Krótka historia o tym, jak pokochałam te dwie gry.
Portal i Portal 2 zawsze były tytułami, które gdzieś przewijały się w tle mojego gamerskiego życia. Słyszałam o nich pochlebne opinie, znajomi grali i wychwalali, ale mnie do tych produkcji za bardzo nie ciągnęło. Pewnego dnia to się zmieniło. Kupiłam Portal 2 trochę impulsywnie – na steamowej wyprzedaży za jakieś grosze – po czym gra kurzyła się na wirtualnej półce, czekając na moje łaskawe spojrzenie. Kiedy wreszcie ją zainstalowałam, zakochałam się niemal od pierwszego wejrzenia. Natychmiast zakupiłam pierwszą część (do tej pory nie wiem, dlaczego przechodziłam je achronologicznie) i zdałam sobie sprawę, że znalazłam nowe tytuły do wpisania na listę moich najukochańszych gier.
Dobre lepszego początki
Jednak czym jest seria Portal i dlaczego skradła moje serce? Są to produkcje autorstwa studia Valve, łączące w sobie cechy gier logicznych i platformowych. W pierwszej grze z serii sterujemy losami Chell – kobiety, która pewnego dnia budzi się w jednym z pomieszczeń w tajemniczym kompleksie badawczym Aperture Science Enrichment Center. Wita nas sztuczna inteligencja GLaDOS (Genetic Lifeform and Disk Operating System), która informuje, że jesteśmy zobowiązani do przechodzenia kolejnych pomieszczeń testowych. Ostatni test ma się zakończyć spaleniem testowanego, więc nic dziwnego, że naszym najważniejszym celem jest ucieczka. W ciągu rozgrywki będziemy przeciskać się przez boczne korytarze, sterylne pomieszczenia testowe i tym podobne lokacje. Właściwie tyle trzeba wiedzieć, jeśli chodzi o fabułę, bo uważam, że w pierwszej części jest tylko tłem do nietuzinkowej mechaniki, a nie najważniejszym elementem tytułu. Absolutnie nie odbiera jej to jakości, bo mimo że historia brzmi dosyć sztampowo, to jest napisana całkiem zgrabnie.
Zdecydowanie największą zaletą tych gier jest gameplay. Nawet w pierwszej, „uboższej” części robi on spore wrażenie. Zasady rozgrywki są właściwie banalnie proste: mamy przyrząd zwany portal gunem, który wystrzeliwuje jeden z dwóch dostępnych portali: niebieski lub pomarańczowy. To, który portal będzie pierwszy, nie ma znaczenia, bo działają naprzemiennie – po prostu w jeden wchodzimy, a drugim wychodzimy. Przejścia możemy umieszczać na gładkich powierzchniach znajdujących się w różnych miejscach. W lokacjach jest ich sporo, jednak gra nie daje nam możliwości umieszczania portali absolutnie wszędzie. Dodam jeszcze, że za pomocą portal guna można także podnosić przedmioty. Z biegiem czasu mechanik pojawia się coraz więcej. Najpierw korzystamy z jednego portalu, potem dostajemy dostęp do kolejnego, później przychodzi czas na przyciski, skrzynki, wieżyczki obronne i inne elementy, które pomagają lub przeszkadzają nam w przechodzeniu kolejnych testów.
W gruncie rzeczy gameplay Portalu wydaje się mało urozmaicony, wręcz ubogi, jednak w tej prostej, ale dającej wiele możliwości mechanice, jest mnóstwo potencjału. Myślę, że właśnie to sprawia, że produkcja studia Valve jest tak dobra i tak wciągająca. Czasem rozgrywka bogata w przeróżne, skomplikowane mechaniki potrafi przytłoczyć swoim przepychem – w Portalu została zachowana harmonia między prostotą a różnorodnością. Jak już wspominałam, rozumiem, dlaczego twórcy tak bardzo skupili się na innowacyjności gameplayu, a fabułę potraktowali raczej jako miły dodatek. Pierwszy Portal traktuję bardziej jak eksperyment, zabawę z niecodzienną konwencją niż pełnoprawną rozgrywkę. Zwłaszcza że jest dosyć krótki – przeszłam go w mniej niż 8 godzin, a wcale nie uważam się za orła gier logicznych. Bo można tę produkcję zamknąć w ramach gatunku gry logicznej – sporo mamy tutaj główkowania, przewidywania, zabawy z fizyką i rozwiązywania zagadek. Mimo że każde pomieszczenie testowe niejako zmusza nas do wykonania konkretnych czynności w ustalonej kolejności, to jest w Portalu mały margines dla wesołej kreatywności graczy. Gra jest dość liniowa, a mimo to daje namiastkę możliwości przechodzenia jej na własny sposób. Pod względem oprawy audiowizualnej tytuł zestarzał się bardzo dobrze, to jest – wcale. Grafika może nie jest wybitnie imponująca, ale na pewno nie kłuje w oczy i nie daje po sobie poznać wieku. Udźwiękowienie również sprawdza się świetnie a piosenka, którą usłyszymy podczas napisów końcowych, zostaje na długo w pamięci.
