotkamy się z kłódką do otworzenia lub kodem do wpisania. Większość gry polega na zwykłym łączeniu faktów, szukaniu wskazówek i rozmawianiu z mieszkańcami. Szukanie odpowiedzi wśród lokalnego społeczeństwa bywa naprawdę nużące i momentami irytujące. Kiedy zaczynają mówić, że nie mogą nam pomóc, to niestety nie możemy się ani ruszyć i odejść od nich, ani pominąć tego dialogu. Co bywa bardzo denerwujące, kiedy do przepytania czeka nas spora ilość osób. U wszystkich musimy posłuchać do końca każdego zdania, nawet jeśli nie mają dla nas żadnych informacji.

Kolejny element, który po czasie zaczynał mnie wyprowadzać z równowagi, to przeszukiwanie pomieszczeń. Przy średnim poziomie trudności „mistrz dedukcji” w porównaniu do najłatwiejszego trybu „młody detektyw” nie są podświetlane miejsca do zbadania. Co w tym przypadku wiązało się z klikaniem na wszystko, co ma szanse zawierać użyteczny dowód. I tutaj pojawił się problem, szczególnie w małych pomieszczeniach. Gdy klikałam na konkretny przedmiot, często włączały się dowody już przeze mnie zbadane, te, które znajdowały się za moimi plecami. Albo co gorsze, po raz setny odpalał się jeden i ten sam dialog Watsona.

Watson w oryginalnej wersji gry

Dlatego nie jestem przekonana do możliwości ponownego przyglądania się odkrytym już miejscom z poszlakami. Wolę, kiedy sprawdzone już ślady zostają wyłączone z użytku, a wysnute z nich wnioski znajdują się w dzienniku, aby móc do nich wrócić w każdej chwili.

Gdyby opisywać gry memami, to Sherlock Holmes: The Awakened byłoby rysunkiem konia

Kojarzycie mem z pięknie zaczętym rysunkiem konia, a skończonym przez jakiegoś czterolatka? Jeśli tak to idealnie zrozumiecie moje wrażenia z tej gry. Szczególnie odczuwalny w tej części jest nierównomierny balans między rozdziałami. W początkowych etapach gry nie jest to zauważalne, lecz im dalej w las, tym niestety poziom spada. W rozdziale piątym zostajemy zarzuceni ogromną ilością dowodów, niektóre z nich nawet nie są użyteczne. Z kolei od rozdziału szóstego gwałtownie się to zmienia, aż do końca ósmego, finałowego i liczba poszlak ograniczona jest do minimum. Ostatnie trzy rozdziały są także dużo krótsze niż te z początku. Wpływa to niestety na rozgrywkę do tego stopnia, że koniec nie jest już tak przyjemny, jak początek. Można odnieść wrażenie, jakby tytuł ten był kończony na szybko i brakuje mu dopracowania.

Mem z ładnie narysowanym koniem tylko w połowie

W lutym 2023 roku pisaliśmy o problemach twórców, którzy zmuszeni byli opóźnić premierę The Awakened. Frogwares to ukraińskie studio gier, a okres przygotowania tego tytułu przypadł na czas nasilenia rosyjskiej agresji wobec Ukrainy. Możliwe, że istnieje bezpośredni związek między spadkiem jakości konkretnego etapu gry a trwającą wojną. Na pewno jest to ciężki czas dla twórców. Niewykluczone, że przyczyniło się to do dowiezienia trochę gorszego zakończenia.

Menu postaci i wybioru ubrań

Czas pakować walizki i jechać do deszczowego Londynu? Sherlock Holmes: The Awakened – finalne wrażenia

Mimo mojego narzekania nie uważam tej części za złą. Zdecydowanie bardziej z tej serii wolę Chapter One, The Devil’s Daughter lub Crimes and Punishments. Jednak nie mogę powiedzieć, że bawiłam się źle w trakcie ogrywania tego tytułu. Ma on swoje wady, ale jeśli jesteście fanami tych gier, to zapewne przymkniecie na nie oko i nie przeszkodzą Wam one w cieszeniu się rozgrywką. Natomiast jeśli do tej pory nie mieliście styczności z tym uniwersum, a chcielibyście zacząć, to nie polecam tej części na start. Radzę wybrać jedną z trzech gier wymienionych przeze mnie powyżej. Jeśli przypadną Wam do gustu, to dopiero wtedy zabierzcie się za The Awakened jako uzupełnienie Sherlockowych przygód!

Nie mogę też powiedzieć, że czuję się rozczarowana tą częścią gry, bo rozumiem ciężką sytuację twórców. Podziwiam ich za pracę w trudnych warunkach. Nie jestem zrażona do tej serii i nadal z niecierpliwością będę czekać na kolejne części. Trzymam kciuki za studio Frogwares!

Ta recenzja Sherlock Holmes: The Awakened powstała dzięki uprzejmości platformy GOG.com.

Sherlock w świecących okularach na bagnie
Scroll to Top