W ostatnich miesiącach w branży coraz częściej widać niepokojący trend do wydawania gier z licznymi błędami lub niedopracowaną optymalizacją. Nie ominęło to też Starfielda.
Od Cyberpunka 2077 przez Hogwarts Legacy po Starfielda – premierowe tytuły jeden po drugim zaskakują nas różnorodnymi bugami. Powoli wyłania się z tego dość niepokojący trend. Sugeruje on, jakoby deweloperzy traktowali graczy jako testerów, którzy sami płacą za dostęp do gry. Nic więc dziwnego, że Starfield, mimo ogólnie dobrej jakości technicznej, spotkał się z krytyką za niepełną optymalizację i różne błędy. Wczesny dostęp nie obył się, podobnie jak w przypadku RPGa w świecie Harry’ego Pottera, bez braku pełnej optymalizacji oraz problemów z wydajnością, które nagle magicznie naprawił release patch. W obu przypadkach czekający na te tytuły fani musieli dopłacić za wcześniejszą możliwość ogrania ich. Tylko po to, by potem nieraz nie móc cieszyć się grą przez niedopracowane lub nienaprawione elementy.
Niepokojem napawa tutaj jednak nie sama obecność bugów w grze, a odpowiedź szefa działu wydawniczego, Pete’a Hinesa, który powiedział GamesIndustry.biz, że:
Moglibyśmy stworzyć grę bezpieczniejszą, mniej zbugowaną, mniej ryzykowną, jeśli tylko byśmy chcieli. Ale zależało nam na poczuciu wolności u gracza. Tak, zdarzy się, że twój towarzysz stanie zbyt blisko twojej postaci, jednak wolność, którą w zamian otrzymujesz, i rzeczy, które się dzieją, kochamy i akceptujemy.
Niestety to nie jedyny komentarz, jakiego dyrektor wydawniczy udzielił w tej sprawie. To właśnie ten poniższy rozsierdził fanów w sieci:
Oczywiście, że są bugi. Ale czy to psuje twoje wrażenia? Czy może jednak dostajesz spójną, zabawną grę, w którą po prostu nie chcesz przestać grać i z nią eksperymentować?
Czy Waszym zdaniem Pete Hines ma rację i gracze powinny zignorować błędy w grze?
Jeśli szukacie informacji o Starfieldzie, sprawdźcie nasze kompendium.