Dwa razy więcej, dwa razy lepiej
Oprawa audiowizualna drugiej części z serii jest jeszcze lepsza. Znane już lokacje zostały graficznie doszlifowane i cieszą oko. Portal 2 wychodzi z klaustrofobicznej przestrzeni pomieszczeń testowych i prowadzi nas w boczne korytarze, biura czy inne pomieszczenia znajdujące się w tym dziwnym ośrodku badawczym.
Jeśli gameplay w pierwszym Portalu powala na łopatki prostotą połączoną z kreatywnością, to Portal 2 poszedł o krok – a nawet pięć – dalej. Druga gra z serii jest zdecydowanie bogatsza w mechaniki. Jednym z nowych elementów zmieniających przebieg naszego testowania są wszelkiego rodzaju żele. Żele, po których możemy ślizgać się z większą prędkością. Żele działające jak trampolina. Żele przypominające farbę, która zwiększa powierzchnię, na której możliwe jest stawianie portali. Do wyboru, do koloru. Muszę docenić twórców za tempo, w jakim dawkują nowości. Kolejne mechaniki pojawiają się niemal w idealnym momencie – nie zdążyłam się dobrze znudzić poprzednią, ale następna nie przytłaczała nowością. Nigdy nie miałam poczucia, że zbyt długo męczę się z jedną mechaniką, czy nie jestem gotowa na nowość zmieniającą zupełnie zasady gry.
To sprawia, że Portal 2 nie nudzi oklepanymi motywami oraz nie zniechęca przez zmuszanie grającego do nieustannego uczenia się na nowo. Druga część jest dwa razy dłuższa niż jej poprzedniczka, ale właśnie to dobrze wyważone tempo sprawia, że długość nie nuży. Wręcz przeciwnie – po napisach końcowych wciąż czułam pewien niedosyt. Na szczęście Portal 2 umożliwia nam jeszcze tryb kooperacyjny i możliwość przechodzenia znanych nam już testów na czas. Pewnie to właśnie ta prostota gameplaya – ale i jego ogromne możliwości – sprawia, że Portal 2 tak wciąga i fascynuje. Poza tym odniosłam wrażenie, że tu pole do popisu jest większe niż w pierwszej grze z serii. Pomieszczenia testowe można przechodzić za każdym razem nieco inaczej i choć nie są to zupełnie inne ścieżki, to dają jednak jakieś poczucie wolności.
Portal 2 to jedna z moich ulubionych gier i szczerze mówiąc, trudno znaleźć mi w niej jakieś poważne wady. Mogłabym się przyczepić do warstwy czysto technicznej, bo w momencie, gdy przejście lokacji wymaga wręcz zegarmistrzowskiej precyzji, każdy błąd czy glicz odczuwa się dwa razy mocniej. Jednak tych potknięć było na tyle mało, że wciąż uznaję Portal 2 za grę bardzo bliską ideału.
Jest też tą produkcją, która połączyła tworzenie portali z ciekawie rozwiniętą fabułą. Historia nie jest już tylko tłem, ale gra równorzędną rolę z gameplayem. Nasza bohaterka (ponownie Chell, znana już z poprzedniej części) budzi się z długiego snu tylko po to, by zobaczyć, jak wszystko wokół niej zamienia się w chaos. Sztuczna inteligencja o imieniu Wheatley oferuje jej pomoc w ucieczce z kompleksu Aparture. Brzmi to identycznie jak historia znana z poprzedniej produkcji, jednak tym razem nie musimy mierzyć się z tym dziwnym ośrodkiem badawczym sami.
Moje serce zdecydowanie skradła relacja między protagonistką a naszym największym wrogiem, czyli sztuczną inteligencją zwaną GlaDOS. Nieczęsto widzę w grach aż dwie interesujące postacie żeńskie po obu stronach barykady, więc fabuła Portal 2 jest miłą odmianą. Główna bohaterka pozwala nam spojrzeć na ten nieprzyjazny, skomplikowany świat swoimi oczami, dając jednocześnie wrażenie niezależnego zwiedzania wirtualnej rzeczywistości oraz poczucie kierowania postacią z konkretnym charakterem – Chell jest zdeterminowana, skora do buntu, a czasem nawet dowcipna. Mogę porównać ją do Gordona Freemana, protagonisty innej mojej ukochanej serii, czyli Half-Life. Ta dwójka, mimo że przez cały czas jest niema i zależna od decyzji gracza, stała się dla mnie niemal ikonicznymi charakterami.
Drugą arcyważną i niezwykle intrygującą bohaterką jest oczywiście GlaDOS – sztuczna inteligencja zmuszająca nas do przechodzenia kolejnych testów. Można ją nazwać antagonistką, bowiem zaczyna jako żądna zemsty, zimna siła czyhająca gdzieś w tle i pociągająca za sznurki. Wraz z rozwojem historii poznajemy ją lepiej. Relacja między Chell a GlaDOS to coś fascynującego. Z jednej strony mamy małomówną kobietę, która po prostu robi to, co musi, a z drugiej sztuczną inteligencję, która nie szczędzi złośliwych uwag. Myślę, że właśnie to odwrócenie ról, czyli stworzenie chłodnej, wręcz obojętnej postaci ludzkiej oraz tak ekspresywniej sztucznej inteligencji sprawia, że ich relacja jest tak fascynująca. Panie w pewnym momencie historii są zmuszone do współpracy i skutkuje to świetnie napisanym rozwojem charakteru.
Zaskakująco, postacią, która przechodzi wewnętrzną zmianę, jest GlaDOS. Sam fakt, że to „ta zła” dostała więcej czasu ekranowego, jest niecodzienny, jednak ten wątek wyszedł twórcom śpiewająco. GlaDOS zbliża się do nas – zarówno graczy, jak i samej Chell – przez co możemy poznać jej słabości i zobaczyć w niej kogoś więcej niż tylko bezwzględną sztuczną inteligencję. Jest to taka postać (już nieraz widziana w popkulturze), która chowa swoje cieplejsze uczucia pod maską złośliwości i oziębłości. Ta maska z biegiem fabuły może nie opada, ale przynajmniej lekko się przesuwa i pozwala nam zerknąć na GlaDOS z jej bardziej ludzkiej strony. Ba, okazuje się nawet, że jest w stanie współczuć Chell, czy bronić ją przed złośliwościami innych sztucznych inteligencji.
GlaDOS nie jest jednak jedyną interesującą postacią. Wheatley pomagał nam od samego początku, oferował nie tylko informacje na temat obiektu testowego, ale również dowcipne uwagi wypowiadane z charakterystycznym brytyjskim akcentem. Sporo papla bez celu, za co często przeprasza, bywa niezdarny i przeuroczy. Doceniam fabułę Portal 2 za tę warstwę humorystyczną, bo wprowadza idealny balans do gry, w której nieustannie ktoś czyha na nasze życie. Urok Wheatleya i złośliwość GlaDOS dodają sporo luzu do tej z pozoru poważnej historii.
Nie chcę oczywiście za dużo zdradzać, ale fabuła Portal 2 pozostaje innowacyjna do samego końca. W ostatniej scenie został odwrócony pewien znany i wytarty schemat. Co więcej, wszystkie emocjonalne fundamenty, sukcesywnie wylewane praktycznie od samego początku historii, w jej finale są podporą dla niezwykle wzruszającego efektu. Po raz kolejny napisy końcowe raczą nas piosenką i podczas gdy ta na koniec pierwszej części wpadała w ucho, to Want You Gone zostaje na długo nie tylko w głowie, ale i w serduszku.
Portal i Portal 2 to tytuły, do których zawsze będę podchodzić z bardzo ciepłymi uczuciami. Obie te produkcje odbieram jako gry bliskie ideału – z innowacyjnym, wciągającym gameplayem, dopracowaną oprawą audiowizualną i z fabułą, która zostaje na długo w pamięci. Razem z serią Half-Life są to jedne z moich ulubionych gier produkcji studia Valve. Pewnie nieraz jeszcze do nich wrócę z wielką radością. Żałuję jedynie, że tak długo zwlekałam z graniem, ale lepiej późno niż wcale, prawda?